Astrid rozpromieniła się na wizytę chłopaka z którym zdążyła się bardzo zaprzyjaźnić.
-Witaj Ian!
-Cześć As.. Jak samopoczucie?-usiadł obok niej na łóżku.
-Czy wy wszyscy musicie o to pytać?-blondynka delikatnie wywróciła oczami- Nic mi nie jest, powtarzam po raz milionowy.
-Dobra, dobra...Ja już widzę jak to ci nic nie jest-wskazał na jedną z wielu blizn, które jej pozostały. Ta akurat znajdowała się na twarzy.
-No dobrze. Może było, ale już nie boli-popatrzyła na niego z uporem-Na prawdę.
Ian roześmiał się i pokazał jej język na znak ,że się poddaje, po czym uniósł topór i pokazał go wojowniczce.
-Ładny, prawda? Sam wykułem...-nieudolnie skłamał czarnowłosy.
-Akurat-prychnęła Astrid-Robotę Pyskacza poznam na kilometr.
-Nigdy nie dasz się podejść prawda?
-Nie.-blondynka uśmiechnęła się słodko i zapytała-Jak tam Chase i Ogniomiot?
-Aklimatyzują się-odparł ze swobodnym uśmiechem.
-A ty?
-Również sobie radzę, choć byłoby zdecydowanie milej, bez twoich docinków..
-Czyżbym ja, prosta, słaba dziewczynka mogła urazić tak groźnego wikinga jak ty?
Zmierzwił jej zabawnie włosy i roześmiał się.
-Astrid Hofferson, jesteś niemożliwa...
Ustalili ,że będą nazywać ją Hofferson przynajmniej przy pozostałych, ale w końcu weszło to Ianowi w krew i teraz tylko tak ją nazywał.
-Wiem. Ale sam tu przyszłeś i skazałeś się na moje towarzystwo.
-Zaczynam żałować tego kroku-popatrzył na nią spod zmrużonych powiek.
Wojowniczka poprawiła się na łóżku i popatrzyła przez okno, naprzeciwko.
-Jak ja już chcę wyjść...
Ian przewrócił oczami.
-Ilekroć tu przychodzę, powtarzasz to cały czas.
-Dziwisz mi się?-jęknęła-Od kilku tygodni nie wychodzę z domu. Jestem tu zamknięta jak w klatce, ja....
-Dłużej nie wytrzymasz-dokończył za nią przyjaciel.-Wiem, wiem, ale musisz jeszcze dać radę przez pewien czas.
-Nie wytrzymam-stwierdziła wojowniczka i wpatrzyła się z błaganiem w wikinga- Ian? Proszę cię, proszę bardzo proszę, wyprowadź mnie na chwilę stąd, chociaż na sekundę.
Chłopak pokręcił głową.
-Nie mogę Astrid. Przykro mi, nie możesz jeszcze wychodzić.
-Jesteś okropny-warknęła i odwróciła głowę.
-A ty pyskata-odparł, nie przejmując się słowami dziewczyny i nachylił się do niej szepcząc konspiracyjnie..- A to ,że nie możesz wychodzić na zewnątrz, nie oznacza ,że nie możesz choć zobaczyć co się tam dzieje.
Wojowniczka znów na niego popatrzyła tym razem z wdzięcznością. Czkawka nigdy by nie pozwolił jej opuścić łóżka myśląc ,że może jej się coś stać, ale Ian? On polegał na jej samopoczuciu, a dzisiaj widział ,że ból nie doskwiera jej już od dłuższego czasu. Pomógł Astrid podnieść się do pozycji siedzącej, ale gdy blondynka miała już się podnosić, poczuła dotkliwy ból w jeszcze słabych nogach i z jękiem opadła na łóżko. Ian wlepił w nią przerażony wzrok i powiedział
-Astrid, przepraszam. Nie powinienem się zgadzać. Jestem głupim idio...
-Ian przestań-westchnęła-Sama nie dam rady iść ale jak mi pomożesz, to może dam radę.
Ciemnowłosy pokręcił kategorycznie głową i powiedział
-Nie staniesz jeszcze na nogi, ale mogę cię podnieść.
-Nie jestem za ciężka?-upewniła się wojowniczka.
Wiking roześmiał się i bez większego problemu wziął blondynkę na ręce. Dziewczyna uśmiechnęła się i dała się ponieść do okna. Wyjrzała przez nie i zobaczyła jak zwykle piękną plaże Thora, smoki krzątające się wszędzie i kłócących się wikingów. Czy może być coś piękniejszego, niż porządna kłótnia z użyciem wiader i łopaty? Astrid rozkoszowała się krajobrazem Berk z jej okna, kiedy usłyszała za sobą otwierające się drzwi. Ian odwrócił się z wojowniczką na rękach, tylko po to by stanąć centralnie przed rozwścieczonym wodzem.
-Co ty właściwie robisz, co?!-warknął Czkawka.-Przecież jej nie wolno wstawać!
-Nawet nie próbowałam-skłamała Astrid-Chciałam zobaczyć widok za oknem, a Ian mi pomógł.
-Ale tobie nie wolno się stamtąd ruszać!
-A ty jak byś się czuł uwiązany do łóżka?!-wrzasnęła.
-Ian wiem ,że chciałeś dobrze-próbował opanować się brunet-Ale odłóż Astrid z powrotem do łóżka.
-Nie rób tego-jęknęła wojowniczka.
Chłopak przez chwilę wodził wzrokiem od Astrid do Czkawki, jakby zastanawiał się co zrobić by dostać jak najmniejszą butę i po chwili stwierdził ,że woli nie narażać się nowemu wodzowi. Przeprosił Astrid spojrzeniem i odniósł ją do łóżka kładąc delikatnie na pościeli. Czkawka wpatrywał się w tą scenę ze złością. Ian chwycił swój topór i skierował się do drzwi.
-Potem cię odwiedzę-rzekł na odchodne i wyszedł z pokoju schodząc po schodach do głównego wyjścia.
Czkawka poczekał aż ciemnowłosy opuści dom Astrid i skierował się do blondynki
-Co ty właściwie sobie wyobrażasz co?
-Oj przestań. Mogę robić co mi się podoba.
-Mówisz jak dziecko.
-A ty jak przewrażliwiona baba.
Chłopaka to najwyraźniej dotknęło, bo posłał Astrid urażone spojrzenie.
-Po prostu się o ciebie martwię.
-To przestań.
Czkawka westchnął głęboko i pochylił się nad wojowniczką, by pocałować ją w policzek. Dziewczyna powstrzymała go i powiedziała
-Wybacz ale jestem zmęczona. Chciałabym się przespać.
Wiking zacisnął usta i odsunął się w stronę drzwi. Zanim wyszedł, odwrócił się jeszcze raz, by spojrzeć na dziewczynę.
-Astrid, przepraszam. Może rzeczywiście za bardzo wyolbrzymiam.
-Co ty...-rzuciła sarkastycznie po czym rzuciła mu przelotny uśmiech i oparła głowę o stertę poduszek i powiedziała-Dobranoc.
Wódz kiwnął głową i wyszedł, a dziewczyna słuchała jego oddalających się kroków, a kiedy umilkły przewróciła się na plecy i wpatrzyła w sufit czując ,że zanim zaśnie będzie musiała przemyśleć jeszcze wiele rzeczy....
Czkawka był bardzo zły. Nie tylko na Astrid za nieodpowiedzialność, nie tylko za Iana który naraził ją poniekąd na zagrożenie, ale przede wszystkim na siebie za to ,że znów nie dogadał się z dziewczyną i bynajmniej nie przekonał jej do dania mu drugiej szansy. Mimo ,że nowo przybyli Chase oraz Ian zdawali się być w porządku, starszy z chłopaków niezmiernie irytował młodego wodza. Niby nie robił nic takiego, ale ilekroć wiking zbliżał się do Astrid, w Czkawce coś się gotowało. Jeśli miałby być szczery to tak...był chorobliwie zazdrosny, co nie było na miejscu jako ,że blondynka wyraźnie dała mu do zrozumienia ,że potrzebuje czasu a chłopak postanowił to uszanować, choć nie obyło się bez żalu i smutku... Drugą sprawą która nurtowała młodego wodza byli Łupieżcy. Tortury jakie zadawali Astrid. Jak traktowali swoich własnych ludzi...Nie...Czkawka musiał coś z tym zrobić i to najlepiej, jak najszybciej. Mimo próśb ukochanej, by dał sobie na razie spokój z tą wyspą, wiking nie mógł pozbyć się rozżarzonej do czerwoności kuli gniewu którą nosił w sercu, od kiedy ujrzał zmaltretowaną Astrid. Od tamtej chwili myślał tylko o zemście...Pomimo tego ,że na razie nie mógł nic z tym zrobić obiecał sobie w duchu ,że nie zostawi tak tej sytuacji i następne co zrobi jako wódz, to pozbędzie się Albrechta Perfidnego, najokrutniejszego, najpodlejszego i najbardziej znienawidzonego przez Czkawkę wodza. Szedł przez wioskę i pogrążony w myślach nie zauważył nadlatujących na Wymie i Jocie bliźniaków. Mieczyk i Szpadka, chorzy w swej idiotyczności postanowili poprawić celność swoich smoków na pustych beczkach po rybach, obok których akurat szedł młody wódz. Zdezorientowany nadlatującą ognistą kulą padł jak długi na ziemie, ledwo unikając pocisku, który i tak nadpalił mu końcówki gęstej czupryny.
-Bliźniaki!-krzyknął i miał zamiar dać im porządną butę, ale Thorstonowie, jak to oni, kiedy tylko zobaczyli co zmalowali, uciekli ile sił w smoczych skrzydłach, zaśmiewając się do bólu z rozgniewanej miny Czkawki. Oczywiście wiking mógłby zawołać Szczerbatka, który akurat bawił się z Wichurą i zacząć ich szukać, ale stwierdził ,że sobie odpuści i wymierzy im karę później. Może naprawią obornik dla owiec? Nie....To zadanie by ich przerosło. W minutę rozwaliliby dosłownie wszystko i byłoby więcej pracy niż pożytku z tej ich pomocy. Czkawka westchnął głęboko i postanowił wymyślić dla nich karę później. Teraz musiał załatwić wykucie nowych broni u Pyskacza. Wchodził właśnie do kuźni starego przyjaciela, kiedy usłyszał czyjś śmiech. Podszedł bliżej i zobaczył jak zarówno Ian jak i Pyskacz natrząsają się z czegoś co nieudolnie próbował wykuć Sączysmark. Oczywiście kuzyn Czkawki uniósł dumnie głowę i oznajmił ,że nie wie o co im chodzi po czym zabrał swój krzywy, nienaostrzony i ogólnie nieporęczny topór własnej roboty i opuścił kuźnię warcząc coś pod nosem. Pyskacz otarł łzy uronione ze śmiechu i dostrzegł Czkawkę
-O witaj, wodzu! Co tam słychać?
-Ile razy mam ci powtarzać, żebyś tak do mnie nie mówił. Dziękuję, dobrze.
-A więc co cię sprowadza?
-Może też chcesz wykuć swój własny oręż?-zapytał Ian odsłaniając zęby w uśmiechu.
Brunet rzucił mu przelotny uśmiech. Mimo zazdrości o Astrid, musiał przyznać ,że nawet polubił tego nowego. Był sympatyczny i zabawny, ale również uparty i złośliwy. Dawał się lubić mniej więcej za te same miłe i irytujące cechy co Astrid.
-Obawiam się ,że dzieła Smarka i tak bym nie pobił.
Wikingowie roześmiali się, a Czkawka podszedł do pieca i oparł się o niego.
-Pyskaczu, dałbyś radę wykuć dwadzieścia toporów i trzydzieści mieczy?
Przyjaciel spojrzał na niego zaskoczony
-Co ty, na wojnę się szykujesz?
-Dałbyś radę?- wiking zignorował jego pytanie, bo nie miał ochoty tłumaczyć, że spodziewa się ataku Łupieżców, lub też zapoczątkowania wojny.
-Na kiedy?
-Możliwie jak najszybciej. Za tydzień?
Ian gwizdnął przeciągle.
-Co tak szybko?
-Obawiam się ,że mogą być potrzebne-Czkawka spojrzał znacząco na ciemnowłosego.
Chłopak natychmiast spoważniał a w jego oczach pojawiła się złość. Wódz podejrzewał ,że Ian był tak samo zły na Łupieżców jak on sam, jeśli nie bardziej. Kiwnął głową i pogrążył się w myślach.
Pyskacz westchnął.
-A mnie staruszkowi, jak zwykle nic nie wiadomo. No dobrze chłopcze, za tydzień będą gotowe.
-Dziękuję Pyskaczu, jesteś niezastąpiony.
-To wiem- stary przyjaciel wyszczerzył zęby w uśmiechu i podszedł do pieca, by dorzucić do ognia.
-Jeszcze raz dziękuję. Na razie!
-Ja też już będę się zbierał-stwierdził Ian i oboje wyszli z kuźni Pyskacza. W całkowitym milczeniu doszli do portu i wpatrzyli się w horyzont. Obok nich stanęli Ogniomiot i Szczerbatek. Obaj jeźdźcy oparli się o swoje smoki i pogrążyli się w myślach.
-Co planujesz?-zapytał po dłuższej chwili Ian.
Czkawka zmierzył go czujnym spojrzeniem i westchnął.
-Chyba zacząłeś się domyślać. Nie jesteś głupi.
-Dziękuję, aż się wzruszyłem- ciemnowłosy teatralnie otarł niewidoczne łzy, powodując śmiech towarzysza. Po chwili spoważniał-Tu masz rację. Wiem.
-I jak myślisz?
-Jestem całkowicie za. Tym ludziom należy się zmiana przywódcy. Wiesz...nie wszyscy są źli, większość po prostu się boi.
-Domyślam się. Tylko wciąż zastanawiam się czy to dobry pomysł.
-Najlepszy-stwierdził Ian.
Wódz Berk wyciągnął do niego rękę.
-Dziękuję za poparcie.
-Nie masz za co. To ja dziękuję za uratowanie z tej nory. I...przepraszam za to dzisiaj...
-Nie ma sprawy- rzekł Czkawka i obaj uścisnęli sobie dłonie. Brunet uśmiechnął się do byłego Łupieżcy. Tak zaczęła się jedna z najtrwalszych przyjaźni w jego życiu.
No więc tak...
Kolejny rozdział w terminie (aż się sama szokuję)
Wiem ,że nie było jakiejś specjalnie trzymającej w napięciu akcji ale nie chcę pędzić na łeb na szyję ,żeby nie przedobrzyć. Kilka rozdziałów jeśli nie macie nic przeciwko ;) odbędzie się bez krwi, umierania, tortur i tym podobnych. Chcę teraz wprowadzić wżyciu Berk trochę spokoju (oczwiście nie na tle emocjonalnym bohaterów :D ) aby później rozkręcić akcję. Do zobaczenia w weekend :)
Na razie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz