-Astrid...
Zapewne stałby tam do rana, ale nocna furia odwróciła się i trąciła go głową w ramię, przypominając o zadaniu którego jeszcze nie wykonali. Czkawka podziękował przyjacielowi za przypomnienie i dosiadł smoka. Nie patrząc za siebie wzbili się w powietrze i jak najszybciej zniknęli w chmurach.Obaj doskonale znali drogę i nie potrzebowali wiele czasu by dotrzeć na miejsce. Szczerbatek zawisł w powietrzu nad głównym budynkiem Łupieżców. Dzięki chmurom byli prawie nie widoczni, zwłaszcza dla patrzącego z ziemi. Jeździec i nocna furia wylądowali za najbliższymi głazami. Czkawka odwrócił się do smoka i spojrzał mu w oczy.
-Odwróć uwagę strażników, a ja wydostanę Astrid. Czekaj na mój sygnał, zgoda mordko?
Szczerbatek kiwnął głową i przyczaił się za kamieniami. Młody wódz chyłkiem zakradł się do części w której znajdowały się lochy. Tak jak przypuszczał były obstawione ze wszystkich stron strażnikami. Chłopak gwizdnął tak cicho ,że usłyszeć go mógł tylko smok, który zresztą zrozumiał gest. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zza budynku wyskoczyła nocna furia i ryknęła, rozcinając ciszę nocy. Strażnicy natychmiast pobiegli w kierunku z którego dochodził dźwięk. Wszyscy...oprócz pięciu wyglądających groźnie łupieżców, uzbrojonych po zęby. Czkawka w normalnych okolicznościach uznałby to za szaleństwo, ale w tym momencie myślał tylko o jednym. Musiał uwolnić Astrid. Nawet jeśli miałby przepłacić za to własnym życiem. Z tą myślą zapalił Piekło i z płonącym mieczem w dłoni ruszył na wrogów. Dwóch pierwszych powalił prostymi uderzeniami w głowę. Trzeci po zetknięciu z Piekłem zajął się ogniem i uciekł w panice. Dwóch ostatnich wódz Wandali rozłożył na łopatki szybkim prawym prostym w nos. Szybko otworzył drzwi do lochów, pamiętając ,że nie ma wiele czasu na znalezienie ukochanej. Łupieżcy na pewno zdążyli już dawno podnieść alarm i zaraz zjawi się tu sam Albrecht, wobec czego Czkawka musiał się śpieszyć. Pognał przed siebie, chyłkiem zaglądając do wszystkich celi. Nigdzie nie było Astrid... Kiedy zdążył już się mocno zmartwić usłyszał cichy jęk w celi do której jeszcze nie zajrzał. Szybkim krokiem podszedł do niej i zerknął do środka. Z początku nie widział kompletnie nic, ale zaraz zobaczył skuloną postać w samym rogu pomieszczenia. Widział potargane blond włosy, niebieskie oczy, zalane krwią policzki i wiele ran na rękach i nogach. Nie musiał długo się przyglądać by poznać na kogo patrzy...Astrid.
Wojowniczka zaraz po przybiciu okrętu Łupieżców do brzegu, została w mało delikatny sposób przeniesiona do wielkiego pomieszczenia, które nie przypominało ani trochę, dobrze poznanego przez nią lochu Albrechta. Nie odniosła większych obrażeń więc nie przypuszczała żeby czekał tu na nią lekarz. Zresztą, gdyby nawet jakieś odniosła to czy Łupieżców by to obchodziło? Obstawiała ,że nie. Chociaż...może jakimś cudem Albrecht na myśl o powrocie córki zrobił się bardziej opiekuńczy? Prychnęła pod nosem. Takie coś nie zdarzyłoby się nawet we śnie. Albrecht Perfidny był najgorszym, najpodlejszym i najokrutniejszym wikingiem jakiego znała. No może jeszcze Dagur mógłby mu dorównywać....ale z wielkim trudem. Nie widząc sensu w bezczynnym siedzeniu na lśniącej posadzce Astrid podźwignęła się na nogi i zaczęła przechadzać się po pomieszczeniu bez okien, w poszukiwaniu broni. Oczywiście, prócz wielkiego ciemnego stołu i czterech masywnych krzeseł nie było tam nic. Dziewczyna brała pod uwagę, że w razie czego mogła chwycić krzesło i użyć go jako broni, ale kiedy tylko spróbowała je podnieść, przekonała się ,że jest zdecydowanie za ciężkie. Jedyne co mogła zrobić to pchać je w tempie żółwia i zapewne dać się rozpłatać. wobec tego zdecydowała się czekać na rozwój wydarzeń. Zanim zdążyła usiąść, wielkie drzwi otwarły się z trzaskiem. Zaalarmowana Astrid instynktownie odwróciła się do nich, oddzielając się od przybysza stołem. Do pomieszczenia wkroczył nie kto inny jak sam Albrecht, a obok niego szedł chudy wiking w pełnej zbroi, z hełmem na głowie i dwoma toporami w rękach. Wojowniczka zacisnęła pięści i ugięła kolana w każdej chwili gotowa do ucieczki. Ku jej nieszczęściu drzwi zamknęły się równie szybko jak stanęły otworem i usłyszała zgrzyt zamka. Zbulwersowało ją ,że wódz Łupieżców, którego wolała nie nazywać ojcem, nie widział w niej zagrożenia i pozwolił się z nią zamknąć.
-Usiądź-rzekł, po czym sam zasiadł u szczytu stołu opierając ręce na blacie, na którym inny wiking postawił misę z rybami i chlebem. Astrid ani drgnęła, tylko wpatrywała się w potężnego wikinga ze złością.
Mężczyzna który przyszedł razem z Albrechtem szybkim ruchem przyłożył ostrze topora do szyi Astrid i warknął
-On chciał powiedzieć, że jeśli nie usiądziesz, zmuszę cię do tego w bolesny sposób-o dziwo, spod hełmu przemawiał zdecydowanie kobiecy głos. Jeźdźczyni zerknęła z odrazą na kobietę z toporem i sztywno usiadła. Owszem była uparta, ale na pewno nie głupia. Nie zamierzała ryzykować niepotrzebnych ran, jeśli mogła próbować uciec. Kobieta obeszła stół i usiadła zaraz obok Albrechta. Astrid wybrała miejsce na przeciwko niego więc wyglądało to jak narada wojenna dwóch zwaśnionych klanów. Problem był tylko w tym ,że Astrid odkąd odeszła z Wandali nie miała klanu, tajemnicza kobieta trzymała ją na muszce, a Albrecht wyglądał jakby właśnie wybierał jaka śmierć będzie dla jego córki najgorsza. Mimo wszystko wojowniczka nie zamierzała się poddawać. Wyprostowała się na krześle i wbiła wzrok w wodza Łupieżców, który odpowiedział jej przenikliwym spojrzeniem, w którym czaiła się groźba. Zerknął szybko na zamaskowaną kobietę i nakazał
-Marion, zdejm hełm.
Marion. W głowie Astrid myśli wirowały jak wiatraczek na dachu domu Thorstonów. Albrecht powiedział ,że matka dziewczyny też tu jest i że tak właśnie ma na imię. Czyżby Astrid miała właśnie poznać matkę? Mimo całej odrazy do swojej prawdziwej rodziny, wojowniczka musiała przyznać ,że była ciekawa.
Postać w hełmie kiwnęła głową i ściągnęła go z twarzy. Okazała się się nią szczupła, piękna kobieta wyglądająca niemalże identycznie jak Astrid. Blond włosy, które wcześniej schowane były pod hełmem, teraz opadały złocistymi falami na plecy. Marion wyglądałaby jak sobowtór jeźdźczyni gdyby nie oczy. Błękitne jak niebo w południe, oczy Astrid w niczym nie przypominały ciemno brązowych, praktycznie czarnych oczu jej matki, w których widać było wyraźnie spryt i podejrzliwość.
-Witaj córko-syknęła twardym jak gronkielowe żelazo głosem, który zdecydowanie nie należał do najprzyjemniejszych jakie Astrid słyszała. Marion zmierzyła ją podstępnym spojrzeniem-Tęskniłaś?
Dla wojowniczki to pytanie wydawało się śmieszne, wręcz nierealne. Jak miała tęsknić za matką której nie widziała przez większość życia i która należy do Łupieżców?
-Nieszczególnie-warknęła.
Wódz wrogiego plemienia wymienił znaczące spojrzenia ze swoją żoną po czym przemówił
-Lepiej nie strzęp sobie języka na obelgi dziecko i okaż rodzicom należyty szacunek.
W tym momencie blondynka nie wytrzymała. Wstała szybko, co w jej zbroi było niemałym osiągnięciem i uderzyła pięścią w stół, tak ,że misy z jedzeniem aż podskoczyły.
-Nie jesteście moimi rodzicami!-wrzasnęła-Nigdy nie będziecie!
Jej biologiczna matka wstała ze złością, podeszła do niej i zamachnęła się... Uderzenie było na tyle silne ,że Astrid opadła na krzesło jęcząc z bólu i trzymając się za puchnący już policzek.
-Współpracuj-rzekł Albrecht jakby ta sytuacja nie miała miejsca-Dobrze ci radzę
Mimo bólu dziewczyna podniosła głowę, a w jej oczach lśniła złość. Uniosła podbródek i powiedziała twardym głosem
-Z wami nigdy.
Albrecht wstał od stołu i podszedł do siedzącej wciąż córki. Górował nad dziewczyną niczym Góry Skandynawskie nad oceanem.
-Inaczej cię zmusimy, a to nie będzie miłe.-zagroził
-Jakbyś kiedykolwiek potrafił być miły-zakpiła jego córka.
-Dość tego!-warknęła Marion i mocno szarpnęła córkę tak ,że tamta wstała. Schyliła się i wymamrotała złowieszczym szeptem-Chcieliśmy dać ci szansę, ale widać nie potrafisz jej wykorzystać. Jeśli mój mąż tak mi rozkaże, zabije cię bez wahania. Co więcej...będziesz moją najcenniejszą zdobyczą.
Astrid odwróciła do niej głowę i splunęła jej prosto w twarz. Kobieta wpadła w szał i ciosem zaciśniętą pięścią w twarz, posłała córkę na ziemię. Wojowniczka podźwignęła się na łokciach starając się maskować ból w miejscu, w które dostała już dwa razy. Właśnie stawała na nogi, gdy Marion z całej siły uderzyła ją rękojeścią topora w plecy. Astrid z jękiem opadła z powrotem na ziemię. Jej wyrodna matka chwyciła ją za włosy i szarpnęła znów nakazując wstać
-Teraz będziesz posłuszna?-syknęła
Mimo przeraźliwego bólu w oczach dziewczyny dalej błyszczał upór
-Wam? Nigdy.- za te słowa przepłaciła kopniakiem prosto w brzuch, przez który aż zgięła się w pół.
Albrecht roześmiał się i chwycił ją silnie za ramie mówiąc do żony
-Myślę ,że na razie dostała nauczkę. Nie możemy z nią skończyć, zanim nie pokaże nam tego co musi.
Kobieta uśmiechnęła się słodko do wodza Łupieżców, co wyglądało dość upiornie, po czym warknęła w kierunku córki
-Już niedługo dłużej się zabawimy mała.
Gdyby wojowniczka była w pełni sił i do tego z toporem, za pewne w tym momencie ruszyłaby do walki, ale niestety wiedziała ,że obolała, po solidnym nokaucie i do tego bez broni skacząc na matkę popełniłaby pewne samobójstwo, na co jakoś nie miała ochoty. Albrecht prowadził ją skuloną, przez korytarze i podwórka niczym trofeum. Dziewczyna widziała pełne kpiny spojrzenia Łupieżców rzucane w jej stronę, a czasami również obelgi. Tylko jedna osoba wyglądała na smutną na jej widok. Był to mały, może 7-letni chłopiec który patrzył na nią ze współczuciem, a w jego małej rączce błyszczał sztylet. Chłopczyk podszedł do Albrechta i pokłonił się, co wódz potraktował jak powietrze. Mały brunet wyciągnął chudą rękę i wyraźnie chciał podać dziewczynie sztylet, ale został zauważony. Jakiś mężczyzna krzyknął coś o zdradzie i podbiegł do małego. Wytrącił mu nożyk i zaczął okładać pięściami. Po chwili dołączyli do niego kolejni i kolejni...Astrid aż ścisnęło się serce na ten widok. Była pewna ,że chłopiec zostanie wyjątkowo dobitnie ukarany za swoje ludzkie odruchy. Aż się w niej gotowało na myśl o bijących go łotrach. Próbowała się wyrwać by mu pomóc, ale Albrecht trzymał mocno. Roześmiał się
-Nawet nie próbuj. Myślisz ,że z tym tępym nożykiem dałabyś mi rady?
Czy on na prawdę myślał ,że wyrywała się dla sztyletu? Na widok bitego chłopca praktycznie o nim zapomniała! Po tych słowach była już pewna ,że Łupieżcy nie wychowują twardych wikingów. wychowują potwory... Bezduszne maszyny do zabijania które zrobią to co każe im wódz. Takie...jak jej matka...Albrecht ciągnął ją za sobą jeszcze spory kawałek, aż dotarli do wielkiej areny z rozsuwanymi wrotami. Otworzył je i wrzucił tam Astrid. Dziewczyna upadła twarzą na kamień, co nie było przyjemne. Mimo wszystko wstała. Albrecht usiadł za kratą, na wielkim drewnianym krześle. Na arenie była sama, co nie przerażało ją tak bardzo jak myśl ,że chyba wie co będzie tam robić. Odwróciła się na pięcie i spojrzała w oczy ojcu
-Nie będę dla ciebie oswajać smoków. Co to, to nie.
Wiking roześmiał się
-Myślisz ,że ktoś cię tu pyta o pozwolenie? Nie obchodzi mnie czy chcesz. Po prostu nie masz wyboru.
Po tych słowach trzech Łupieżców podbiegło do jednej z bramek i otwarło ją chowając się w porę przed wybiegającym z niej ciemnym kształtem. Astrid cofnęła się o krok gdy zobaczyła co przed nią stoi. Czarny jak obsydian Szeptozgon wpatrywał się w nią lśniącymi szarością oczami. Instynktownie popatrzyła w dół. No tak...Kamienne podłogi przez które nawet on nie mógł się przebić uniemożliwiały wszelką ucieczkę. Smok zaczął niczym wąż pełzać po komnacie, wyraźnie starając się ją otoczyć. Widziała po nim ,że był na tyle wygłodzony by bez większego wahania pożreć ją w całości. Mimo niechęci przed pokazywaniem Albrechtowi i Łupieżcom swoich możliwości, chciała żyć więc musiała się ratować. Dawniej starałaby się myśleć co zrobiłby wielki pogromca smoków Czkawka, ale teraz o dziwo nie musiała wytężać umysłu żeby wymyślić jakiś marny pomysł. Do głowy natychmiast wpadła jej odpowiednia myśl. Szeptozgony są prawie ślepe, jak krety ale za to mają dobry węch. Skoro Śmiertniki lubią widzieć przyjaciela przed sobą, to czy Szaptozgony nie lubią go czuć? Astrid nie czekała długo. Natychmiast przeskoczyła przez środek tułowia smoka i podbiegła do jego potwornej paszczy. Normalny człowiek na sam jej widok by zawrócił, ale nie ona...Ona została, co więcej....podeszła bliżej. Ustawiła się na przeciw nozdrzy Szeptozgona, zamknęła oczy i modliła się do Thora, by zaraz nie musieć przekonywać się o ostrości jego zębów. Jakież było jej zaskoczenie kiedy na dłoni poczuła ciepły dotyk łusek. Uchyliła powieki i zobaczyła smoka z uchyloną głową, stojącego przed nią i opierającego głowę o jej dłoń. Astrid pogłaskała go delikatnie i przytknęła swoje czoło do jego czoła. Stali tak przez chwilę, po czym dziewczyna oderwała się od smoka i odwróciła się do Albrechta. Na jego widok żałowała ,że nie ma tu jakiegoś malarza, który uwieczniłby jego minę na wieki. Wódz Łupieżców wpatrywał się w nią z opadniętą szczęką i ze szczerym szokiem w ciemnych oczach.
-Co za niespodzianka-krzyknęła teatralnie-Nie zabił mnie!
Albrecht otrząsnął się z otępienia i wstał ze złowieszczym uśmiechem, który ani trochę nie podobał się Astrid. Łupieżca popatrzył na nią jakby oceniał ile jest warta i odwrócił się.
-Nawet nie przypuszczałem ,że mogłem tyle zyskać, przez wysłanie na Berk jednej głupiej dziewczyny.
-Niczego cię nie nauczę-zarzekła blondynka
-Nie musisz...-odparł-wystarczy ,że wytresujesz te smoki...
-Niczego nie będę tresować!
-A jeśli od tego będzie zależeć twoje życie?
-Nie dbam o to-warknęła
-A życie twojego przyjaciela?-spytał niewinnie Albrecht.
Astrid spojrzała na niego z szokiem wypisanym na pięknej twarzy. Jej ojciec z szyderczym śmiechem machnął ręką i opadła kolejna krata. Na widok tego kogo zastała w środku ledwo powstrzymała łzy.
-Ognioskrzydły!
Zmiennoskrzydły leżał związany za kratami, a trzymało go około 10-ciu Łupieżców. Na sam ten widok Astrid zachciało się wyć. Pobiegła do przyjaciela nie zważając na nic innego, ale natychmiast została odepchnięta. Zanim zdążyła choćby przetrawić ten widok, Ognioskrzydły znikł z powrotem, Szeptozgon został na powrót uwięziony, a sama Astrid wleczona po ziemi, na powrót do twierdzy. Albrecht skręcił jednak w bok, tuż przed wejściem i pociągnął córkę do lochu. Wrzucił ją brutalnie do pierwszej wolnej celi i uśmiechnął się złowieszczo błyskając zębami
-To początek. To dopiero początek.
Wojowniczka dopadła do krat, ale wiking zdążył odejść. Dziewczyna krzyczała, płakała, złościła się przeklinała, ale nikt się nie odezwał. Kiedy opadła na ziemie pełna rezygnacji, zobaczyła wpatrującą się w nią pocharataną twarz, wyglądającą z celi na przeciwko. Pomimo siniaków rozpoznała kto to był.
-To ty chciałeś mi pomóc?-spytała ciemnowłosego chłopca
Kiwnął głową i odparł cicho
-Zapewne nie było to rozsądne. Mój tata powiedział ,że za pomoc muszę odsiedzieć tu miesiąc.
-Karzą cię za pomoc?-spytała z niedowierzaniem
-Nie tylko mnie. Wszystkich-rzekł wpatrując się w nią bystrymi, zielonymi oczami, które przypominały jej boleśnie o Czkawce
-Przepraszam-powiedziała-To przeze mnie.
-Masz rację-ku zdziwieniu Astrid, chłopiec uśmiechnął się-Ale nie żałuję. To przez ciebie zrobiłem najlepsze co mogłem. Wreszcie spróbowałem pomóc. Szkoda tylko ,że się nie udało
-Udało się.-odrzekła-Pomogłeś mi zrozumieć co oni tu robią. Tak dłużej być nie może
-I tak nic z tym nie zrobisz
-Nie znasz mnie. Może to jest niemożliwe, ale ja postaram się tak bardzo, że stanie się możliwe.
Mrugnęła okiem do chłopca, a ten uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-Jestem Astrid. A ty?
-Chase.
-Ładnie.
-Wcale nie.-odparł młody wiking, dalej szczerząc zęby
-Mnie tam się podoba. Już późno. Dobranoc Chase.
-Nie chcę mi się spać
-Wyśpij się.-poradziła-Nie wiadomo kiedy znów będziesz miał okazję.
Astrid położyła się na ziemi wpatrując się w siedmiolatka. Chase zamyślił się, ale po chwili również położył się twarzą na przeciwko twarzy Astrid.
-Dobranoc.
Oboje zasnęli szybciej niż się spodziewali.
Następne kilka dni minęło Astrid beznadziejnie. Każdego dnia opierała się Łupieżcom. Ale każdego dnia oswajała im smoki. Musiała to robić. Chociaż nienawidziła się za to z całego serca, wiedziała ,że tylko w ten sposób uratuje Ognioskrzydłego. Mimo tego ,że częściowo była uległa, to w znacznej mierze wciąż buntowała się na każdym kroku, za co przepłacała codziennej wizycie w pokoju matki z którego zostawała wynoszona, bo nie miała siły iść. Do celi trafiała zakrwawiona i poobijana tak bardzo, że mały Chase płakał ukradkiem na jej widok. Od czasu przypłynięcia na tą piekielną wyspę poznała od całkiem innej strony co to jest ból. Bo w końcu czym było potknięcie się na drodze w porównaniu z powolnym, bolesnym wykręcaniem kończyn i okładanie pięściami do omdlenia. Astrid z każdym dniem coraz bardziej nienawidziła swojej biologicznej matki i ojca których wyzywała od najgorszych przy każdej okazji. Ucieczkę od bólu widziała tylko we śnie, więc kiedy trafiała do celi, natychmiast starała się by Odyn wziął ją w swe ramiona i zaniósł do krainy snów. W czwartą noc po przybyciu nie spała jednak spokojnie. W środku nocy zbudziły ją zamieszki. Usłyszała tupot butów na korytarzu co ją bardzo zdziwiło. Strażnicy nigdy nie zapuszczają się tak daleko w nocy. A już na pewno nie biegają. Starała podnieść się na nogi ale opadła z powrotem na podłogę, z pełnym bólu jękiem. Usłyszała jak ten ktoś się zatrzymuje. Zobaczyła go w świetle pochodni przyczepionej obok jej celi. Brązowo rude włosy, zielone, przerażone oczy, proteza nogi. Czkawka! Chłopak chyba też ją rozpoznał. Jednym ciosem swojego ognistego miecza przeciął zamki. Podbiegł do niej szepcząc
-Astrid. Przepraszam. Ja.. wydostanę cię stąd.
Już miała powiedzieć mu ,że cieszy się ,że go widzi, że tęskniła i wiele wiele innych, gdy zobaczyła kolejną postać za nim, unoszącą topór
-Czkawka uważaj!-wrzasnęła, na tyle na ile pozwalało jej zmęczenie. Zaalarmowany wiking odwrócił się i zaczął walczyć z Łupieżcą. Niestety tych drugich przybywało coraz więcej. Wkrótce obezwładnili Czkawkę i wynieśli go z jej celi. Jeden z nich stanął na straży by Astrid nie uciekła. Dziewczyna cieszyła się ,że mimo tego cholernego listu Czkawka przyszedł, a z drugiej strony martwiła się potwornie co z nim teraz będzie. Zanim zemdlała, usłyszała jeszcze jego słabnący w oddali krzyk
-Astrid...!
Myślę ,że nie jest źle xd Nie martwcie się, moja zryta psychika wymyśliła wam jeszcze parę akcji więc nie będziecie się nudzić xd Do zobaczenia za kilka dni! ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz