sobota, 7 maja 2016

Ból...

 Czkawka był zły i rozgoryczony. Nie tym ,że dał się tak łatwo złapać, nie tym ,że pięciu potężnych Łupieżców ciągnęło go po ziemi niczym worek z zepsutymi rybami, nie miał nawet żalu ,że prawdopodobnie zaraz zginie...Największą złość czuł na samego siebie, za to ,że nie zdołał ocalić ukochanej. Przywołał w myślach wspomnienie Astrid i prawie załkał z żałości. Dziewczyna wyglądała makabrycznie. Oczywiście dla Czkawki zawsze była piękna, ale teraz chodziło mu o jej rany. Na myśl o tym, jakim trzeba być potworem żeby zmasakrować tak bezbronną dziewczynę, aż trząsł się ze złości. Wartownicy trzymali go w silnym uścisku, z głową równolegle do podłogi. Domyślał się ,że chcą wyprowadzić go na zewnątrz. Niestety domyślał się również kto będzie tam na niego czekał...
 Już po chwili Łupieżcy wyszli z nim na pozbawione gwiazd, nocne niebo i rzucili na ziemię. Podniósł się szybko i zamachnął ręką, ale wiedział ,że bez miecza, który stracił chwilę wcześniej, nie ma najmniejszych szans jakkolwiek się obronić. Spojrzał więc w bok, na związanego olbrzymią ilością lin Szczerbatka łypiącego groźnie na trzymających go wikingów. Czkawka wyprostował się, a w jego zielonych jak trawa w lecie oczach zatańczyły złowróżbne iskierki wściekłości. Nie bacząc na nic już miał rzucić się na strażników, ale usłyszał za plecami znajomy głos...
-Proszę, proszę, proszę, któż to do nas zawitał? czy to możliwe żeby sam wódz najpotężniejszego klanu na archipelagu zdecydował się oddać mi pokłon? Poddać się? Oddać mi smoki?- chłopak łypnął na niego groźnie, ale Albrecht roześmiał się, wciąż ku niemu zmierzając-Czyli jednak nie! A więc co skłoniło tak wielkiego wodza do przybycia do naszej skromnej wysepki?-jego słowa ociekały jadem i zuchwałością- Zdaje mi się ,że wiem. Powiedz drogi Czkawko, gdzie podziewa się twoja ukochana?
Młody wódz nie wytrzymał i rzucił się na Albrechta z pięściami, ale tamten znów się zaśmiał i smagnął go swoim mieczem. Napierśnik był ukośnie rozdarty, a spod niego wypływała ciemna, lepka maź. Czkawka padł na ziemię a z bólu aż zakręciło mu się w głowie. Mimo to chwiejnie wstał na nogi i z niebywałym uporem w oczach zmierzył wodza Łupieżców groźnym spojrzeniem
-Spróbuj jeszcze raz ją tknąć, to uduszę cię gołymi rękami-zagroził.
Jego wróg uniósł miecz nad głowę i parsknął
-Nie sądzę byś miał okazję synu Stoicka.
Klinga z przerażającym świstem opadała na Czkawkę, ale coś jej przeszkodziło. Nim zdążyła przepołowić młodego wikinga, uderzyła w nią kula pomarańczowego ognia, odpychając od siebie zarówno Albrechta jak i Czkawkę. Zdezorientowany wojownik odwrócił się i ujrzał swoją własną matkę siedzącą w pełnym dostojeństwie na Chmuroskoku i atakującą strażników trzymających Szczerbatka. Smok był już wolny i wzbił się w powietrze. Albrecht wstał i zaczął krzyczeć na swoich ludzi, by otrząsnęli się z otępienia. Syn nowo przybyłej ciągle był oszołomiony, nie zdolny się nawet poruszyć. Jego najgorszy wróg chwycił topór jednego z Łupieżców i ponownie na niego natarł, ale i tym razem nie było mu dane uczynić tego, czego pragnął chyba najbardziej....zabicia Czkawki. Valka w porę dostrzegła opłakane położenie syna i skierowała w tamtą stronę Chmuroskoka, zwinnie uchylając się od bełtów strzał. Pochwyciła na wpół przytomnego syna za pasek od zbroi i wzbili się w górę, odlatując szybko w stronę Berk. Szczerbatek leciał pod nimi, zerkając nie spokojnie na swojego jeźdźca. Był smutny ,że jego przyjaciel doznał obrażeń, a on nie umiał go przed nimi uchronić, ale miał też inny powód. Wojowniczka, która jak nikt rozumiała go po chwilowej stracie Czkawki, która pocieszała go, łączyła się z nim w bólu, latała z nim i jako jedyna została jego przyjaciółką w równym stopniu jak Czkawka, dalej tkwiła sama w zapewne obskurnej celi i z tego czego Szczerbatek zdołał się domyślić z wyrazu twarzy rannego przyjaciela, nie było z nią najlepiej. We czwórkę oddalali się ile sił w smoczych skrzydłach zarówno od zagrożenia, ale też od potrzebującej pomocy przyjaciółki. Było to chyba najboleśniejsze doświadczenie w ich życiu. Każde z nich nie mogło pogodzić się z zostawieniem jej tam, choć każde na swój sposób. Mimo to wszyscy byli pewni jednego. Jeszcze tu wrócą....a wtedy Albrecht może zacząć się na prawdę obawiać.


 Astrid leżała bez ruchu na zimnej podłodze celi i cicho pochlipywała. Nie z powodu bólu, żalu ,że dalej tu jest, czy złości. Płakała z niewiedzy... Z -niech ją Odyn przeklnie- cholernej niewiedzy co stało się z jej ukochanym. Wcześniej była przekonana ,że może po prostu żyć z daleka od niego, ale teraz ,gdy czuła wszechogarniający ból w sercu, wiedziała ,że mimo wszystko nie może. Strażnicy już dawno sobie poszli, na powrót mocując drzwi celi i upewniając się wcześniej ,że wojowniczka nie będzie próbowała bezsensownej i tak ucieczki. Dziewczyna usiadła i oparła twarz o kraty, które wcześniej wyważył Czkawka, gdy odezwał się jakiś głos.
-To był on, prawda?-jak na tak młodego chłopca, Chase był bystry-Czkawka?
-Tak-szepnęłam. Mimo jego wieku, ze wstydem musiała przyznać ,że zwierzyła się mu ze wszystkiego co się stało w jej życiu, trochę przez to ,że gdy mu powiedziała poczuła się lepiej, a trochę, by zaspokoić jego dziecięcą ciekawość. Okazało się ,że rozumie więcej niż by się tym głupim capom, Łupieżcom i wojowiczce wydawało.
-Jednego nie rozumiem-lustrował ją wzrokiem, a na małej twarzyczce zaczynały blednąć wielkie siniaki, pozostałości po jego karze-Mówiłaś ,że cię ignorował, że chyba przestało mu na tobie zależeć, że przestałaś już go kochać, a jednak przyszedł...Przyszedł i to na pewno po ciebie. Widziałem i słyszałem wszystko. Nie zrobiłby wszystkiego żeby cię uwolnić, nawet pomimo listu, gdyby cię nie kochał, prawda?
Astrid była pod wielkim wrażeniem tego dziecka. Rozumiało dosłownie wszystko i chyba znacznie lepiej rozeznawało się w jej i Czkawki uczuciach niż ona sama. Podniosła głowę i otarła łzy. Wiedziała ,że jest dla tego niepozornego chłopczyka wzorem do naśladowania, przez jej wytrwałość, upór, odwagę i twardość. Nie mogła pozwolić żeby widział jak płacze. Zerknęła na niego i odpowiedziała cicho.
-Nie...Nie zrobiłby...Chyba....
-Na pewno-zaoponował. Uśmiechnęła się do niego, chcąc przerwać tę niezręczną dla niej rozmowę.
-Chyba rośnie nam młodociany filozof..
-Nie zmieniaj tematu-niech Thor ma w opiece to dziecko...Wojowniczka patrzyła z rosnącym zdumieniem jak prędko odgadł jej zamiary. Chase może i z pozoru był prostym, nie wyróżniającym się wikingiem, ale krył w sobie więcej niż można by się spodziewać. Właśnie miałam coś powiedzieć, gdy z drugiego końca korytarza rozległ się odgłos spokojnie człapiących podeszw i zaraz po tym tubalny głos oznajmił
-Koniec pogaduszek, najukochańsza córeczko wodza-parsknął strażnik ze śmiechem-Rodzice pragną cię zobaczyć.
Otwarł moją celę i popatrzył na mnie z okrucieństwem w oczach. Może i nie była w najlepszej kondycji zarówno od strony fizycznej jak i psychicznej, ale absolutnie nie miała zamiaru pokazać po sobie ,że już boi się na myśl co zgotowali jej tym razem znienawidzeni rodzice. Wstała szybko nie zważając na ból w każdym brutalnie pobitym miejscu i wyszła z celi, odruchowo stając obok strażnika. Ten pokręcił z niedowierzaniem głową
-Jeszcze nie masz dość?
-Mam.-odparła Astrid twardym głosem-Ale dopóki będę mogła, dopóki będę miała siłę, nie zejdę tak nisko i nigdy nie dam się zmieszać z błotem tak jak wy.
Łupieżca chwycił ją za akurat to ranne ramie w żelaznym uchwycie, a twarz wojowniczki wykrzywił grymas bólu. Pociągnął ją za sobą szybkim tempem. Kiedy byli już przy drzwiach, usłyszała dochodzący z oddali krzyk Chase'a
-Nie daj się Astrid!
Blondynkę ten gest, aż chwycił za serce. Ten mały chłopiec którego znała zaledwie kilka dni, stał się nagle jednym z jej najlepszych przyjaciół. Uśmiechnęła się pod nosem i odparła szeptem bardziej do siebie, niż do niego.
-Nigdy, Chase.
Łupieżca poprowadził ją plątaniną korytarzy, nie mówiąc ani jednego słowa. Dopiero gdy weszli do dobrze już poznanej Astrid, sali pchnął ją przed siebie i oznajmił do stojącego kilka metrów dalej Albrechta
-Gotowe, panie.-po tych słowach rzucił jeszcze jedno radosne spojrzenie w kierunku blondynki. Wyglądał zupełnie, jakby cieszył się ,że zaraz znajdzie się ona w jeszcze gorszym stanie! Dziewczyna nie wiedziała jak można być aż takim nienawistnym człowiekiem. Odwróciła się od drzwi, stając przodem do wodza Łupieżców, patrzącego na nią chytrze i do jego żony, która wyglądała jakby już rozważała czy lepiej będzie ją uśmiercić przez wbicie miecza w serce, dusić do skutku, czy może raczej patrzeć jak się powoli wykrwawia. Astrid, znając jej podejście do córki, była pewna ,że gdyby zaszła potrzeba zabicia jej, Marion wybrałaby tę ostatnią opcję. Normalnie nie odezwałaby się ani słowem, ale teraz po prostu musiała....musiała wiedzieć.
-Gdzie jest Czkawka?-zapytała, wpatrując się w ojca buntowniczo.
Rosły wiking parsknął po czym splunął w bok
-Jego matka przyleciała i go zabrała. Jego i Nocną Furię, ale nie martw się córciu, niedługo ich dorwę i co więcej, pozwolę ci parzyć jak umierają w potwornych męczarniach...-Wiedział ,że gdy nazywa ją swoją córką zachowuje się jakby wstąpił w nią sam Thor i przekazał jej swoją wściekłość. Dlatego też robił to jak najczęściej, zapewne chcąc by zirytowała go, albo jego żonę i dostała jeszcze gorsze manto niż zazwyczaj. Zacisnęła zęby i nic nie powiedziała, ale w głębi serca aż skakała z radości ,na wieść, że Czkawka żyje.
-Nie spodziewałem się ,że przyleci tak szybko-rzekł, jakby rozczarowany, ale zaraz potem wrócił mu dobry humor-Mogłabyś już siedzieć bezpiecznie na Berk i opowiadać o swoich wspaniałych rodzicach, a tak musisz niestety zostać i pobawić się z mamusią.
Jakby na komendę Marion podeszła do Astrid krokiem lamparta, czyhającego na ofiarę i syknęła
-To co mała? Może dzisiaj zaczniesz gadać? Oszczędzisz nam dobrej zabawy...
Wiedziała o czym mówi. Już od samego początku próbowali wydobyć z wojowniczki jak najwięcej informacji..Gdzie Czkawka trzyma księgę smoków? Gdzie jest zbrojownie? Z jakimi klanami są sprzymierzeni? Kiedy Sączysmark się ostatnio kąpał? Dosłownie wszystko.... Jak zawsze Astrid zagryzła wargi i pokręciła głową. Nie miała zamiaru udzielać żadnych informacji, które mogłyby zaszkodzić bezpieczeństwu mieszkańców Berk, chociaż sama przecież nie należała już do Wandali.
-Znów nic nie powiemy?-spytał z groźbą w głosie Albrecht.
Pokręciłam głową i wpatrzyłam się w nich z nienawiścią w oczach
-Jak wam tak bardzo zależy, znajdźcie sobie jakiegoś innego bezmózga który przejdzie na waszą stronę.
Wtedy poczuła pierwszy cios. Fala bólu zalała jej plecy, a jego źródłem była lewa łopatka w którą Marion uderzyła z całej siły pięścią, tak mocno ,że Astrid straciła oddech. Następnie sługuska Albrechta wymierzyła wojowniczce kopniaka w lewe kolano. Dziewczynę aż zgięło z bólu. Upadła na podłogę, ale zaraz się podniosła. Nie miała zamiaru dać się upokorzyć po raz kolejny.
-Znów to samo?-jęknęła zabójczyni wrogów swojego męża.-Może się w końcu poddasz...Nie sprawia mi to przyjemności.
Astrid wiedziała ,że -jej pożal się Odynie- matka aż się paliła do zadawania kolejnych ciosów i ,że bardzo ją to cieszyło.
-Nie poddam się, chodź bym miała tu zginąć-odparła z uporem blondynka.
-Jesteś beznadziejną córką-rzuciła Marion po czym prawie wgniotła Astrid w ziemie, zadając jej bolesny cios prosto w brzuch.
-A ty matką-syknęła dziewczyna, krzywiąc się z bólu-I żoną. Nie wiem nawet jak ten idiota z tobą wytrzymuje.
Kobieta krzyknęła i założyła na rękę przedmiot którego Astrid nienawidziła najbardziej. Była to szeroka bransoletka z ostrymi kolcami, którą Marion zakładała sobie na zewnętrzną stronę pięści. Uderzenia tym cholerstwem bolały bardziej niż cokolwiek innego. Zanim blondynka zdążyła się uchylić, dostała w twarz. Padła jak długa na podłogę, nie mając siły nawet jęczeć z bólu. Czuła wiele ran na policzku z których lała się ciemno czerwona kleista ciecz. Połowa jej twarzy aż płonęła z bólu, który ogarniał teraz całe jej ciało. Mimo to Astrid podniosła się na kolana. Jednego nawet Marion, nie mogła jej odmówić. Była zdecydowanie najtwardszym wikingiem jakiego w życiu spotkała. Zanim jednak, wojowniczka podniosła się całkowicie na nogi, jej zwyrodniała matka kopnęła ją z całej siły w plecy. Znowu padła jak długa, czując jak kolejne ognisko bólu rozpala się na jej plecach. Albrecht przyglądał się tej scenie z wyraźnym zadowoleniem i podśmiechiwał się nawet z cierpienia córki. W tym momencie Astrid nie wytrzymała. Dosłownie ostatkiem sił wstała i wymierzyła policzek okrutnej kobiecie, która zatoczyła się do tyłu. Wódz Łupieżców przestał się śmiać i wpatrywał się z niedowierzaniem w klnącą jak szewc żonę. Ta kobieta zawsze zadawała ciosy i zdecydowanie nie przywykła do ich odbierania co obudziło w pobitej blondynce satysfakcje i dumę z tego ciosu. Niestety...chwilę potem zaczęła żałować tego co zrobiła. Marion wyszła z szoku i z dzikim wrzaskiem ruszyła na córkę i natychmiast pchnęła ją okrutnie na ziemię. Okładała ją kolczastą bransoletką bez opamiętania, biła pięściami i kopała z równą zażartością. Za całą tą sceną siedział Albrecht i patrzył z wielką satysfakcją na cierpienie córki. Wojowniczka nie była w stanie przejąć tyle bólu na raz. Dziękując Odynowi za wymyślenie omdleń, osunęła się w błogosławioną przez niego samego ciemność.


Czkawka siedział właśnie na niewygodnym łóżku u Gothi i czekał aż starucha skończy smarować ziołami jego ranę. Przed nim chodziła w kółko zdenerwowana Valka, a po obu stronach łóżka siedzieli Śledzik, Smark i bliźniaki wbijając w niego wściekłe spojrzenia. Gothi skończyła go opatrywać i nabazgrała, że wychodzi na chwilkę, po czym opuściła dom, zostawiając młodego wodza, dosłownie na pożarcie wściekłym jak smoki wikingom.
-Jak można być tak skrajnie nieodpowiedzialnym!-wrzeszczała Valka-Czy ty rozumu nie masz?! Stoick ci go amputował ,czy może sam się o to postarałeś?!
Jeźdźcy zdecydowanie nie ułatwiali mu sprawy, świdrując go wzrokiem ze złością. Czkawka wiedział ,że postąpił głupio nie prosząc ich o pomoc i lecąc samemu na poszukiwanie Astrid, ale z drugiej strony nie żałował ,że poleciał. Żałował jedynie tego, że nie powrócił razem z nią. Był z tego powodu niewyobrażalnie na siebie zły, ale postanowił ,że z samym sobą rozprawi się później. Najpierw musiał wyjść cało z sali oskarżeń. Wódz Berk wyłączył się na chwilę, a jego towarzysze kontynuowali obrażanie jego zdolności intelektualnej.
-Ty zakuty jaczy łbie!-krzyknął Mieczyk-Dlaczego nam nie powiedziałeś?!
-Przecież razem byśmy ją odbili!-poparła go Szpadka-Ale nie bo wspaniały pan Czkawka musi sam wszystko zrobić!
-Nieśmiertelny nie jesteś!-krzyknął, chyba po raz pierwszy w życiu, zazwyczaj spokojny, a teraz rozdrażniony Śledzik.
-Jemu się wydaje ,że jest!-parsknął Smark-Myślisz ,że wpadniesz do Łupieżców na kawkę, oddasz im swój miecz, a oni oddadzą ci Astrid i jeszcze zaproponują sojusz?! Na jakim ty świecie żyjesz?!
-Czkawka-odezwała się poważnie jego matka, co sprawiło ,że adrenalina skoczyła mu gwałtownie w górę. To właśnie jej gniewu obawiał się najbardziej.-To było nieodpowiedzialne, głupie, idiotyczne brawurowe i w ogóle nie rozsądne. Nie spodziewałam się takiej akcji po tobie, synu-dodała surowo-Co masz na swoje usprawiedliwienie?
-Chciałem ratować As...-zaczął, ale nie dane mu było skończyć
-Myślisz ,że tylko ty?!-wrzasnęła bliźniaczka Thorston
-Przecież to też nasza przyjaciółka jakbyś zapomn..
Czkawka wyłączył się i przestał ich słuchać. W jego umyśle górowała jedna myśl i jedno wspomnienie. Pobita Astrid... Nigdy w życiu by jej nie zostawił i nawet teraz myślał tylko o tym jak kolejny raz spróbować zaatakować.
-Czy tu nas w ogóle słuchasz?!-warknęła Valka, ale jej syn podniósł wzroki i w zamyśleniu ignorując pytanie, powiedział
-Musimy ją uratować jak najszybciej.
-Najpierw musisz wydobrzeć-zaoponowała. Kochała Astrid jak córkę i panicznie chciała ją ratować, ale bała się też o swojego głupiutkiego syna, który, z marnym skutkiem próbując ją ratować, sam może stracić życie.
-Nie ma czasu..-jęknął-Wy jej nie...widzieliście
-Czkawka?-zaczął Mieczyk.
-Co się stało z As...?-dodał drżącym głosem Smark
-Oni ją biją. I to wcale nie lekko. Wszędzie była krew, siniaki, a ja tam stałem....-Czkawka schował twarz w dłoniach przywołując, wyryty już na zawsze w jego pamięci obraz pobitej Astrid.
Valka dotknęła dłonią ust, a reszta jeźdźców przyglądała się w szoku i myślała o przyjaciółce. Młody wódz podniósł wzrok
-Ja muszę ja uratować jak najszybciej. Mamo-błagał-proszę....
Valka otrząsnęła się i spojrzała na syna z determinacją
-Uratujemy ją. Wspólnymi siłami. Sam nigdzie nie lecisz...
Czkawka kiwnął głową na znak zgody
-Kiedy wyruszamy?-spytał Śledzik.
-Przygotujcie smoki, zgromadźcie broń i wszystkie potrzebne przedmioty. Wyruszamy o zachodzie słońca-powiedziała pewnie.
Wszyscy kiwnęli głowami i rozeszli się w swoje strony. U Gothi został tylko Czkawka i Valka. Wiking podszedł do mamy i objął ją, nie zważając na ból w klatce piersiowej
-Kocham cię mamo....I dziękuję....
           
Parapapapa...
Udało mi się skończyć to dzisiaj. Jest 20 25 ,więc czas mam chyba nie najgorszy... Myślę ,że kolejny next pojawi się ok. środy, ale możliwe ,że wkleję go już jutro xd Dziękuję wam za tyle wyświetleń na obu blogach! To istne szaleństwo! Jakby niektórzy jeszcze nie wiedzieli o drugim blogu to jest on na podstawie Percy Jackson i bogowie olimpijscy i Olimpijskich Herosów, powieści Ricka Riordana. Główna bohaterka to wymyślona przeze mnie postać także śmiało czytać, mogą też ci którzy nie znali tych serii. Tu macie linka
http://dzieckoolimpuolimpijscyherosi.blogspot.com/2016/03/niespodzianka.html

Co myślicie o tym rozdziale i o ogólnej fabule bloga? Wrazie czego zawsze mogę coś zmienić xd ;)
Na razie! 
:D


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz