czwartek, 21 lipca 2016

Intryga

Czkawka leciał na Berk będąc tak szczęśliwym jak jeszcze chyba nigdy w życiu. Lecąc w tamtą stronę miał serce pełne obaw, ale teraz? Wszystkie sprzeczne emocje zniknęły, zastąpione mieszaniną podniecenia, radości i niedowierzania. Tę podróż, od tamtej odróżniała też jedna, zasadnicza sprawa. Na statek Łupieżców leciał sam, a teraz czuł na swoim brzuchu ciepłe dłonie Astrid obejmujące go w pasie. Szczerbatek leciał wyraźnie zadowolony, wesoło kołysząc głową i zerkając co raz na lecącą obok Wichurę. Czkawka z zadowoleniem stwierdził, że jego świeżo upieczona narzeczona z pełną radości i podziwu miną wpatruje się co chwila w zielono niebieski pierścionek na jej serdecznym palcu prawej dłoni. Po wyrazie twarzy blondynki z łatwością można było stwierdzić, że jest ona równie szczęśliwa jak jej przyszły mąż.
Nie lecieli długo. Już po chwili dolatując do portu zauważyli stacjonujących na nim przyjaciół. Kora, Szpadka, Ian, Smark, Mieczyk i Śledzik wpatrywali się w nadlatującą nocną furię z ekscytacją. W końcu nie codziennie komukolwiek udaje się namówić do czegoś Łupieżców. Gdy tylko Astrid sprawnie zeskoczyła ze Szczerbatka i pogłaskała Wichurę natychmiast otoczyli ją przyjaciele. Po serii uścisków i całusów w policzek wojowniczka w końcu nie wytrzymała.
-Co się z wami stało? Nie było mnie 15 minut, a nie 15 lat-roześmiała się, a wraz z nią wszyscy inni.
Potem, gdy Szpadka i Kora zachwycały się jej pięknym pierścionkiem i wypytywały o szczegóły zaręczyn, do Czkawki podeszli wikingowie.
-No nareszcie-westchnął Smark kręcąc głową, ale i tak widać było po nim, że cieszy się szczęściem przyjaciół.
-Bez przesady-powiedział Śledzik-Jakby dzisiaj tego nie zrobił to własnoręcznie zaciągnąłbym go na wyspę Łupieżców
-Pomógłbym ci-zaśmiał się Ian.
-Czyli zgodziła się tak?-zapytał Mieczyk patrząc niepewnie na wodza Berk.
Reszta chłopaków popatrzyła po sobie i na raz wybuchnęła śmiechem. Doprawdy, czasami głupota Mieczyka przekracza już wszelaką skalę. Nie rozumiejąc z czego reszta się śmieje blondyn udał obrażoną minę i tupnął nogą.
-Jak nie chcesz mówić, to nie!-widocznie chciał być poważny, ale średnio mu to wyszło sądząc po jeszcze większym ataku śmiechu pozostałych. Nie wiedząc co dalej robić bliźniakowi Szpadki nie pozostało już nic tylko zacząć śmiać się z resztą. Po chwili zaciekawione dziewczyny podeszły bliżej. Gdy już zaznajomiły się z komiczną sytuacją również nie mogły powstrzymać śmiechu. Ogólny rozgardiasz przerwał w końcu pojedynczy, piskliwy krzyk.
-Aaastriiid!
Nim blondynka się obejrzała rzuciła się na nią mała postać o kruczoczarnych włosach i zabawnym uśmiechu. Tuż za nią biegł ciemnowłosy chłopak w tym samym wieku co dziewczynka. Hazel i Chase prawie udusili ją w mocnym uścisku. Po chwili Chase się odsunął.
-Dlaczego nas okłamałaś?-zapytał oskarżycielsko.
-No właśnie-poparła go poważnie Hazel.-Mówiłaś, że nie wrócisz tak szybko. Zapomniałaś czegoś?
Wojowniczka wymieniła porozumiewawcze spojrzenia z Czkawką, po czym zwróciła się do dzieci.
-Nie okłamałam. Sama nie przypuszczałam, że wrócę tak szybko.-wyjaśniła.
-To dlaczego wróciłaś?-drążył chłopiec.
-Myślisz, że dałabym radę tak długo bez was wytrzymać?-odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Dzieciom to najwyraźniej wystarczyło bo przytuliły się do niej jeszcze raz i umówiły się z dziewczyną, że przyjdą do niej później, po czym odbiegły zadowolone z powrotu przyjaciółki. Astrid porozmawiała jeszcze chwilę z przyjaciółmi, po czym każde z nich rozeszło się, by spotkać się później. Czkawka złapał narzeczoną za rękę prowadząc w stronę Wichury, na której grzbiecie spoczywały bagaże blondynki. Wiking wziął je wszystkie z wyjątkiem jednej lekkiej torby którą pozwolił nieść dziewczynie.
-Będziesz mnie tak teraz cały czas niańczył?-zapytała w drodze do jej domu.
Brunet popatrzył na nią z szelmowskim uśmiechem i błyskiem w tych swoich piekielnie zielonych oczach.
-Tak, będę-odparł i pocałował ją w policzek.
Astrid uśmiechnęła się i weszła do domu. Wódz pomógł jej się rozpakować i poukładać wszystko na wcześniejszych miejscach. Po skończonej pracy padł u niej na łóżku. Blondynka również się położyła i ułożyła głowę na jego klatce piersiowej.
-Zastanawiałam się kiedy w końcu to zrobisz-wyznała.
-Byłaś taka pewna, że ci się oświadczę?-spytał wodząc palcem po jej plecach. Blondynkę przeszedł przyjemny dreszcz, po czym przekręciła się na brzuch i oparła brodę na jego piersi.
-Szczerze? Nie. Miałam nadzieję i nawet trochę ci to sugerowałam-zaśmiała się perliście-Ale nie. Nie byłam pewna.
-Za to ja byłem pewien od samego początku-oznajmił wciąż gładząc ją po plecach.
-Nawet wtedy, gdy cię tępiłam?
-No dobra, nie od samego początku-roześmiał się.-Ale odkąd zaczęliśmy ze sobą chodzić.
-A jak uciekłam?-chciała wiedzieć dziewczyna.
-Nadal byłem pewien, że chcę to zrobić, ale wiedziałem, że najpierw będę musiał odbudować to co sam spartaczyłem.
-A pamiętasz jak myślałeś, że podoba mi się Ian?-zachichotała-Może wtedy to nie było śmieszne, ale jak teraz przywołuję w pamięci twoją minę jak wtedy się na niego przewróciłam...
-Akurat tych przypuszczeń nie mógłbym zapomnieć-mruknął po czym rozweselony powiedział-Ty się tak nie ciesz. Sama przecież chciałaś udusić Korę gołymi rękami, bo zdawało ci się, że mnie podrywa. Jakbyś z boku oglądała wasze słowne pojedynki pękłabyś ze śmiechu. Ja z Ianem ledwo się powstrzymywaliśmy.
-Tiaaa...nie wiedzieliście nawet o co chodziło w naszej kłótni. Nie ogarnialiście co mówiłyśmy...
-Nie łudź się-parsknął, po czym zaczął je przedrzeźniać podwyższając zabawnie głos-Ty małpo! Ty żmijo! Nienawidzę cię! Ja ciebie bardziej! Bardzo trudne do ogarnięcia.
Wojowniczka, chociaż usiłowała zachować powagę nie mogła wytrzymać gdy narzeczony je parodiował. Klepnęła go lekko w pierś i zaniosła się śmiechem.
-No dobra może faktycznie ogarnialiście nasz dialog-przyznała-Ale nie wiedzieliście o co tak na serio chodziło.
-No więc mi wytłumacz.
Astrid zabębniła palcami o jego pierś i westchnęła.
-Dobra. Tylko ostrzegam, to była głupia umowa-zaczerwieniła się lekko. Czkawka uniósł brwi i machnął ręką żeby kontynuowała-Wtedy sam wiesz jaki byłeś irytujący. Zresztą dużo się nie zmieniło-zaśmiała się, gdy chłopak pacnął ją lekko w czoło-No więc denerwowałeś mnie niemiłosiernie i nie wiedziałam co mam z tym zrobić. Nie miałam już z tobą tak świetnego kontaktu jak kiedyś i nie za bardzo chciałam sama o tym porozmawiać. Tylko, że nie miałam kogo o to poprosić, żeby cię jakoś...-przez chwilę szukała słowa- Naprostował. Przywrócił tamtego Czkawkę. No więc nie miałam za bardzo kogo poprosić i wtedy napatoczyła się Kora, która również potrzebowała pomocy.
-Jakiej?
-No bo wiesz...Ona od dawna była zakochana w Ianie, tylko bała się, że on nie odwzajemnia tego uczucia, co było całkowitym błędem, ale w każdym razie, ona o tym nie wiedziała. Kora sama nie chciała się o to pytać, bo było jej nie zręcznie do niego podejść i tak zupełnie z niczego spytać, czy się mu podoba. I tu zawiązałyśmy umowę. Ona miała wybadać czy gdzieś tam-wskazała na jego głowę-Jest jeszcze ten stary Czkawka, a ja miałam dowiedzieć się czy ona podoba się Ianowi. I kiedy ona dowiedziała się, o tym, że ubzdurałeś sobie, że chciałam go pocałować, wpadła w dosłownie furię. A ja wcześniej byłam świadoma, że spędzacie dużo czasu ze sobą i nawet nie do końca mi się to podobało zważywszy, że wiele razy widziałam jak się ze sobą świetnie bawiliście. To wszystko się we mnie nagromadziło i zamiast od razu wytłumaczyć sytuację naskoczyłam na nią z tamtym. No i kłótnia się rozkręciła-odetchnęła głęboko i skłoniła zabawnie głowę-To tyle. Opowieść zakończona.
-A więc to było tak-szepnął Czkawka po czym spojrzał na nią poważnie-Ty wiesz, że ja nigdy nic nie czułem do Kory, prawda?
-Oczywiście, że wiem.-odparła ku uldze wodza-A ty wiesz, że Ian to tylko przyjaciel i nigdy nie wyjdzie poza ten próg?
-Wiem-potwierdził.
-No to się rozumiemy-uśmiechnęła się czarująca i przysunęła bliżej jego twarzy. Po chwili jej usta już odnalazły usta Czkawki i złączyły się z nimi w pocałunku.



 Naczelny dowódca wojsk Łupieżców siedział zamknięty w swojej kajucie. Gdy wcześniej patrzył w lustro jego twarz miała kolor purpury i jak podejrzewał nie zmieniło się to za bardzo. Odkąd ta rozwydrzona córka byłego przywódcy klanu Albrechta została mianowana na wodza nic nie szło po jego myśli. Dawniej wystarczyło, że lekko zasugerował coś staremu Perfidnemu i już nowe plany wchodziły w życie. I te gorsze, i te lepsze. Kto jak kto, ale tamten wódz był bardzo podatny na sugestie i  po prawdzie, gdyby jego żona Marion cały czas się koło niego nie kręciła Wilhelm zdołałby namówić wikinga do jeszcze gorszego zarządzania klanem, aż w końcu doprowadziłoby to do rozpadu Łupieżców. Łupieżców których bali się wszyscy na całym Archipelagu! No może nie najbardziej. Odkąd ten przy głupi młodzieniaszek, syn Stoicka Ważkiego, sprowadził smoki na Berk, to Wandale nagle, z tak przyjaznego i niegroźnego klanu stali się największym zagrożeniem dla wielu innych grup wikingów. Ale mimo wszystko. Albrecht na pewno, gdyby znalazł się w takiej sytuacji jak jego córka (co nie było zbyt możliwe, ale to tylko hipoteza) z pewnością pozostawiłby naczelnego dowódce na miano swojego oficjalnego zastępcy. W gruncie rzeczy, gdy Wilhelm poznał już dobrze byłego wodza przekonał się, że nie jest on niczym więcej jak tylko jedną wielką kupą mięśni, bez strategicznego myślenia. Może sprawiał wrażenie, że wie co robi, ale tak na prawdę miał cały sztab ludzi odpowiadających za wszystko i zarządzających interesami klanu. Oczywiście z wiernym doradcą Wilhelmem, jako naczelnym. Na samą myśl, że ta mała wstrętna blondwłosa żmija może wrócić na wyspę dowódcę aż skręcało w trzewiach. W przeciwieństwie do ojca, ta smarkula była sprytna, wyszczekana i z pewnością zwietrzyłaby każdą, nawet najmniejszą intrygę, nie pozostawiając suchej nitki na jej organizatorze. Oprócz tego Wilhelm dobrze widział jak ta dziewczyna posługuje się bronią. Z łukiem nie radziła sobie najlepiej, ale z niewielkiej odległości strzelała dość celnie, miecz w jej ręce był bardzo groźny, ale nie najgorszy. Bynajmniej w walce na miecze dało się ją pokonać, choć mogłoby to sprawić trudności. Jednak w posługiwaniu się toporem ta dziewucha przerastała nawet swoją matkę. Rzucała nim z niebywałą siłą i precyzją, a w walce wręcz nie zostawiała złudzeń, że na prawdę wie co robi. Ze smokami też sobie radziła. Lecz owszem, była wyszczekana i nieugięta ale nie radziła sobie dobrze z kłamaniem. Nie umiałaby bez mrugnięcia okiem powiedzieć nawet, że zjadła na śniadanie mięso, chociaż zjadła sałatę. W tym akurat naczelny był od niej lepszy. Wilhelm zdawał sobie z tego świetnie sprawę i cieszyło go to, że chociaż w tym miał przewagę nad tą harpią. Jednak nie mógł już kompletnie zdzierżyć tego, że dziewczyna się mu postawiła, mimo tego, że była wodzem tak krótki okres czasu, a w dodatku została poparta przez resztę. To niedopuszczalne! Kompletnie okropne! I w dodatku na swojego zastępce wyznaczyła tego kmiotka Fabiena, który nawet nie pochodził z dobrze obsadzonej rodziny. Jego matka gotowała w małej gospodzie, a ojciec chwytał się każdej możliwej pracy by utrzymać jego oraz jego dwie siostry, z których jedna i tak zginęła z ręki dawnego wodza za kradzież. Taka kara, była oczywiście sugestią Wilhelma, podobnie jak wiele innych wymiarów sprawiedliwości w klanie. Żeby chociaż ten nieszczęsny Fabien związał się z jakąś dobrze usytuowaną dziewczyną. Ale nie, on za żonę musiał wziąć córkę hodowcy bydła. No litości! I jakim prawem to właśnie on, a nie naczelny dowódca legionu Łupieżców, ze swoim szlacheckim pochodzeniem i najlepszą wiedzą?! Dlaczego ktokolwiek mógłby chcieć tego młodzieńca na zastępce wodza? Musiałby być tylko tak głupi jak Astrid. Ale nie to niedługo się skończy. Czara goryczy się przelała. Więcej litości nie będzie. Pchany złością wydarł z notatnika kawałek kartki i szybkim zamaszystym pismem zaczął pisać.
 Drogi Dagurze...

                       



Uhuhu, dawno mnie tu nie było, ale przybywam z nowym rozdziałem. I co ten Wilhelm knuje, co?
Mam nadzieję, że podobał się wam ten next, bo następny zamierzam zaserwować w sobotę.
Do nna :)
~Pass

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz