poniedziałek, 30 maja 2016

Wróciłeś...

 Ian odszedł od przyjaciela szybkim krokiem. Dłonie mu drżały a nogi miały ochotę uciekać ile sił. Jak on jej to na młot potężnego Thora powie? Mimo całego zdenerwowania chłopak postanowił, że tym razem nie stchórzy, tak jak zrobił to w dzieciństwie. Powie Korze to co od wielu lat chciał jej powiedzieć. W myślach ich rozmowa układała się idealnie, ale wojownik wiedział doskonale, że z tą rudowłosą dziewczyną nie ma tak łatwo. Będzie musiał się bardzo natrudzić by przekonać ją jak było na prawdę. Nawet nie wyłapał kiedy stanął przed drzwiami domu wojowniczki. Odetchnął jeszcze jeden, ostatni raz i wszedł nie pukając. Czuł się jakby szedł na ścięcie, ale jednocześnie był podekscytowany. Wszedł do małej kuchni i zawołał
-Kora?!
Odpowiedziała mu cisza. Miał już wychodzić, kiedy usłyszał czyjś płacz. No jasne! Przecież nie sprawdził na górze! Biegnąc co dwa schodki szybko stanął przed drzwiami pokoju Kory i bez żadnych, zbędnych ceregieli wparował do środka. Patrząc na to z perspektywy czasu można uznać, że nie było to szczytem jego inteligencji. Przecież dziewczyna mogła się przebierać! 
Ale mniejsza o to. Wtedy nie myślał jasno i nie miał nawet zamiaru próbować. Rozglądnął się po pokoju i w mig dojrzał opartą o łóżko, siedzącą po turecku Korę. Odwróciła twarz ku niemu, kompletnie zaskoczona takim napadem. Oczy miała zapuchnięte i pełne łez, policzki czerwone i mokre.
-Wyjdź. Nie masz czasem Astrid do pocałowania?-warknęła zniekształconym przez zatkany głos nosem.
-Nie mam.
-Ian, wyjdź, nie mam ochoty z tobą rozmawiać-westchnęła i odwróciła wzrok.
Gdyby byli dziećmi wiking z pewnością spełniłby jej prośbę, ale teraz nie miał najmniejszego zamiaru jej posłuchać. Wręcz przeciwnie. Ciemnowłosy podszedł do niej i usiadł obok rudowłosej. Ta przewróciła oczami.
-Och...przestań. Nie potrzebuję pocieszenia.
-Nie przyszedłem tu po to żeby cię pocieszyć-odparł z całkowitą pewnością.
-To w takim razie po co? Żeby się pośmiać? Proszę bardzo, śmiej się-syknęła wojowniczka i szybkim ruchem dłoni wytarła pełne łez oczy.
-Przyszedłem tu by ci wytłumaczyć co się tak na prawdę stało.
-Wiesz, jakoś nie chcę tych twoich tłumaczeń-warknęła i zerwała się z miejsca. 
Ian również wstał. Przewyższał dziewczynę, ale niewiele. Mierzyli się wzrokiem.
-Kora, to nie tak jak myślisz.
-Bo akurat ty dobrze wiesz co myślę....
-Dałaś to dość dobitnie do zrozumienia-teraz to chłopak przewrócił oczami.
-Ian, teraz cię proszę, ale zaraz nie będę taka miła. Wyjdź
-Nie.
-O co ci chodzi?! Nie potrzebuję fałszywych wyjaśnień, ani zakłamanej litości!-wrzasnęła.-Wyjdź!
-Nie.
Wiking stał na swoim miejscu i czuł się pewniej niż kiedykolwiek. Kora natomiast była chyba najbardziej rozzłoszczona. Pchnęła go w pierś i powtórzyła
-Wyjdź stąd!
Popchnęła go do samych drzwi, ale Ian postanowił już wcześniej, że tym razem nie odpuści. Bez najmniejszych skrupułów pochylił się do dołu i chwycił dziewczynę w pół, po czym mimo jej wyraźnych protestów uniósł ją w górę, głową w dół i przewiesił sobie przez ramię.
-Co ty, na Odyna robisz?!
-Nie pozwalam się wyrzucić-odparł ze spokojem chłopak.
Korę bardzo zdziwiła nieustępliwość chłopaka, który w dzieciństwie cały czas jej ustępował. Wtedy podobał jej się z tamtego powodu, a teraz...musiała przyznać, że nie potrafi wykasować z serca uczuć do tego śmiesznego, ciemnowłosego, no dobra....może i trochę przystojnego chłopaka.
-Puść mnie-zażądała, ale natychmiast zamilkła. Zachowywała się jak rozwydrzony dzieciak!
-Jak pozwolisz mi to wytłumaczyć.
-Przypuśćmy, że pozwolę
-Obiecaj-nalegał Ian.
Wojowniczka westchnęła teatralnie.
-Jesteś bardziej męczący niż Mieczyk i Szpadka połączeni z Sączysmarkiem.
Wiking nie odpowiedział, więc Kora postanowiła dać za wygraną.
-Obiecuję.-wymamrotała.
Chłopak odetchnął z ulgą i odszedł kilka kroków od drzwi, po czym postawił dziewczynę na ziemi. Podniósł się w porę by zobaczyć znikający już uśmiech na jej pięknej twarzy. Zagapił się na jej zaróżowiałe policzki, ciemnoczerwone usta, burzę rudych włosów okalających twarz....Dziewczyna odchrząknęła a jej twarz wyraźnie wypełnił zawstydzony rumieniec.
-Więc?
-Ach...tak-Ian otrząsnął się z zakłopotaniem.-No więc, ja i Astrid-na sam wydźwięk tego imienia Kora zmarszczyła brwi co nie uszło uwadze chłopaka. Pomimo tego mówił dalej-pomagaliśmy Chase;owi i jego przyjaciółce Rachel.
-Chase ma jakiś problem?-zaniepokoiła się rudowłosa. Zawsze bardzo lubiła młodszego brata wikinga i traktowała go jak rodzinę.
-Mały...już prawie się z nim uporaliśmy-ciemnowłosy zbył to machnięciem ręki-Potem ci opowiem. A więc, chodzi o to, że razem z As postanowiliśmy nauczyć ich walki wręcz i rzucania toporem...
Wojowniczka kiwnęła głową, mimo, że nie bardzo wiedziała jaki ma związek ta sprawa z tą sytuacją. Ian kontynuował.
-No i postanowiliśmy, że będziemy przychodzić trochę wcześniej przed każdymi tymi zajęciami i omówimy co będziemy robić. Czasami też to ćwiczyliśmy. Dzisiaj chcieliśmy..-nagle chłopak palnął się otwartą dłonią w czoło.-Chase! Oni tam pewnie czekają!-po chwili znów spojrzał na rudowłosą-Zaraz do nich pójdę.-zapewnił-A więc, wracając. Chcieliśmy przećwiczyć ataki, ale przeszkodziła nam Wichura. Smoczyca odskoczyła i wpadła na Astrid, która przewróciła się na mnie. Kiedy nas zobaczyłaś, zbieraliśmy się z tego upadku i śmialiśmy się z niego. Na prawdę nic nie było ani z mojej, ani z jej strony.
Kora poczuła się głupio. Schowała twarz w dłoniach
-Jestem kompletną idiotką...-westchnęła, po czym spojrzała na Iana-Przepraszam, nie powinnam tak się obruszać. W końcu nic się nie stało, a nawet jeśli, to....twój wybór. Mi nic do tego.
Ciemnowłosy zerknął wymownie w oczy rudowłosej i przewrócił oczami.
-Czy ty na prawdę myślisz po tym wszystkim, że czuję coś do As?
Wojowniczka zrobiła zaskoczoną minę.
-A nie?
Ian zrobił krok w jej stronę i dotknął jej delikatnego policzka z którego zdążyły zniknąć wszystkie łzy.
-Nie-szepnął i pochylił się do niej, by chwilę później móc wreszcie pocałować jej śliczne usta.


 Wódz Berk biegł przed siebie, zastanawiając się cały czas gdzie Astrid mogła uciec. Sprawdził w jej domu, ale tam nie było nikogo. Po krótkim wahaniu postanowił poprosić o pomoc Szczerbatka. Nocna furia była o wiele szybsza niż wiking i miała lepszy wzrok. Nie musieli lecieć długo gdy zobaczyli dość dużą polanę na której stała Astrid i dwoje młodych wikingów. Czkawka zleciał na ziemię i zsiadł z przyjaciela. Jeździec podbiegł do blondynki w porę by usłyszeć jak tłumaczy Rachel i Chase'owi, że coś im wypadło i dzisiaj ani ona ani Ian nie mogą poprowadzić zajęć. Dzieciaki były wyraźnie rozczarowane, ale kiwnęły głowami i odbiegły. Astrid westchnęła i odwróciła się do bruneta, ukazując zapłakaną twarz.
-Nie chcę z tobą rozmawiać i nie mam siły się tłumaczyć. Zresztą pewnie i tak ci to nie potrzebne. Gdzie Kora?-parsknęła, wymijając szybko chłopaka.
Wiking odwrócił się i pobiegł za wojowniczką. Złapał ją za rękę i zatrzymał.
-Astrid nie potrzebuję wyjaśnień. Ian już mi powiedział...
-Wobec tego możesz iść do swojej dziewczyny-syknęła ocierając twarz, po czym wyrwała rękę, ale nie ruszyła się z miejsca.
-Właśnie do niej przyszedłem.-odparł brunet.
Dziewczyna odwróciła się na pięcie i skierowała pełne żalu spojrzenie swych błękitnych oczu na Czkawkę. W świetle słońca, na tle zielonej łąki nawet zapłakana wyglądała ślicznie.
-Czkawka, ja....
-Tak wiem-przerwał jej i wziął jej dłonie w swoje.- As ja...przepraszam.
-Za co?
-Za to, że miałaś wątpliwości co do...Kory-westchnął wiking-Ja na prawdę nic do niej nie czuję. Jedyna osoba na której na prawdę mi zależy to...ty.
-Czkawka-blondynka pokręciła spuszczoną głową i podniosła wzrok-Ale ja dalej nie wiem...
-Kora mi powiedziała. Faktycznie, zmieniłem się od czasu jak zaczęliśmy się spotykać.
-Ja na prawdę nie wiem czy ty, ten chłopak w którym się zakochałam-po policzku dziewczyny spłynęła jeszcze jedna łza-wróci.
Zielonooki spuścił głowę. Jak mógł doprowadzić do czegoś takiego?! Nagle wpadł na pewien pomysł.
-Nigdy, nigdzie się nie wybierał...
Astrid pokręciła głową.
-Na siłę się nie zmienisz. Czkawka, ja na prawdę nie chcę cię do tego zmuszać.
-Nie musisz-odparł chłopak i podszedł blondynki. Miał ochotę ją pocałować ale wiedział, że w tej chwili wojowniczka go odepchnie. Wobec tego, z bólem serca poprzestał na przytuleniu. Objął drobną, ale silną dziewczynę i przycisnął ją do siebie silnymi ramionami.
-As...-z jego oczu spłynęły łzy, które prędzej czy później musiały się tam pojawić-Przepraszam.
Jeźdźczyni podniosła ręce i zarzuciła je wodzowi na szyję. Czkawka schował twarz w jej włosach, a ona pogłaskała go po silnych ramionach.
-Nie masz za co.-zaczęła szeptem
-Wiesz, że mam-zaprotestował Czkawka.
Dziewczyna odchyliła głowę w tył i spojrzała w zielone jak trawa na której stali oczy. Złożyła na jego ustach pocałunek, którego oboje tak pragnęli i na który tak długo oczekiwali. Po chwili wiking oderwał się od jej malinowych ust.
-Tęskniłem za tym.-szepnął.
-Ja też-odparła Astrid z lekkim uśmiechem na ustach.
Wódz Berk uniósł Astrid w górę i podszedł do Szczerbatka. Wsadził wojowniczkę na jego grzbiet i sam usiadł na siodle tuż za nią.
-Gdzie lecimy?-spytała blondynka.
-Na wycieczkę-uśmiech chłopaka sprawił, że straciła na chwilę oddech.
-A wioska, obowiązki, to całe wodzowanie?-zdenerwowała się Astrid, ale brunet zamknął jej usta pocałunkiem.
-Poradzą sobie-zapewnił i dał nocnej furii sygnał do lotu.
-Mój Czkawka wrócił-stwierdziła wojowniczka, gdy wznosili się w kierunku otwartego morza.
-I nigdzie się nie wybiera-odrzekł wódz Berk i przytulił blondynkę do piersi.

                       
                                           
Z jednodniowym opóźnieniem ale jest.
W końcu Hiccstrid! Postaram się żeby następny next pojawił się do czwartku. Dziękuję zarówno komentującym jak i wchodzącym. Jesteście super!

Do następnego!
~Pass


sobota, 28 maja 2016

Rozmowa

 Rudowłosa wojowniczka sama nie wiedziała czy jest bardziej smutna i rozczarowana, czy wściekła i żądna zemsty. Może wszystko na raz....W każdym razie, widząc całą tą sielankową scenę poczuła się jak naiwna kretynka. Jak ona mogła kiedykolwiek uwierzyć, że Astrid pomoże jej z Ianem?! Przecież po tym co zobaczyła, wydawało jej się jasne, że oboje darzą się jakimś głębszym uczuciem. Kora gnała przez zarośla nie zwracając najmniejszej uwagi na okładające ją po twarzy, rękach i nogach gałęzie. Po jej policzkach lały się strumienie łez, ale w oczach błyskał wielki gniew. Ukierunkowany był przede wszystkim ku tej jednej osobie: Astrid. Owszem, jakieś tam rozżalenie w stronę Iana też było, ale on nie miał prawa wiedzieć co była łupieżczyni do niego czuje. A Astrid wiedziała. Ta wredna, kłamliwa żmija tylko upozorowała to, że pomaga Korze, a tak na prawdę działała w swoim własnym zakichanym interesie. Rudowłosa pluła sobie w brodę, że po wychowaniu u Łupieżców nie umiała być bardziej czujna w stosunku do fałszywej przyjaciółki. W pełnym biegu wypadła do wioski. Mijała zaskoczonych ludzi i nie odpowiadając na pytania, pędziła prosto na plażę Thora. Usłyszała za sobą łopot skrzydeł i szybko obejrzała się przez ramię. Blondynka właśnie zsiadała z Wichury i rozpoczynała pogoń za Korą. Gdzieś za wojowniczką wylądował również Ogniomiot z Ianem na grzbiecie. Wojowniczka z powrotem odwróciła się do celu swojego szaleńczego biegu i przyspieszyła. Wpadła na plażę i zobaczyła stojącego na niej Czkawkę, spoglądającego we wzburzone morze, zlewające się z błękitem nieba. Wiking zdawał się nie zauważać szaleńczej pogoni jaka odgrywała się tuż pod jego nosem. Kora miała zamiar pobiec do niego i powiedzieć mu co widziała, ale w biegu wpadła na inny szaleńczy pomysł. W końcu Astrid nie zagrała fair, więc ona odpłaci się jej pięknym za nadobne. Zwolniła i zatrzymała się obok wodza Berk, który odwrócił się zaskoczony w stronę zapłakanej dziewczyny. Rudowłosa zerknęła przez ramię widząc jak Astrid zatrzymuje się niecałe pięć metrów od nich i patrzy w jej stronę z przeprosinami w oczach. Kora zacisnęła zęby i popatrzyła na Czkawkę. Na oczach blondynki szarpnęła za jego zbroję i zbliżyła ku niemu twarz. Złożyła na jego ustach krótki, nic dla niej nie znaczący, ale wprawiający w zaszokowanie Astrid i Iana, pocałunek. Wiking był na tyle zaskoczony, że nie wiedział jak ma zareagować, ale nie musiał nic zrobić. Rudowłosa oderwała się od niego i odwróciła się patrząc na pełny niedowierzania wyraz twarzy byłej przyjaciółki.
-Ty wredna małpo-szepnęła tamta.
-Musiałam się odwdzięczyć.-odparła głośno Kora.
-Nawet nie miałaś za co!-wrzasnęła tamta-Nic przecież nie zrobiliśmy! Chciałam ci to wytłumaczyć!
-Już widzę jak byś się tłumaczyła-warknęła dziewczyna.-Nie dotrzymałaś słowa!
Ian i Czkawka nie wiedząc o co chodzi ustawili się obok siebie, obserwując dwie rozwścieczone, stojące na przeciw siebie wojowniczki.
-Ty cholerna idiotko!-krzyknęła Astrid tak głośno, że słychać ją było na drugim końcu wyspy.-Wszystkiego się dowiedziałam!
Rudowłosa roześmiała się ironicznie, przełykając napływające do oczu łzy.
-Tak jasne...Chyba wszystkiego o tym jak całuje.
-Nie całowałam się z nim!
-Wiem co widziałam!
-Sugerujesz, że ja nie wiem?! Na moich oczach, ty głupia świnio!
-Myślisz, że jesteś lepsza, bo ty robiłaś to ukradkiem?!
Teraz obie dziewczyny płakały, obie czuły się zdradzone i obie miały ochotę rzucić się z toporem na tę drugą.
-Niczego nie robiłam!
-Widziałam jak się obściskujecie! Fajnie było poleżeć na Ianie?! Mam nadzieję, że się podobało!
-Zaraz! Co?!-wykrzyknął Czkawka patrząc z niedowierzaniem na blondynkę i przyjaciela.
-To nie tak.-tłumaczyła się Astrid-To był wypadek.
-Ładny mi wypadek!-wrzasnęła po raz kolejny Kora.-Kto normalny tak się cieszy przy wypadku?!
-Kto normalny całuje chłopaka przyjaciółki na jej oczach?!-odparowała blondynka.
-Odpłaciłam ci się!
-Nie miałaś za co!
-Kogo próbujesz oszukać?! Jesteś i zawsze będziesz fałszywą żmiją!
-A ty zdradziecką małpą!
-Mam nadzieję, że nie spotkamy się w Walhalii-syknęła Kora.
-Nie spotkamy się.-zapewniła blondynka- Wrednych świń tam nie wpuszczają!
-Mówisz o sobie?
-A co mi zrobisz jak o tobie?!
-Traktowałam cię jak przyjaciółkę...
-Dobra przyjaciółka nie całuje chłopaka drugiej!-krzyknęła Astrid wyciągając topór.
-Dobra przyjaciółka nie obściskuje się z kimś kto się podoba drugiej-odparła Kora również sięgając po broń.
-Ale, dziewczyny-zaczął Ian.
-Zamknij się!-wrzasnęły obie na raz, niczym dwa rozjuszone smoki.
-Nigdy nie byłaś moją przyjaciółką-powiedziała złowieszczym szeptem blondynka.
-A ty moją.
-Mam nadzieję, że nigdy więcej się nie spotkamy.
-O to nie musisz się martwić-odrzekła Kora, patrząc na zapłakaną twarz byłej przyjaciółki i czując, że obie przez długi czas nie pozbędą się uczucia zdrady. Nie mówiąc ani słowa więcej obie dziewczyny odwróciły się na pięcie i odbiegły w przeciwne strony.

Ian został sam na sam z Czkawką. Oboje układali sobie w myślach rozmowę obu dziewczyn i próbowali odnaleźć w niej jakikolwiek sens. Nagle wódz Berk odchrząknął
-Wy się na prawdę....-nie wiedział jak ma to powiedzieć, ale po jego zbolałej minie Ian wywnioskował, że musi jak najszybciej wyprowadzić go z błędu.
-Nie. Razem z Astrid uczyliśmy walki mojego brata i jego przyjaciółkę Hazel...
-Hazel?-spytał zaskoczony Czkawka-Moją kuzynkę?
-Tak. No więc przed treningiem zawsze omawiamy z nią co będziemy pokazywać dzieciakom. No i w trakcie omawiania Wichura odskoczyła w bok i potrąciła As, która przewróciła się na mnie. Sytuacja była komiczna więc zaczęliśmy się śmiać. No i wtedy Kora nas zobaczyła.
-To tyle? Nic między wami nie...-upewniał się wiking.
Ian uśmiechnął się lekko do przyjaciela.
-Nie. Absolutnie nic. Astrid to dobra przyjaciółka ale z pewnością nie jest dla mnie nikim więcej, a ja dla niej.
-A teraz wyszło tak, że Kora i ja....
-Wy też nic?
-Oczywiście, że nie!-wykrzyknął Czkawka-Ja kocham tylko i wyłącznie Astrid a Kora jest zakochana w tobie po uszy....-wódz Berk po chwili milczenia najwidoczniej zdał sobie sprawę z tego co powiedział-Ups...Nie powinienem tego mówić....
-Nic jej nie powiem-zapewnił Ian, w duchu skacząc z radości, że rudowłosa wojowniczka odwzajemnia jego uczucia.
-Jak będziesz mieć okazję z nią pomówić-przypomniał Czkawka.
-Racja. Chyba powinienem do niej iść i wszystko wyjaśnić.
-A ja pójdę do Astrid. Może wreszcie będzie tak jak dawniej...
-Tak jak dawniej, nie będzie już nigdy-rzekł ciemnowłosy-Możesz robić wszystko, żeby było podobnie, ale i tak nie będzie tak samo. Twoim największym wyzwaniem jest sprawić żeby było lepiej....Nie zrań jej. To świetna dziewczyna.
-To samo mógłbym powiedzieć o Korze-westchnął wódz i oddalając się spojrzał na przyjaciela-Powodzenia.
-Nawzajem-odparł Ian i oboje ruszyli przed siebie by znaleźć swoje wybranki.
                                


No i następny next.
Wiem, że bardzo króciutki ale jutro będzie następny ;) 
Mam nadzieję, że był nawet nawet. Dziękuję za komentarze i tak dużą liczbę wejść. Jesteście super! <3
~Pass

czwartek, 26 maja 2016

Rozczarowanie

  Czkawka Haddock siedział właśnie przy stole w Twierdzy. Astrid zabrała Szczerbatka na lot, a on ze zniecierpliwieniem czekał na Korę, która miała pojawić się kilkanaście minut wcześniej. Rudowłosa zapowiedziała, że będzie chciała poważnie porozmawiać z wodzem, czego ten był niezmiernie ciekaw. Siedząc tak sam, przy znikomym świetle kilku lamp pogrążył się w myślach. Ich tematem przewodnim była jak zwykle Astrid (cóż za zaskoczenie), ale tym razem występowała ona w parze z Ianem. Wiking, który wydawałoby się miał bardzo podobny charakter do Czkawki i świetnie rozumiał chłopaka, spędzał bardzo dużo czasu z wojowniczką, czym brunet nie był zachwycony. Nie to żeby był zazdrosny...Co to, to nie...Ale czy na pewno?
Ilekroć widział tych dwoje razem krew mu się w żyłach gotowała. Oczywiście nigdy nie przyłapał ich na czymś co wykraczałoby poza przyjacielskie przekomarzanie, na przykład na pocałunku...Wiking odrzucił tę myśl i skupił się na cieniach, jakie światło lamp rzucało na meble w przestronnym pomieszczeniu. Kiedy płomień w lampie się ruszał, ciemne kształty poruszały się wraz z nim odprawiając swoisty taniec. Podziwianie gry świateł, przerwała wodzu, Kora. Dziewczyna wpadła do Twierdzy jak wicher i zatrzasnęła drzwi. Szybkim krokiem ruszyła w stronę Czkawki i klapnęła na ławce obok niego.
-Przepraszam za spóźnienie-sapnęła, odrzucając do tyłu gęste rude włosy.
-Następnym razem gdy będziemy się umawiać na konkretną godzinę, przyjdę dwa kwadranse później-prychnął brunet ze śmiechem.
-Na prawdę przepraszam, musiałam jeszcze...
-Nic się nie stało-przerwał jej wiking. Ciekawość aż zżerała go od środka.-A więc mów.
-Ooo, udało mi się kogoś zaciekawić...
-Bardziej wystraszyć. Wiesz kiedy ktoś trzyma ci topór przy gardle i grozi, że jak nie przyjdziesz na jakąś poważną rozmowę, to zafunduje ci amputacje, to raczej trudno odmówić.
-Oj przestań-westchnęła rudowłosa dziewczyna, zarzucając głową w tył-Wiesz, że to były żarty.
-Całkiem realne te twoje żarty-stwierdził Czkawka.
Kora wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się, do wodza Berk, opierając głowę na dłoni. Brunet czekał aż zacznie temat, ale najwidoczniej odwlekanie go i trzymanie chłopaka w niepewności bardzo ją bawiło. Nie mogąc już dłużej czekać zapytał.
-Powiesz mi wreszcie czy nie?
-To zależy...-droczyła się dziewczyna i ziewnęła teatralnie.-Może najpierw się trochę zdrzemnę.
-Kora!-zdenerwował się Czkawka.
-Coś ty taki spięty?-roześmiała się, a na widok miny bruneta przewróciła oczami-No dobra, dobra już mówię.
-To mów.
-Nie przerywaj mi.-upomniała go dziewczyna.
-Kiedy ja ci nie przerwałem-zaprzeczył brunet.
-Znowu mi przerwałeś. Słuchaj jak ktoś do ciebie mówi!
-Słuchałbym jakbyś zaczęła w końcu mówić-stwierdził wódz.
-Zaczęłabym mówić już dawno, gdybyś cały czas mi nie przerywał.
-Ale ja ci nie przerwałem ani razu!
-Dasz mi powiedzieć czy nie?-rudowłosa spiorunowała go wzrokiem.
Oboje zerknęli na siebie i jeszcze raz odtworzyli przebieg tej komicznej rozmowy w myślach. Uśmiechy zakwitły na ich zdenerwowanych twarzach i już po chwili śmiali się do rozpuku. Po kilku minutach, złapali się za brzuchy i Czkawka sapnął.
-Mów.
-Dobrze-westchnęła dziewczyna i w tej chwili uśmiech zniknął z jej twarzy, co dla chłopaka było wystarczającym powodem, żeby domyśleć się, że rozmowa nie będzie należała do najprzyjemniejszych.- Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, że nie jesteś...nie jesteście...-Kora widocznie nie wiedziała jak się do tego zabrać, ale w końcu wypaliła, cała się czerwieniąc-z Astrid tak blisko jak kiedyś...
-Czy sobie zdaję sprawę?-fuknął Czkawka z żalem w głosie-Od czasu jej powrotu nic nie jest tak jak dawniej. Wszystko się posypało, a co bym nie zrobił, jak bardzo bym się nie starał...
-No właśnie-podchwyciła rudowłosa-Właśnie w tym rzecz. Za bardzo się starasz.
Wiking zrobił całkiem nie rozumującą minę, a jego szare komórki, zapewne próbowały ogarnąć co robi nie tak. Najwyraźniej nie doszły do żadnych wniosków, gdyż wódz Berk nadal nie rozumiał o co chodzi.
-Ale...-zaczął-Jak można się za bardzo starać?
Wojowniczka przewróciła oczami.
-Och...Źle się wyraziłam. Po prostu, chodzi o to, że według niej, kiedyś nie musiałeś się tak wysilać, żeby...było dobrze.
-A co ty jesteś?-zdenerwował się Czkawka-Jakieś jej, na brudne skarpetki Sączysmarka, medium?
-Nie-dziewczyna zdołała odpowiedzieć spokojnie.-Po prostu to wiem.
-A to niby skąd.
-Astrid mi powiedziała.
-Tobie?-upewnił się chłopak, na co Kora kiwnęła twierdząco głową-O tym? 
-Tak.
-Ale...dlaczego? Dlaczego nie mi? Dlaczego, nie przyszła i nie wyjaśniła? Przestałbym....
-Co byś przestał?
-Się...starać?-wiking sam już nie wiedział co ma powiedzieć, ale na widok rudowłosej, uderzającej czołem o stół, zaczął podejrzewać, że zupełnie nie o to chodziło.
-Czy faceci, na prawdę są aż tak...tępi?
-Jeszcze się taki nie urodził, co by kobiecie dogodził-westchnął Czkawka, po czym dodał-A nawet jak się urodził, to z pewnością nie jestem nim ja.
-Zdążyłam zauważyć-wojowniczka wykrzywiła się sarkastycznie i kontynuowała.-Nie chodzi o to żebyś całkiem przestał się starać. Chodzi o to, żebyś znowu...-przez chwilę szukała odpowiednich słów-był sobą.
Teraz Czkawka czuł się jakby nagle, jego przyjaciółka zaczęła gadać nieznanymi mu językami. Że niby on nie jest sobą? To kim w takim razie? Od samych takich myśli, mózg mu się przegrzewał.
-Czyli teraz nie jestem?
-No wiesz...Ja cię wcześniej nie znałam, ale według As...Nie, nie jesteś.
-Dlaczego ona nie przyszła z tym od razu do mnie?-nie rozumiał wódz.
-Nie przyszło ci do tego durnego jaczego łba, że może po prostu, najzwyczajniej w świecie, ona czekała aż sam się ockniesz?
-Ale z czego?
-Ja się zabiję!-krzyknęła i jeszcze raz zaryła głową o stół.
-Powiedz po prostu o co chodzi, a nie gadasz jakimiś myślami skrótowymi.
-Przecież ja cały czas mówię!
-Tylko, że ja nic z tego nie rozumiem!
-Może po prostu jesteś beznadziejnym, niereformowalnym mózgowcem.wypaliła Kora
-A ty beznadziejną psychoterapeutką.-odszczeknął się Czkawka, po czym oboje na powrót wybuchnęli śmiechem, ale tym razem trwało to bardzo krótko.
-Chodzi o to-zaczęła jeszcze raz rudowłosa pani psycholog-, że ty jesteś całkiem inny. Wcześniej byłeś...jak ona to ujęła...wolny, porywczy, uparty, a teraz....taki...wodzowaty.
-To źle?-Czkawka czuł, jak mózg zmienia mu się w budyń od nadmiaru sprzecznych informacji.
-Dla wioski to świetnie-sprecyzowała Kora-ale dla Astrid....
Wreszcie, na reszcie, po tych wielkich męczarniach umysł chłopaka zaskoczył i pojął w całej okazałości, co robił źle, co się z nim stało....Wszystko, po prostu wszystko. Wiedział już nawet, co musi zrobić...
-Na wszechmocnego Odyna, jakie to proste!-krzyknął i poderwał się z ławki.-Nie mogłaś tak od razu?
Dziewczyna również wstała.
-Kiedy, ja mówiłam dokładnie to samo...
-Nieważne-parsknął Czkawka i zamknął rudowłosą w miażdżącym uścisku-Dziękuję, dziękuję, dziękuję. Wiem co zrobić!
Po tych słowach wykrzyczanych prosto do ucha Kory, wiking cmoknął ją w policzek i wybiegając z Twierdzy krzyknął.
-Sprowadź Astrid, na plażę Thora!
Wojowniczka stała ogłupiała przez kilka sekund, całkowicie nie wiedząc co ma myśleć, po czym się ocknęła.
-Faceci są beznadziejni-westchnęła do dużej drewnianej figury niedźwiedzicy i wyszła z ciemnej, pogrążonej w półmroku sali. 
Idąc przez wioskę zobaczyła jak Chmura bawi się ze Sztukamięs. Chciała zabrać ją i poszukać przyjaciółki, ale patrząc jak dobrze smoczyca się bawi, stwierdziła, że żal jej przerywać odpoczynek Gronkla i pójdzie pieszo. Przedzierała się przez zarośla i drzewa, odgarniając je toporem. Miała ochotę tańczyć ze szczęścia i już nie mogła się doczekać aż powie As, że wszystko się udało. Skrycie marzyła też, żeby i Astrid miała dla niej dobre wieści w wiadomej sprawie. Już miała wyjść na polanę w środku lasu, gdy jej uszy zarejestrowały czyjś śmiech. Odwróciła się lekko w prawo i zobaczyła coś czego nie spodziewałaby się nigdy zobaczyć. Obok Ogniomiota i Wichury stojących przy strumyku ujrzała Iana i Astrid. Gdyby stali, albo chociaż siedzieli, nie zrobiłaby awantury, ale ten widok był jednoznaczny. Ian leżał na trawie zanosząc się od śmiechu a blondynka leżała na jego piersi tak, że stykali się nosem w nos i wyglądali jakby zaraz mieli się...
Rudowłosa poczuła nieogarniony gniew i rozczarowanie na przyjaciółkę. 
-Ty zdradziecka świnio!-krzyknęła, czując jak jej oczy wypełniają się łzami.


   
   Astrid od samego rana realizowała założenia poprzedniego dnia. Wstała ze wschodem słońca i latała kolejno na Sztukamięs, Wymie i Jocie, Hakokle i Szczerbatku. Było to tak odświeżające uczucie, że blondynka postanowiła robić to częściej. Oczywiście kiedy brała smoki na lot zawsze informowała właścicieli, nawet w postaci kartki o treści:
                  Porwałam ci smoka. Zwrócę potem.
                                                                        Astrid
Choć szczerze wątpiła czy ktoś o inteligencji pokroju przeciętnej marchewki, na przykład Mieczyk zrozumie o co w tym chodzi, to nie przejmowała się tym. Potrzebowała takiej terapii. A już super było gdy owa terapia miała głowę, nogi, skrzydła i nazywała się smok. Lecąc na każdym z nich poczuła się znowu jak dawniej i mimo wszystko było to bardzo dobre uczucie. Kończąc lot na Szczerbatku czuła się wprost cudownie. Nocna furia wydawała się równie szczęśliwa i chętna do dalszego lotu, więc wojowniczka popróbowała kilku trików, które zdążyli opanować, podczas ich swoistego szkolenia. Lecieli właśnie nad malowniczym krajobrazem zalesionej części wyspy i podziwiali jej widok z lotu smoka. Wznosili się tak wysoko, że niemal płynęli w chmurach, po czym opadali tak nisko, że Astrid mogła zrywać gałązki z wierzchołków drzew, lub dotykać chłodnej wody morza. Po wielu godzinach lotów jej ciało przyzwyczaiło się do noszenia tego dziwnego kostiumu do lotów. Sama zastanawiała się kiedyś jak zrobił go Czkawka, ale od kiedy sama nauczyła się robić podobne, nie było już to dla niej tak czarną magią jak kiedyś. Sprawnie zeskoczyła z grzbietu Szczerbka, gdy szybowali w chmurach i bez cienia strachu wypatrywała wychylających się zza chmur drzew, które zbliżały się coraz szybciej. Obok siebie dostrzegła nurkującą nocną furię, szczerzącą się do niej w bezzębnym uśmiechu. Wojowniczka się roześmiała, a dźwięk wydobywający się z jej ust, natychmiast został porwany przez wiatr i zaniesiony zapewne do samego Odyna, chcącego zobaczyć jak szczęśliwi potrafią być ludzie, gdy robią coś co kochają. Centralnie przed drzewami dziewczyna rozłożyła ręce szybując sama. Obok niej cały czas był smok, ale nie znajdował się tam dlatego, że ktokolwiek mu kazał. Leciał obok niej, bo tego chciał. I to było w tym najpiękniejsze.
 Astrid zniżyła lot i łagodnie osiadła na polanie, zamiatając powietrze prowizorycznymi skrzydłami. Szczerbatek wylądował obok niej, równie sprawnie, po czym powalił ją na ziemię szczerząc się komicznie. Wojowniczka zaśmiała się znowu i wstała. Poszła do wioski ze szczęśliwym smokiem u boku i szybko się przebrała. Nocna furia wróciła już zapewne pod dom Czkawki, kiedy blondynka zakładała siodło Wichurze. Umówili się z Ianem, że przyjdą chwilę przed zajęciami z Hazel i Chase'm. Wobec tego dziewczyna wyruszyła ze smoczycą na miejsce spotkania. Postanowiła zrobić Śmiertnikowi jednodniową przerwę od wszelkiego rodzaju treningów więc poleciała prosto do celu ignorując kusząco wyglądające drzewa w które można strzelać kolcami, ogniem, przelatywać nad i pod, okrążać, robić wokół nich ósemki....Nie....Nic nie zwracało uwagi blondynki. No może poza jednym w które strzeliła....No dobra...Dwoma...Ale poza tym nic. Absolutnie nic nie odwracało jej uwagi. 
Kiedy wraz z Wichurą wylądowały na polanie dostrzegły czekających już na nie Iana i Ogniomiota. Wojowniczka udała się od razu do przyjaciela, a smoczyca rozpoczęła zabawę z samcem.
-To co dzisiaj pokazujemy?-spytała dziewczyna.
-Nie mam pojęcia, ale zapomniałem topora więc może walka wręcz?
-Może być-zgodziła się blondynka po czym uśmiechnęła się szyderczo-I tak wiesz, że przegrasz.
-Nie byłbym taki pewien na twoim miejscu.
-Ale ja jestem.
Ciemnowłosy trącił Astrid w ramię i stanął na przeciw.
-No więc co dzisiaj? Przewracanie, łamanie kończyn, zabijanie, pozbawianie kończyn?
-Nie...Myślę, że pokarzę im jak ludzie reagują gdy osiągnął najwyższą skalę bólu...
-Jak mniemam będziesz pokazywała na mnie?
-A widzisz tu kogoś innego?-blondynka roześmiała się i przygotowała do obrony. Zawsze w ten sposób ćwiczyli przed zajęciami. Ogarniali co będą w danym dniu robić i ćwiczyli to na sucho. Ian właśnie miał się na nią zamachnąć patykiem, który był wyśmienitą wręcz atrapą noża, kiedy Wichurka bawiąca się z Ogniomiotem odskoczyła w tył uderzając Astrid ogonem i pozbawiając tym samym równowagi. Dziewczyna runęła przed siebie, centralnie na chłopaka. W taki sposób znaleźli się w niezbyt komfortowym położeniu. Blondynka leżała mu na piersi i stykali się nosami. Wojowniczka zaczęła gramolić się do zejścia z roześmianego chłopaka, gdy usłyszała przerażająco znajomy głos, który sprawił, że uśmiech zszedł z twarzy obojga wojowników.
-Ty zdradziecka świnio!


Wreszcie jest!
Przepraszam bardzo, że wczoraj nie dodałam, ale sami rozumiecie, że nie miałam jak ;) Następny rozdział przewiduję na jutro albo na sobotę ;) Już się cieszę na samą myśl, że wielkimi krokami zbliża się HICCSTRID!!!! <3 Mam nadzieję, że dotrwacie xd.
Rysunek przedstawia moje wyobrażenie Kory podczas rozmowy z Czkawką. Mam nadzieję, że nie jest tak źle ;)
~Pass







sobota, 21 maja 2016

Trening

 Ian czekał właśnie na Kruczym Urwisku. Słońce chyliło się już ku zachodowi, rzucając fioletowo, czerwoną poświatę na malowniczą okolice. Wystarczyło spojrzeć w dół klifu, by zobaczyć wystające z wzburzonego morza ostre skały. Lekki wietrzyk muskał okoliczne drzewa, wprawiając je w delikatny taniec. Siedząc z Ogniomiotem wiking zastanawiał się co on właściwie chciał zrobić. Oczywiście pragnął z całego serca pomóc bratu, ale nie wydawało się mu do końca w porządku to, że zasadniczo wkopał Astrid, bez wcześniejszego zapytania o zgodę. Umówili się, że przyjaciółka przyjdzie 15 minut przed przybyciem dzieciaków. Ciemnowłosy był pewien, że wojowniczka będzie chciała im pomóc, ale martwił się też, czy nie ma czasem jakiegoś innego, ciekawszego zajęcia niż nauka walki. Pogrążony w myślach, nie zwrócił uwagi na to, że dziewczyna już przyszła. Siedział blisko krawędzi, gdy ktoś zasłonił mu oczy dłońmi.
-Zgadnij kto to.-roześmiał się znajomy głos.
-Hmmm no nie wiem...Pyskacz?
Blondynka odsłoniła mu oczy i trzepnęła go w ramię, na co chłopak zareagował śmiechem. Przyjaciółka usiadła obok niego, a wiatr rozwiewał jej grzywkę i wprawiał w ruch, połyskujący, blond warkocz. Ian nie widział nigdzie Wichury, więc założył, że Astrid przyszła pieszo. Siedzieli w ciszy, przez krótką chwilę podziwiając wielobarwne niebo, odcinające się wyraźnie od głębokiego granatu morza.
-O co chodzi?-blondynka pierwsza, postanowiła przerwać ciszę.
-Bo wiesz...-chłopak nie wiedział jak ma zacząć.-Pewnie będziesz zła, bo wkopałem cię w to, tak trochę bez twojej zgody, ale nie mogłem...
-Ian! Powiedz o co chodzi, to się zastanowię czy oddać cię Wichurze jako gryzak-zaśmiała się wojowniczka.
-Chase ma problem-wypalił wiking.
Blondynka bardzo lubiła Chase'a, zresztą z wzajemnością. Od kiedy przylecieli na Berk bardzo często rozmawiali i spędzali czas razem. Młody brunet, widział w Astrid nie mały autorytet, podobnie jak jego brat. Oboje byli pod wielkim wrażeniem jej nieugięcia, podczas znanych im dobrze tortur Łupieżców.
-O co chodzi?-dziewczyna wyglądała na bardzo zmartwioną.
-On i jego koleżanka Hazel nie radzą sobie za dobrze z innymi. Jakaś Gunilla uprzykrza im życie razem ze swoimi przyjaciółmi, a oboje średnio umieją się bronić, więc pomyślałem, że może czegoś ich nauczę. Chase jest bardzo przygnębiony, że przegrał walkę wręcz z dziewczyną, i nie umiał rzucić toporem. Powiedziałem mu, że ja też często przegrywam, na przykład z tobą- dotychczas słuchająca uważnie Astrid roześmiała się na te słowa, a wiking kontynuował- Nie bardzo w to uwierzył, więc chciałem nauczyć jego i tą Hazel, że to, że ktoś jest słabszy, nie oznacza, że musi przegrać.
-Czyżbym usłyszała słabszy?-blondynka zmrużyła oczy.
-Mniej napakowany, że się tak wyrażę-zreflektował się Ian.
-I ty myślisz, że mogłabym być zła, o to, że wrobiłeś mnie w pomoc?
-Nie myślę tak. Po prostu głupio mi było, bo mogłabyś mieć inne plany.
-Nie miałam-zapewniła dziewczyna szeroko się uśmiechając.
Oboje wstali i odeszli kawałek od urwiska. Rozmawiając o metodzie treningów czekali na młodszych przyjaciół. Po kilku minutach z lasu wyszedł Chase, a za nim niepewnie szła ładna dziewczynka, o kruczoczarnych włosach i zielonych oczach. Jej nos był usiany drobnymi złotawymi piegami, a skóra, w świetle zachodzącego słońca miała srebrzysty odcień. Jej krótkie, sięgające do ramion włosy, okalały twarz niczym mroczna aureola. Astrid mówiła wcześniej Ianowi, że Hazel to dalsza kuzynka Czkawki, z którą wódz ma słaby kontakt. Dziewczyna wyglądała na dość nieśmiałą, czyli według wikinga, całkowite przeciwieństwo jego blondwłosej przyjaciółki. Jedyne co łączyło dwie dziewczyny, oprócz inteligentnych oczu, było niezaprzeczalne piękno, cechujące każdą z nich, na swój sposób. Z tego rodzaju rozmyślań wyrwał go podbiegający Chase. Szeroki uśmiech i blask w ciemnych oczach chłopca, świadczył wyraźnie jak bardzo ten jest podekscytowany. Za nim, szła powoli, onieśmielona Hazel, której pełen podziwu wzrok wpatrywał się w Astrid. Wojowniczka podeszła do niej i wystawiła rękę.
-Chyba się nie znamy. Jestem Astrid.
Mała uścisnęła niepewnie jej rękę i powiedziała cicho.
-Wiem. Jesteś....dziewczyną mojego kuzyna, znaczy się...wodza...to znaczy...
-Czkawki-powiedział blondynka uśmiechając się zachęcająco.
-Ja jestem Hazel-rzekła dziewczynka trochę głośniej.
-Dobrze.- Astrid założyła ramiona na piersiach i stanęła obok Iana, na przeciwko swoich uczniów.
Wiking nie mógł powstrzymać się od uśmiechu na widok przyjaciółki, w roli nauczycielki. Tamta, spojrzała na niego jak na wariata i zapytała.
-A ty co suszysz zęby?
-Nic nic pani profesor.-roześmiał się, czym zarobił na kuksańca w żebra.
Młodzi uśmiechnęli się na widok tych przekomarzań. Po chwili śmiechu starsi przyjaciele uspokoili się na tyle by móc kontynuować. Zapoznali się z sytuacją dzieciaków i postanowili wspólnie, że od tego dnia do skutku będą spotykać się o takiej samej porze, na treningi.
-A więc dzisiaj pierwszy trening-oznajmił Ian- wolicie zacząć od walki wręcz czy rzutu.
Hazel i Chase popatrzyli po sobie i zgodnie stwierdzili, że wolą zacząć od rzutu toporem. Niestety Ian nie poinformował wcześniej Astrid, by zabrała topór, więc wojowniczka zostawiła go w domu. Tak więc mieli do dyspozycji tylko dwa topory na cztery osoby.
-Pójdę po kolejne dwa.-westchnęła blondynka i spojrzała z ukosa na ciemnowłosego-Nie musiałabym gdyby ktoś, mi wcześniej powiedział.
Ian szturchnął ją w bok i oznajmił, że poczeka wraz z dziećmi. Dziewczyna podeszła do Ogniomiota i bez wahania wskoczyła na siodło. Na widok pytającej miny chłopaka roześmiała się.
-No co? Nie będziecie na mnie wieki czekać...
-Tylko bardzo cię proszę, tym razem postarajcie się nie znaleźć się o krok od rozbicia o skały.
-Postaramy się. Specjalnie dla ciebie podbijemy do dwóch kroków.
Mówiąc te słowa, Astrid i Ogniomiot wystartowali i szybkim tempem ruszyli do środkowej części wioski, gdzie znajdował się dom blondynki. Wylądowali, a wojowniczka wbiegła do środka i ruszyła do pokoju. Zgarnęła dwa odpowiednie topory i już miała wychodzić, gdy ze ściany spadł jeden z jej szkiców. Podeszła do niego i podniosła rysunek z ziemi. Patrząc na niego zamyśliła się. Przedstawiał on ją i smoki, które trenowała gdy jeźdźcy nie mieli czasu. Wspomnienia z tych treningów wróciły, a w oczach Astrid pojawiły się błyszczące łzy. Wojowniczka od kiedy wróciła na Berk, praktycznie nie interesowała się pozostałymi smokami, które przecież, tak wiele dla niej zrobiły. Zacisnęła zęby i postanowiła sobie, że jutro z samego rana odwiedzi smoki i postara się polatać z nimi tak długo jak wcześniej. Nie miała nawet zamiaru pytać o pozwolenie ich jeźdźców. Jedyne co zrobi to poinformuje ich o swoich zamiarach. Skoro przez te kilka miesięcy na nich nie latali i nie widzieli w tym nic złego, to jeden dzień ich nie zbawi. Astrid złożyła rysunek i wepchnęła go sobie do kieszeni spódnicy. Otarła policzki i wyszła z domu nie odwracając się. Już miała wsiadać na smoka i odlatywać, kiedy jej uwagę przyciągnęło coś innego. Z Twierdzy wolnym krokiem wychodzili właśnie Czkawka i Kora. Szli bardzo blisko siebie wyraźnie pogrążeni w rozmowie. Nagle blondynka usłyszała perlisty śmiech rudowłosej i ujrzała jak wódz Berk wymierza jej słabego, przyjacielskiego kopniaka, ubarwionego jego śmiechem. Mimo woli Astrid poczuła ukłucie w sercu i niepohamowaną złość na tych dwoje. Zwłaszcza na Korę. Zacisnęła dłonie w pięści i ruszyła przed siebie. Po kilku krokach jednak się zatrzymała. Co ona właściwie robi? Przecież sama tego chciała. Sama cieszyła się, że Kora postara się dowiedzieć czegoś od Czkawki. Więc dlaczego teraz tak się czuje? Odwróciła wzrok i wpatrzyła się w kałużę pod jej stopami. Spojrzała na swoje własne odbicie z niesmakiem. Zaciśnięte pięści, czerwona, zdenerwowana twarz, ściągnięte brwi i złość w błękitnych oczach.
-Astrid Hofferson, uspokój się-nakazała sama sobie i szybko dosiadła Ogniomiota. Dotarła na miejsce dwa razy szybciej niż leciała w drugą stronę. Przez cały czas nosiła  sobie to dziwne uczucie...Nieokrzesaną, rozżarzoną do czerwoności zazdrość. Wylądowawszy potrząsnęła głową odganiając niemiłe myśli i zmusiła się do uśmiechu. Na widok jej miny, Ian posłał jej pytające spojrzenie, ale Astrid pokręciła głową niemo oznajmiając, że nic się nie stało. Tą ich cichą rozmowę zwieńczył ciemnowłosy wzruszając ramionami. Blondynka podeszła do Hazel i wręczyła jej topór, którym sama posługiwała się, gdy była w jej wieku.
-Trochę zużyty, ale jest dobry-oznajmiła dziewczyna.
-Cudowny-zachwyciła się czarnowłosa ważąc go w dłoni-I wcale nie jest taki ciężki.
-Nosiłam go jak byłam w twoim wieku.
-I dajesz mi go?-zdziwiła się.
-Owszem.
-A..jeśli mogę wiedzieć-zaczęła Hazel niepewnie-Dlaczego?
-Broń jest po to żeby jej używać-wzruszyła ramionami wojowniczka-A ja i tak już nim nie walczę.
-Dziękuję.
Obie dziewczyny uśmiechnęły się do siebie, po czym wszyscy stanęli w szeregu, każdy na przeciwko jednego z drzew.
-Żeby trafić-zaczął Ian- musicie użyć odpowiedniej siły do odległości. Nie ma sensu, męczyć się i rzucać jak najmocniej gdy cel jest kilka metrów od nas.
-Chyba, że chce się go wbić w kogoś w zbroi-dodała Astrid.
-No chyba, że tak, ale wy raczej na razie nie macie takich planów, prawda?
-Wiesz...-powiedział Chase-Jakbyś mnie kiedyś denerwował...
-Człowieku. A ile razy ty mnie denerwowałeś-westchnął starszy z braci.
-Panowie-zwróciła ich uwagę blondynka- Żal mi, przerywać kiełkowanie waszego braterskiego romansu, ale robi się ciemno, a ja na prawdę nie chcę kogoś trafić w ciemności.
-Na prawdę nie chcesz?-zaśmiał się Ian.
-No dobrze-zreflektowała się wojowniczka-Może i tak, jeżeli przypadkiem będę mieć pod ręką jakiegoś irytującego palanta, myślącego, że mnie przechytrzy.
Ciemnowłosy uśmiechnął się kpiąco i wystawił język przyjaciółce.
Po chwili, wrócili do ćwiczeń. W rezultacie obeszło się bez rannych, a poszkodowane zostały tylko drzewa do których rzucali. No i może jeszcze Ian, który znalazł się o krok od zawału, gdy topór wymsknął się z dłoni Hazel i przeleciał mu przed nosem. Gdy skończyli księżyc świecił już jasno nad ich głowami, ogarniając okolicę srebrzystą poświatą. Wokół niego, niczym mniejsze domy, wokół Twierdzy, świeciły gwiazdy. Astrid popatrzyła w górę i uśmiechnęła się na ich widok. Kiedyś, gdy była bardzo mała jej wuj Finn, powiedział, że wszystkie gwiazdy to domy, zmarłych. A te świecące najjaśniej to domy zmarłych z rodzin obserwującego. Wiking śmiał się zawsze, że jej rodzina świeci na nich latarkami, jak na przesłuchaniu, spoglądając czy dobrze się nią opiekuje. Na samo wspomnienie, fałszywego wuja wojowniczka się uśmiechnęła. Wypatrzyła najjaśniej świecącą gwiazdę i szepnęła.
-Nie zawiodę cię wujku.
Po tych słowach opuściła głowę i podeszła do reszty. Ian kazał Ogniomiotowi lecieć do domu, a sam uparł się, że wraz z bratem odprowadzą Hazel i Astrid do domu.
Blondynka weszła do łóżka, całkiem wypompowana. Rozłożyła obrazek z nią i smokami i uśmiechnęła się pod nosem. Tak....Jutro będzie na prawdę dobry dzień.
          

No więc tak...
Pierwszy trening odhaczony ;) Już się nie mogę doczekać aż młodzi pokażą tej Gunilli xd. 
Tak na otuchę powiem wam, że za kilka rozdziałów hiccstrid wróci pełną parą xd
Do wtorku ;)
~Pass

czwartek, 19 maja 2016

Umowa

   Blondynka cieszyła się bardzo z wizyty przyjaciółki. A jeszcze bardziej, z tego, że tamta postanowiła zostać. Astrid oprowadzała Korę po wyspie, nie pomijając niczego. Poznawała rudowłosą z każdym napotkanym wikingiem.W końcu, po długim pokazywaniu wyspy i wyjaśnianiu wszystkiego, obie wojowniczki postanowiły odpocząć. Podleciały na Wichurze i Chmurze na Krucze Urwisko, gdzie usiadły, w cieniu drzew, ostrząc swoje topory. Oczywiście, podczas tego zajęcia znalazł się też czas na pogaduszki. Astrid była pod wielkim wrażeniem spostrzegawczości przyjaciółki. Podczas tych kilku minut rozmowy z chłopakami zdążyła zauważyć, że coś jest nie tak między blondynką i wodzem, mimo, że tego drugiego, poznała dopiero tego dnia.
-A więc co jest nie tak?-rudowłosa od razu przechodziła do sedna, czym nie różniła się tak bardzo od Astrid.
-Nic. Po prostu mamy...-dziewczyna myślała przez chwilę-trudniejszy okres.
-Ale jesteście dalej razem?
-No...-blondynka sama nie wiedziała co ma o tym myśleć. Z jednej strony kochała wodza Berk (a raczej jego wcześniejszą odsłonę), ale z drugiej powiedziała mu, żeby dali sobie czas, więc...-Chyba już nie...
-Dlaczego?
-Mówiłam ci już co się stało przed tym porwaniem...-westchnęła z rezygnacją wojowniczka.
-No mówiłaś, ale kobieto! On ci życie uratował! Powinnaś mu wybaczyć!-przekonywała Kora.
-Nie wpadło ci do głowy, że to nie jest takie proste?!-zirytowała się Astrid-Jestem mu bardzo wdzięczna za ten ratunek...
-Mimo listu-wtrąciła rudowłosa., ale wojowniczka puściła tą uwagę mimo uszu.
-Ale to co powiedział...-zająknęła się-to...bardzo mnie zraniło...
-Nie dziwię się-stwierdziła Kora.-Więc już go nie kochasz?
-Tego nie powiedziałam-zaprotestowała niebieskooka-Ja po prostu....ach...sama nie wiem...
-Kochasz go czy nie?-nie odpuszczała rudowłosa.
-To nie takie proste...
-To jest proste-zaprzeczyła wojowniczka-Albo tak, albo nie.
-A jest odpowiedź nie wiem?!-cierpliwość Astrid, właściwie do samej siebie, już się wyczerpała. Teraz ostrzyła topór gniewnymi, zamaszystymi ruchami, starając się nie wybuchnąć.
-Spokojnie.-odezwała się rudowłosa, po dłuższym milczeniu. Odłożyła swój topór i wyjęła ostrze z rąk wojowniczki.-Bo zniszczysz...
-To mnie przerasta-westchnęła z rezygnacją blondynka.
-Wyrzuć to z siebie-zachęciła Kora, ponownie siadając.
Astrid klapnęła obok niej i ukryła twarz w dłoniach, po czym mruknęła.
-A żebym ja wiedziała co mam wyrzucić.
-Nie ufasz mi?
-Ufam.
-No to powiedz-zażądała była łupieżczyni.
-No bo...jakby to...-wojowniczka w końcu pękła- Po prostu mam dylemat. Z całego serca kocham Czkawkę. Ale nie tego.
-A jest jakiś drugi?-zdziwiła się Kora.
-Chodzi o to-wyjaśniała blondynka-,że zakochałam się w tym wolnym, upartym, porywczym, zabawnym i kochanym Czkawce. Kochałam go za te wszystkie cechy. Nawet te inne, gorsze...Ale on...-szukała przez chwilę słowa.
-Zmienił się-podpowiedziała rudowłosa.
Wojowniczka przytaknęła, czując jak ciężar samotnych rozterek ją opuszcza.
-Tak. I to bardzo. Teraz na miejsce tamtego, czarującego Czkawki, wkroczył ten...bardziej..wodzowaty Czkawka. Ten odpowiedzialny, planujący, roztargniony i stanowczy Czkawka. A ja...nie takiego chłopaka kocham.
-Czyli go nie kochasz-stwierdziła Kora, co znowu wprowadziło Astrid w złość.
-Kocham! Ale tą jego młodszą wersję. I mam nadzieję, że tamten Czkawka ciągle w nim siedzi.
-A co jak nie siedzi?-dociekała rudowłosa wojowniczka.
-Nie mam pojęcia-przyznała jeźdźczyni.-Chyba...nie jestem w stanie pokochać...tego Czkawki....ja....A zresztą, nie wiem!
Kora westchnęła głęboko i pokręciła głową.
-Trzeba coś z tym zrobić.-stwierdziła.
-Ale co?
-Trzeba wybadać, czy tamten Czkawka wciąż gdzieś tam jest.
-A jak chcesz to zrobić?
-No i tu jest właśnie problem...-dziewczyna zagryzła wargę w zamyśleniu-Nie mam pojęcia.
-Cudownie-parsknęła Astrid.
-Poczekaj. Rozumiem, że powiedziałaś to wszystko mnie i Czkawce. I nikomu więcej?
Blondynka zarumieniła się.
-Noo...nie całkiem.
-Ale powiedziałaś mu prawda?-rudowłosa otworzyła oczy ze zdumienia.
-No...yyy...może...nie.
-Jesteś niemożliwa!-wykrzyknęła Kora ze śmiechem-Jak ty możesz wymagać od gościa żeby się zmienił, żeby coś zrobił, jak nawet nie powiedziałaś mu co?!
-No bo...-Astrid nie wiedziała jak się tłumaczyć. W głębi serca czuła, że przyjaciółka ma trochę racji.-Ja nigdy jakoś, nie musiałam mu mówić o co chodzi. Sam to wiedział.
-A nie przyszło ci do głowy, że skoro się zmienił, to może nie mieć pojęcia?
-No..nie.
-Właśnie. Czyli możemy uderzyć od tej strony.
-Co?-nie zrozumiała blondynka.
-Trzeba mu to powiedzieć. Ale tak...delikatnie..zasugerować.
-Ja tego nie powiem. Nie mogę. Ja..
-Boisz się-stwierdziła Kora z uśmiechem-Nieustraszona Astrid Hofferson boi się rozmawiać z chłopakiem.
-To nie tak!-zaprotestowała wojowniczka-Ja po prostu nie umiałabym tak...
-Oj, dobra, dobra, nie tłumacz się tak-zaśmiała się rudowłosa-Nie będziesz musiała mu tego powiedzieć.
-No to jak się dowie?
-Ja mu powiem.
-Ty?
-Ja.
-Zrobiłabyś to dla mnie?-upewniła się Astrid.
-Czego się nie robi dla wybawców-Kora zaśmiała się konspiracyjnie-No to umowa?
-Umowa-blondynka uśmiechnęła się do przyjaciółki i uścisnęła jej rękę.
-No więc chodźmy. Muszę zdobyć zaufanie wodza.-rudowłosa podniosła się.
-Czekaj, czekaj, nie tak szybko-zaprotestowała wojowniczka i pociągnęła ją z powrotem na ziemię.
-Co znowu?
-Ja ci powiedziałam. Teraz ty.
-Ale co?
Astrid westchnęła teatralnie i przewróciła oczami.
-O Ianie. Co jest między wami?
-Jak to co?-Kora udała zdziwienie, ale blondynka zauważyła w jej oczach iskierkę niepewności.-No...nic.
-Nie ufasz mi?-blondynka powtórzyła wcześniejsze słowa byłej łupieżczyni.
-Ufam. Musisz być tak irytująca?
-Tak.
-No dobra-rudowłosa trąciła przyjaciółkę ramieniem i zarumieniła się-Jak byliśmy mali, to często się spotykaliśmy razem no i...byliśmy przyjaciółmi. A potem jakoś tak...rozpadło się.
-Na miłość Odyna Kora! Nie pytam się o wasz życiorys, tylko o to czy coś do niego czujesz?
-Kiedyś tak mi się wydawało, a teraz...sama nie wiem...chyba...-wojowniczka przerwała.
-Chyba co?-Astrid zachęcała ją do rozwinięcia tematu.
-No chyba...też-mruknęła cicho.
-Co tam mruczysz?- blondynka uśmiechnęła się złośliwie.
-No chyba też-powtórzyła trochę głośniej Kora.
-Chyba też co?-dopytywała Astrid śmiejąc się z zakłopotania przyjaciółki.
-No chyba dalej go kocham!-krzyknęła dziewczyna, po czym ukryła zaczerwienioną twarz w dłoniach.
-To mu to powiedz-zasugerowała wojowniczka, szczerząc lśniące, białe zęby.
-Amputowali ci mózg u tych Łupieżców?! W życiu mu nie powiem!
Blondynka roześmiała się na widok przerażenia na twarzy drugiej dziewczyny.
-Nie! Nie wierzę! Czyżby mnie oczy myliły?! Nieustraszona Kora Madinson się boi?
-Jesteś najbardziej wkurzającą osobą jaką znam-stwierdziła zdenerwowana rudowłosa jeźdźczyni.
-Dziękuję-odparła, uśmiechająca się słodko Astrid.
-Nie będziesz musiała mu mówić.
-No. Czyli nie jest z tobą tak źle.
-Ja mu powiem.
-Co?!
-Spokojnie. Nie denerwuj się. Zasugeruję mu to i wybadam czy on ciebie też, ale myślę, że tak.
-Na prawdę jesteś tak ślepa?-spytała ze smutkiem Kora.
-O co chodzi?-nie zrozumiała blondynka.
-Ian wpatruje się w ciebie jak w ósmy cud świata. Na pewno nie zwróci na mnie najmniejszej uwagi!
Astrid spojrzała na nią zaskoczona.
-On nic do mnie nie czuje.
-Nie widziałaś jak na ciebie patrzy.
-Jak na przyjaciółkę.
-Ja się tak na przyjaciół nie patrzę-parsknęła smutna dziewczyna.
Blondynka westchnęła i popatrzyła na przyjaciółkę.
-Kora. Zaświadczam ci, że ja i Ian jesteśmy tylko przyjaciółmi.
-Tia...
-Jesteś przewrażliwiona i tyle-stwierdziła Astrid-Po prostu boisz się zaangażować w związek z nim.
-Wcale nie!
-Intuicja mi podpowiada, że jednak tak.
-Najpierw wybadaj czy on coś do mnie czuje. a potem pogadamy.
-A ty pogadaj z Czkawką.
-Dobra.
-Ale nie tak od razu. Po kilku dniach...
-Ty też.
-Okej.
Obie dziewczyny uśmiechnęły się do siebie i wstały. Wsiadły, każda na swojego smoka, po czym odleciały śmiejąc się ze swojej dziwnej umowy.


 Ian wszedł właśnie do domu, który wyznaczył mu Czkawka, zaraz po jego przybyciu na wyspę. Mieszkał w nim z młodszym bratem Chasem, ale młody radził sobie całkiem nieźle z nowym otoczeniem. Ciemnowłosy wiking poszedł do kuchni i zrobił jajecznicę. Kucharz był z niego marny, ale to jedyne danie które umiał zrobić, bez spalenia całej wioski. Stał właśnie za patelnią kiedy usłyszał donośne huknięcie drzwiami. W kuchni pojawił się wyraźnie zdenerwowany Chase. Z grymasem złości na twarzy rzucił topór na podłogę i głośno tupiąc ruszył po schodach na górę. Ian zmarszczył brwi. Nie chciał zgrywać rodzica swojego brata, ale nie mógł też tak tego zostawić. Westchnąwszy głęboko zgasił ogień pod niedokończonym daniem i ruszył na górę, do mniejszego z dwóch pokoi, które się tam znajdowały. Zastał swojego młodszego brata leżącego na łóżku i wpatrującego się wściekłym wzrokiem w sufit.
-Co się stało?
-Nic-odparł mały, patrząc buntowniczo na starszego brata.
-Nie rób sobie ze mnie jaj-warknął Ian. Na prawdę, nie nadawał się na ojca. Nie miał zbyt wielkiej cierpliwości...-Albo powiesz o co chodzi i ci pomogę, albo zostaniesz tu i będziesz ofermą.
-Zostaw mnie-fuknął Chase i odwrócił się plecami do ciemnowłosego.
Tamten, nie miał zamiaru przekonywać młodego, by pozwolił sobie pomóc. Wiedział, że jeśli sam sobie nie poradzi, prędzej czy później przyjdzie i sam poprosi o radę. Nie mylił się. Nie zdążył opuścić pokoju brata, kiedy ten powiedział cicho.
-Ian? Pomożesz mi?
Starszy z nich zawrócił i usiadł na łóżku Chase'a.
-No więc, o co ci chodzi?
-No bo wiesz...Mieliśmy przed chwilą lekcję walki no i...
-Nie poszło ci najlepiej?
-W ogóle mi nie poszło!-krzyknął chłopiec.
-Ale co się dokładnie stało?-dopytywał Ian.
-Rzucaliśmy toporem do celu. Ani razu nie trafiłem.
-Mogłeś mieć gorszy dzień-stwierdził wiking.
-Ale tak jest zawsze! Zaraz po rzucaniu toporami poszliśmy na walkę wręcz. Powaliła mnie dziewczyna!
Ciemnowłosy nie mógł pohamować śmiechu. Chase odwrócił się do niego i obrzucił go urażonym spojrzeniem i już miał coś powiedzieć, ale jego brat opanował śmiech i wytłumaczył.
-W tym wieku dziewczyny są tak samo silne jak chłopcy. A może nawet silniejsze. No bo wiesz....-trącił młodego ramieniem-Sprytniejsze na pewno.
-Fajnie, że się śmiejesz. Ciebie na pewno nigdy nie powaliła żadna dziewczyna!
-Nie prawda-zaprzeczył Ian, na co Chase posłał mu pełne niedowierzania spojrzenie.
-Serio? Która?
-Jak byłem w twoim wieku, bez przerwy powalała mnie Kora-uśmiechnął się na to wspomnienie po czym znów się roześmiał-A teraz robi to Astrid.
-Ale teraz? W ciągu ostatnich dni?
-Nawet dzisiaj-parsknął starszy z braci.-Dziewczyny mogą być tak samo dobrymi wojownikami jak mężczyźni. Radzę ci zapamiętaj to sobie.
-No ale to....taki...obciach...-westchnął zarumieniony Chase.
-Jak ma na imię ta wojowniczka?
-Gunilla.-parsknął młody chłopiec.
-Tylko ty sobie z nią nie radzisz?
-Nie no jest jeszcze taka jedna...Hazel. Ona też dostała niezły wycisk i na rzucaniu i na walce.
-A reszta?
-Resztę Gunilla lubi-mruknął Chase- A nas nie. Więc się na nas uwzięła, podobnie jak jej paczka...
-A czemu was nie lubi?-dopytywał Ian.
-Nie wiem. Z Hazel miała jakiś konflikt już wcześniej, a na mnie wyżywa się od kiedy powiedziałem jej i jej przyjaciołom, że może Hazel nie jest taka zła...
-Lubisz ją?
-Nie gadaliśmy nigdy, ale wydaje się miła.
-Umie dochować tajemnicy?
-No wydaje mi się, że tak....Ale o co chodzi?
Ian uśmiechnął się do młodszego brata i zmierzwił mu czuprynę. Nachylił się do niego i szepnął mu konspiracyjnie na ucho.
-Chcesz dać popalić tej Gunilli?
Młody odwzajemnił uśmiech i pokiwał głową ochoczo.
-Ale jak chcesz to zrobić?
-Przyprowadź tą Hazel dzisiaj wieczorem na Krucze Urwisko. Poproszę Astrid o pomoc. Pomożemy wam nauczyć się wszystkiego. Żadna głupia dziewucha nie będzie podskakiwać mojemu braciszkowi. A teraz chodź. Musisz mi pomóc dokończyć obiad.-po tych słowach wiking wstał i podszedł do drzwi.
-Ian?- Chase wyszczerzył zęby do starszego brata.
-Co?
-Dziękuję.
                     


No więc pierwszy rozdział z perspektywy Iana i taki opisujący życie Chase'a i Iana. Mam plan zrobić takich więcej, zwłaszcza ze wzgl. na sprawę z Gunillą itp. 
Mam też pomysł, żeby raz na jakiś czas zamiast scen z serialu i filmu, dodawać obrazki mojego autorstwa. Co o tym myślicie?
Nie będą może najlepsze, ale zawsze coś. I wtedy zobaczycie moje wyobrażenie Iana xd. 
No więc tak...Następny rozdział będzie na weekend. 
Dziękuję, że chce wam się czytać moje wypociny ;)
~Pass

wtorek, 17 maja 2016

Nieznajoma

 Czkawka leciał właśnie wraz ze Szczerbatkiem nad Berk. Był wczesny ranek, a wszyscy mieszkańcy wioski spali. Młody wódz starał się wygospodarować jak najwięcej czasu dla siebie i Szczerbatka. Oprócz tego maksymalnie często odwiedzał Astrid. No właśnie...Astrid... Brunet nie wiedział już kompletnie co ma zrobić by ukochana znów zaczęła traktować go tak jak dawniej. Wiedział oczywiście, że po tym wszystkim co idiotyczny on powiedział, nie będzie tak łatwo zyskać wybaczenie Astrid ale mimo to starał się jak mógł. Ostatnio nawet, zwierzył się ze swojego problemu Ianowi. Po wyżaleniu się nowemu przyjacielowi, jeśli miał być szczery, nie poczuł się ani trochę lepiej. Były łupieżca nie owijał w bawełnę i powiedział wszystko....aż za dużo...
-Stary. Na twoim miejscu cieszyłbym się z tego, że chociaż z tobą rozmawia, po tym co jej powiedziałeś. Zdajesz sobie sprawę jak bardzo musiało ją to zranić? Nie odzyskasz jej zaufania w jeden dzień. Pogódź się z tym i próbuj dalej. Jestem pewien, że jak nie odpuścisz, to w końcu ci się uda.
 Po takich właśnie rozmowach Czkawka zaciskał zęby i starał się nie wybuchnąć. Oczywiście, że wiedział jak bardzo zranił wojowniczkę! Codziennie pluł sobie w brodę, że przez jego usta przecisnęły się tak okropne słowa... Problem był w tym, że wiking nie miał zielonego pojęcia co mógł jeszcze zrobić i szczerze martwił się swoimi relacjami z blondynką. Cały czas wypierał się tego, że się zmienił, a jednak...podświadomie czuł, że to może być prawda. Kiedyś przecież, nie przyszłoby mu do głowy, że Astrid może ukraść smoki, a teraz....przyszło. Kiedyś nie pomyślał by nawet przez sekundę, że mógłby żałować pokochania dziewczyny, a niedawno (Odynie dopomóż) właśnie tak pomyślał. Oprócz tego zauważył w sobie nowe cechy charakteru, od których młodszy Czkawka broniłby się ze wszystkich sił. Kiedyś nie obchodziło go czy zdąży ze wszystkim dzisiaj, teraz tak. Dawniej był zawsze skory do śmiechu, opiekuńczy, przyjacielski i cierpliwy. Teraz te cechy zostały zastąpione odpowiedzialnością, twardością i ciągłym zdenerwowaniem. Jeśli wódz mógłby wybierać, uciekłby z powrotem do tamtego beztroskiego Czkawki, którym kiedyś był. Było jeszcze wcześnie, a wiking nie zamierzał dzisiaj spieszyć się z obowiązkami więc postanowił urządzić sobie nadprogramowy lot wokół wyspy.
-Co ty na to Mordko?-spytał, przekrzykując wiatr.
Nocna furia zawyła radośnie i zanurkowała korkociągiem w kierunku wodospadu. Brunet roześmiał się i wzniósł smoka w górę, dokładnie wtedy, gdy mieli zaryć głowami o wodę, co nie byłoby zbyt przyjemnym doświadczeniem. Wódz skierował Szczerbatka naokoło wyspy i znów pogrążył się w rozmyślaniach...do czasu...Znajdował się właśnie po drugiej, niezamieszkałej stronie Berk, gdy ujrzał coś błękitnego zmierzającego ku niemu w powietrzu. Nawet z tak dużej odległości poznał co to było. Gronkiel. Zaintrygowany poprosił przyjaciela o zbliżenie się do nowego smoka. Jak się po chwili okazało ów smok, nie był sam. Na jego szyi leżała rudowłosa dziewczyna, która najwyraźniej albo spała, albo zemdlała. Czkawka podleciał do nawet nie przestraszonego Gronkla i trącił dziewczynę w ramię. Tamta, natychmiast podskoczyła na swoim smoku i zamachnęła się krótkim nożem, omal nie pozbawiając chłopaka nosa. Brunet odsunął się od nieznajomej i powiedział uspokajającym tonem.
-Spokojnie. Nic ci nie grozi. Myślałem, że coś się stało...
Rudowłosa, która nawiasem mówiąc była bardzo ładna, nie opuszczając miecza parsknęła.
-Następnym razem lepiej nie myśl. Kim jesteś.
-Jestem Czkawka...
-Wódz Berk!-krzyknęła rudowłosa.-Chłopak Astrid!
Czkawka był już całkiem zbity z tropu. Kim była ta dziewczyna? Skąd znała Astrid? Pytania wirowały w jego głowie jak najszybszy wiatrak świata.
-Skąd ją znasz?-zapytał podejrzliwie, lecz nieznajoma zbagatelizowała jego pytanie.
-Nic jej  nie jest? Niedawno się dowiedziałam o całej tej sprawie....
-Stop!-krzyknął Czkawka gubiąc się coraz bardziej.-Nie nic jej nie jest. Kim ty jesteś?
-Ach wybacz nie przedstawiłam się. -Podleciała na swoim Gronklu i wyciągnęła rękę do wodza.-Kora Madinson.
Brunet uważnie lustrował dziewczynę wzrokiem ale nie mógł skojarzyć ani jej, ani jej wyglądu.
-Czkawka Haddock.-uścisnął krótko, wyciągniętą dłoń dziewczyny-Skąd jesteś?
Kora zmierzyła go podejrzliwym spojrzeniem.
-Najpierw chcę zobaczyć się z Astrid.
-Dobrze-odchrząknął i poleciał z rudowłosą na drugi koniec wyspy. Zamierzał udać się do portu, ale wcześniej zobaczył Wichurę i Ogniomiota na plaży Thora. Zmarszczył czoło. Mimo całej sympatii do Iana, musiał przyznać, że zupełnie nie trawił jeśli jego przyjaciel spotykał się z Astrid. Aż go coś skręcało w trzewiach. Mimo wszystko wódz Berk wraz z nieznajomą wylądowali obok smoków i zsiedli z siodeł. Kora, ku zdziwieniu Czkawki bez strachu podeszła do Szczerbatka i pogłaskała go.
-Witaj ponownie.
-Ponownie?-zdziwił się Czkawka.
-No tak. Był wraz z As przy naszym spotkaniu i pomagał nas uwolnić.
-Uwolnić?
-Astrid ci nie mówiła?
Brunet milcząco pokręcił głową i zacisnął zęby. Już miał zaproponować by poczekali na blondynkę w twierdzy ale usłyszał śmiechy dochodzące z lasu obok plaży. Jedna z jego rąk bezwiednie zacisnęła się w pięść gdy zobaczył, że z lasu wychodzi roześmiana Astrid z toporem w ręce, a zaraz za nią Ian, przez którego twarz ciągnęła się smuga błota.
-Trzeba byś tobą by wejść w brudne drzewo-stwierdziła ze śmiechem wojowniczka.
-Odczep się. Ja przynajmniej prawie nie odciąłem sobie głowy toporem!
-Po prostu rzucam lepiej od ciebie i jesteś zazdrosny-powiedziała blondynka i szturchnęła wikinga w bok, za co on odpłacił jej lekkim kopniakiem w biodro. Astrid udała naburmuszoną ,po czym z całej siły pchnęła przyjaciela do morza. Ian dał się zaskoczyć i po chwili jego spodnie i tunika były całkowicie mokre, podobnie jak czysta już twarz i włosy.
-O nie Hofferson, tak być nie będzie!-krzyknął i podniósł dziewczynę. Jedneym szybkim ruchem wrzucił ją do morza.
Czkawka obserwował to wszystko z rosnącą wściekłością i (do czego nigdy by się nie przyznał) zazdrością.
Podszedł szybkim krokiem do brodzących w wodzie wojowników i odchrząknął. Astrid uniosła głowę i ze zmieszaną miną rzekła.
-Cześć Czkawka, o co chodzi?
Ian również przywitał się z wodzem po czym oboje wyszli z wody.
-To ty mi powiedz o co chodzi!-fuknął brunet.
Blondynkę na chwilę zamurowało po czym zmarszczyła brwi.
-Co cię ugryzło?
Chłopak wskazał za swoje plecy gdzie wciąż stała rudowłosa dziewczyna. Astrid spojrzała w tamtą stronę i już po chwili na jej pięknej twarzy pojawił się wyraz szoku.
-Kora!-krzyknęła i popędziła w górę plaży. Nowo przybyła uśmiechnęła się i przytuliła wojowniczkę.
-Niedawno wróciłam na wyspę Łupieżców! Dowiedziałam się dopiero, że cię złapali, ale im uciekłaś! Przepraszam, że nie przyleciałam i nie uwolniłam cię wcześniej.
-Nie przepraszaj, nie wiedziałaś-wzruszyła ramionami blondynka.
-Ale mogłam się dowiedzieć! Uratowałabym cię!
-Och, powiedz od razu, że chcesz jak najszybciej spłacić tamten dług-roześmiała się Astrid.
-Wiesz, że nie.-odparła Kora.
Ian i Czkawka zbliżyli się do obu dziewcząt, nie wiedząc kompletnie o co chodzi. Dopiero gdy wzrok Iana spoczął na Korze, na jego twarzy również pojawił się wyraz zaskoczenia.
-Kora?!
Rudowłosa odwróciła się szybko i również zdziwiona wymamrotała.
-Ian, co ty tu....
Nie zdążyła dokończyć bo ciemnowłosy przytulił ją szybko.
-Wieki się nie widzieliśmy!
-To prawda. Odkąd wytresowałam Chmurę-tu wskazała na smoka.
-Masz smoka?-zawołał chłopak z niedowierzaniem.
-Owszem. Nie wiedziałeś?
Pokręcił głową, po czym wskazał na Ogniomiota.
-Ja też.
Kora wyglądała na zdumioną ale uśmiechnęła się do wikinga.
-Widzę, że nie tylko ja wzięłam się za zakazane...
-No najwyraźniej-przytaknął Ian.
Czkawka czuł się niezręcznie. Przy tych wszystkich wylewnych powitaniach wydawać by się mogło, że znalazł się na jakimś zlocie wielkiej rodziny, z której on sam zna może jedną osobę. Chcąc zejść na tematy bardziej dla niego zrozumiałe zapytał.
-Co cię tu sprowadza?
-Kiedy tylko wróciłam na wyspę, dowiedziałam się o całej tej sprawie no i nie powiem wkurzyłam się. Ze złości powiedziałam kilka słów za dużo i całej reszty o tym, że spotkałam As już wcześniej się domyślili. Od razu chcieli zaciągnąć mnie na tortury ale zbiegłam i wraz z Chmurą uciekłam. Nie znałam żadnego innego miejsca gdzie mogłabym się schronić, a poza tym musiałam sprawdzić co z tą ciamajdą.
-Ta ciamajda uratowała ci życie-wtrąciła Astrid posyłając Korze krzywy uśmiech.
-Proszę cię zapomnijmy o  tym.
-O nie nie moja droga, będę ci to wypominać do końca twoich nędznych dni!-roześmiała się blondynka i sprzedała rudej kuksańca w żebra.
-Au.-skrzywiła się dziewczyna, po czym obie z Astrid się roześmiały.
-Kora może zostać prawda Czkawka?- dziewczyna podeszła do wodza i wbiła w niego błagalne spojrzenie.
Jego złość na nią przeszła i zdołał nawet uśmiechnąć się do obu dziewczyn.
-Ja tam nie widzę przeszkód, ale wyjaśnisz mi co się stało podczas waszego pierwszego spotkania.
-Jak wrócę-rzekła pośpiesznie i pociągnęła za sobą Korę, by pokazać jej wyspę.
Ian i Czkawka zostali sami. Idąc w kierunku smoków podjęli rozmowę o nowo przybyłej wojowniczce.
-Długo ją znasz?-spytał wódz, na co jego przyjaciel wzruszył ramionami.
-W dzieciństwie spędzaliśmy razem dużo czasu, ale potem nasz kontakt się urwał- w jego głosie dało się wyczuć melancholię.
-Czujesz coś do niej?-zapytał Czkawka, po czym na widok miny przyjaciela, zganił się w myślach za tak pochopne pytanie.
-Kiedyś mi się tak wydawało, ale odpuściłem sobie.-niechętnie, odparł Ian.
-Dlaczego?
Ciemnowłosy rzucił wodzu krzywe spojrzenie i parsknął
-Co to? Na spytki mnie wziąłeś? Może zaraz zaczniesz mi świecić lampą po oczach i zadawać w kółko te same pytania?
-Nie byłeś na prawdziwym przesłuchaniu-zakpił Czkawka i roześmiał się.
-Ja tam się cieszę-odparł Ian i trącił przyjaciela w ramię-Wiesz, rozmawiałem dzisiaj z Astrid...
-Jak zawsze...-mruknął Czkawka, na co wiking popatrzył na niego zaskoczony i parsknął śmiechem.
-No tego bym się po tobie nie spodziewał!-powiedział, ledwie powstrzymując śmiech.
-Niby czego?-nie zrozumiał wódz Berk.
-Jesteś zazdrosny!-teraz chłopak nieomal dusił się ze śmiechu.
-Wcale nie!-Czkawka czuł, że na policzki wypływa mu rumieniec. Jeżeli miał być szczery, to tak. Był cholernie zazdrosny o to, że Ian tak dobrze dogaduje się z Astrid. Lepiej niż on sam. Dużo lepiej...Ale, nie chciał przyznać się przyjacielowi.
-Taaa...Nie martw się stary-zapewnił były łupieżca- Astrid to moja przyjaciółka... Nic więcej.
-Nie jestem zazdrosny!
-No dobra, dobra. Nie denerwuj się tak-zachichotał Ian-Bo ci żyłka pęknie.
-Zaraz jak tobie pęknie...-zagroził Czkawka.
-Jak sobie chcesz.-dał za wygraną ciemnowłosy.-Dziewczyny poszły na pogaduchy. A my co robimy?
-Ja tam bym jeszcze polatał-stwierdził wódz.
-Kto ostatni na smoku, ten cały dzień sprząta po drugim!-wrzasnął Ian i wystrzelił jak z procy, mknąc w kierunku smoka. Czkawka roześmiał się i pobiegł za przyjacielem.
                                   
Hahahhaha ten gif to mi się udał xd
Dostał gałęzią :D
Wiem, że rozdział jest bardzo krótki. Pierwotnie był dwa razy dłuższy, ale nie pasowało mi to jako jedna całość, więc rozdzieliłam to na dwa rozdziały. Kolejny, jeśli nie postanowię go zmienić w ostatniej chwili ;), albo jeśli nie wpadnie mi kolejny pomysł do głowy -.- to prawdopodobnie ukaże się już jutro, lub we czwartek, mimo, że mam konkurs. Uhuhuhuhu, Hiccy się zazdrosny robi xddd. No i Kora! Akuku! Mam nadzieję, że jej postać wprowadzi do tej historii trochę zamieszania no i trochę śmiechu. 
Wiem też, że dawno nie było Sączysmarka, Śledzika i bliźniaków ale planuję z nimi jeszcze następny rozdział (ten sobotni) i myślę, że będzie on satysfakcjonujący zarówno dla mnie jak i dla was ;)
Do jutra! (ew. do pojutrza xd)
Pass

sobota, 14 maja 2016

Lot

  Astrid czuła się już zdecydowanie lepiej. Prawie wszystkie siniaki zdążyły już zblednąć na tyle, że nie było ich widać. O tym ile dziewczyna ostatnio przeszła świadczyć mogła tylko paskudna blizna na twarzy wojowniczki, którą ta nie przejmowała się zanadto. Prawdę mówiąc ta skaza, czyniła jej twarz jeszcze bardziej interesującą. Blondynka wychodziła właśnie z domu. Miała w planach dłuższy lot z Wichurką.
W końcu tak dawno nie była w przestworzach! Gdyby to od niej zależało wsiadłaby na smoka już dawno, ale przyjaciele, na czele z Czkawką i Gothi stanowczo jej tego zabraniali. Pomimo tego, po wielu prośbach, błaganiach, groźbach, kłótniach i prawie rękoczynach zgodzili się na jeden krótki lot. Ta.... Na pewno będzie krótki.... Astrid sama po sobie wiedziała ,że kiedy usiądzie na smoku i znów wzniesie się w powietrze, przez długi czas nie będzie w stanie z powrotem zejść na ziemię. Była pewna ,że reszta jeźdźców rozumiała ją dobrze, a wręcz popierała takie zachowanie. Jedynie Czkawka stanowił ciągły problem... Trząsł się nad wojowniczką jak Mieczyk nad swoją kurą. Z jednej strony dziewczyna uważała zachowanie chłopaka za słodkie, ale z drugiej irytowało ją to do granic możliwości. Przecież nie ma pięciu lat! Jest dorosła i sama dobrze wie co może zrobić a czego nie. Co innego Ian. Przyjaciel, choć martwił się o wojowniczkę jak wszyscy inni, nie zamartwiał się o nią ilekroć się potknęła. Rozumiał, jak mało kto- pewnie dzięki pobytowi u Łupieżców- ,że nad wojownikami nie można się zanadto rozczulać. Odpowiadało jej takie traktowanie. Nie ulgowe, a jednak nie całkiem normalne.
 Myśli Astrid zaprzątała też inna kwestia. Wódz Berk mimo całej swojej wiedzy o wojowniczce, starał się cały czas robić tak ,żeby dziewczyna się na niego nie denerwowała. Inni wikingowie powiedzieliby pewnie ,że to świetnie ,że się stara, ale blondynka z jakiegoś powodu nie była z tego powodu zadowolona. Zawsze wydawało jej się ,że gdy jesteś z drugą osobą, którą kochasz, a ona kocha ciebie, nie musisz się starać by tamta się nie irytowała. Wydawało jej się ,że właśnie takie dwie osoby nie muszą dużo robić, aby partner nie był na nie zły. Oczywiście wciąż kochała Czkawkę i była pewna ,że on kocha ją, ale ostatnio zauważyła też, że wiking stara się dogodzić jej na wszelkie możliwe sposoby. Najpierw mówił ,że lepiej byłoby gdyby przenieść studnię bardziej do plaży, a gdy wojowniczka się z nim nie zgadzała, natychmiast przyznawał jej rację. Cieszyła się ,że to ona wygrywa te spory, no ale ileż można! Przecież tu nie chodzi o to ,by chłopak cały czas jej ustępował! Właściwie sama nie wiedziała już co ma o tym wszystkim myśleć, więc najzwyczajniej w świecie go unikała. Owszem. Rozmawiała z nim ilekroć do niej podchodził, albo oboje mieli czas, ale sama starała się uporządkować te myśli na osobności. No może nie całkiem na osobności...
Coraz częściej odwiedzała Iana, który mimo ,że nie znał jej długo, świetnie rozumiał wojowniczkę, a rozmowy z nim wydawały się jej bardzo wyluzowane, nie wymuszone... Takie....naturalne. Wciąż pogrążona w myślach szła przez cienką warstwę śniegu, która zakrywała już prawie całą wyspę. W końcu zaczynała się zima. Jeźdźczyni skierowała się wprost do domku Wichury i zręcznie ją osiodłała. Smoczyca wydawała się bardzo uradowana na myśl o przejażdżce wraz z przyjaciółką. Astrid wyprowadziła samicę Śmiertnika na zewnątrz i już miała na nią wskakiwać, gdy usłyszała znajomy głos.
-Już się wybierasz?
Odwróciła się niezadowolona, że musi odłożyć przejażdżkę i stanęła twarzą w twarz z Czkawką.
-Oczywiście.
U boku wodza stał Szczerbatek i patrzył na dziewczynę z dziwną tęsknotą, tak, że wojowniczka zaczęła zastanawiać się o co może mu chodzić.
-Tylko nie bądź tam za długo.
Blondynka przewróciła oczami
-Czkawka, nie jestem dzieckiem, czuję się świetnie, a poza tym będę latać ile mi się będzie podobało-fuknęła.
-Przepraszam-odparł natychmiast wódz Berk- Po prostu się o ciebie martwię.
-To przestań-rzuciła i kilka sprawnych ruchów później, siedziała już na Wichurze. Popatrzyła jeszcze w dół na wikinga, na którego twarzy malował się żal i uraza.-Nie traktuj mnie tak.
-To znaczy jak?-zapytał, odrzucając do tyłu włosy wpadające mu do oczu.
-Jakbym nie umiała się sama sobą zająć.
Po tych słowach zła blondynka dała smoczycy wyraźny....może zbyt wyraźny...sygnał do odlotu. Ach ten Czkawka, musiał zepsuć jej przyjemność ze startu... Wciąż nieźle wkurzona wojowniczka wykonała szaleńczy skręt i poleciała prosto do lasu, gdzie wraz z Śmiertnikiem ćwiczyły zwinność, omijając przeszkody w zawrotnym tempie nadawanym przez jeźdźczynię. Dziewczyna zorientowała się co robi, kiedy smoczyca zaczęła dyszeć. Niesprawiedliwie wyżyła się na smoku! Zrezygnowana, wylądowała na jakiejś polance i zsiadła ze smoka. Przytuliła się do mokrej szyi Wichury i wyszeptała
-Przepraszam, Wichurko, nie powinnam cię tak forsować.-samica trąciła głową, ramię wojowniczki, co tamta uznała jako wybaczenie i złożyła skrzydła. Astrid usiadła na śniegu, nie przejmując się zimnem i otuliła się futrem. Plecami oparła się o smoka, który również przycupnął na ziemi. Siedziały tak nie wiadomo ile czasu po czym blondynka wstała, upewniła się ,że Wichura odpoczęła i dosiadła smoka. Wzbiły się w powietrze i zaczęły robić leniwe beczki, przewroty, nurkowania i tym podobne. Podczas jednej z takich powietrznych akrobacji, przez przypadek natknęły się na Iana i Ogniomiota. Może natknęły się, nie jest o tyle adekwatnym do sytuacji słowem, jak wpadły. Otóż Astrid miała zamiar zobaczyć w ile sekund Wichura jest w stanie dolecieć do jeźdźczyni i ją złapać w powietrzu. Leciały właśnie nad urwiskiem, kiedy dziewczyna zsunęła się z grzbietu smoczycy i zaczęła spadać w kierunku ziemi. Śmiertnik Zębacz natychmiast pognał w jej kierunku. Na nieszczęście, blondynka zapomniała popatrzeć czy nikogo nie ma i lecąc z pełną prędkością wpadła przed siodło zupełnie zaskoczonego Iana. Chłopak zdążył jedynie ogarnąć wzrokiem Astrid leżącą przed nim, na szyi smoka, kiedy coś w nich wpadło. Jak się potem okazało Wichura, chcąc szybko złapać wojowniczkę rozpędziła się tak, że nie była w stanie wyhamować i zderzyła się z Ogniomiotem, wobec czego wszyscy czworo stracili panowanie nad lotem i spadali do morza. Na szczęście były Łupieżca ogarnął sytuację na tyle, by czym prędzej obmyślić jakiś plan. Spadając chwycił w talii Astrid i złapał się ogona Wichury. Dziewczyna również wykazała się orientacją w sytuacji i wrzasnęła do samicy
-Wichura, podrzut!
Smoczyca szybkim ruchem ogona podrzuciła gapowiczów na siodło i wyrównała lot. Ian wciąż trzymając w objęciach Astrid spojrzał w dół na wciąż nie mogącego opanować spadania Ogniomiota. Ukształtował już w myślach cały plan i miał wprowadzać go w realizację kiedy blondynka postanowiła wykonać sobie nadprogramowy rajd, napędzana tym swoim ADHD i zeskoczyła z Wichury. Ian krzyknął za nią, ale dziewczyna nie zareagowała. Wiking chwycił się szyi smoczycy i skierował ją tak, by w razie czego złapać wojowniczkę, co jednak nie okazało się potrzebne.  Astrid wylądowałaby centralnie w siodle miotającego się bezradnie Ogniomiota i szybko pomogłaby mu opanować lot, gdyby nie Thor, który najwyraźniej uznał za zabawne w tym momencie wprowadzić do gry wiatr. Blondynka chwyciła się jednej z łap smoka i oboje niebezpiecznie zbliżali się do pełnego ostrych skał morza. Mimo wszystko, ku zdziwieniu Iana, dziewczyna nie straciła zimnej krwi i błyskawicznym ruchem chwyciła strzemię siodła Ogniomiota i podciągnęła się na jego grzbiet. Włożyła drugą stopę do strzemienia i zanim rozbili się o skały poderwała smoka w górę, ciągnąc ile sił za pasek od siodła. Smok wzleciał w górę i po chwili wyrównał lot. Astrid skierowała go ku Kruczemu Urwisku i tam zsiadła z niego nawet nie zziajana, ale za to z pełnym satysfakcji uśmiechem na ustach. Po chwili wylądował Ian z Wichurą i zdenerwowany zsiadł ze smoczycy.
-Albo jesteś przerażająco głupia, albo przerażająco genialna.-oznajmił dziewczynie podchodząc do swojego smoka.
-Głupia byłabym gdybym spadła-blondynka uśmiechnęła się słodko głaszcząc Wichurę po szyi.
Ian pokręcił głową i popatrzył na nią z niechętnym podziwem.
-No dobra-westchnął-To ci muszę przyznać. Dobre to było...
-Ba-wojowniczka wykrzywiła ironicznie twarz- Widziałam jak twoje szare komórki opracowują jakiś misterny plan, ale stwierdziłam ,że ja to zrobię, bo zanim ty się ruszysz....
-Ja w przeciwieństwie do niektórych czasami myślę zanim coś zrobię.
-Ale ileż można! Gdybym nie zeskoczyła to zarówno smok jak i my leżelibyśmy w tych skałach.
-Bez przesady. Już miałem skakać-zaprzeczył wiking, na co dziewczyna parsknęła kpiąco.
-Ta...Chyba w myślach.
-Astrid Hofferson, jeszcze jedno słowo, a osobiście zrzucę cię z tego urwiska.-zagroził ze śmiechem
-Spróbowałbyś-droczyła się z nim jeźdźczyni- Cała wioska by cię za to zabiła.
-Zapewniam cię, jeszcze by mi dziękowali.
-Och, przestań. Zabiłbyś się z tęsknoty za mną.
-Prędzej z radości, że nie słyszę tego irytującego głosu, gadającego mi bez opamiętania za uchem.
Uśmiechnęli się do siebie parskając. Gdyby ktoś przysłuchał się ich rozmowie z boku mógłby odnieść wrażenie ,że bardzo się nie lubią, ale w rzeczywistości było to jedynie przyjacielskie przekomarzanie. Astrid podeszła do wojownika i dźgnęła go palcem w tors.
-Nie zapominaj ,że ten irytujący głos przed chwilą uratował ciebie i twojego smoka przed śmiercią.
-Nie zapominaj-przedrzeźniał ją wiking- ,że to właśnie ten irytujący głos naraził mnie i mojego smoka na przymusowe nadzianie się na skały.
-Gdybyś patrzył do góry czy czasem ktoś nie usiłuje ćwiczyć w powietrzu nie byłoby problemu.
-Gdybyś patrzyła w dół, czy czasem ktoś nie usiłuje spokojnie przelecieć nad morzem, nie narażając się na trwałe urazy, nie byłoby problemu.
Astrid podeszła do irytującego ciemnowłosego chłopaka i zmrużyła oczy przystawiając mu na żarty topór do szyi.
-Jeszcze raz spróbujesz mnie przedrzeźnić to ostrze tego topora będzie ostatnim co zobaczysz w życiu.
-Przynajmniej nie będzie to twoja przerażająca twarz- zaśmiał się Ian. W głębi duszy jednak uważał ,że Astrid jest piękną dziewczyną, do której może, być może byłby skłonny poczuć coś więcej...Odepchnął od siebie tę myśl i skupił się na przekomarzaniu z dziewczyną. Wojowniczka właśnie unosiła topór by udać ,że chce wbić go w wikinga. Ian chwycił rękojeść broni i odrzucił ją na bok. Pochylił się nad dziewczyną którą przewyższał o całą głowę i zaczął łaskotać ją po brzuchu. Dziewczyna usiłowała się bronić, ale napady śmiechu przeszkadzały jej w podjęciu jakiegokolwiek rewanżu. Nie mogąc opanować salw śmiechu upadła na kolana, cały czas się śmiejąc. Ian stanął nad nią i nie przestawał jej łaskotać, sam śmiejąc się z jej reakcji. Nagle usłyszeli nieśmiałe chrząknięcie. Odwrócili głowę w stronę źródła dźwięku i ujrzeli jednocześnie zszokowanego i zawstydzonego Śledzika przypatrującego się tej dziwnej dla niego scenie. Wojowniczka i wiking zdali sobie sprawę z zapewne nie wyglądającej najlepiej sceny i natychmiast się ogarnęli. Astrid podniosła się z ziemi i otrzepała niebieskie leginsy ze śniegu. Stanęła wraz z Ianem przed wciąż niemogącym się wysłowić otyłym wikingiem i trąciła go w ramie.
-No mów Śledzik.
Blondyn zmierzył ją uważnie wzrokiem po czym powiedział.
-Czkawka cię szuka, powinien być w twierdzy, no i Ian. Ty też jesteś tam potrzebny. Nie wiem o co chodzi ale najwidoczniej Czkawce coś przeszkadza.-obrzucił ich podejrzliwym spojrzeniem i mruknął-Wcale mu się zresztą nie dziwie.
-Śledzik!-krzyknęła zbulwersowana Astrid- Kto jak kto, ale ty powinieneś wiedzieć ,że Ian i ja tylko się przyjaźnimy.
Mimo ,że Ian wiedział ,że dziewczyna nie chciała sprawić mu przykrości, poczuł całkiem niezamierzone ukłucie w miejscu, gdzie znajdować powinno się serce.
-Właśnie-poparł wojowniczkę, zastanawiając się nad swoją dziwną reakcją na słowa blondynki.
-Dobrze dobrze-westchnął Śledzik.- Tak czy inaczej przyjdźcie do twierdzy jak najszybciej.-powiedział po czym pospiesznie odszedł do czekającej na niego przy lesie Sztukamięs.
 Chłopak i dziewczyna popatrzyli na siebie i roześmiali się z tej dziwnej sytuacji. Gdy już się uspokoili, bez słów wsiedli każdy na swojego smoka i polecieli na spotkanie z wodzem. Po niecałej minucie leniwego lotu wylądowali i podbiegli do obszernego budynku. Ian otworzył  wielkie drzwi i przepuścił Astrid przodem. W środku czekał już na nich, stojący przy stole Czkawka ze Szczerbatkiem u boku. Oboje podeszli do wodza, zastanawiając się po co to spotkanie.
-Dobrze ,że jesteście oboje, na raz-stwierdził, a nowo przybyli popatrzyli na siebie i milcząco ustalili ,że nie ma potrzeby mówić Czkawce ,że byli razem-Musimy ustalić pewną kwestię.
-Słuchamy- powiedziała Astrid opierając się jedną ręką o blat stołu a drugą czule głaskając Szczerbatka po podbródku.
-Chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę ,że nie możemy zostawić całej tej sytuacji u Łupieżców, prawda?
Oczy ciemnowłosego Iana zapłonęły, jakby ktoś zapalił niewidoczną lampę w jego źrenicach. Kiwnął głową zaciskając dłonie w pięści. Astrid natomiast niepewnie zerknęła na obydwu chłopaków.
-Ale dlaczego wezwałeś tylko nas?
-Bo tylko wy dochowacie tej tajemnicy.
-To ma być tajemnica?
Czkawka kiwnął głową wpatrując się pewnie w dziewczynę. W świetle świec wyglądał niemal jak Stoick i choć lubiła zmarłego ojca Czkawki to nie podobała jej się zmiana wolnego, upartego, nieokrzesanego chłopaka w rozsądnego, podstępnego i pewnego swoich planów wodza.
-Ale dlaczego?
-Ludzie nie mogą się dowiedzieć. Nikt poza nami przynajmniej na razie nie może wiedzieć. Planuję obalić rządy Albrechta-Astrid wzdrygnęła się na dźwięk tego imienia, co nie uszło uwadze Czkawki, ale mówił jednak dalej-Uważam ,że postępuje niesprawiedliwie i nie szanuje mieszkańców. Myślę ,że na razie lepiej dla ludzi by nic nie wiedzieli przynajmniej dopóki nie zorientujemy się dużo lepiej w sytuacji i nie rozpatrzymy potencjalnych możliwości.
-Czkawka-zaczęła Astrid-oczywiście nic nie powiemy, ale jesteś pewien ,że chcesz narazić siebie i innych na takie niebezpieczeństwo?
Ian i Czkawka wymienili zgodne spojrzenia.
-Jakkolwiek, okrutnie by to nie brzmiało, wódz musi czasem podjąć trudne decyzje dla dobra większości ludzi-powiedział z błyskiem w oku i popatrzył na ukochaną przez niego dziewczynę- Tak. Jestem pewien.
          
No więc kolejny next gotowy. Mam nadzieję ,że się podobał mimo tego ,że pisałam go jednocześnie jedząc obiad, rysując i bawiąc się z chomikiem. ;) Nie mogłam się powstrzymać przed napisaniem go teraz :D

środa, 11 maja 2016

Rozmyślania

 Po kilku tygodniach Astrid była już na tyle wykurowana by móc przenieść się do domu. Czkawka oraz Gothi uparcie kazali jej leżeć jak najdłużej ale dziewczyna nie mogła nie robić kompletnie nic przez tyle czasu! Owszem. Przyjaciele odwiedzali ją bardzo często, ale Czkawka był zajęty obowiązkami wodza choć i tak była zdziwiona jak często do niej przychodzi i jak nie chętnie odchodzi, a inni jeźdźcy ku radości dziewczyny zaczęli na nowo latać na smokach kilka razy dziennie. Chase zapoznał się już z innymi dziećmi z Berk ale nie zapomniał o przyjaciółce i odwiedzał ją codziennie. Ku zdziwieniu Astrid jego starszy brat, Ian również przychodził, mimo ,że dalej winił się za to co się stało. Blondynka próbowała wyzbyć z niego wyrzuty sumienia ale chłopak nie dawał sobie przemówić do rozumu.... Po tak długim czasie w łóżku wszystkie bandaże zostały zdjęte a siniaki na ciele były już prawie niewidoczne. Chociaż wojowniczka udawała ,że jej niewola w żaden sposób jej nie dotknęła, to tak na prawdę odcisnęła na życiu dziewczyny gigantyczne piętno, którego prawdopodobnie już się nie pozbędzie. Pamiętała ,że kiedy przeprowadzała się od Gothi do domu wszyscy wikingowie, nie ważne czy starsi czy młodsi patrzyli na nią z wyjątkowym szacunkiem i podziwem. Traktowali ją bardziej jak żywą legendę, a nie zwyczajną mieszkankę Berk, jako że postanowiła zostać na tej wyspie. Ciążyło jej to i chciała by znowu odnosili się do niej normalnie i nie wpatrywali jak w posąg za każdym razem gdy ją widzieli. Oczywiście oprócz dziwnego zachowania mieszkańców Berk, pozostawała jeszcze sprawa z Czkawką... Astrid oczywiście była mu wdzięczna za wszystko co dla niej zrobił i za ratunek, ale nie znaczyło to ,że zapomniała o jego dalej raniących ją słowach. sprzed wielu dni. Młody wódz kiedy do niej przychodził wyraźnie starał się odbudować ich relacje, ale wojowniczka wciąż tkwiła w jakiejś dziwnej pustce i sama nie miała pojęcia co ma ze sobą zrobić... Z jednej strony chciała mu wybaczyć i rzucić się w ramiona (pod warunkiem ,że wreszcie wstanie...) ,ale z drugiej tamte słowa tak bardzo ją uraziły ,że nie wyobrażała sobie ich ponownej głębszej relacji...Może kiedyś....ale na pewno nie teraz. Któregoś wieczora przekazała to Czkawce, na co on odparł z wyraźnym smutkiem i żalem w oczach ,że nie ma sprawy, że poczeka, ale dziewczyna znała go na tyle długo ,że zdawała sobie sprawę ,że jeździec najchętniej wymazałby jej pamięć z tamtej okropnej sceny i nigdy do tego nie wracał. Oczywiście dziewczyna słyszała już z jego ust wiele słów przeprosin i błagania o wybaczenie, ale z jakiegoś dziwnego powodu nie było to to co chciałaby usłyszeć. Czuła się przez to rozdarta. Z jednej strony bardzo go kochała, mimo tego wszystkiego, ale z drugiej nie potrafiła tak łatwo zapomnieć i kontynuować ich związek. Wobec tego oboje, choć z nie małym trudem, postanowili dać sobie więcej czasu. Astrid myślała też czy nie powinna powiedzieć przyjaciołom o swoich rodzicach, ale doszła do wniosku ,że jak na razie to za dużo wrażeń i powie im przy pierwszej nadarzającej się okazji, aczkolwiek w głębi duszy nie sądziła by takowa mogła nadejść w najbliższym czasie. Poza tym o jej biologicznej rodzinie wiedzieli tylko Ian i Chase ale wymogła na nich przysięgę ,że nie pisną ani słówka. Wojowniczka leżała właśnie w łóżku z kubkiem ziołowej herbaty, kiedy na dole trzasnęły drzwi. Po chwili w jej pokoju zjawił się uśmiechnięty Ian z mosiężnym, szeroko zdobionym toporem w ręce, na którego rękojeści widniał herb Berk.
Astrid rozpromieniła się na wizytę chłopaka z którym zdążyła się bardzo zaprzyjaźnić.
-Witaj Ian!
-Cześć As.. Jak samopoczucie?-usiadł obok niej na łóżku.
-Czy wy wszyscy musicie o to pytać?-blondynka delikatnie wywróciła oczami- Nic mi nie jest, powtarzam po raz milionowy.
-Dobra, dobra...Ja już widzę jak to ci nic nie jest-wskazał na jedną z wielu blizn, które jej pozostały. Ta akurat znajdowała się na twarzy.
-No dobrze. Może było, ale już nie boli-popatrzyła na niego z uporem-Na prawdę.
Ian roześmiał się i pokazał jej język na znak ,że się poddaje, po czym uniósł topór i pokazał go wojowniczce.
-Ładny, prawda? Sam wykułem...-nieudolnie skłamał czarnowłosy.
-Akurat-prychnęła Astrid-Robotę Pyskacza poznam na kilometr.
-Nigdy nie dasz się podejść prawda?
-Nie.-blondynka uśmiechnęła się słodko i zapytała-Jak tam Chase i Ogniomiot?
-Aklimatyzują się-odparł ze swobodnym uśmiechem.
-A ty?
-Również sobie radzę, choć byłoby zdecydowanie milej, bez twoich docinków..
-Czyżbym ja, prosta, słaba dziewczynka mogła urazić tak groźnego wikinga jak ty?
Zmierzwił jej zabawnie włosy i roześmiał się.
-Astrid Hofferson, jesteś niemożliwa...
Ustalili ,że będą nazywać ją Hofferson przynajmniej przy pozostałych, ale w końcu weszło to Ianowi w krew i teraz tylko tak ją nazywał.
-Wiem. Ale sam tu przyszłeś i skazałeś się na moje towarzystwo.
-Zaczynam żałować tego kroku-popatrzył na nią spod zmrużonych powiek.
Wojowniczka poprawiła się na łóżku i popatrzyła przez okno, naprzeciwko.
-Jak ja już chcę wyjść...
Ian przewrócił oczami.
-Ilekroć tu przychodzę, powtarzasz to cały czas.
-Dziwisz mi się?-jęknęła-Od kilku tygodni nie wychodzę z domu. Jestem tu zamknięta jak w klatce, ja....
-Dłużej nie wytrzymasz-dokończył za nią przyjaciel.-Wiem, wiem, ale musisz jeszcze dać radę przez pewien czas.
-Nie wytrzymam-stwierdziła wojowniczka i wpatrzyła się z błaganiem w wikinga- Ian? Proszę cię, proszę bardzo proszę, wyprowadź mnie na chwilę stąd, chociaż na sekundę.
Chłopak pokręcił głową.
-Nie mogę Astrid. Przykro mi, nie możesz jeszcze wychodzić.
-Jesteś okropny-warknęła i odwróciła głowę.
-A ty pyskata-odparł, nie przejmując się słowami dziewczyny i nachylił się do niej szepcząc konspiracyjnie..- A to ,że nie możesz wychodzić na zewnątrz, nie oznacza ,że nie możesz choć zobaczyć co się tam dzieje.
Wojowniczka znów na niego popatrzyła tym razem z wdzięcznością. Czkawka nigdy by nie pozwolił jej opuścić łóżka myśląc ,że może jej się coś stać, ale Ian? On polegał na jej samopoczuciu, a dzisiaj widział ,że ból nie doskwiera jej już od dłuższego czasu. Pomógł Astrid podnieść się do pozycji siedzącej, ale gdy blondynka miała już się podnosić, poczuła dotkliwy ból w jeszcze słabych nogach i z jękiem opadła na łóżko. Ian wlepił w nią przerażony wzrok i powiedział
-Astrid, przepraszam. Nie powinienem się zgadzać. Jestem głupim idio...
-Ian przestań-westchnęła-Sama nie dam rady iść ale jak mi pomożesz, to może dam radę.
Ciemnowłosy pokręcił kategorycznie głową i powiedział
-Nie staniesz jeszcze na nogi, ale mogę cię podnieść.
-Nie jestem za ciężka?-upewniła się wojowniczka.
Wiking roześmiał się i bez większego problemu wziął blondynkę na ręce. Dziewczyna uśmiechnęła się i dała się ponieść do okna. Wyjrzała przez nie i zobaczyła jak zwykle piękną plaże Thora, smoki krzątające się wszędzie i kłócących się wikingów. Czy może być coś piękniejszego, niż porządna kłótnia z użyciem wiader i łopaty? Astrid rozkoszowała się krajobrazem Berk z jej okna, kiedy usłyszała za sobą otwierające się drzwi. Ian odwrócił się z wojowniczką na rękach, tylko po to by stanąć centralnie przed rozwścieczonym wodzem.
-Co ty właściwie robisz, co?!-warknął Czkawka.-Przecież jej nie wolno wstawać!
-Nawet nie próbowałam-skłamała Astrid-Chciałam zobaczyć widok za oknem, a Ian mi pomógł.
-Ale tobie nie wolno się stamtąd ruszać!
-A ty jak byś się czuł uwiązany do łóżka?!-wrzasnęła.
-Ian wiem ,że chciałeś dobrze-próbował opanować się brunet-Ale odłóż Astrid z powrotem do łóżka.
-Nie rób tego-jęknęła wojowniczka.
Chłopak przez chwilę wodził wzrokiem od Astrid do Czkawki, jakby zastanawiał się co zrobić by dostać jak najmniejszą butę i po chwili stwierdził ,że woli nie narażać się nowemu wodzowi. Przeprosił Astrid spojrzeniem i odniósł ją do łóżka kładąc delikatnie na pościeli. Czkawka wpatrywał się w tą scenę ze złością. Ian chwycił swój topór i skierował się do drzwi.
-Potem cię odwiedzę-rzekł na odchodne i wyszedł z pokoju schodząc po schodach do głównego wyjścia.
Czkawka poczekał aż ciemnowłosy opuści dom Astrid i skierował się do blondynki
-Co ty właściwie sobie wyobrażasz co?
-Oj przestań. Mogę robić co mi się podoba.
-Mówisz jak dziecko.
-A ty jak przewrażliwiona baba.
Chłopaka to najwyraźniej dotknęło, bo posłał Astrid urażone spojrzenie.
-Po prostu się o ciebie martwię.
-To przestań.
Czkawka westchnął głęboko i pochylił się nad wojowniczką, by pocałować ją w policzek. Dziewczyna powstrzymała go i powiedziała
-Wybacz ale jestem zmęczona. Chciałabym się przespać.
Wiking zacisnął usta i odsunął się w stronę drzwi. Zanim wyszedł, odwrócił się jeszcze raz, by spojrzeć na dziewczynę.
-Astrid, przepraszam. Może rzeczywiście za bardzo wyolbrzymiam.
-Co ty...-rzuciła sarkastycznie po czym rzuciła mu przelotny uśmiech i oparła głowę o stertę poduszek i powiedziała-Dobranoc.
Wódz kiwnął głową i wyszedł, a dziewczyna słuchała jego oddalających się kroków, a kiedy umilkły przewróciła się na plecy i wpatrzyła w sufit czując ,że zanim zaśnie będzie musiała przemyśleć jeszcze wiele rzeczy....



Czkawka był bardzo zły. Nie tylko na Astrid za nieodpowiedzialność, nie tylko za Iana który naraził ją poniekąd na zagrożenie, ale przede wszystkim na siebie za to ,że znów nie dogadał się z dziewczyną i bynajmniej nie przekonał jej do dania mu drugiej szansy. Mimo ,że nowo przybyli Chase oraz Ian zdawali się być w porządku, starszy z chłopaków niezmiernie irytował młodego wodza. Niby nie robił nic takiego, ale ilekroć wiking zbliżał się do Astrid, w Czkawce coś się gotowało. Jeśli miałby być szczery to tak...był chorobliwie zazdrosny, co nie było na miejscu jako ,że blondynka wyraźnie dała mu do zrozumienia ,że potrzebuje czasu a chłopak postanowił to uszanować, choć nie obyło się bez żalu i smutku... Drugą sprawą która nurtowała młodego wodza byli Łupieżcy. Tortury jakie zadawali Astrid. Jak traktowali swoich własnych ludzi...Nie...Czkawka musiał coś z tym zrobić i to najlepiej, jak najszybciej. Mimo próśb ukochanej, by dał sobie na razie spokój z tą wyspą, wiking nie mógł pozbyć się rozżarzonej do czerwoności kuli gniewu którą nosił w sercu, od kiedy ujrzał zmaltretowaną Astrid. Od tamtej chwili myślał tylko o zemście...Pomimo tego ,że na razie nie mógł nic z tym zrobić obiecał sobie w duchu ,że nie zostawi tak tej sytuacji i następne co zrobi jako wódz, to pozbędzie się Albrechta Perfidnego, najokrutniejszego, najpodlejszego i najbardziej znienawidzonego przez Czkawkę wodza. Szedł przez wioskę i pogrążony w myślach nie zauważył nadlatujących na Wymie i Jocie bliźniaków. Mieczyk i Szpadka, chorzy w swej idiotyczności postanowili poprawić celność swoich smoków na pustych beczkach po rybach, obok których akurat szedł młody wódz. Zdezorientowany nadlatującą ognistą kulą padł jak długi na ziemie, ledwo unikając pocisku, który i tak nadpalił mu końcówki gęstej czupryny.
-Bliźniaki!-krzyknął i miał zamiar dać im porządną butę, ale Thorstonowie, jak to oni, kiedy tylko zobaczyli co zmalowali, uciekli ile sił w smoczych skrzydłach, zaśmiewając się do bólu z rozgniewanej miny Czkawki. Oczywiście wiking mógłby zawołać Szczerbatka, który akurat bawił się z Wichurą i zacząć ich szukać, ale stwierdził ,że sobie odpuści i wymierzy im karę później. Może naprawią obornik dla owiec? Nie....To zadanie by ich przerosło. W minutę rozwaliliby dosłownie wszystko i byłoby więcej pracy niż pożytku z tej ich pomocy. Czkawka westchnął głęboko i postanowił wymyślić dla nich karę później. Teraz musiał załatwić wykucie nowych broni u Pyskacza. Wchodził właśnie do kuźni starego przyjaciela, kiedy usłyszał czyjś śmiech. Podszedł bliżej i zobaczył jak zarówno Ian jak i Pyskacz natrząsają się z czegoś co nieudolnie próbował wykuć Sączysmark. Oczywiście kuzyn Czkawki uniósł dumnie głowę i oznajmił ,że nie wie o co im chodzi po czym zabrał swój krzywy, nienaostrzony i ogólnie nieporęczny topór własnej roboty i opuścił kuźnię warcząc coś pod nosem. Pyskacz otarł łzy uronione ze śmiechu i dostrzegł Czkawkę
-O witaj, wodzu! Co tam słychać?
-Ile razy mam ci powtarzać, żebyś tak do mnie nie mówił. Dziękuję, dobrze.
-A więc co cię sprowadza?
-Może też chcesz wykuć swój własny oręż?-zapytał Ian odsłaniając zęby w uśmiechu.
Brunet rzucił mu przelotny uśmiech. Mimo zazdrości o Astrid, musiał przyznać ,że nawet polubił tego nowego. Był sympatyczny i zabawny, ale również uparty i złośliwy. Dawał się lubić mniej więcej za te same miłe i irytujące cechy co Astrid.
-Obawiam się ,że dzieła Smarka i tak bym nie pobił.
Wikingowie roześmiali się, a Czkawka podszedł do pieca i oparł się o niego.
-Pyskaczu, dałbyś radę wykuć dwadzieścia toporów i trzydzieści mieczy?
Przyjaciel spojrzał na niego zaskoczony
-Co ty, na wojnę się szykujesz?
-Dałbyś radę?- wiking zignorował jego pytanie, bo nie miał ochoty tłumaczyć, że spodziewa się ataku Łupieżców, lub też zapoczątkowania wojny.
-Na kiedy?
-Możliwie jak najszybciej. Za tydzień?
Ian gwizdnął przeciągle.
-Co tak szybko?
-Obawiam się ,że mogą być potrzebne-Czkawka spojrzał znacząco na ciemnowłosego.
Chłopak natychmiast spoważniał a w jego oczach pojawiła się złość. Wódz podejrzewał ,że Ian był tak samo zły na Łupieżców jak on sam, jeśli nie bardziej. Kiwnął głową i pogrążył się w myślach.
Pyskacz westchnął.
-A mnie staruszkowi, jak zwykle nic nie wiadomo. No dobrze chłopcze, za tydzień będą gotowe.
-Dziękuję Pyskaczu, jesteś niezastąpiony.
-To wiem- stary przyjaciel wyszczerzył zęby w uśmiechu i podszedł do pieca, by dorzucić do ognia.
-Jeszcze raz dziękuję. Na razie!
-Ja też już będę się zbierał-stwierdził Ian i oboje wyszli z kuźni Pyskacza. W całkowitym milczeniu doszli do portu i wpatrzyli się w horyzont. Obok nich stanęli Ogniomiot i Szczerbatek. Obaj jeźdźcy oparli się o swoje smoki i pogrążyli się w myślach.
-Co planujesz?-zapytał po dłuższej chwili Ian.
Czkawka zmierzył go czujnym spojrzeniem i westchnął.
-Chyba zacząłeś się domyślać. Nie jesteś głupi.
-Dziękuję, aż się wzruszyłem- ciemnowłosy teatralnie otarł niewidoczne łzy, powodując śmiech towarzysza. Po chwili spoważniał-Tu masz rację. Wiem.
-I jak myślisz?
-Jestem całkowicie za. Tym ludziom należy się zmiana przywódcy. Wiesz...nie wszyscy są źli, większość po prostu się boi.
-Domyślam się. Tylko wciąż zastanawiam się czy to dobry pomysł.
-Najlepszy-stwierdził Ian.
Wódz Berk wyciągnął do niego rękę.
-Dziękuję za poparcie.
-Nie masz za co. To ja dziękuję za uratowanie z tej nory. I...przepraszam za to dzisiaj...
-Nie ma sprawy- rzekł Czkawka i obaj uścisnęli sobie dłonie. Brunet uśmiechnął się do byłego Łupieżcy. Tak zaczęła się jedna z najtrwalszych przyjaźni w jego życiu.
                                Znalezione obrazy dla zapytania Czkawka i Pyskacz
No więc tak... 
Kolejny rozdział w terminie (aż się sama szokuję)
Wiem ,że nie było jakiejś specjalnie trzymającej w napięciu akcji ale nie chcę pędzić na łeb na szyję ,żeby nie przedobrzyć. Kilka rozdziałów jeśli nie macie nic przeciwko ;) odbędzie się bez krwi, umierania, tortur i tym podobnych. Chcę teraz wprowadzić wżyciu Berk trochę spokoju (oczwiście nie na tle emocjonalnym bohaterów :D ) aby później rozkręcić akcję. Do zobaczenia w weekend :) 
Na razie!