Gdy po wiosce rozeszła się wieść o uzdrowieniu Hazel przez Astrid, zapanowała wrzawa. Nikt ale to nikt nie dał sobie przetłumaczyć, że tak na prawdę za uzdrowieniem dziewczynki stoi ślina nocnej furii. Każdy mieszkaniec Berk i każdy Łupieżca, może z wyjątkami takimi jak Ian, bliźniaki, Sączysmark,Kora, Czkawka i Śledzik, którzy rozumieli co się stało, uważał blondynkę za czarownicę, uzdrowicielkę, boginię w ludzkiej odsłonie i wiele wiele innych tym podobnych głupstw. Valka i Gothi dały sobie przetłumaczyć pomyłkę, ale do innych można było mówić godzinami. Wojowniczka zaczynała już żałować swojego kroku. Oczywiście nie uzdrowienia Hazel, tylko tego, że nie zabroniła małej mówić za czyją sprawą odzyskała wzrok. Przez cały następny dzień dziewczyna nie mogła niczego zrobić normalnie, nigdzie lecieć sama, bo otaczały ją tabuny ludzi chcących dowiedzieć się kim tak na prawdę jest. A była tylko prostą mieszkanką Berk, która cudem wpadła na pomysł, co może pomóc Hazel. I to wszystko. Ale kiedy próbowała przetłumaczyć to innym zderzała się z murem plotek i domysłów, które broniły mieszkańców przed uwierzeniem w całą tą "zwykłą" historię i kazały doszukiwać się w tłumaczeniu Astrid choćby cienia kłamstwa, którego po prostu nie było. Dopiero po południu każdy skierował swe myśli na inne tory, wcale jednak nie odbiegające daleko od tematu wojowniczki. A mianowicie: każdy, czy Wandal, czy Łupieżca zastanawiał się co blondynka zamierza zrobić z tytułem wodza Łupieżców. Dla Wandali było w pełni jasne, że dziewczyna nie opuści swojej wioski ani Czkawki, ale dla Łupieżców było to całkiem coś innego. Nigdy w długiej historii ich klanu żadna dziewczyna nie została wodzem, a tym bardziej żadna nie chciałaby z tego zrezygnować. Tradycja tego klanu nakazuje zabicie niechętnych do przejęcia przywództwa, co na pewno uniemożliwiało Astrid powiedzenie zwykłego "Nie". Blondynka nie wiedząc co ma ze sobą zrobić udała się pod dom wodza Berk. Wcale nie spodziewała się go tam zastać, ale chciała po prostu odpocząć od pytań i pomyśleć o wszystkim w spokoju. Weszła więc do pokoju Czkawki popijając zrobioną wcześniej ziołową herbatę. Usiadła na jego łóżku i wdychając zapach ziół dochodzący z jego pokoju i jej herbaty poddała się rozmyślaniom. W końcu kiedy napój już całkiem wystygł, a Czkawki dalej nie było, postanowiła się zbierać i poczekać na niego w Twierdzy, gdzie pradwopodobieństwo jego pobytu było znacznie większe. Wstała więc z łóżka i żwawo podeszła do drzwi. A raczej żwawo podeszłaby... gdyby nie przeszkodziło w tym jej dziwne małe pudełeczko, leżące koło jego łóżka. Wojowniczka wstając potknęła się o nie i grzmotnęła boleśnie o krawędź krzesła stojącego obok. Krzyknęła z bólu a w jej oczy wstąpiły łzy. Przedramie wściekle pulsowało bólem, który zdawał się być nie do zniesienia. Dziewczyna złapała się za lewą rękę i położyła na podłodze, przeklinając na cały głos to głupie pudełko. A tak właściwie...gdzie ono jest? Wciąż jęcząc z bólu rozglądnęła się po podłodze, aż znalazła zgubę. Podczołgała się do przewrócongo pudełka, by zobaczyć co takiego z niego wypadło, kiedy czyjaś dłoń szybko ją wyminęła i złapała pudełeczko wraz z jego zawartością, w taki sposób by nie dało się zobaczyć co było w środku. Blondynka odwróciła się i ujrzała wpatrujące się w nią z przerażeniem zielone oczy ukochanego. Wysiliła się na uśmiech.
-Co tu robisz?-usłyszała nerwowe pytanie wodza.
Zdziwiło ją to. Przecież sam wielokrotnie mówił, że może przychodzić do jego domu kiedy tylko chce.
-Pomyślałam, że na ciebie poczekam-zaczęła spokojnie wyjaśniać, nie zważając na ból w ręce-Ale długo cię nie było, więc chciałam pójść do Twierdzy, w czym przeszkodziło mi to pudełko. A tak właściwie co w nim jest?
-Nie twoja sprawa-parsknął Czkawka.
Dziewczyna wiedziała, że coś ukrywa. Nie wiedziała jednak co to takiego. Po chwili wzrok jej ukochanego padł na rękę za którą kurczowo się trzymała.
-Co ci się stało?-zapytał z troską w głosie.
Blondynka zbagatelizowała jego pytanie machnięciem zdrowej ręki.
-Przewracając się, zachaczyłam o krzesło. To nic takiego.
-Nic takiego?-powtórzył wódz z niedowierzaniem. Lekko trącił ramię dziewczyny, na co ta zareagowała krótkim syknięciem z bólu.-Idziemy do Gothi-oznajmił pewnie.
-Och przestań-wojowniczka wywróciła oczami. Wolałaby już w podobny sposób załatwić drugą rękę niż odwiedzić starą lekarkę która od dawna napawała ją niepokojem.-Nic mi nie jest.
-Astrid, idziemy do Gothi-nakazał stanowczym tonem Czkawka.
Blondynka wstała zrezygnowana wiedząc, że jeżeli ona tam nie pójdzie z własnej woli, to brunet znajdzie sposób, by zaciągnąć ją tam siłą. Przewracając oczami podeszła do Czkawki, ledwie powstrzymując się od krzyku bólu. Nawet najmniejszy ruch, był dla niej odczuwalny tak, jakby w jej ręce wybuchł odbezpieczony granat. Jakby się dłużej nad tym zastanowić, ból był porównywalny do tego jakiego zaznawała, bita przez matkę. Wzdrygnęła się na samą myśl. Gdy w końcu dotarli do chaty Gothi, uzdrowicielka obejrzała rękę wojowniczki kręcąc głową z niezadowoleniem. Runy które nabazgrała na piasku jednoznacznie dawały znać, że ręka jest złamana. Od tej pory więc Astrid będzie chodzić z zabandarzowaną lewą ręką w prowizorycznej szynie. Kiedy wyszli od starej znachorki Czkawka pokręcił głową.
-To nic takiego-przedżeźniał ukochaną-Nic mi nie jest.
Blondynka roześmiała się i pchnęła go zdrową ręką.
-Jedneg nie rozumiem-zaśmiała się-Jak można złamać sobie rękę, przewracając się w domu?
-Tylko ty tak potrafisz-stwierdził ze śmiechem wódz Berk.
-A właśnie Czkawka!-astrid palnęła się w czoło, przypominając sobie o czym miała poinformować chłopaka-Obiecałam Sączysmarkowi, że przyjdziemy na ognisko z nim Śledzikiem i bliźniakami, które jest za.....jakieś dwie godziny.
Widząc zdziwioną minę wikinga dodała szybko.
-Przepraszam, że nie powiedziałam ci wcześniej, ale sam rozumiesz, że nie było kiedy.
Chłopak nadal nie odpowiadał.
-Czkawka, przepraszam. Nie bocz się.-westchnęła.
Brunet obdarzył ją jeszcze jednym zszokowanym spojrzeniem i wydukał.
-Ty...obiecałaś coś...Smarkowi?
Astrid uśmiechnęła się i kiwnęła głową, na co on złapał się za głowę.
-Możesz mi wytłumaczyć jak do tego doszło?
-Ludzie się zmieniają Czkawka-powiedziała i złapała go za rękę.-Nawet Sączysmark.
-Nawet ty-dodał wiking.
-Ja?!-zdziwiła się Astrid. dla samej siebie, ona zawsze była taka sama.
Wojownik kiwnął głową i uśmiechnął się.
-Może nie jakoś strasznie, ale trochę.
-W czym na przykład?-chciała wiedzieć blondynka.
-W sposobie bycia-odparł brunet i rozwinął tę myśl-Nigdy nie dogadywałaś się ze Smarkiem, teraz coś mu obiecujesz, nie ruszałaś za bardzo innych gatunków smoków oprócz Śmiertnika, a teraz Szczerbatek, Hakokieł, Wym i Jot i Sztukamięs, uwielbiają cię na równi ze swoimi jeźdźcami, jeśli nie bardziej, stałaś się bardziej skora do pomocy. Gdyby coś takiego przydażyło się Hazel kilka lat temu, owszem byłoby ci przykro, ale nie doszukiwałabyś się wyjścia z sytuacji tak jak teraz. Wcześniej, przepraszam, że to mówię, ale...bez wachania zabiłabyś ojca. Bez mrugnięcia okiem, a teraz? Zrobiłaś coś bardziej inteligentnego niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Większość wikingów, ba, wszyscy, nawet ja, w takiej sytuacji, nie umiałaby postąpić jak ty. Łupieżcy szanują cię...
-Bo zostałam wybrana na wodza.
-Nie dlatego Astrid-zaprzeczył Czkawka-Dlatego, że ty na prawdę pasujesz do tej roli. Roztaczasz wokół siebie taki krąg zaufania i szacunku, jakiego mi chyba nigdy nie udało się stworzyć. No i oczywiście. Z dnia na dzień jesteś coraz piękniejsza-posłał jej szarmancki uśmiech i objął ramieniem-i coraz bardziej cię kocham.
Blondynka uśmiechnęła się powstrzymując łzy wzruszenia i pocałowała ukochanego w policzek.
-Takie zmiany mogą być-stwierdziła, opierając głowę o jego ramię, kiedy przysiedli na pustych beczkach po rybach.
-MI też się podobają-dodał chłopak całując wojowniczkę w czubek głowy.
-Kocham cię Astrid.-rzekł, przytulając ją ciaśniej.
~Pass
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz