czwartek, 26 maja 2016

Rozczarowanie

  Czkawka Haddock siedział właśnie przy stole w Twierdzy. Astrid zabrała Szczerbatka na lot, a on ze zniecierpliwieniem czekał na Korę, która miała pojawić się kilkanaście minut wcześniej. Rudowłosa zapowiedziała, że będzie chciała poważnie porozmawiać z wodzem, czego ten był niezmiernie ciekaw. Siedząc tak sam, przy znikomym świetle kilku lamp pogrążył się w myślach. Ich tematem przewodnim była jak zwykle Astrid (cóż za zaskoczenie), ale tym razem występowała ona w parze z Ianem. Wiking, który wydawałoby się miał bardzo podobny charakter do Czkawki i świetnie rozumiał chłopaka, spędzał bardzo dużo czasu z wojowniczką, czym brunet nie był zachwycony. Nie to żeby był zazdrosny...Co to, to nie...Ale czy na pewno?
Ilekroć widział tych dwoje razem krew mu się w żyłach gotowała. Oczywiście nigdy nie przyłapał ich na czymś co wykraczałoby poza przyjacielskie przekomarzanie, na przykład na pocałunku...Wiking odrzucił tę myśl i skupił się na cieniach, jakie światło lamp rzucało na meble w przestronnym pomieszczeniu. Kiedy płomień w lampie się ruszał, ciemne kształty poruszały się wraz z nim odprawiając swoisty taniec. Podziwianie gry świateł, przerwała wodzu, Kora. Dziewczyna wpadła do Twierdzy jak wicher i zatrzasnęła drzwi. Szybkim krokiem ruszyła w stronę Czkawki i klapnęła na ławce obok niego.
-Przepraszam za spóźnienie-sapnęła, odrzucając do tyłu gęste rude włosy.
-Następnym razem gdy będziemy się umawiać na konkretną godzinę, przyjdę dwa kwadranse później-prychnął brunet ze śmiechem.
-Na prawdę przepraszam, musiałam jeszcze...
-Nic się nie stało-przerwał jej wiking. Ciekawość aż zżerała go od środka.-A więc mów.
-Ooo, udało mi się kogoś zaciekawić...
-Bardziej wystraszyć. Wiesz kiedy ktoś trzyma ci topór przy gardle i grozi, że jak nie przyjdziesz na jakąś poważną rozmowę, to zafunduje ci amputacje, to raczej trudno odmówić.
-Oj przestań-westchnęła rudowłosa dziewczyna, zarzucając głową w tył-Wiesz, że to były żarty.
-Całkiem realne te twoje żarty-stwierdził Czkawka.
Kora wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się, do wodza Berk, opierając głowę na dłoni. Brunet czekał aż zacznie temat, ale najwidoczniej odwlekanie go i trzymanie chłopaka w niepewności bardzo ją bawiło. Nie mogąc już dłużej czekać zapytał.
-Powiesz mi wreszcie czy nie?
-To zależy...-droczyła się dziewczyna i ziewnęła teatralnie.-Może najpierw się trochę zdrzemnę.
-Kora!-zdenerwował się Czkawka.
-Coś ty taki spięty?-roześmiała się, a na widok miny bruneta przewróciła oczami-No dobra, dobra już mówię.
-To mów.
-Nie przerywaj mi.-upomniała go dziewczyna.
-Kiedy ja ci nie przerwałem-zaprzeczył brunet.
-Znowu mi przerwałeś. Słuchaj jak ktoś do ciebie mówi!
-Słuchałbym jakbyś zaczęła w końcu mówić-stwierdził wódz.
-Zaczęłabym mówić już dawno, gdybyś cały czas mi nie przerywał.
-Ale ja ci nie przerwałem ani razu!
-Dasz mi powiedzieć czy nie?-rudowłosa spiorunowała go wzrokiem.
Oboje zerknęli na siebie i jeszcze raz odtworzyli przebieg tej komicznej rozmowy w myślach. Uśmiechy zakwitły na ich zdenerwowanych twarzach i już po chwili śmiali się do rozpuku. Po kilku minutach, złapali się za brzuchy i Czkawka sapnął.
-Mów.
-Dobrze-westchnęła dziewczyna i w tej chwili uśmiech zniknął z jej twarzy, co dla chłopaka było wystarczającym powodem, żeby domyśleć się, że rozmowa nie będzie należała do najprzyjemniejszych.- Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, że nie jesteś...nie jesteście...-Kora widocznie nie wiedziała jak się do tego zabrać, ale w końcu wypaliła, cała się czerwieniąc-z Astrid tak blisko jak kiedyś...
-Czy sobie zdaję sprawę?-fuknął Czkawka z żalem w głosie-Od czasu jej powrotu nic nie jest tak jak dawniej. Wszystko się posypało, a co bym nie zrobił, jak bardzo bym się nie starał...
-No właśnie-podchwyciła rudowłosa-Właśnie w tym rzecz. Za bardzo się starasz.
Wiking zrobił całkiem nie rozumującą minę, a jego szare komórki, zapewne próbowały ogarnąć co robi nie tak. Najwyraźniej nie doszły do żadnych wniosków, gdyż wódz Berk nadal nie rozumiał o co chodzi.
-Ale...-zaczął-Jak można się za bardzo starać?
Wojowniczka przewróciła oczami.
-Och...Źle się wyraziłam. Po prostu, chodzi o to, że według niej, kiedyś nie musiałeś się tak wysilać, żeby...było dobrze.
-A co ty jesteś?-zdenerwował się Czkawka-Jakieś jej, na brudne skarpetki Sączysmarka, medium?
-Nie-dziewczyna zdołała odpowiedzieć spokojnie.-Po prostu to wiem.
-A to niby skąd.
-Astrid mi powiedziała.
-Tobie?-upewnił się chłopak, na co Kora kiwnęła twierdząco głową-O tym? 
-Tak.
-Ale...dlaczego? Dlaczego nie mi? Dlaczego, nie przyszła i nie wyjaśniła? Przestałbym....
-Co byś przestał?
-Się...starać?-wiking sam już nie wiedział co ma powiedzieć, ale na widok rudowłosej, uderzającej czołem o stół, zaczął podejrzewać, że zupełnie nie o to chodziło.
-Czy faceci, na prawdę są aż tak...tępi?
-Jeszcze się taki nie urodził, co by kobiecie dogodził-westchnął Czkawka, po czym dodał-A nawet jak się urodził, to z pewnością nie jestem nim ja.
-Zdążyłam zauważyć-wojowniczka wykrzywiła się sarkastycznie i kontynuowała.-Nie chodzi o to żebyś całkiem przestał się starać. Chodzi o to, żebyś znowu...-przez chwilę szukała odpowiednich słów-był sobą.
Teraz Czkawka czuł się jakby nagle, jego przyjaciółka zaczęła gadać nieznanymi mu językami. Że niby on nie jest sobą? To kim w takim razie? Od samych takich myśli, mózg mu się przegrzewał.
-Czyli teraz nie jestem?
-No wiesz...Ja cię wcześniej nie znałam, ale według As...Nie, nie jesteś.
-Dlaczego ona nie przyszła z tym od razu do mnie?-nie rozumiał wódz.
-Nie przyszło ci do tego durnego jaczego łba, że może po prostu, najzwyczajniej w świecie, ona czekała aż sam się ockniesz?
-Ale z czego?
-Ja się zabiję!-krzyknęła i jeszcze raz zaryła głową o stół.
-Powiedz po prostu o co chodzi, a nie gadasz jakimiś myślami skrótowymi.
-Przecież ja cały czas mówię!
-Tylko, że ja nic z tego nie rozumiem!
-Może po prostu jesteś beznadziejnym, niereformowalnym mózgowcem.wypaliła Kora
-A ty beznadziejną psychoterapeutką.-odszczeknął się Czkawka, po czym oboje na powrót wybuchnęli śmiechem, ale tym razem trwało to bardzo krótko.
-Chodzi o to-zaczęła jeszcze raz rudowłosa pani psycholog-, że ty jesteś całkiem inny. Wcześniej byłeś...jak ona to ujęła...wolny, porywczy, uparty, a teraz....taki...wodzowaty.
-To źle?-Czkawka czuł, jak mózg zmienia mu się w budyń od nadmiaru sprzecznych informacji.
-Dla wioski to świetnie-sprecyzowała Kora-ale dla Astrid....
Wreszcie, na reszcie, po tych wielkich męczarniach umysł chłopaka zaskoczył i pojął w całej okazałości, co robił źle, co się z nim stało....Wszystko, po prostu wszystko. Wiedział już nawet, co musi zrobić...
-Na wszechmocnego Odyna, jakie to proste!-krzyknął i poderwał się z ławki.-Nie mogłaś tak od razu?
Dziewczyna również wstała.
-Kiedy, ja mówiłam dokładnie to samo...
-Nieważne-parsknął Czkawka i zamknął rudowłosą w miażdżącym uścisku-Dziękuję, dziękuję, dziękuję. Wiem co zrobić!
Po tych słowach wykrzyczanych prosto do ucha Kory, wiking cmoknął ją w policzek i wybiegając z Twierdzy krzyknął.
-Sprowadź Astrid, na plażę Thora!
Wojowniczka stała ogłupiała przez kilka sekund, całkowicie nie wiedząc co ma myśleć, po czym się ocknęła.
-Faceci są beznadziejni-westchnęła do dużej drewnianej figury niedźwiedzicy i wyszła z ciemnej, pogrążonej w półmroku sali. 
Idąc przez wioskę zobaczyła jak Chmura bawi się ze Sztukamięs. Chciała zabrać ją i poszukać przyjaciółki, ale patrząc jak dobrze smoczyca się bawi, stwierdziła, że żal jej przerywać odpoczynek Gronkla i pójdzie pieszo. Przedzierała się przez zarośla i drzewa, odgarniając je toporem. Miała ochotę tańczyć ze szczęścia i już nie mogła się doczekać aż powie As, że wszystko się udało. Skrycie marzyła też, żeby i Astrid miała dla niej dobre wieści w wiadomej sprawie. Już miała wyjść na polanę w środku lasu, gdy jej uszy zarejestrowały czyjś śmiech. Odwróciła się lekko w prawo i zobaczyła coś czego nie spodziewałaby się nigdy zobaczyć. Obok Ogniomiota i Wichury stojących przy strumyku ujrzała Iana i Astrid. Gdyby stali, albo chociaż siedzieli, nie zrobiłaby awantury, ale ten widok był jednoznaczny. Ian leżał na trawie zanosząc się od śmiechu a blondynka leżała na jego piersi tak, że stykali się nosem w nos i wyglądali jakby zaraz mieli się...
Rudowłosa poczuła nieogarniony gniew i rozczarowanie na przyjaciółkę. 
-Ty zdradziecka świnio!-krzyknęła, czując jak jej oczy wypełniają się łzami.


   
   Astrid od samego rana realizowała założenia poprzedniego dnia. Wstała ze wschodem słońca i latała kolejno na Sztukamięs, Wymie i Jocie, Hakokle i Szczerbatku. Było to tak odświeżające uczucie, że blondynka postanowiła robić to częściej. Oczywiście kiedy brała smoki na lot zawsze informowała właścicieli, nawet w postaci kartki o treści:
                  Porwałam ci smoka. Zwrócę potem.
                                                                        Astrid
Choć szczerze wątpiła czy ktoś o inteligencji pokroju przeciętnej marchewki, na przykład Mieczyk zrozumie o co w tym chodzi, to nie przejmowała się tym. Potrzebowała takiej terapii. A już super było gdy owa terapia miała głowę, nogi, skrzydła i nazywała się smok. Lecąc na każdym z nich poczuła się znowu jak dawniej i mimo wszystko było to bardzo dobre uczucie. Kończąc lot na Szczerbatku czuła się wprost cudownie. Nocna furia wydawała się równie szczęśliwa i chętna do dalszego lotu, więc wojowniczka popróbowała kilku trików, które zdążyli opanować, podczas ich swoistego szkolenia. Lecieli właśnie nad malowniczym krajobrazem zalesionej części wyspy i podziwiali jej widok z lotu smoka. Wznosili się tak wysoko, że niemal płynęli w chmurach, po czym opadali tak nisko, że Astrid mogła zrywać gałązki z wierzchołków drzew, lub dotykać chłodnej wody morza. Po wielu godzinach lotów jej ciało przyzwyczaiło się do noszenia tego dziwnego kostiumu do lotów. Sama zastanawiała się kiedyś jak zrobił go Czkawka, ale od kiedy sama nauczyła się robić podobne, nie było już to dla niej tak czarną magią jak kiedyś. Sprawnie zeskoczyła z grzbietu Szczerbka, gdy szybowali w chmurach i bez cienia strachu wypatrywała wychylających się zza chmur drzew, które zbliżały się coraz szybciej. Obok siebie dostrzegła nurkującą nocną furię, szczerzącą się do niej w bezzębnym uśmiechu. Wojowniczka się roześmiała, a dźwięk wydobywający się z jej ust, natychmiast został porwany przez wiatr i zaniesiony zapewne do samego Odyna, chcącego zobaczyć jak szczęśliwi potrafią być ludzie, gdy robią coś co kochają. Centralnie przed drzewami dziewczyna rozłożyła ręce szybując sama. Obok niej cały czas był smok, ale nie znajdował się tam dlatego, że ktokolwiek mu kazał. Leciał obok niej, bo tego chciał. I to było w tym najpiękniejsze.
 Astrid zniżyła lot i łagodnie osiadła na polanie, zamiatając powietrze prowizorycznymi skrzydłami. Szczerbatek wylądował obok niej, równie sprawnie, po czym powalił ją na ziemię szczerząc się komicznie. Wojowniczka zaśmiała się znowu i wstała. Poszła do wioski ze szczęśliwym smokiem u boku i szybko się przebrała. Nocna furia wróciła już zapewne pod dom Czkawki, kiedy blondynka zakładała siodło Wichurze. Umówili się z Ianem, że przyjdą chwilę przed zajęciami z Hazel i Chase'm. Wobec tego dziewczyna wyruszyła ze smoczycą na miejsce spotkania. Postanowiła zrobić Śmiertnikowi jednodniową przerwę od wszelkiego rodzaju treningów więc poleciała prosto do celu ignorując kusząco wyglądające drzewa w które można strzelać kolcami, ogniem, przelatywać nad i pod, okrążać, robić wokół nich ósemki....Nie....Nic nie zwracało uwagi blondynki. No może poza jednym w które strzeliła....No dobra...Dwoma...Ale poza tym nic. Absolutnie nic nie odwracało jej uwagi. 
Kiedy wraz z Wichurą wylądowały na polanie dostrzegły czekających już na nie Iana i Ogniomiota. Wojowniczka udała się od razu do przyjaciela, a smoczyca rozpoczęła zabawę z samcem.
-To co dzisiaj pokazujemy?-spytała dziewczyna.
-Nie mam pojęcia, ale zapomniałem topora więc może walka wręcz?
-Może być-zgodziła się blondynka po czym uśmiechnęła się szyderczo-I tak wiesz, że przegrasz.
-Nie byłbym taki pewien na twoim miejscu.
-Ale ja jestem.
Ciemnowłosy trącił Astrid w ramię i stanął na przeciw.
-No więc co dzisiaj? Przewracanie, łamanie kończyn, zabijanie, pozbawianie kończyn?
-Nie...Myślę, że pokarzę im jak ludzie reagują gdy osiągnął najwyższą skalę bólu...
-Jak mniemam będziesz pokazywała na mnie?
-A widzisz tu kogoś innego?-blondynka roześmiała się i przygotowała do obrony. Zawsze w ten sposób ćwiczyli przed zajęciami. Ogarniali co będą w danym dniu robić i ćwiczyli to na sucho. Ian właśnie miał się na nią zamachnąć patykiem, który był wyśmienitą wręcz atrapą noża, kiedy Wichurka bawiąca się z Ogniomiotem odskoczyła w tył uderzając Astrid ogonem i pozbawiając tym samym równowagi. Dziewczyna runęła przed siebie, centralnie na chłopaka. W taki sposób znaleźli się w niezbyt komfortowym położeniu. Blondynka leżała mu na piersi i stykali się nosami. Wojowniczka zaczęła gramolić się do zejścia z roześmianego chłopaka, gdy usłyszała przerażająco znajomy głos, który sprawił, że uśmiech zszedł z twarzy obojga wojowników.
-Ty zdradziecka świnio!


Wreszcie jest!
Przepraszam bardzo, że wczoraj nie dodałam, ale sami rozumiecie, że nie miałam jak ;) Następny rozdział przewiduję na jutro albo na sobotę ;) Już się cieszę na samą myśl, że wielkimi krokami zbliża się HICCSTRID!!!! <3 Mam nadzieję, że dotrwacie xd.
Rysunek przedstawia moje wyobrażenie Kory podczas rozmowy z Czkawką. Mam nadzieję, że nie jest tak źle ;)
~Pass







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz