-Chase?-wymamrotała, czując w ustach smak krwi. Już samo mówienie sprawiało ból, ale nie potrafiła tak trwać w ciszy kiedy on być może myślał ,że nie żyje.
W celi naprzeciwko, za kratami pojawiła się zapłakana twarz małego przyjaciela Astrid.
-Astrid?-załkał cicho-Co oni ci zrobili?
-Nic-odszepnęła-To....nic takiego...
-Bardzo boli?
-Nie-skłamała. Nie chciała nawet przybliżyć temu dziecku jak bardzo...
-Jesteś niezłym kłamcą-stwierdził próbując roześmiać się przez łzy-Ale mnie nie oszukasz...
-Nie oszukuję-zaprzeczyła. Chciała powiedzieć coś jeszcze ale zmęczenie dało się we znaki. Przymknęła powieki, co zauważył natychmiast jej młody przyjaciel.
-Nie powinienem cię męczyć-stwierdził-Wypoczywaj i....nie opuszczaj mnie...
-Ani myślę-sapnęłam., a po chwili dodałam-Chase?
-Co?
-Nie dałam się.
Po tych słowach zapadła w głęboki sen, który jako jedyny dawał jej pełną gwarancję ucieczki od przeraźliwego bólu. Nie zdołała zapamiętać co dokładnie jej się śniło, ale zapamiętała kto był bohaterem tego snu... Czkawka...Ta myśl była z jednej strony kojąca a z drugiej bolesna. Wciąż pamiętała wiele przykrych słów, które usłyszała podczas ich ostatniej kłótni i wiedziała ,że jeżeli ten związek przetrwa, to właśnie one zapadną jej we wspomnieniach o ukochanym, niczym czarny kleks, na białym pergaminie. Zasypiała po raz trzeci, gdy w korytarzu rozległy się nerwowe kroki...
Czkawka krzywiąc się z bólu, zakładał nową zbroję, na ranną pierś a obok niego siedział Szczerbatek, patrząc wyczekująco na swojego jeźdźca, jakby chciał przyspieszyć jego ruchy, samym natarczywym spojrzeniem. Wraz z pozostałymi jeźdźcami oraz matką ustalili ,że wyruszą już za niespełna godzinę. Cała wioska została w oka mgnieniu poinformowana o akcji odbicia wojowniczki. Była jedną z najbardziej lubianych wikingów na wyspie, więc nie było osoby ,która nie zaoferowała swojej pomocy. Grupa odmawiała każdemu, tłumacząc ,że lecą na smokach a reszta nie zdążyłaby ich dogonić. Na prawdę, chodziło im o to, by narazić jak najmniej osób. Młody wódz chciał wyruszyć jak najszybciej i znów ujrzeć ukochaną. Wolał nawet nie myśleć w jakim stanie mogła być po tylu godzinach Astrid. W końcu, zanim dotrą do Łupieżców, od jego ostatniej próby minie trochę mniej niż dzień. Czkawka sprawdził jeszcze raz wyposażenie swoje i Szczerbatka i ruszył wraz z przyjacielem do portu, skąd zamierzali wylecieć. W zniecierpliwieniu czekał aż pojawi się reszta grupy, a mieszkańcy Berk skończą życzyć im powodzenia. Po kilkudziesięciu minutach, które dla wikinga wydawały się wiecznością, wylecieli. Cała droga minęła im milcząco z czego każdy z nich był zadowolony. Doskonale wiedzieli co mają robić i jaka jest tego stawka.
Po kilkugodzinnym locie wyspa Łupieżców zamajaczyła się na horyzoncie. Zamierzali postawić na pełen frontalny atak, dopiero gdy Czkawka i Sączysmark dotrą do Astrid. Wobec tego, wylądowali za wielkim głazem-tym samym za którym młody wódz wylądował ostatnio- i rozdzielili się. Śledzik, Valka i bliźniaki w pełnym napięcia skupieniu wypatrywali znaków. Nawet Thorstonowie, zazwyczaj nie potrafiący zamknąć jadaczek, siedzieli cicho...wiedzieli, po co przyjechali i nie zamierzali ruszyć się z miejsca bez przyjaciółki. Kuzyni ruszyli chyłkiem do budynku, w którym mieściły się lochy. Weszli do nich, zdziwieni brakiem straży i ruszyli przed siebie. Nagle, centralnie naprzeciw nich, wyskoczyło 4 strażników. Nie zdążyli nawet się odezwać, kiedy Smark i Czkawka ich zaatakowali. Po kilku sekundach było już po wszystkim, a dwaj wikingowie nerwowo ruszyli dalej.
-Pamiętasz która cela?-szepnął krępy chłopak.
Jego towarzysz, w napięciu skinął głową i ruszył do właściwej. To co obaj tam zobaczyli, zaparło im dech w piersiach. Na podłodze, w kałuży krwi leżała ich zmaltretowana przyjaciółka. Wydawało się, że dosłownie całe jej ciało krwawi...Czkawka w dzikiej wściekłości i przeraźliwego lęku o ukochaną wyważył drzwi, jednym silnym kopnięciem. Astrid miała uchylone powieki i chyba ich widziała, ale nie powiedziała ani słowa. Wódz Wandali prawie się rozpłakał widząc w jak okropnym stanie jest blondynka. Wziął ją bardzo delikatnie na ręce, a ona i tak jęknęła z bólu. Nic dziwnego, skoro na całym ciele widniały rany i siniaki. Po jej twarzy spływała krew z wielu ran na czole i policzkach. Czkawka wyniósł ją z celi i popatrzył na zszokowanego wciąż przyjaciela. Smark wpatrywał się ze strachem w Astrid i sam nie wierzył jak można było jej coś takiego zrobić. Mieli właśnie ruszać gdy z celi naprzeciwko celi Astrid wydobył się pełen napięcia szept
-Czkawka?
Obaj wikingowie spojrzeli na małego, wychudzonego chłopca przyglądającego się im z celi obok. Chłopak z Astrid na rękach skinął głową i nic nie powiedział. Zamiast niego odezwał się Sączysmark.
-A ty to kto?
Chłopczyk spojrzał na groźnie wyglądającego wikinga, bez cienia strachu
-Przyjaciel Astrid. Zaopiekujcie się nią dobrze.
Dwaj kuzyni zmierzyli się wzrokiem. Krępszy z nich spojrzał na drugiego z pytaniem w oczach, na co tamten krótko przytaknął. Smark oparł potężną dłoń na drzwiach celi chłopca i zapytał
-Chcesz się stąd wydostać?
-Niczego bardziej nie pragnę-potwierdził chłopczyk
-Jak masz na imię?-spytał Czkawka, gdy jego przyjaciel wyważył drzwi i wyprowadzał dziecko z celi.
-Chase-odparł chłopiec wpatrując się z troską i przerażeniem w Astrid.
Nie zadawali już więcej pytań. Wszyscy pobiegli wzdłuż korytarza i wypadli przez główne drzwi gdzie zgromadziła się już armia Łupieżców, na której czele stał Albrecht i jakaś wojowniczka w hełmie i pełnej zbroi z toporem w ręku i pałającymi rządzą krwi oczami wpatrzonymi w ranną i ledwo żywą dziewczynę. Jak na zawołanie zza ogromnego głazu wyskoczyło 5 smoków i czterech jeźdźców z bronią w ręku. Rozpętało się prawdziwe piekło. Smoki ziały ogniem i walczyły zębami i pazurami, jeźdźcy bronili się i atakowali przed pozostałymi, a wśród tego wszystkiego był Czkawka z zakrwawioną Astrid na rękach i chłopczykowi, dreptającemu obok nich. Wódz Wandali nie zważał na słowa Albrechta wyzywającego go do pojedynku, miał tylko jeden cel. Chciał donieść Astrid i doprowadzić jej małego przyjaciela do Szczerbatka, wsiąść na niego i zabrać ich na bezpieczne Berk wraz z pozostałymi. Był już blisko Szczerbatka, gdy drogę zastawiła mu ta sama wojowniczka, którą widział na początku u boku wodza Łupieżców. Kobieta warknęła
-Nie zabierzesz jej stąd- i rzuciła się na niego z mieczem. Czkawka odskoczył w tył, a stojący obok niego Chase, ku jego zaskoczeniu wysunął się przed niego. Gdyby jego rąk nie zajmowała Astrid, o którą bardzo się martwił, chwycił by dzieciaka i odsunął za zasięg wojowniczki. Kobieta zamachnęła się na chłopca, zanim brunet zdążył zrobić cokolwiek. Na szczęście, jej miecz odparł inny wojownik. O dziwo był to jeden z Łupieżców mniej więcej w wieku Czkawki, z czarnymi jak sadza włosami i zacięciem na twarzy. Odepchnął kobietę która krzyknęła
-Ian! Ty zdrajco!- i na niego natarła.
Chłopak powstrzymał jej atak i zerknął w tył na małą grupkę z chłopcem na czele.
-Uciekaj braciszku-mruknął i sparował cios wojowniczki.
Czkawka kiwnął głową w podziękowaniu, w kierunku walczącego Iana i obiegł go, z zszokowanym Chasem u boku. Doprowadził go do Szczerbatka, który odpierał wciąż ataki Łupieżców, zyskujących przewagę. Przewiesił przez siodło ranną Astrid i skinął na chłopca. Wsadził go na grzbiet nocnej furii i już miał już dawać pozostałym sygnał do odlotu i sam wsiadać gdy Chase popatrzył na niego z błaganiem w oczach i poprosił
-Czkawka, wiem ,że dużo dla mnie zrobiłeś ale proszę, bardzo proszę, zabierz z nami mojego brata. Oni go zabiją...-Wiking zobaczył na policzku chłopca małą, błyszczącą łzę i kiwnął głową. Dał jeźdźcom sygnał do zakończenia akcji, a sam pobiegł do wciąż walczącego z wojowniczką Iana. Chłopak radził sobie całkiem nieźle, ale rzut oka na tę potyczkę, wystarczył by stwierdzić ,że kobieta jest znacznie lepiej wyszkolona w walkach i lada chwila, przebije Łupieżcę na wylot. Czkawka nie namyślając się za bardzo zaszarżował na wojowniczkę i przewrócił ją, krzyczącą z zaskoczenia na ziemię. Wstał szybko i zerknął na zdziwionego brata Chase'a.
-Chodź z nami. Twój brat cię potrzebuje...
Wojownik kiwnął głową i popatrzył na swój miecz i tarczę z z symbolami Łupieżców. Szybko odrzucił je na bok i pobiegł wraz z Czkawką do smoków. Wódz Wandali miał zaproponować mu lot z Sączysmarkiem na Hakokle, ale były Łupieżca gwizdnął przeciągle w biegu. Zszokowany po raz kolejny tego dnia Czkawka patrzył jak zza drzew wylatuje czerwono czarny Śmiertnik Zębacz. Ian uśmiechnął się łobuzersko do zdumionego wikinga i w biegu wskoczył na smoka. Czkawka bez namysłu dobiegł do Szczerbatka i trzymając jedną ręką Chase'a, a drugą wciąż nieprzytomną Astrid, dał nocnej furii sygnał do startu. Cała grupa wystartowała szybko i zostawiła w tyle, strzelających z kusz, rzucających toporami i krzyczących o zemście Łupieżców. Wódz Berk był bardzo zmartwiony stanem Astrid i bał się ,że blondynka może nie dotrwać do Berk, jeśli będą lecieć takim tempem. Domyślający się troski chłopaka, Ian zaproponował ,że weźmie brata na swojego smoka o imieniu Ogniomiot i brunet będzie mógł przyspieszyć. Patrząc z wdzięcznością na nowego przyjaciela, przekazał mu Chase'a, który najwidoczniej miał wielki żal do brata, o to ,że wcześniej nic mu nie powiedział o smoku. Czkawka objął wzrokiem resztę jeźdźców i wpędzając Szczerbatka w najszybsze możliwe obroty pognał na Berk.
Dotarł tam, prawdopodobnie bijąc wszelkie możliwe rekordy i nie patrząc na zmartwionych stanem wciąż nieprzytomnej blondynki mieszkańców, pognał z ranną na rękach do Gothi. Staruszka gdy tylko zobaczyła Astrid zamilkła z przerażenia (nie żeby kiedykolwiek nie była milcząca) i kazała zdyszanemu i zdesperowanemu Czkawce położyć ją na łóżku. Zielarka szybko oczyściła ją z krwi i wpatrzyła się w jej rany. Młody wódz zaszlochał na ten widok. Całą twarz Astrid pokrywały głębsze lub płytsze rany kłute i jedno głębokie przecięcie, biegnące od końcówki brwi, do połowy policzka, na którym znajdował się wielki ciemnofioletowy siniak. Jej niegdyś piękne i gładkie plecy były teraz całe poharatane i pełne siniaków, podobnie jak brzuch, ramiona i nogi. Starucha robiła co mogła, nacierając całe ciało wojowniczki ziołami i wypisując na nim lecznicze runy. Po nie wiadomo jak długim czasie do chatki Gothi wpadli Sączysmark, Valka, Śledzik, bliźniaki i Chase wraz z bratem. Żadne z nich nie odniosło większych obrażeń poza niegroźnymi dla życia draśnięciami i kilkoma puchnącymi siniakami.
-Co z nią?-spytała Valka wpadając jak burza do pomieszczenia, ale zaraz potem zobaczyła przeraźliwie poranioną Astrid i zapłakała z przerażeniem, podobnie jak cała reszta, oprócz Iana, wpatrującego się w zmaltretowaną wojowniczkę z poczuciem żalu i gniewu na samego siebie ,że dopuścił do takiego brutalnego pobicia dziewczyny. Chase natychmiast podbiegł do łóżka i chwycił blondynkę za obtłuczoną rękę. Natychmiast ją puścił, zdając sobie sprawę ,że mógł jej wyrządzić krzywdę i stanął obok Czkawki chowając zapłakaną twarz w dłoniach. Kiedy Gothi skończyła opatrywanie ran dziewczyny, tak ,że praktycznie cała owinięta była bandażami, jak kiedyś Mieczyk papierem toaletowym w ramach żartu siostry, starucha nabazgrała, że teraz mogą tylko czekać i poszła zmęczona, po ciężkiej i długiej pracy przy dziewczynie, do swojej sypialni. Cała reszta została i w milczeniu wpatrywała się w nieprzytomną wciąż wojowniczkę.
-Jak mogłem do tego dopuścić?!-warknął nowo przybyły Ian.
Wszyscy zwrócili na niego wzrok
-Przecież ty nawet nie miałeś dyżuru w lochach- zaoponował Chase.
-Co nie usprawiedliwia tego ,że mogłem coś z tym zrobić!-warknął
-Nie obwiniaj się-powiedział roztrzęsionym głosem Czkawka- To nie ty jej to zrobiłeś.
-Ale ludzie z mojego klanu.
-Dalej jesteś Łupieżcą?-zapytał Sączeysmark, na co ciemnowłosy chłopak odpowiedział zaskoczonym spojrzeniem
-Oczywiście ,że nie. Przecież dopiero co porzuciłem tą bzdetną wyspę.
-Wobec tego to już nie jest twój klan-stwierdził Śledzik z pewnością w głosie.
Ian popatrzył na wszystkich z wdzięcznością i rzekł
-Dziękuję za zabranie mnie od nich. Sam bym się chyba nie odważył.-westchnął-Razem z Chasem wyjedziemy i spróbujemy coś sobie znaleźć.
-Po co macie wyjeżdżać?-spytał Smark-Możecie zostać tutaj ,prawda Czkawka?
Wódz Berk kiwnął głową i powiedział
-Jeżeli chcecie nie widzę problemu, żebyście nie mieli tu zamieszkać.
Chase rozpromienił się
-Tak, tak! Ja chcę! Zostaniemy, prawda Ian?
-Nie chcemy sprawiać kłopotu- upomniał go starszy brat.
-To żaden kłopot-zapewniła Valka.
-Wobec tego-Ian uśmiechnął się z ulgą- zostaniemy.
-Jej!-krzyknął uradowany Chase.
Nagle obok Czkawki poruszyła się ranna dziewczyna. Wszyscy obserwowali jak z jęczeniem i twarzą wykrzywioną bólem odwraca się do nich i otwiera niebieskie jak letnie niebo i najczystsze morze oczy. Ogarnęła spojrzeniem liczną grupę, cisnącą się w ciasnym pokoju i wymamrotała, sprawiając Czkawce i reszcie wielką ulgę.
-Witam z powrotem, przyjaciele.

Postarałam się żeby był dzisiaj i jest mimo ,że miałam komunię kuzyna ;) Trzymam cię za słowo Smile i mam nadzieję ,że wstawisz swój rozdzialik jak najszybciej ;P
Następny powinien być w środę, ale muszę napisać jeszcze na drugiego blogaska więc nie obiecuję ,że będę punktualna ;). Domyślacie się może głębszego sensu wprowadzenia Iana do gry?
Zostawiam was z tą rozkminą :D
Papa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz