sobota, 30 lipca 2016

Liriana

 Cała wioska zdążyła dowiedzieć się już o zaręczynach wodza Berk i przywódczyni Łupieżców. Nie można było powiedzieć, że ktokolwiek jest z tego faktu niezadowolony. Co więcej, każdy napotkany przez Czkawkę lub Astrid przechodzień kiwał im z uśmiechem głową i wypytywał o datę ślubu. Może i było to miłe, ale po dziesięciu takich przypadkach w ciągu dnia mogło stać się męczące. A już zwłaszcza kiedy narzeczeństwo było widywane razem! To już była totalna katastrofa! Żartobliwe szturchanie łokciami, znaczące spojrzenia, szepty naokoło...Oboje wiedzieli, że lud Berk po prostu cieszy się z takiego rozwiązania spawy i po prostu tak ową radość okazuje. Jednak tym co pobijało wszelkie możliwe rekordy odnośnie rozbawiających historyjek, okazała się pamiętna rozmowa z Valką sprzed kilku dni, której zarówno blondynka jak i jej narzeczony nie omieszkali przytoczyć pozostałym jeźdźcom, Pyskaczowi, Wiadrze i Grubemu i tak właściwie wszystkim napotkanym z którymi akurat rozmawiali. Przez całą tą sytuację matka Czkawki stała się jedną z popularniejszych osób na Berk. Nawet jej serdeczne przyjaciółki zaśmiewały się z jej pomyłki, ale na szczęście Valka miała wyśmienite poczucie humoru i z dystansem do siebie traktowała wszystkie zabawne uwagi i żartu. Ba, nawet sama czasem sobie docinała.
W końcu po jeszcze kilku żartach i pytaniach do narzeczeństwa, oboje postanowili na chwilę opuścić towarzystwo i udać się na spacer. Sami! Wobec tego trzymając się za ręce i rozmawiając dotarli do tej samej doliny, w której Czkawka po raz pierwszy spotkał Szczerbatka, w której młodzi po raz pierwszy się pocałowali no i oczywiście w której Astrid po raz pierwszy zaufała brunetowi. Nie ma co...miejsce budzące wspomnienia. Tego im było trzeba. Blondynka usiadła wygodnie na kamieniu tak by mieć widok na jezioro, a jednocześnie opierać głowę na ramieniu Czkawki, który siedział obok. Chłopak wpatrywał się w swoją narzeczoną w świetle popołudniowego słońca i czuł, że jest na prawdę szczęśliwy. Objął jej plecy i razem wpatrywali się w wodę. W końcu brunet wstał i podał dłoń ukochanej.
-Chodź.
Dziewczyna uniosła brwi zastanawiając się gdzie też Czkawka może chcieć ją zaprowadzić. Nie musiała jednak długo czekać na odpowiedź, bo chłopakowi wystarczyło, że wstała. Jednym ruchem przerzucił ją sobie przez ramię i nie czekając na jej reakcję wskoczył do lodowatej wody. Kiedy blondynka wypłynęła poczęstowała narzeczonego chlapnięciem i udała obrażoną.
-Mogłeś chociaż powiedzieć, że chcesz wrzucić mnie do wody-mruknęła zrzędliwie-Zdążyłabym się chociaż przygotować psychicznie...
-Dawno razem nie pływaliśmy-przerwał jej rozpoczynający się dopiero monolog, bez większego poruszenia ocierając twarz.
-Dżentelmen by poprosił-żachnęła się odpływając kawałek.
Podpłynął do niej i zerknął na jej mokrą twarz z łobuzerskim uśmiechem.
-Gdybyś szukała dżentelmena, nigdy w życiu nie przyjęłabyś moich oświadczyn.
Zmrużyła oczy, po czym westchnęła, podpływając.
-Co racja, to racja-szepnęła wplatając palce w jego mokre włosy.
-Ale jeśli wolisz dżentelmena...-tym razem on odpłynął, drocząc się z nią. Po raz kolejny podpłynęła i zanim zdążył cokolwiek powiedzieć rzekła.
-Och, zamknij się już- po czym pocałowała go namiętnie, skutecznie namawiając go do zaprzestania żartów. Machając nogami pod wodą, by się nie zanurzyć całowali się coraz namiętniej. W końcu podpłynęli do brzegu na tyle blisko, by Czkawka dostał do dna stopami. Szybkim ruchem przybliżył Astrid jeszcze bliżej, a blondynka, nie zaprzestając pocałunków, oplotła nogami jego talię. Chłopak przytrzymał ją za uda, by mu się nie wyślizgnęła i poczęstował ją jeszcze jednym pocałunkiem. Po dłuższej chwili oderwał się od ukochanej. Oboje dyszeli jakby przebiegli co najmniej 5 milowy maraton, a nie po prostu się całowali. Brunet uśmiechnął się zawadiacko i szepnął.
-Teraz zachowam się jak dżentelmen i sprawię ci komplement-popatrzył na nią z udawaną powagą po czym dodał-Fantastycznie całujesz.
Astrid roześmiała się perliście i wzruszyła ramionami.
-Co racja, to racja-powtórzyła swoją wcześniejszą kwestię, wywołując śmiech narzeczonego.-Już wiem po co chciałeś wejść do tej wody.-chlapnęła na niego wodą marszcząc nos.
-Nie mów, że nie chciałabyś częściej tak...pływać?-uniósł brwi w niemym pytaniu.
-Oj, chciałabym-mruknęła i spojrzała w jego cudownie zielone oczy-Nawet nie wiesz jak bardzo.
Uśmiechnął się i znów ją pocałował. Tym razem było to tak delikatne, jak muśnięcie skrzydeł niewidzialnego motyla, albo mglisty dotyk wiatru. Po tym uśmiechnął się jeszcze raz do narzeczonej i powoli podpłynął do brzegu. Astrid wyszczerzyła zęby, wpatrując się w niebo i dziękując Odynowi, że postawił tego wątłego wtedy chłopaczka na jej drodze i co ważniejsze...nie pozwolił mu zejść z tej drogi. Po chwili opuściła głowę i również wyszła na brzeg. Była już końcówka lata, które w tym roku ciągnęło się wyjątkowo długo, lecz czuć było nieuchronnie zbliżającą się zimę. Astrid zadrżała, gdy powiew chłodnego wiatru zaszalał dookoła niej. Czkawka zerknął w zachmurzone już niebo, zastanawiając się kiedy takie chmury zdążyły przyjść. Po chwili zwrócił sobie uwagę, że podczas ich kąpieli miał ciekawsze rzeczy do roboty niż patrzenie w górę. Podszedł do blondynki i zanim zdążył cokolwiek powiedzieć z góry spadł na nich drobny deszczyk.
-Wracajmy-powiedział do narzeczonej.
-Nie domyśliłam się-roześmiała się przewracając oczami.
Chłopak objął ją, starając się zapewnić jej choćby złudzenie ciepła, co w połączeniu z jak na złość, z każdą sekundą pogarszającą się pogodą, dało marny rezultat. Nie zdążyli znaleźć się w połowie drogi do domu, gdy rozpętała się prawdziwa burza. Czkawka zdjął rękę z pleców Astrid wiedząc, że i tak nie ma to większego sensu i szybko pobiegli do wioski. Wpadli do domu Czkawki, który znajdował się bliżej tej części lasu i zatrzasnęli za sobą drzwi. Szybko pozamykali wszystkie okna i dopiero wtedy odsapnęli po długim biegu. Matki Czkawki nie było w domu, ale chłopak nie zmartwił się tym zbytnio. Przy takiej pogodzie mogła zatrzymać się u którejkolwiek ze swoich przyjaciółek, lub chociażby w karczmie. Młody wódz natychmiast poszedł po suche ręczniki i wręczył dwa z nich Astrid. Oprócz tego dał jej też swoje suche ubrania, by mogła zdjąć z siebie mokre rzeczy. Kiedy on sam się przebrał, zabrał się za zaparzanie herbaty. Po chwili blondynka wyszła z łazienki ukazując się w zbyt dużej na siebie koszulce Czkawki i również za dużych spodniach. Mokre, rozpuszczone włosy okalały jej twarz. Gdy herbata była już gotowa usiedli na fotelu i okryli się obszernym kocem, pod same szyje. Trzymając gorące kubki w zmarzniętych dłoniach wolno pili rozgrzewający napój. Po chwili Astrid pociągnęła nosem.
-Jak nic będziemy chorzy przez te twoje pomysły.
-Za pogodę jeszcze nie odpowiadam-odparł uśmiechając się.-Sama przyznasz, że z początku było ciepło.
-Może i tak-przyznała, odkładając kubek. Wtuliła się w pierś wodza i oparła na niej głowę. Chłopak jeszcze ciaśniej otulił ich oboje kocem i pogładził dłonią jej mokre włosy. Oboje, mimo, że nie było nawet wieczoru czuli przemożne zmęczenie i mimo starań nie zdołali się mu oprzeć. Wtuleni w siebie nawzajem i okryci grubym kocem zasnęli głębokim, lecz spokojnym snem.


 Liriana przechadzała się właśnie po jednym z płynących na Berk statku Rubieżców. Jej rodzice płynęli pierwszym z kolei, lecz ona postanowiła, że popłynie drugim, na którym byli jej przyjaciele, a zarówno ci którzy zamierzali trochę dłużej zostać na Berk. A jeżeli już nasunął się temat Berk, to dzisiaj statki klanu jej ojca miały dobić do brzegu przy porcie wyspy. Liriana niezmiernie cieszyła się na spotkanie ze wszystkimi z Berk...a w szczególności z jednym znajomym. Czkawką. Już kiedy oboje ustalili, że ich związek nie ma przyszłości i rozstali się w przyjaźni, dziewczyna wiedziała, że to był błąd. Przecież pasowali do siebie idealnie! Wyglądali nawet podobnie. No prawie...Co prawda kolor włosów i oczy mieli takie same, ale kształt twarzy i ogólny zarys ich obu postaci nie dawał złudzeń, że z pewnością nie są spokrewnieni. Lirianę, już w wieku trzynastu lat Czkawka bardzo intrygował, ale kiedy Valka pokazała mu jego szkic, narysowany przez jakąś Altri...czy coś takiego...nie słuchała uważnie po tym jak kobieta jej go pokazała. W każdy razie. Szkic w wykonaniu tajemniczej artystki był nad wyraz dokładny, ale co innego zafascynowało dziewczynę. Czkawka co prawda już wcześniej nie był brzydki, ale teraz? Dawała sobie głowę uciąć, że nie widziała przystojniejszego faceta! A zgodnie z jej przekonaniem każdy, dosłownie każdy, przystojniak musiał być jej. Oczywiście warunki do tego miała idealne. Była szczupła, ale nie zbyt szczupła. Krągłości miała, nie chwaląc się idealne, a twarz dopełniała uroku. Tego dnia ubrała czarne, obcisłe spodnie i szmaragdową bluzkę z niedyskretnym dekoltem. Włosy jak zwykle rozpuszczone, wyczesała dokładnie i podpięła kilka pasm z boku głowy. Reszta nie potrzebowała poprawek. Była przekonana, że Czkawka z pewnością zachwyci się jej wyglądem. Bo i owszem, było się czym zachwycać, przynajmniej według niej. Na chwilę musieli przycumować łódź do jakiejś mniejszej wyspeki by przeczekać gwałtowną burzę, ale niedługo potem ruszyli w dalszą drogę. Dotarli na Berk, na którym wciąż lekko siąpiło. Valka powitała ich bardzo ciepło i od razu zaprowadziła do twierdzy, gdzie czekała, przygotowana wcześniej uczta. Kobieta przeprosiła za nieobecność wodza i oznajmiła, że pójdzie go poszukać zostawiając Rubieżców w towarzystwie pozostałych Wandali. Liriana podbiegła do odchodzącej Valki.
-Czy ja również mogę iść?-spytała ze słodkim uśmiechem-Dawno nie widziałam Czkawki,
Matka wodza spojrzała na nią z wysoko uniesionymi brwiami, gdy usłyszała jej sugestywny ton, ale mimo to uśmiechnęła się nie pewnie, czując, że nie wypada odmawiać gościom.
-Oczywiście, że możesz-westchnęła więc i obie udały się do domu wodza. Weszły do cichego domu z początku sądząc, że nikogo w nim nie ma, ale kiedy poszły dalej i znalazły się w salonie przekonały się, że jednak ktoś jest. Na fotelu spał słodko Czkawka, którego widokiem Liriana była absolutnie zachwycona. Ale co gorsze. Obok niego, również na fotelu, leżał zwinięty jakiś kulfon z wystającymi blond włosami. Valka podeszła i potrząsnęła bruneta za ramię mówiąc mu żeby wstał. Po chwili ocknął się, podobnie jak to coś wyglądające jak gniazdo. Oboje wstali szybko i dopiero gdy się wyprostowali Liriana zorientowała się, że TO COŚ to dziewczyna. Ubrana była w za dużą niechlujnie wyglądającą koszulkę i również za duże spodnie. Z jednej strony głowy włosy całkiem jej oklapły, za to z drugiej były potargane i wyglądały jak druga głowa. Oprócz tego dziewczyna miała czerwony nos i przymrużone oczy. Może i byłaby ładna, gdyby się trochę ogarnęła, ale Liriana nie potrafiła tego stwierdzić. Przeniosła wzrok na Czkawkę wyglądającego tak przesłodko, że aż zaparło jej dech w piersiach. Brązowe włosy miał cudnie rozczochrane, aż proszące się by przeczesać je palcami, a zieleń jego oczu raziła ją nawet z odległości metra.
-Czkawka!-pisnęła. i rzuciła mu się na szyję. Na ten widok blondynka zrobiła zaskoczoną minę i spojrzała na Valkę oczekując wyjaśnienia. Tamta nie zdążyła jednak nic powiedzieć, bo chłopak odsunął od siebie brunetkę i jeszcze raz na nią popatrzył próbując ją sobie przypomnieć. Po chwili jego oczy rozszerzyły się w zdumieniu i radości.
-Liriana?

                     


No więć jak obiecałam jest, a nawet trochę wcześniej xd, ale o to się chyba nie obrazicie? I jak, był ok? 
Następny dopiero za dwa tygodnie, więc troszkę mnie nie będzie. W każdym razie mam nadzieję, że to co napiszę za te dwa tygodnie będzie zaczapiste.
Do następnego ;(
~Pass



poniedziałek, 25 lipca 2016

Zrozumienie

 Valka wróciła na Berk późnym wieczorem, po kolejnej niespełna jednodniowej nieobecności. Starała się pomagać synowi w obowiązkach wodza i mimo jego usilnych sprzeciwów dzisiaj odwiedziła klan Rubieżców, by odnowić traktat pokojowy. Wódz klanu- Chwalipięt Paskudny powitał ją ciepło i po niecałej godzinie wszystkie formalności zostały załatwione. Zapewne wróciłaby na wyspę jeszcze wcześniej, ale Chwalipięt, dobry przyjaciel jej nieżyjącego męża zatrzymał ją na "króciutką rozmowę", która znacznie się przedłużyła, gdy do głównej sali dotarła jego żona Elma, wraz z córką Lirianą. Sama Elma była przysadzistą kobietą w wieku Valki, o krótko ostrzyżonych (co nie było zbyt częste u wikingów) czarnych włosach i okrągłej jak piłka twarzy, w czym przypominała nieco swojego męża. Chwalipięt, pomimo imienia był bardzo przyjacielskim człowiekiem z dystansem do siebie. Sam zaśmiewał się ze swojego odbicia w lustrze i żartował, że jego bujna blond broda pasuje do okrągłej twarzy jak piernik do wiatraka. Liriana jednak, mimo niespecjalnej urody rodziców była niezwykle piękną dziewczyną. Proste, wiecznie rozpuszczone włosy w odcieniu ciemnego brązu sięgające bioder w połączeniu z opalizująco zielonymi oczami i pociągłym kształtem twarzy, dawały łącznie efekt westchnień wielu wikingów. Szczerze mówiąc patrząc na wodza Rubieżców i jego żonę nie przyszłoby Valce na myśl, że mogą mieć ładną córkę, za to patrząc na Lirianę nie mogła uwierzyć, że jej rodzice mogą nie być urodziwi. Patrząc jednak na całą trójkę razem dało się dostrzec rodzinne podobieństwo. Matka wodza Berk przypomniała sobie nawet jakie plany snuła ze Stoickiem, gdy dowiedzieli się, że miesiąc po narodzinach Czkawki, na świat przyszła córka wodza Rubieżców. Oba klany jeszcze przed zniknięciem Valki wiązały wielkie nadzieje związane z młodymi. Jak się kobieta później dowiedziała, po jej porwaniu Stoick i Chwalipięt bardzo często odwiedzali się wzajemnie i dbali o pozytywne relacje swoich dzieci. Jak się później dowiedzieli Liriana i Czkawka w wieku trzynastu lat byli nawet ze sobą, ale po pół roku, postanowili pozostać przyjaciółmi i kontakt im się urwał. Być może nie przypadkowo. Do gry weszła wtedy teraźniejsza sympatia syna Valki-Astrid. Jeśli matka wodza miała być szczera z początku niezbyt polubiła blondynkę i nie chciała by między nią a Czkawką doszło do czegoś większego, lecz po bliższym poznaniu zaczęła traktować wojowniczkę niemal jak córkę której nigdy nie miała. Bardzo ją polubiła i miały ze sobą świetny kontakt. Valka co prawda czasem zastanawiała się co by się stało gdyby Czkawce i Lirianie wyszło ze sobą, ale w żadnym razie nie wymieniłaby Astrid na tamtą dziewczynę. Nigdy. Ciekawa też była jak zachowa się jej syn gdy Rubieżcy przyjadą w odwiedziny za niecałe trzy dni, których potrzebowali żeby się zebrać i przypłynąć. Wódz i jego żona mieli pozostać na Berk na tydzień, za to Liriana i trzech innych wikingów przedłużą swój pobyt o kolejny tydzień, by dowiedzieć się co nieco o smokach i nauczyć się z nimi obcować. Mógł to być całkiem niezły pomysł, bo gdyby kolejny klan zaczął praktykować loty na smokach, wraz z Wandalami mógłby się stać postrachem nie tylko na Archipelagu, lecz także poza jego granicami. Jednak te plany daleko wykraczały poza rzeczywistość. Zamyślona Valka nie odczuła nawet gdy Chmuroskok wylądował tuż obok domu który dzieliła z synem. Szybko zsiadła ze smoka zaskoczona, że podróż minęła jej tak szybko. Podeszła do drzwi i cicho je otworzyła. Od czasu Smoczej Świątyni wciąż nie wyzbyła się nawyku bezszelestnego poruszania się. Zdejmując buty usłyszała rozmowę prowadzoną w kuchni. Nigdy nie podsłuchiwała rozmów syna, ale tym razem jakoś nie mogła się powstrzymać. Przystanęła obok wejścia do pomieszczenia w którym siedział wraz z przyjaciółmi.
-Wiesz wreszcie trzeba było to zrobić...-parsknął jakiś głos, w którym Valka bez trudu rozpoznała Iana.
-Nie chcieliśmy tak długo zwlekać-odpowiedział mu jej syn.
Zaciekawiona rozmową brunetka cicho zrobiła jeszcze jeden krok, by lepiej słyszeć.
-A co powiedziała wam Gothi?-spytała również obecna w pomieszczeniu Kora.
Matka wodza zaniepokoiła się. Czyżby jej syn i Astrid mieli jakiś wypadek.
-Niezbyt była zadowolona. Powiedziała, że zrobiliśmy to w całkiem niewłaściwym czasie.
-A kiedy wyznaczyła wam prawdopodobny termin?-dopytał Ian.
Valkę aż zmroziło. Gothi? Termin? Prawdopodobny? Że niby....dziecko?! Poczuła, że puls ze spokojnego stępa przyspiesza do gwałtownego galopu. Świetnie, pomyślała. Dziecko. Bez ślubu. Może i zaręczył się z Astrid, ale cz to oznacza, że robili....TO jeszcze przed zaręczynami?! O na wielkiego Thora! Kobieta nie słuchała już dalszej rozmowy, tylko szybko ściągnęła buty nie kryjąc już swej obecności i wparowała do salonu, gdzie zastała siedzących obok siebie Iana i Korę, oraz Astrid siedzącą na kolanach Czkawki na fotelu. Ręka wodza Berk obejmowała szczupłą talię wojowniczki. Już niedługo, niezbyt szczupłą-pomyślała z przekąsem kobieta, po czym z lekkim westchnieniem i niepokojem rozpoczęła przemowę, zanim ktokolwiek zdołał powiedzieć "Dobry wieczór".
-Witam z góry was wszystkich. -rozpoczęła ogólnie po czym zwróciła się do syna i ukochanej- Oczywiście nie podsłuchiwałam waszej rozmowy, po prostu akurat weszłam gdy się toczyła i nie powiem, żebym nie usłyszała tej nowiny.
-Cieszysz się?-przerwał jej Czkawka.
Omiotła go spojrzeniem.
-Jeżeli chodzi o mnie, to nie mam z tym problemu. Pomogę wam jak będę mogła, z pewnością dacie sobie radę, ale zastanówcie się czy nie jesteście jeszcze za młodzi? A zresztą co tu się zastanawiać-machnęła rękami i skierowała surowe spojrzenie na syna-Ty już i tak zrobiłeś co chciałeś, podobnie zresztą Astrid. Ja z mojej strony mogę powiedzieć, że nie spodziewałam się tego tak szybko. I to w dodatku teraz. Nie powiem, że się tego obawiałam. Szczerze jestem kompletnie zszokowana waszym brakiem poczucia taktu...
-Mamo?-wódz Berk zdawał się być całą sytuacją szczerze zdumiony.
-Nie przerywaj mi-warknęła.
-To może my już...-Ian i Kora podnieśli się szybko z kanapy i wyszli rzucając przyjaciołom współczujące spojrzenia. Valka kontynuowała kazanie.
-W każdym razie, czy robiąc to zastanawialiście się w ogóle, co ludzie pomyślą? Żeby tak teraz, kompletnie bez niczego...Jesteście tacy młodzi...Dlaczego nie chcieliście poczekać jeszcze kilka lat?
-Że co przepraszam?-zirytowała się Astrid wstając i podchodząc do przyszłej teściowej.
-Właśnie to. Nie próbujcie mi teraz mydlić oczu. Słyszałam co zrobiliście. Mówię wam, to będzie największy skandal na całym Archipelagu-dramatyzowała.
-Mamo, chyba trochę przesadzasz-Czkawka już teraz całkiem poważny wstał i wziął Astrid za rękę, ciągnąc lekko w tył, by nie podeszła za blisko do matki i nie zaczęła się awantura.
-Ja przesadzam?!-wykrzyknęła Valka-A tak w ogóle, to gdzie wyście to zrobili i kiedy?
-Na statku Łupieżców-oznajmiła blondynka zakładając ręce na piersi.
-Na statku?!-kobieta złapała się za głowę-O moja matko...
-Co ci znowu nie pasuje? Przecież sama mnie namawiałaś-zdenerwował się Czkawka
-Że niby ja cię namawiałam?!-oburzyła się Valka-No wiesz! Przed ślubem?!
-No ślub powinien być dopiero po tym-powiedziała Astrid.
Valka popatrzyła na nią zirytowana.
-Co się z wami stało... A widział was ktoś?
-No oczywiście. Cały statek patrzył-rzekł jak gdyby nigdy nic Czkawka.
-Cały statek patrzył, jak wy się....
-Tak!-przerwała jej Astrid-Tak, cały statek na to patrzył. I wszyscy byli wzruszeni!
-Wzruszeni?! Już wam ludzie na Berk pokażą jacy są wzruszeni!
-Gratulowali nam!-krzyknęła Astrid.
-A za plecami nie dadzą wam do końca życia spokoju! Wam i dziecku!
Astrid i Czkawka popatrzyli po sobie, a potem spojrzeli z zaskoczeniem na Valkę.
-Dziecku?-powtórzyła blondynka-Jakiemu dziecku?
-No waszemu!-krzyknęła Valka.
-Mamo, o jakim do cholery ty mówisz dziecku?-spytał zdezorientowany Czkawka. Kobieta spojrzała na niego zaskoczona.
-No o tym dziecku które rzekomo zrobiliście na statku, a Gothi powiedziała, że w złym czasie i wyznaczyła prawdopodobną datę narodzin...
Młody wódz spojrzał na Astrid i oboje wybuchnęli śmiechem. Valka patrzyła zdezorientowana na ataki śmiechu syna i jego dziewczyny nie wiedząc co ma ze sobą zrobić. Czy źle coś powiedziała? Przecież to samo dali jej do zrozumienia kilka minut temu...
-Mamo.....-wysapał Czkawka, ale nie zdołał nic dodać bo roześmiał się jeszcze głośniej. Astrid kucała przy podłodze trzymając się za obolały od napadu śmiechu brzuch. Po kilku minutach śmiechu Valka wreszcie nie wytrzymała.
-Powiecie mi o co chodzi z tym dzieckiem?-warknęła.
Oboje w końcu się uspokoili i wyprostowali zipiąc ciężko.
-Nie ma żadnego dziecka-powiedziała wprost Astrid.
-To znaczy, że...że wy...-Valka wskazała na jej brzuch.
Rozumiejąc co kobieta ma na myśli blondynka od razu pokręciła szybko głową.
-Oczywiście, że nie!-wykrzyknęła-Nie ma żadnego dziecka i nigdy nie było.
-Jak to nie było. To co wy...
-To na statku-rozpoczął Czkawka tłumiąc chichot-Chodziło o to, że oświadczyłem się Astrid na statku Łupieżców. No i cała załoga patrzyła na nasze zaręczyny ze wzruszeniem.-Potem na Berk także gratulowali nam zaręczyn. Za namową Szpadki poszliśmy od razu do Gothi by powiedziała nam jaki byłby najodpowiedniejszy termin ślubu. Staruszka oznajmiła nam, że zaręczyliśmy się w nie najlepszym czasie z czego była niezadowolona, ale wyznaczyła nam najodpowiedniejszą datę ślubu, czyli za sześć miesięcy w święto Ferrina, boga lata. To tyle. Opacznie nas zrozumiałaś.
Valka przez chwilę analizowała co przed chwilą syn powiedział i zaraz zaniosła się histerycznym śmiechem.
-A ja myślałam-dyszała-Że wy na statku...na widoku...
Astrid i Czkawka lekko się zaczerwienili na ten temat ale oboje dołączyli do kobiety i już po chwili cała trójka pokładała się ze śmiechu z zabawnej sytuacji jaka miała tego dnia miejsce.

                                           

No next nie wyszedł zbyt długi ale jest.
W każdym razie, z góry uprzedzam, że mój ostatni przed przerwą next będzie w niedzielę, ale do tego czasu planuję napisać ich jak najwięcej. W poniedziałek jadę na obóz jazdy konnej ze skokami i woltyżerką, gdzie nie będzie internetuuu, więc raczej nie będę miała jak pisać. Wobec tego, chciałabym uroczyście ogłosić, że czeka mnie dwutygodniowa przerwa od 1-14 sierpnia, podczas której nie będę aktywna na blogu. Za to mogę obiecać, że postaram się to odrobić po powrocie. W każdym razie mam nadzieję, że next był spk.
Do środy ;*
~Pass

czwartek, 21 lipca 2016

Intryga

Czkawka leciał na Berk będąc tak szczęśliwym jak jeszcze chyba nigdy w życiu. Lecąc w tamtą stronę miał serce pełne obaw, ale teraz? Wszystkie sprzeczne emocje zniknęły, zastąpione mieszaniną podniecenia, radości i niedowierzania. Tę podróż, od tamtej odróżniała też jedna, zasadnicza sprawa. Na statek Łupieżców leciał sam, a teraz czuł na swoim brzuchu ciepłe dłonie Astrid obejmujące go w pasie. Szczerbatek leciał wyraźnie zadowolony, wesoło kołysząc głową i zerkając co raz na lecącą obok Wichurę. Czkawka z zadowoleniem stwierdził, że jego świeżo upieczona narzeczona z pełną radości i podziwu miną wpatruje się co chwila w zielono niebieski pierścionek na jej serdecznym palcu prawej dłoni. Po wyrazie twarzy blondynki z łatwością można było stwierdzić, że jest ona równie szczęśliwa jak jej przyszły mąż.
Nie lecieli długo. Już po chwili dolatując do portu zauważyli stacjonujących na nim przyjaciół. Kora, Szpadka, Ian, Smark, Mieczyk i Śledzik wpatrywali się w nadlatującą nocną furię z ekscytacją. W końcu nie codziennie komukolwiek udaje się namówić do czegoś Łupieżców. Gdy tylko Astrid sprawnie zeskoczyła ze Szczerbatka i pogłaskała Wichurę natychmiast otoczyli ją przyjaciele. Po serii uścisków i całusów w policzek wojowniczka w końcu nie wytrzymała.
-Co się z wami stało? Nie było mnie 15 minut, a nie 15 lat-roześmiała się, a wraz z nią wszyscy inni.
Potem, gdy Szpadka i Kora zachwycały się jej pięknym pierścionkiem i wypytywały o szczegóły zaręczyn, do Czkawki podeszli wikingowie.
-No nareszcie-westchnął Smark kręcąc głową, ale i tak widać było po nim, że cieszy się szczęściem przyjaciół.
-Bez przesady-powiedział Śledzik-Jakby dzisiaj tego nie zrobił to własnoręcznie zaciągnąłbym go na wyspę Łupieżców
-Pomógłbym ci-zaśmiał się Ian.
-Czyli zgodziła się tak?-zapytał Mieczyk patrząc niepewnie na wodza Berk.
Reszta chłopaków popatrzyła po sobie i na raz wybuchnęła śmiechem. Doprawdy, czasami głupota Mieczyka przekracza już wszelaką skalę. Nie rozumiejąc z czego reszta się śmieje blondyn udał obrażoną minę i tupnął nogą.
-Jak nie chcesz mówić, to nie!-widocznie chciał być poważny, ale średnio mu to wyszło sądząc po jeszcze większym ataku śmiechu pozostałych. Nie wiedząc co dalej robić bliźniakowi Szpadki nie pozostało już nic tylko zacząć śmiać się z resztą. Po chwili zaciekawione dziewczyny podeszły bliżej. Gdy już zaznajomiły się z komiczną sytuacją również nie mogły powstrzymać śmiechu. Ogólny rozgardiasz przerwał w końcu pojedynczy, piskliwy krzyk.
-Aaastriiid!
Nim blondynka się obejrzała rzuciła się na nią mała postać o kruczoczarnych włosach i zabawnym uśmiechu. Tuż za nią biegł ciemnowłosy chłopak w tym samym wieku co dziewczynka. Hazel i Chase prawie udusili ją w mocnym uścisku. Po chwili Chase się odsunął.
-Dlaczego nas okłamałaś?-zapytał oskarżycielsko.
-No właśnie-poparła go poważnie Hazel.-Mówiłaś, że nie wrócisz tak szybko. Zapomniałaś czegoś?
Wojowniczka wymieniła porozumiewawcze spojrzenia z Czkawką, po czym zwróciła się do dzieci.
-Nie okłamałam. Sama nie przypuszczałam, że wrócę tak szybko.-wyjaśniła.
-To dlaczego wróciłaś?-drążył chłopiec.
-Myślisz, że dałabym radę tak długo bez was wytrzymać?-odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Dzieciom to najwyraźniej wystarczyło bo przytuliły się do niej jeszcze raz i umówiły się z dziewczyną, że przyjdą do niej później, po czym odbiegły zadowolone z powrotu przyjaciółki. Astrid porozmawiała jeszcze chwilę z przyjaciółmi, po czym każde z nich rozeszło się, by spotkać się później. Czkawka złapał narzeczoną za rękę prowadząc w stronę Wichury, na której grzbiecie spoczywały bagaże blondynki. Wiking wziął je wszystkie z wyjątkiem jednej lekkiej torby którą pozwolił nieść dziewczynie.
-Będziesz mnie tak teraz cały czas niańczył?-zapytała w drodze do jej domu.
Brunet popatrzył na nią z szelmowskim uśmiechem i błyskiem w tych swoich piekielnie zielonych oczach.
-Tak, będę-odparł i pocałował ją w policzek.
Astrid uśmiechnęła się i weszła do domu. Wódz pomógł jej się rozpakować i poukładać wszystko na wcześniejszych miejscach. Po skończonej pracy padł u niej na łóżku. Blondynka również się położyła i ułożyła głowę na jego klatce piersiowej.
-Zastanawiałam się kiedy w końcu to zrobisz-wyznała.
-Byłaś taka pewna, że ci się oświadczę?-spytał wodząc palcem po jej plecach. Blondynkę przeszedł przyjemny dreszcz, po czym przekręciła się na brzuch i oparła brodę na jego piersi.
-Szczerze? Nie. Miałam nadzieję i nawet trochę ci to sugerowałam-zaśmiała się perliście-Ale nie. Nie byłam pewna.
-Za to ja byłem pewien od samego początku-oznajmił wciąż gładząc ją po plecach.
-Nawet wtedy, gdy cię tępiłam?
-No dobra, nie od samego początku-roześmiał się.-Ale odkąd zaczęliśmy ze sobą chodzić.
-A jak uciekłam?-chciała wiedzieć dziewczyna.
-Nadal byłem pewien, że chcę to zrobić, ale wiedziałem, że najpierw będę musiał odbudować to co sam spartaczyłem.
-A pamiętasz jak myślałeś, że podoba mi się Ian?-zachichotała-Może wtedy to nie było śmieszne, ale jak teraz przywołuję w pamięci twoją minę jak wtedy się na niego przewróciłam...
-Akurat tych przypuszczeń nie mógłbym zapomnieć-mruknął po czym rozweselony powiedział-Ty się tak nie ciesz. Sama przecież chciałaś udusić Korę gołymi rękami, bo zdawało ci się, że mnie podrywa. Jakbyś z boku oglądała wasze słowne pojedynki pękłabyś ze śmiechu. Ja z Ianem ledwo się powstrzymywaliśmy.
-Tiaaa...nie wiedzieliście nawet o co chodziło w naszej kłótni. Nie ogarnialiście co mówiłyśmy...
-Nie łudź się-parsknął, po czym zaczął je przedrzeźniać podwyższając zabawnie głos-Ty małpo! Ty żmijo! Nienawidzę cię! Ja ciebie bardziej! Bardzo trudne do ogarnięcia.
Wojowniczka, chociaż usiłowała zachować powagę nie mogła wytrzymać gdy narzeczony je parodiował. Klepnęła go lekko w pierś i zaniosła się śmiechem.
-No dobra może faktycznie ogarnialiście nasz dialog-przyznała-Ale nie wiedzieliście o co tak na serio chodziło.
-No więc mi wytłumacz.
Astrid zabębniła palcami o jego pierś i westchnęła.
-Dobra. Tylko ostrzegam, to była głupia umowa-zaczerwieniła się lekko. Czkawka uniósł brwi i machnął ręką żeby kontynuowała-Wtedy sam wiesz jaki byłeś irytujący. Zresztą dużo się nie zmieniło-zaśmiała się, gdy chłopak pacnął ją lekko w czoło-No więc denerwowałeś mnie niemiłosiernie i nie wiedziałam co mam z tym zrobić. Nie miałam już z tobą tak świetnego kontaktu jak kiedyś i nie za bardzo chciałam sama o tym porozmawiać. Tylko, że nie miałam kogo o to poprosić, żeby cię jakoś...-przez chwilę szukała słowa- Naprostował. Przywrócił tamtego Czkawkę. No więc nie miałam za bardzo kogo poprosić i wtedy napatoczyła się Kora, która również potrzebowała pomocy.
-Jakiej?
-No bo wiesz...Ona od dawna była zakochana w Ianie, tylko bała się, że on nie odwzajemnia tego uczucia, co było całkowitym błędem, ale w każdym razie, ona o tym nie wiedziała. Kora sama nie chciała się o to pytać, bo było jej nie zręcznie do niego podejść i tak zupełnie z niczego spytać, czy się mu podoba. I tu zawiązałyśmy umowę. Ona miała wybadać czy gdzieś tam-wskazała na jego głowę-Jest jeszcze ten stary Czkawka, a ja miałam dowiedzieć się czy ona podoba się Ianowi. I kiedy ona dowiedziała się, o tym, że ubzdurałeś sobie, że chciałam go pocałować, wpadła w dosłownie furię. A ja wcześniej byłam świadoma, że spędzacie dużo czasu ze sobą i nawet nie do końca mi się to podobało zważywszy, że wiele razy widziałam jak się ze sobą świetnie bawiliście. To wszystko się we mnie nagromadziło i zamiast od razu wytłumaczyć sytuację naskoczyłam na nią z tamtym. No i kłótnia się rozkręciła-odetchnęła głęboko i skłoniła zabawnie głowę-To tyle. Opowieść zakończona.
-A więc to było tak-szepnął Czkawka po czym spojrzał na nią poważnie-Ty wiesz, że ja nigdy nic nie czułem do Kory, prawda?
-Oczywiście, że wiem.-odparła ku uldze wodza-A ty wiesz, że Ian to tylko przyjaciel i nigdy nie wyjdzie poza ten próg?
-Wiem-potwierdził.
-No to się rozumiemy-uśmiechnęła się czarująca i przysunęła bliżej jego twarzy. Po chwili jej usta już odnalazły usta Czkawki i złączyły się z nimi w pocałunku.



 Naczelny dowódca wojsk Łupieżców siedział zamknięty w swojej kajucie. Gdy wcześniej patrzył w lustro jego twarz miała kolor purpury i jak podejrzewał nie zmieniło się to za bardzo. Odkąd ta rozwydrzona córka byłego przywódcy klanu Albrechta została mianowana na wodza nic nie szło po jego myśli. Dawniej wystarczyło, że lekko zasugerował coś staremu Perfidnemu i już nowe plany wchodziły w życie. I te gorsze, i te lepsze. Kto jak kto, ale tamten wódz był bardzo podatny na sugestie i  po prawdzie, gdyby jego żona Marion cały czas się koło niego nie kręciła Wilhelm zdołałby namówić wikinga do jeszcze gorszego zarządzania klanem, aż w końcu doprowadziłoby to do rozpadu Łupieżców. Łupieżców których bali się wszyscy na całym Archipelagu! No może nie najbardziej. Odkąd ten przy głupi młodzieniaszek, syn Stoicka Ważkiego, sprowadził smoki na Berk, to Wandale nagle, z tak przyjaznego i niegroźnego klanu stali się największym zagrożeniem dla wielu innych grup wikingów. Ale mimo wszystko. Albrecht na pewno, gdyby znalazł się w takiej sytuacji jak jego córka (co nie było zbyt możliwe, ale to tylko hipoteza) z pewnością pozostawiłby naczelnego dowódce na miano swojego oficjalnego zastępcy. W gruncie rzeczy, gdy Wilhelm poznał już dobrze byłego wodza przekonał się, że nie jest on niczym więcej jak tylko jedną wielką kupą mięśni, bez strategicznego myślenia. Może sprawiał wrażenie, że wie co robi, ale tak na prawdę miał cały sztab ludzi odpowiadających za wszystko i zarządzających interesami klanu. Oczywiście z wiernym doradcą Wilhelmem, jako naczelnym. Na samą myśl, że ta mała wstrętna blondwłosa żmija może wrócić na wyspę dowódcę aż skręcało w trzewiach. W przeciwieństwie do ojca, ta smarkula była sprytna, wyszczekana i z pewnością zwietrzyłaby każdą, nawet najmniejszą intrygę, nie pozostawiając suchej nitki na jej organizatorze. Oprócz tego Wilhelm dobrze widział jak ta dziewczyna posługuje się bronią. Z łukiem nie radziła sobie najlepiej, ale z niewielkiej odległości strzelała dość celnie, miecz w jej ręce był bardzo groźny, ale nie najgorszy. Bynajmniej w walce na miecze dało się ją pokonać, choć mogłoby to sprawić trudności. Jednak w posługiwaniu się toporem ta dziewucha przerastała nawet swoją matkę. Rzucała nim z niebywałą siłą i precyzją, a w walce wręcz nie zostawiała złudzeń, że na prawdę wie co robi. Ze smokami też sobie radziła. Lecz owszem, była wyszczekana i nieugięta ale nie radziła sobie dobrze z kłamaniem. Nie umiałaby bez mrugnięcia okiem powiedzieć nawet, że zjadła na śniadanie mięso, chociaż zjadła sałatę. W tym akurat naczelny był od niej lepszy. Wilhelm zdawał sobie z tego świetnie sprawę i cieszyło go to, że chociaż w tym miał przewagę nad tą harpią. Jednak nie mógł już kompletnie zdzierżyć tego, że dziewczyna się mu postawiła, mimo tego, że była wodzem tak krótki okres czasu, a w dodatku została poparta przez resztę. To niedopuszczalne! Kompletnie okropne! I w dodatku na swojego zastępce wyznaczyła tego kmiotka Fabiena, który nawet nie pochodził z dobrze obsadzonej rodziny. Jego matka gotowała w małej gospodzie, a ojciec chwytał się każdej możliwej pracy by utrzymać jego oraz jego dwie siostry, z których jedna i tak zginęła z ręki dawnego wodza za kradzież. Taka kara, była oczywiście sugestią Wilhelma, podobnie jak wiele innych wymiarów sprawiedliwości w klanie. Żeby chociaż ten nieszczęsny Fabien związał się z jakąś dobrze usytuowaną dziewczyną. Ale nie, on za żonę musiał wziąć córkę hodowcy bydła. No litości! I jakim prawem to właśnie on, a nie naczelny dowódca legionu Łupieżców, ze swoim szlacheckim pochodzeniem i najlepszą wiedzą?! Dlaczego ktokolwiek mógłby chcieć tego młodzieńca na zastępce wodza? Musiałby być tylko tak głupi jak Astrid. Ale nie to niedługo się skończy. Czara goryczy się przelała. Więcej litości nie będzie. Pchany złością wydarł z notatnika kawałek kartki i szybkim zamaszystym pismem zaczął pisać.
 Drogi Dagurze...

                       



Uhuhu, dawno mnie tu nie było, ale przybywam z nowym rozdziałem. I co ten Wilhelm knuje, co?
Mam nadzieję, że podobał się wam ten next, bo następny zamierzam zaserwować w sobotę.
Do nna :)
~Pass

sobota, 16 lipca 2016

Zastępca

 Łzy ulgi spływały po policzkach wodza Berk. Trzymając ukochaną w ramionach myślał tylko o tym, że powiedziała "tak". Wokół nich stała cała załoga statku Łupieżców i wpatrywała się w swojego wodza z szokiem i niedowierzaniem. Znaczna ich część zapewne wciąż nie wiedziała co się przed chwilą stało.Po kilku chwilach Astrid odsunęła się od narzeczonego z uśmiechem. Rozglądnęła się po swoich wojownikach i zapytała wikinga.
-No i co teraz? Czkawka, co ja mam zrobić?-sprawiała wrażenie jednocześnie pełnej euforii jak i nieszczęśliwej.
Zanim brunet zdążył cokolwiek odpowiedzieć, do pary podszedł naczelny dowódca wojska, drugi pod względem ważności wojownik w klanie. Pierwszym oczywiście był sam wódz.
-Przepraszam, że się wtrącę-zwrócił się do Astrid z lekkim uśmiechem na ustach-Ale ta sytuacja jest nadzwyczajna. Zdajemy sobie sprawę, że nie chciała pani odpływać i jesteśmy wdzięczni, że jednak to pani zrobiła.
-Za wielkiej szansy na odmowę to ja nie miałam-burknęła, na co reszta  Łupieżców parsknęła śmiechem.
-Ale teraz nie mamy podstaw by zmusić panią do powrotu.-uśmiech zniknął z jego twarzy, zastąpiony niepewną miną-Tyle, że prawo nakazuje nam w między innymi takich sytuacjach zostać z naszym wodzem choćby nie wiem co. Ja oczywiście nie mam zamiaru niczego wodzowi, to znaczy pani narzucać, aczkolwiek chciałbym zwrócić uwagę, że większość z nas właśnie ze względu na rodziny nie chciała dłużej zostać. A teraz będzie musiała....
-Sugeruje pan, że moje oświadczyny komplikują wam sprawy?-zdenerwowała się blondynka mrużąc groźnie oczy.
Starszy wiking się zaczerwienił.
-Nie, oczywiście, że nie-cofnął się kilka kroków. Po jego postawie widać było, że doskonale zna możliwości wojowniczki i trochę się jej boi.-Chciałbym jedynie....zasugerować, żebyśmy wrócili na wyspę, a...
-Co to to nie!-krzyknęła dziewczyna opierając dłoń na rękojeści doczepionego do paska miecza-Właśnie przyjęłam oświadczyny mojego chłopaka-tu rzuciła radosne spojrzenie Czkawce-i nie zamierzam się teraz z nim rozstawać, zwłaszcza, że według prawa-znów zerknęła na przestraszonego wikinga-mogę właśnie w tej chwili wrócić tam skąd właśnie wypłynęliśmy. A wy nie możecie mi tego zabronić.
Mówiąc coraz bardziej podchodziła do dowódcy.
-Ale p...p....pani-zająknął się-To zupełnie nie o to chodzi. Ja po prostu chciałem..
-Żebym popłynęła na wyspę, tak?! O to ci chodziło?!
-N..n..nie...ja chciałem...
-Nie zasłaniaj się teraz.-warknęła zaciskając ozdobioną pierścionkiem dłoń w pięść-Jeżeli jeszcze raz usłyszę podobną sugestię osobiście pozbawię cię pełnionych przez ciebie funkcji!
-Ale ja chciałem żeby pani zawróciła!-krzyknął przyparty do muru naczelny.
-Nie obchodzi mnie, że.....-Astrid zamurowało i trochę łagodniej dodała-Zaraz...co?
Dowódca westchnął ciesząc się, że udało mu się w końcu powiedzieć to co miał zamiar zasugerować od początku.
-Chciałem, by pani wróciła z wodzem Berk na Berk i poczekała tam do ślubu, by potem rozważyć dalsze kroki.
-A wy?-założyła ręce na piersiach-Przecież nie możecie zostać bez wodza.
-Może pani mianować zastępcę-zasugerował wypinając dumnie pierś, jakby już wiedział kogo wytypuje.-Na ten okres. A między czasie przylatywać na wyspę doglądając naszych spraw jak przystało na wodza...
-Proszę mnie nie pouczać-mruknęła, po czym uniosła głowę-Powiedzmy, że zgodziłabym się na taki obrót sprawy, ale mam pytanie. Czy sama mogę wybrać zastępce?
Staruszek zmarszczył brwi, a jego duma wyraźnie sflaczała, podobnie jak jego wypięta wcześniej klatka piersiowa.
-Teoretycznie-zaznaczył-Ale w takiej sytuacji najrozsądniejszą decyzją byłby wybór kogoś, kto przynajmniej zajmuje się podobnymi sprawami co wódz i jest na dobrej pozycji społecznej. Przecież nie weźmie pani na zastępce wieśniaka-parsknął.
Astrid rozejrzała się po zgromadzonych.
-Wobec tego, mam już zastępce, o ile wyrazi zgodę...
Naczelny uśmiechnął się pełen samozadowolenia i rozejrzał się po zebranych.
-No, ja oczywiście...-zaczął.
-Fabien, mógłbyś?-spytała wojowniczka, całkowicie ignorując starszego wikinga i patrząc na zszokowanego rudzielca stojącego w pierwszym rzędzie.
-Znaczy.....się....ja?-jąkał się.
-Tak ty-potwierdziła z uśmiechem, czując jak dłoń Czkawki zaciska się na jej dłoni.
-To niedorzeczność!-krzyknął starzec cały czerwony ze złości-To jeszcze szczeniak! On nie ma zupełnego pojęcia o tak ważnej funkcji! Wnioskuję o zmianę decyzji!
Patrząc na rozbawionych wybuchem dziadka zgromadzonych, Astrid nabrała pewności, że nie jest on ani szanowany ani lubiany wśród społeczeństwa. Podeszła i stanęła tuż przed nim.
-Sprzeciwiasz mi się?
-Mam prawo. A pani wodzostwo trwa kilka tygodni....Proszę wybaczyć, ale moja opinia jest bardziej poważana.
Blondynka roześmiała się i wskazała na kpiących z dowódcy Łupieżców.
-Właśnie widzę. Czy ktoś oprócz naczelnego pragnie złożyć sprzeciw?
Rozejrzała się, ale nikt nie uniósł ręki. Zerknęła na starca z aprobatą.
-Jakoś nie widzę tego poparcia-dodała.
-Ty bezczelna....-zaczął.
-Mimo całego szacunku,-przerwała mu spokojnie blondynka-Ale proszę nie umniejszać moich praw. Mianuję Fabiena moim zastępcą na czas mojej nieobecności. Gdy znów obejmę urząd pomyślę dokładnie nad rozmieszczeniem stanowisk i nie obiecuję, że utrzyma się pan na swoim stołku-naczelnego wmurowało. Po jego minie dziewczyna widziała, że gdyby nie była wodzem udusiłby ją na miejscu-A tymczasem. Odwiedzę wyspę Łupieżców w najbliższym czasie i oczekuję zastać mojego zastępcę tam gdzie powinien się znajdować-mrugnęła do Fabiena po czym znowu spojrzała na starszego wikinga-A pana proszę o pomaganie z całych sił Fabienowi, bo może każe mi to zastanowić się czy nie należy pana utrzymać na stanowisku.
Mina dowódcy zelżała. Dziewczyna obróciła się do zebranych.
-Upoważniam zastępcę Fabiena do kierowania wojskiem.
Po tych słowach rudzielec podszedł do wodza i uściskał blondynkę z całej siły. Życzył jej szczęścia, po czym uścisnął Czkawce rękę. Astrid dała znak do innego statku, by wypuścili Wichurę. Smoczyca podleciała na główny okręt i wylądowała obok narzeczeństwa. Wojowniczka powiedziała Śmiertnikowi, że poleci z Czkawką i Szczerbatkiem, na co samica oderwała się od podłoża i wzbiła w powietrze. Astrid wśród radosnych okrzyków wskoczyła na grzbiet nocnej furii tuż za narzeczonym i wtuliła się w jego plecy. Szczerbatek wyraźnie zadowolony z powrotu blondynki wzniósł się w powietrze z radosnym rykiem.

                                


Będziecie musieli wybaczyć mi nieobecność, ale złapałam kompletnego wakacyjnego leniuchaaaa i najzwyczajniej w świecie nie miałam jak napisać fajnego rozdziału. Ale w końcu jest. Mam nadzieję, że ok. Do nna
~Pass

poniedziałek, 11 lipca 2016

Oświadczyny



Astrid siedziała na rufie statku z wzrokiem utkwionym w pieniącą się morską pianę, ustępującą miejsca statkowi na którym płynęła. Oparła brodę o zaciśniętą dłoń i starała się utrzymać emocje na wodzy do czasu aż nie znajdzie się sama. Na statku, sama jedna z 40 mężczyznami starającymi się porozmawiać o problemach na wyspie, nie za bardzo miała gdzie się wymknąć. Wichura przebywała na całkiem innym statku, z czego blondynka nie była zadowolona, ale nie chciała narzekać. Tak na prawdę do wojowniczki jeszcze nie doszło, że nie będzie teraz tylko pomagać wodzowi. Sama będzie wodzem. Pogrążona w myślach nie zauważyła kiedy podszedł do niej wysoki, rudowłosy młodzieniec, mniej więcej w jej wieku i pokłonił się, po czym oparł się o burtę.
-Chciałbym w imieniu wszystkich podziękować, że jednak zgodziła się pani płynąć-powiedział rzeczowym głosem.
Obrzuciła go zniesmaczonym spojrzeniem.
-Za wielkiego wyboru to ja nie miałam-odparła z przekąsem,
Chłopak zaczerwienił się i wzruszył ramionami.
-Nie chcieliśmy do niczego pani zmuszać, ale większość z nas ma tam rodziny. Rodziny, które nawet nie wiedzą o niczym co stało się na Berk. Bardzo nam przykro, że musiała pani porzucić ukochanego-spojrzała na chłopaka. Nie udawał współczucia i mówił całkiem od rzeczy, więc powiedziała.
-Nie mów do mnie pani. Staro się czuję. Możesz mówić mi po imieniu.-wyciągnęła rękę w jego kierunku-Astrid jestem.
Rudowłosy sprawiał wrażenie zaskoczonego i przejętego jednocześnie.
-Ja Fabien-odparł i uścisnął jej dłoń, po czym spuścił wzrok-To nie wypada...
-Mam ci wydać oficjalny rozkaz mówienia mi po imieniu?-zaśmiała się-Jesteśmy w podobnym wieku. Nie przesadzajmy.
-No..-wahał się-dobrze..., ale pani, znaczy ty, jesteś wodzem a ja oficerem...
-I co to ma do rzeczy?-pokręciła głową zrezygnowana-Skończmy już tą rozmowę. A na ciebie, kto czeka na wyspie?-zaciekawiła się.
-Matka, dwie siostry, żona i syn-odrzekł.
Tą wiadomość wojowniczka przyjęła z niemałym zaskoczeniem. Ma troszkę ponad 20 lat i już ma żonę, dziecko? Mimo wszystko starała się nie myśleć, że na Berk funkcjonuje to nieco inaczej. Chociaż ona też nie miałaby nic przeciwko tak wczesnemu wyjściu za mąż....
-Ilu letni syn?
-Ma niecały rok-uśmiechnął się wiking-Nazywa się Cedrik.
Blondynka oddała uśmiech i spytała.
-Czy u was, do tej pory wszyscy mieli obowiązek uczestniczyć w wojnie?
Fabien zdawał się zaskoczony jej pytaniem. Od razu skinął głową i powiedział.
-Do tego jesteśmy szkoleni całe życie...
-A wasze dotychczasowe władze zastanawiały się co by było gdyby...-zastanowiła się przez chwilę.-gdybyś na przykład ty zginął. Osierociłbyś niespełna roczne dziecko, a twoja żona nie miałaby pewnie czasu pracować. Co by z nimi było?
Rudowłosy wiking był zszokowany jej bezpośredniością.
-Dotychczasowa władza raczej nie wspominała nic o ewentualnym zabezpieczeniu na takie wypadki.
-No właśnie-blondynka pokręciła głową-Spróbuję coś z tym zrobić.
-Tylko nie likwiduj obowiązku walki-zastrzegł-wtedy będziemy mieli tyle wojska ile kot napłakał.
-Przecież nie jestem głupia-zdenerwowała się-Pomagałam wodzowi Berk w organizacji wojska.
Samo wspomnienie o Czkawce ją zasmuciło.
-To twój mąż?-spytał Fabien. Rzuciła mu przelotne spojrzenie.
-Nie...i raczej się nie zapowiada-odpowiedziała markotnie.
Tego typu myśli zaprzątały jej głowę od dawna. Dlaczego, dlaczego na Odyna wszechmogącego Czkawka nie chce mieć w niej żony. Przynajmniej tak jej się zdawało, że nie chce. Właściwie to bała się zapytać o to ukochanego. Jeśli miała być szczera pierwszy raz w życiu na prawdę bałaby się odpowiedzi. Co by zrobiła, gdyby powiedział, że nie chce?
-Przecież go kochasz-Fabien zmarszczył brwi nie rozumiejąc-A on ciebie. Więc w czym problem?
-No właśnie chodzi o to, że nie mam pojęcia-spuściła głowę.
Rudowłosy wolno wypuścił powietrze z płuc.
-Nic z tego nie rozumiem.
Blondynka zaśmiała się nerwowo.
-Uwierz mi, że ja też.
Siedzieli przez chwilę w milczeniu, aż Fabien nagle nie wstał i nie spojrzał szybko w stronę Berk. Chwilę patrzył na bliżej nieokreślony obiekt, po czym uśmiechnął się szeroko do swojego wodza.
-Za chwilę będziesz miała okazję zrozumieć-powiedział ze śmiechem i odszedł.
Astrid, nie rozumiejąc dziwnego zachowania chłopaka szybko wstała i obejrzała się. Minęła chwila zanim wypatrzyła czarną plamę lecącą z zawrotną prędkością w jej kierunku. Tą plamą niemal na pewno był Szczerbatek. Dziewczyna podbiegła w głąb statku i skonsternowana patrzyła jak nocna furia opada na pokład, a z jej grzbietu zgrabnie zeskakuje Czkawka. Cała załoga statku zamilkła, wpatrując się w wodza Berk dyszącego na ich statku. Brunet złapał spojrzenie Astrid i uśmiechnął się na jej widok. Podszedł kilka kroków i nie mówiąc ani słowa przytulił ją mocno. Zaskoczona blondynka oddała uścisk próbując wymyślić powód przybycia jeźdźca.
-Czkawka co ty tu robisz?-szepnęła mu do ucha.
Wplótł palce w jej włosy i odszepnął.
-Chyba nie myślałaś, że pozwolę ci tak po prostu odpłynąć?
Kiedy się odsunął po plecach przeszły jej ciarki. Sięgnął do kieszeni kombinezonu i wyjął dwie rzeczy. Pierwszą z nich podał jej bez wahania i patrząc jej prosto w oczy powiedział.
-Zostawiłaś to.
Spojrzała na wymiętą i naddartą kartkę ze swoim rysunkiem. Mimowolnie uśmiechnęła się do siebie, a oczy zaszkliły jej się od nadmiaru łez. Przycisnęła szkic do serca i spojrzała z wdzięcznością na ukochanego. Ten odpowiedział jej szerokim uśmiechem i podszedł kilka kroków. Ujął jej drobną dłoń w swoją i uklęknął cały czas patrząc w jej oczy z miłością. Otworzył pudełeczko, znajdujące się w jego drugiej dłoni i drżącym głosem spytał.
-Astrid. Nigdy nie spotkałem kogoś mądrzejszego, piękniejszego, lepszego i wspanialszego od ciebie. Wyjdziesz za mnie?
Łzy pociekły po policzkach blondynki, a ona sama nie mogła wykrztusić słowa. Z radosnym szlochem pokiwała głową i dając sobie wcześniej założyć pierścionek, rzuciła się w ramiona ukochanego.

                                     


No i nareszcie są!
Długo wyczekiwane oświadczyny. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam? Starałam się jak mogłam, żeby wypadły jak chciałam i chyba wypadły ;). No to następny next w środę, albo jutro xd.
~Pass

niedziela, 10 lipca 2016

Starania

 Czkawka biegał po domu wciąż usiłując znaleźć pierścionek. W końcu, po przeszukaniu nawet kosza na śmieci stracił nadzieję, że zguba znajdzie się właśnie w jego domu. Gdyby miała tam być już dawno by ją znalazł. Zrozpaczony w końcu postanowił zapytać mamy gdzie ostatnio widziała ten nieszczęsny pierścionek. Na to pytanie Valka odpowiedziała zdziwieniem.
-Przecież sam mi go dałeś, żebyś nie wpadł na równie głupi pomysł-wytłumaczyła mu.
Wódz Berk odetchnął z ulgą, nie wierząc własnej głupocie i własnemu szczęściu.
-Kiedy ci go dałem?
-Po incydencie z Gretą-miała na myśli kobietę której o mało Czkawka nie oświadczył się poprzedniej nocy-Dałeś mi go przed pójściem do łóżka i kazałeś mieć go przy sobie.
Wiking złapał się za głowę.
-A ja przez ten cały, cholerny czas szukałem go w domu.-powiedział bardziej do siebie niż do matki.
Kobieta pokręciła głową z rozbawieniem.
-Najpierw trzeba było mnie zapytać.-po tych słowach wyciągnęła drewniane, zdobione pudełeczko z kieszeni kamizelki-Proszę, tylko nie zgub.
Po tych słowach odeszła. Chłopak wciąż nie dowierzając w swoje szczęście otworzył pudełko i na widok srebrnego pierścionka z niebieskimi i zielonymi kamieniami o mało nie rozpłakał się z ulgi. Natychmiast jednak przypomniał sobie, że Astrid niedługo wypływa. Gnany przerażeniem, że nie zdąży się z nią pożegnać i przy okazji poprosić ją o coś bardzo ważnego, pobiegł od razu do jej domu. Nawet nie pukając wbiegł po schodach i otworzył z rozmachem drzwi do jej pokoju. Okazał się on całkiem pusty. Czkawka z rozpaczą rozglądnął się po gołych ścianach, na których nie było już rysunków jego ukochanej, części do broni, nic. Puste półki wyraźnie wskazywały na to. że blondynka wychodząc z tego domu nie miała nadziei na rychły powrót. Brunet zrobił kilka kroków w głąb pokoju przyglądając się ze smutkiem pustej, otwartej szafie na ubrania, pustym ścianom i półkom, kiedy zauważył, że na jednej z nich coś leży. Podszedł do niej szybkim krokiem. Niegdyś jego ukochana kładła tam swoje topory, miecze, łuki i kołczany ze strzałami, ale teraz poza ziejącą pustką  znajdowała się tam jedynie pomięta, wyrwana ze szkicownika kartka. Czkawka wziął ją i od razu ujrzał jeden z najlepszych rysunków Astrid przedstawiających ich razem. Na widok porzuconego szkicu poczuł się jakby dziewczyna wraz z domem, pokojem, wioską, zostawiła na Berk wszystkie spędzone z Czkawką chwile. Zacisnął zęby. Może i nie zdążył zastać jej w pokoju, ale to nie znaczy, że nie zdąży dotrzeć do portu na czas. Chwycił rysunek i wepchnął go sobie do tej samej kieszeni kombinezonu w której miał pudełeczko z pierścionkiem, po czym gnany nadzieją wypadł z domu blondynki. Biegnąc jak szalony do portu nie reagował na zdumione spojrzenia mieszkańców i zapytania o samopoczucie. Dobiegając do portu widział wracających z niego Iana i Korę. Ian miał zaczerwienione oczy, a Kora szlochała w jego ramię. Na widok Czkawki w jej oczach błysnęła złość. Zatrzymała go jednym szarpnięciem i krzyknęła.
-Ty idioto! Jak mogłeś nie przyjść!-może gdyby nie zatkany nos brzmiałaby trochę groźniej, ale teraz jej głos przypominał beczenie najedzonej smoczymiętką kozy.
-Odpłynęli?-spytał, czując jak gula bezsilnej złości na siebie samego wybucha w jego piersi.
Ian kiwnął głową w odpowiedzi i obrzucił go taksującym spojrzeniem nie bacząc na wściekłą dziewczynę u jego boku.
-Dlaczego nie przyszedłeś? Astrid na prawdę chciała żebyś tam był.
-Szukałem tego zasranego pierścionka!-wykrzyknął zrozpaczony wódz.
-Jakiego pierścionka?-Kora najwidoczniej nie była zbyt dobrze zaznajomiona z sytuacją.
-Chciałem oświadczyć się Astrid-wykrztusił Czkawka pocierając ze złością czoło.
Rudowłosa wytrzeszczyła na niego oczy, ale zaraz potem zwróciła się do Iana.
-Wiedziałeś?-chłopakowi nie udało się umknąć przed jej czujnym spojrzeniem.-Wiedziałeś! Dlaczego mi nie powiedziałeś do jasnej cholery!-trzepnęła go w ramię i zanim zdążył się odezwać zwróciła się na powrót do Czkawki i warknęła-A ty co tu jeszcze robisz?! Masz pierścionek, wiesz gdzie płynie, masz smoka. Leć, oświadcz się i nie waż się wracać bez niej!
Czkawka czując się jak żołnierz na musztrze kiwnął szybko głową i pobiegł do portu by znaleźć Szczerbatka. Biegnąc zauważył też wracających w ciszy Smarka i Szpadkę oraz Śledzika i Mieczyka. Ich smoki wlekły się smutno za nimi. Wódz Berk przebiegł obok nich i zerknął z rozpaczą na znikające za horyzontem statki Łupieżców. W oka mgnieniu ujrzał równie smutnego i rozżalonego jak on sam Szczerbatka, leżącego na pomoście i patrzącego w dal na odpływające statki, na których były jego dwie przyjaciółki. Nocna furia machała smętnie ogonem, odganiając dokuczliwe owady i nie reagowała na wołanie Czkawki z daleka. Zareagował dopiero kiedy wiking podbiegł i krzyknął mu prosto do ucha.
-Szczerbek!
Nocna furia uniosła głowę i popatrzyła na niego szeroko otwartymi oczami.
-Lecimy Mordko-powiedział wódz drżącym głosem i spojrzał w horyzont.
-Lecimy odzyskać Astrid


              

Znów przepraszam za opóźnienie i żałośnie króciutki rozdział, ale mogę wam obiecać, że w zamian następny będzie jutro ;)
~Pass

czwartek, 7 lipca 2016

Pożegnania

Astrid płakała w ramionach Czkawki. Kompletnie nie wiedziała co ma zrobić. Kiedy rano, z bólem głowy wyszła z domu obskoczyli ją prawie wszyscy Łupieżcy będący na wyspie i zażądali natychmiastowego powrotu na wyspę. Mimo próśb, gróźb i tłumaczeń oni byli ukierunkowani na jedno. Chcieli wrócić. Blondynka nie miała innego wyjścia niż się zgodzić. Ustalili, że wypływają dzisiejszego popołudnia. Godzina wypłynięcia nieuchronnie się zbliżała, a wojowniczka gdy tylko znalazła chwilę popędziła do ukochanego. Wydawał się wstrząśnięty całym obrotem spraw. Po chwili puściła go.
-Czkawka, co teraz?-wyszeptała przez łzy.
Wódz Berk pokręcił głową starając się hamować łzy.
-Nie wiem-odszepnął.
W myślach był na siebie tak wściekły jak jeszcze nigdy. Gdyby miał ten zasrany pierścionek, mógłby oświadczyć się jej teraz! Ale nie, dlaczego, przecież musiał się zgubić. Jeśli myśleć o tym z perspektywy czasu, Czkawka sam przyznałby, że bez pierścionka i tak byłoby podobnie, ale według niego w tym właśnie pierścionku zawarta jest największa...magia chwili,,,,największy przekaz. Po prostu nie wyobrażał sobie oświadczyn bez tej małej ozdóbki mającej tak wielkie znaczenie.
-Poradzimy sobie. Nie pozwolę ci odpłynąć.
-Czkawka...ja nie mam wyjścia-szlochała.
-Zawsze jest jakieś wyjście-odparł przestając się powstrzymywać. Łzy kapały z jego policzków jak krople deszczu w zimny dzień. Nie wyobrażał sobie, by nie widzieć Astrid przez dzień, a co dopiero odwiedzać ją raz na tydzień, albo i znając obowiązki wodza na dwa tygodnie. Nie. Nie zostawi tak tego. Musi coś....
-Panno Astrid-rzekł czyjś tubalny głos za nimi.
Blondynka szybkim ruchem dłoni otarła łzy i odwróciła się do długowłosego starszego mężczyzny z toporem przy boku i wielką, bujną brodą.
-Tak, Wilhelmie?-spytała lekko zachrypniętym tonem.
-Nasi ludzie szykują łodzie. Odpływamy za pół godziny. Mamy nadzieję, że podtrzymuje pani to co powiedziała pani rano?
-Tak-wymamrotała i zerknęła na Czkawkę-Popłynę z wami na waszą wyspę.
-Naszą wyspę, pani-poprawił ją wiking, po czym odszedł powolnym krokiem w kierunku portu.
-Sam rozumiesz.-powiedziała do ukochanego.-Ja na prawdę muszę to zrobić. Postaram się wrócić jak najszybciej.
-Astrid...-zaczął brunet.
-Przepraszam-pokręciła głową i posłała mu spojrzenie pełne tęsknoty, po czym odeszła.
Czkawka nie próbował jej gonić. Misja znalezienia zguby stała się teraz jeszcze bardziej ponaglająca. Młody wódz poprzysiągł sobie to i nie zamierzał odpuścić. Choćby Thor skierował przeciw niemu wszystkie swoje burze i błyskawice nie podda się. Nie pozwoli Astrid odpłynąć. Nie pozwoli jej dłużej czekać. Musi, na prawdę musi to w końcu zrobić. Pełen goryczy, po rozmowie z ukochaną jeszcze raz pobiegł do domu. Tym razem przeszuka wszystkie miejsca gdzie mógł zgubić się pierścionek jeszcze raz i niech bogowie dopomogą, znajdzie go.
W tym samym czasie Astrid poszła do swojego domu. Nie przestając płakać pakowała wszystkie swoje rzeczy do torby. Przeglądała wszystkie szkicowniki jeszcze raz, kiedy do jej pokoju weszła Valka.
-Astrid...-zaczęła, ale blondynka jej przerwała.
-Przepraszam. Zrozum, ja na prawdę nie widzę innej opcji. Muszę tam popłynąć.
Mama wodza skinęła głową.
-Rozumiem, ale czy...nie dało się zatrzymać Łupieżców na nieco dłużej?
Wojowniczka pokręciła głową ocierając spływającą po policzku łzę. Valka podeszła do niej i przytuliła ją mocno.
-Mówiłaś Czkawce?
-Tak-odszepnęła dziewczyna.
-I?
-Wytłumaczyłam mu, że nie mam innej opcji.
-Och Astrid...-kobieta przytuliła ją mocniej po czym oddaliła się-Będzie nam cię tu brakować...
-A mi was-odparła po czym zgarnęła notatniki do torby. Valka wyszła. Blondynka jeszcze przez chwilę siedziała na swoim łóżku i wdychała zapach swojego pokoju. Podeszła też do półek na broń, którą spakowała wcześniej. Podejmując szybką decyzję wyjęła znów szkicownik i wydarła z niego jeden obrazek. Był wyjątkowo udany. Przedstawiał ją i Czkawkę i. Razem. Na wzgórzu. Śmiejących się do siebie i patrzących sobie w oczy. Zostawiła rysunek na półce i wyszła z domu nie oglądając się za siebie. Poszła do domku Wichury, by pójść z przyjaciółką do portu. Podjęła decyzję, że zabierze smoczycę ze sobą, a Łupieżcy z trudem, ale na to przystali. Z torbą zarzuconą na ramię i smokiem u boku dotarła do portu. Jej rzeczy władowano na statek, a ona sama zeszła znów do portu. Czekali tam na nią przyjaciele.
-Wracaj szybko -powiedział Śledzik kiedy się żegnali.
Szpadka płakała razem z Astrid. Dziewczyny przytuliły się a bliźniaczka wyszeptała jej do ucha.
-Spróbuj nie wrócić.
Blondynka uśmiechnęła się ze smutkiem i wymieniła uścisk z Mieczykiem. Bliźniak poklepał ją po ramieniu i oznajmił, że Berk nie będzie już takie samo. Potem podeszła do Smarka. Za dawnych, dziecięcych lat nie podejrzewała, że wyjeżdżając będzie za nim tęsknić, ba, była wręcz przekonana, że będzie się z tego powodu cieszyć. Ale teraz? Z płaczem przytuliła kuzyna Czkawki.
-Będzie mi brakować droczenia się z tobą-powiedziała mu do ucha.
-I znęcania się nade mną też?-spytał tłumiąc łzy.
Wojowniczka się zaśmiała i uścisnęła go. Następnie pożegnała się z Wymem i Jotem, Sztukamięs, Chmurą, Ogniomiotem oraz Hakokłem. Smoki najwidoczniej rozumiały, że nie prędko ją zobaczą. Następnie podeszła do Iana. Chłopak nie starał się nawet powstrzymywać łez.
-Więc?
-Więc co?-spytał patrząc na przyjaciółkę.
-Przytul mnie głąbie!-krzyknęła krztusząc się łzami i rzuciła się w wyciągnięte ramiona przyjaciela.
-Dziękuję za wszystko-powiedział.
-Ja też-odparła.
-Nigdy nie byłem na wyspie na której będzie tak smutno jak na tej po twoim wyjeździe.
-A ja nigdy nie czułam, że robię coś tak bardzo wbrew swojej woli-szepnęła.
Ian nie pytał czy na pewno nie może czegoś robić. Był Łupieżcą przez tyle lat i rozumiał doskonale, że w tym przypadku nawet wódz jest na straconej pozycji. Na prawdę nie było innej opcji. Potem nadszedł czas pożegnania z Korą. Obie dziewczyny padły sobie w ramiona z płaczem.
-Zabiję cię.-wyszlochała rudowłosa.
-Za co?
-Za to, że będę tak bardzo za tobą tęsknić-szepnęła i jeszcze raz przytuliła przyjaciółkę. Astrid oderwała się od niej i podeszła do Szczerbatka. Podrapała go po głowie.
-Przepraszam Mordko. Muszę.-powiedziała i przytuliła smoka. Szczerbek oparł pysk o jej ramię, zupełnie jakby oddawał uścisk po czym puścił i kiwnął głową. Blondynka kiwnęła mu i odeszła kilka kroków, ale usłyszała za sobą czyjś krzyk.
-Astrid!!!
Odwróciła się i ujrzała pędzących w jej stronę Chase'a i Hazel. Oboje dosłownie rzucili się na nią płacząc.
-Wrócisz?-spytał Chase patrząc na nią przez łzy.
-Wrócę.-obiecała przytulając jego i dziewczynkę.
-Już tęsknię-szepnęła ciemnowłosa.
-Ja za wami też.
-Musisz jechać?-zapytała.
Astrid odchyliła się i spojrzała na dzieci, które tak bardzo zdążyła polubić i które tak polubiły ją. Kiwnęła głową w ich kierunku i wstała. Rozejrzała się. Nigdzie nie było osoby na którą czekała najbardziej. Przystanęła, a wtedy Łupieżca ze statku zawołał.
-Pani, załoga jest już gotowa.
-Idę-odparła i rozejrzała się raz jeszcze. Nic. Stłumiła napad szlochu. Obrzuciła wzrokiem przyjaciół i widząc Szpadkę wtulającą głowę w pierś Smarka uśmiechnęła się. Przyjrzała się jeszcze jeden, ostatni raz wyspie na której żyła, na której dorastała, na której zostało tak wiele osób, które tak kochała. Poczuła tak wielki żal, że musi to wszystko zostawiać. Zanim wsiadła na pokład kucnęła i dotknęła twardych, mokrych desek portu. "Ostatni dotyk Berk" pomyślała i zostawiając na ukochanej wyspie wszystkie swoje marzenia i plany, dołączyła do klanu, klanu którego była wodzem, a którego nigdy nie potraktuje jako...swojego klanu.
           

                  


Z lekkim opóźnieniem no ale jest.
Następnego można spodziewać się pojutrze ;) Ach jak ja kocham wakacje :D.
~Pass

poniedziałek, 4 lipca 2016

Pierścionek

 Następny poranek był zdecydowanie najgorszym w życiu młodego wodza. Głowa pękała mu w szwach, a gdy zszedł na dół Valka uświadomiła go co chciał zrobić gdy wrócił do domu.
-Nie byłem aż tak pijany-zaoponował Czkawka, na co jego matka pokręciła głową z politowaniem.
Jeździec złapał się za głowę i głęboko odetchnął. To co mówiła Valka nie mogło być prawdą, a jeśli było, był jej dozgonnie wdzięczny, że udało jej się go powstrzymać. Z tego co mówiła, Czkawka wrócił do domu grubo po północy po czym od razu wyszedł. Zaintrygowana matka poszła za nim. Okazało się, że...yyyy....niedysponowany chłopak ubzdurał sobie, że musi oświadczyć się Astrid tu i teraz. Wobec tego poszedł do niej z zamiarem zaskoczenia jej w domu. A raczej miał zamiar pójść. Z rozpędu skręcił nie w prawo, tylko w lewo i zamiast do drzwi Astrid zapukał do drzwi 46-letniej znajomej jego matki. Jakież było jej zdziwienie, gdy zaspana, ubrana w piżamę zobaczyła klęczącego przed jej drzwiami wodza. Ponoć, matka Czkawki zdołała uspokoić zdezorientowaną kobietę i wytłumaczyć chłopaka bólem głowy, po czym odprowadzić go do domu. Po tym jak usłyszał od matki co się stało pomyślał ze złością "Jak już się komuś oświadczasz to rób to durniu w pełni świadomie" i od razu przypomniał sobie o pierścionku. Popędził na górę i przeszukał nerwowo pokój. Pod łóżkiem nie było, w kieszeniach spodni i kombinezonu nie było, w płaszczu również...Czkawka przekopał cały pokój ale po pierścionku nie pozostał ślad. Zirytowany wiking kopnął z całej siły w bok łóżka i kręcił się przez chwilę po pokoju trzymając się za głowę. Przecież ten cholerny pierścionek nie mógł wyparować! Wódz Berk odetchnął głęboko i usiadł na podłodze opierając się plecami o ścianę. Jeszcze raz odtworzył wszystkie wydarzenia żeby upewnić się co mogło stać się z pierścionkiem. Niestety, tuż po rozmowie ze Smarkiem kompletnie urwał mu się film. Od jakiś dwóch tygodni nosił w kieszeni kombinezonu pudełeczko z tym właśnie pierścionkiem łudząc się, że czeka na właściwą chwilę. Ale tak na prawdę jedyne co go powstrzymywało przed zadaniem ukochanej tak ważnego pytania to strach. Paniczny strach, który opanowywał każdą komórkę jego ciała ilekroć tylko pomyślał, że może zrobić to właśnie w tej chwili. Bał się, że Astrid powie nie, taka obawa towarzyszyła mu od zawsze, ale tym razem nie o to mu chodziło. Najbardziej obawiał się, że coś pójdzie nie tak. Z całego serca pragnął żeby dla Astrid było to w stu procentach coś co sobie wymarzyła. Wiedział, że jeżeli coś mu się nie uda, jeżeli pozostawi jedno niedociągnięcie, będzie na siebie zły przez bardzo długi czas. Pierwotnie wymyślił, że oświadczy dziewczynie co do niej czuje, tak...po prostu, ale potem odrzucił ten pomysł na myśl o cudownych oświadczynach, przy zachodzącym słońcu i blasku świec. Ale teraz, bez tego cholernego pierścionka o czymś takim nie było mowy. Myśląc tylko o tym, nie zważał już nawet na ból głowy. Od razu bez zastanowienia oraz bez śniadania wybiegł z domu i popędził ile sił do domu Smarka. Zadudnił w drzwi i nie czekając nim przyjaciel otworzy wparował do jego domu niczym torpeda. Rozglądnął się w panice, a kiedy zobaczył zaspanego Sączysmarka przy schodach niemal krzyknął z radości. Jego kuzyn jednak nie wyglądał jakby miał ochotę krzyczeć z radości, ale raczej jakby uradowało go wielce przyłożenie Czkawce krzesłem.
-Co skłoniło cię, skończony durniu do ściągania mnie z łóżka o tak nie ludzkiej porze?-spytał zaspanym głosem schodząc ze schodów.
Wódz podbiegł do niego i potrząsnął go mocno za ramiona.
-Obudź się Smark!
Wiking odepchnął wodza. Tym razem już całkiem rozbudzony.
-Odbiło ci?!
-Stary, nawet nie wiesz co się stało!-rzekł spanikowany Czkawka.
Sączysmark zmarszczył brwi.
-Mam nadzieję, że to coś ważnego...
-Zgubiłem go-wypalił.
Przyjaciel otworzył szeroko oczy.
-Kogo?!
-Pierścionek pacanie!
-Ten..-Smark podrapał się po głowie-dla As?
-Tak. Powiedz, że widziałeś go po ognisku.
-Nooo....yyy....
Czkawka schował twarz w dłoniach.
-To oznacza nie?
-Tak jakby...-Smark położył mu rękę na ramieniu i potrząsnął-Masz go znaleźć!
-No co ty?-rzekł wódz sarkastycznie.-Jak się domyśliłeś?
Smark przewrócił oczami i założył ręce na piersi.
-Ja nie muszę się domyślać, ale ty kolego musisz znaleźć ten cholerny pierścionek, zanim ona spieprzy ci sprzed nosa z tymi swoimi Łupieżcami.
-Myślisz, że tego nie wiem?-zirytował się wódz.-Ale nie mam pojęcia gdzie może być.
-Szukałeś w domu?
-Nie Smark, nie wpadło mi to do głowy. Oczywiście, że szukałem idioto.
-Licz się ze słowami, bo będę pierwszym który opowie Astrid o tej wielkiej klapie.
-Nie odważysz się.
-Założysz się?
Obaj mężczyźni się roześmiali. Smark pokręcił głową.
-Idź i poszukaj jeszcze raz. Możesz też zapytać Śledzika, bo Mieczyk powiedziałby ci, że nie widział żadnego pierścionka nawet jakbyś pięć minut wcześniej pomachał mu przed nosem.
-A Szpadka?
Wiking wyraźnie uciekł wzrokiem.
-Yyy...jej może nie być w domu.
-To znaczy?
-No..yyy...widziałem jak wychodziła.
-A ty czasem się dopiero nie obudziłeś?-podejrzliwie spytał wódz.
Jego kuzyn się zaczerwienił.
-Ale...wcześniej byłem...-plątał się.
Czkawka roześmiał się i poklepał wikinga po ramieniu,
-Pozdrów ją ode mnie.
Rzucił i wyszedł z domu zostawiając czerwonego jak burak przyjaciela przy schodach. Wychodząc jeszcze raz się roześmiał po czym udał się do Śledzika. Niestety rozmowa z nim przebiegła podobnie jak ze Smarkiem, poza tematem Szpadki oczywiście. Otyły blondyn jednak również nie był w najlepszym stanie po wczorajszym ognisku i nie przypominał sobie żeby widział ten pierścionek tej nocy. Czkawka zmierzał właśnie do domu bliźniaków, by mimo wszystko zapytać o niego Mieczyka, ale zanim zdążył zapukać usłyszał krzyk
-Czkawka!
Odwrócił się w samą porę, bo kilka sekund później roztrzęsiona Astrid rzuciła mu się w ramiona. Przytulił ją zaskoczony, po czym spojrzał na jej zapłakaną twarz.
-Co się stało?-zapytał zaniepokojony mając w głowie tysiąc myśli na sekundę.
-Oni...-wyszlochała.
-Co?
-Oni...chcą wracać.


Tak, wm wm, obrazki nijak mają się do rozdziału.
Gdyby nie moja przyjaciółka w ogóle bym ich tutaj nie umieściła, no ale są....Tia...Powiem tak, zadowolona z nich nie jestem, no może oczyska Szczerbola mi wyszły ale poza tym to....yyyy....nope.
A co do rozdziału mam nadzieję, że się podobał. Next jutro albo pojutrze ;). MAM KLAWIATURĘ!!!! Hehehe, jest dobrzee xD.
Ok, żegnam na dziś ;)
~Pass









sobota, 2 lipca 2016

Ognisko


 Czkawka i Astrid zmierzali właśnie do plaży Thora, gdzie Sączysmark i Śledzik rozpalali ognisko. Bliźniaki niosły całe zgrzewki miodu i przekąsek kłócąc się zawzięcie. Na widok opatrunku i usztywnienia na ręce As, przyjaciele od razu zaczęli wypytywać co się stało. Na wzmiankę o pudełeczku Smark wbił dziwne spojrzenie w Czkawkę. Wódz Berk odwrócił wzrok, wyraźnie unikając jego naglącego spojrzenia. Kiedy wszystko było gotowe, jeźdźcy zasiedli przy ognisku i zaczęli żywo rozmawiać. Atmosfera była bardzo przyjemna, a każdy z nich nie mógł uwierzyć, że obyli się bez takich spotkań tak długo. W końcu, po kilku opróżnionych słoikach miodu Mieczyk zaproponował grę w pytanie i wyzwanie. Czkawka, na ogół przeciwny tego typu zabawom zgodził się bez wachania. Reszta także na to przystała, z nie małym entuzjazmem. Tego typu zabawy przypominały im o dzieciństwie i wczesnej młodości podczas której takie spotkania były na pożądku dziennym. Do rozpoczęcia zabawy pierwszy zgłosił się Śledzik.
-A więc...-blondyn zatarł ręce, spoglądając po twarzach wybranych, aż jego wzrok stanął na bliźniakach.-Mieczyk. Pytanie czy wyzwanie?
Chłopak zastanowił się przez chwilę, po czym popijając solidny łyk miodu odparł.
-Pytanie.
Jeździec Sztukamięs nie musiał się długo namyślać.
-Co byłbyś w stanie poświęcić za swoją siostrę?
-Za nią?-Mieczyk wskazał ze zdziwieniem na Szpadkę-Złamanego szylinga bym za to zło wcielone nie dał-roześmiał się.
Bliźniaczka ryknęła śmiechem i poczęstowała brata kuksańcem w żebra. Zebrani pokładali się ze śmiechu, a Mieczyk zastanowił się dobrze nad wyborem.
-Astrid-postanowił w końcu-Pytanie czy wyzwanie?
Jej odpowiedź była z góry przesądzona.
-Wyzwanie-odparła bez wachania z błyskiem w błękitnych oczach.
Bliźniak uśmiechnął się, ale po chwili jego wzrok spoczął na złamanej ręce przyjaciółki. Mina mu zżędła i postanowił wymyślić inne zadanie niż rzucanie się do mrowiska.
-Przebiegnij się po wiosce krzycząc, że jestem najlepszym jeźdźcem jakiego widziałaś-zdecydował ku radości innych.
Astrid zmrużyła oczy i wstała.
-Ale jutro-dodał Mieczyk-w samo południe.
Blondynka przewróciła oczami i usiadła spowrotem.
-Jeszcze mnie popamiętasz-syknęła. Po chwili rozejrzała się po przyjaciołach.
Rzuciła ukradkowe spojrzenie na Sączysmarka i zdecydowała.
-Szpadka. Pytanie czy wyzwanie?
Bliźniaczka wzruszyła ramionami.
-Niech będzie wyzwanie.
Na to właśnie wojowniczka liczyła. Zapewne po tym co teraz powie, narobi sobie dwóch wrogów, ale nie przejmowała się tym. Obiecała, że pomoże, więc to zrobi. Odetchnęła głęboko i uśmiechnęła się słodko do przyjaciółki
-Pocałuj Smarka-powiedziała.
Jeźdźczyni Zębiroga spojrzała na nią ze zdziwieniem.
-Ale, że....w co?-spytała niepewnie spoglądając na jeźdźca.
Kuzyn wodza nie widział jej spojrzenia, bo był zbyt zajęty piorunowaniem Astrid wzrokiem. Dziewczyna roześmiała się.
-W co tylko chcesz Szpadka-odparła.
Bliźniaczka rzuciła jej złowróżbne spojrzenie i podeszła do Smarka. Przy ognisku zapanowała cisza, po czym blondynka wygięła szyję i cmoknęła wikinga w policzek, po czym usiadła na swoim miejscu. Jej policzki przybrały kolor krwisto czerwonej bluzki Astrid, a Smark wyglądał jakby usilnie chciał zapaść się pod ziemię. Pełną szoku ciszę przerwała w końcu bliźniaczka.
-No więc, Czkawka.-mruknęła.-Pytanie czy wyzwanie.
-Pytanie-zdecydował wódz.
-Co zrobisz jak Astrid popłynie na Wyspę Łupieżców?
-Nie wiadomo czy popłynie-odparł szybko, na co As położyła mu rękę na ramieniu.
-Chyba będę musiała-szepnęła.
-Mieliśmy coś wymyślić-odparł wpatrując się w nią uważnie.
-Ale nie wymyśliliśmy.
-Jeszcze mamy dużo czasu.
-Mniej niż ci się wydaje.
-Skąd ta pewność?
-Oni chcą już wrócić do rodzin...
-Nie zostawisz mnie tu.
-Chyba będę musiała.
Ich zażartą dyskusję przerwał w końcu Smark. Odchrząknął chcąc szybko ukrucić napiętą atmosferę i powiedział.
-To może idźmy dalej....
-Chyba straciłem ochotę na zabawę-stwierdził Czkawka, patrząc urażonym wzrokiem na Astrid.
Dziewczyna chciała móc jakoś rozwiązać ten problem i zostać z wikingiem na Berk ale nie  widziała innego wyjścia niż opuszczenie ukochanej wyspy. Musiała popłynąć...
Miła atmosfera prysnęła jak bańka mydlana. Po chwili ciszy Smark wstał szybko i złapał Czkawkę za ramię, nakazując mu wstać.
-Przepraszamy na chwilę.-mruknął i odciągnął zaskoczonego wodza na bok. Astrid schowała twarz w dłoniach i głośno odetchnęła.
-No i co ja mam teraz zrobić?-zapytała jakby samą siebie, ale odpowiedział jej Mieczyk.
-Jak nie chcesz, nie płyń.
-Ona musi-zaoponowała Szpadka.
-Niby czemu?-zdziwił się jej brat.-Przecież jest wodzem Łupieżców, może zrobić co chce.
-No właśnie, nie mogę-westchnęła blondynka-Nie mogę im odmówić, bo uznają to za zniewagę, a poza tym, żeby móc zostać na Berk musiałabym mieć jakiś niepodważalny powód. A takiego nie mam.
-A co masz na myśli mówiąc, niepodważalny powód?-zainteresował się Śledzik.
-O Odynie, nie mam pojęcia.-mruknęła wojowniczka-Musiałaby być jakaś wojna,  konflikt, pakt, uroczystość....cokolwiek....
-A ślub?-wypalił Mieczyk.
Blondynka spojrzała na niego zaskoczona.
-Niby czyj?
-Nooo...-zająknął się, ale Śledzik mu przerwał.
-Czyjkolwiek. Czy ślub byłby powodem?
-Nie mam pojęcia-przyznała Astrid-Ale myślę, że w ostateczności...
Mieczyk i Śledzik wymienili znaczące spojrzenia, a Szpadka spojrzała na nich nic nie rozumiejąc.
-Bierzecie ślub?-spytała zszokowana, wywołując ogólną wesołość.
-Oczywiście, że nie!-krzyknął Mieczyk-Ty to jednak jesteś głupia.
-Odezwał się ten mądry-żąchnęła się bliźniaczka.
Astrid uśmiechnęła się, słysząc przekomażanie bliźniąt, ale jedna sprawa nie dawała jej spokoju.
-O jaki ślub wam chodzi?
-Żaden konkretny-wypalił Śledzik szybko. Zbyt szybko...
-Jak to żaden konkretny?-wtrącił bliźniak.
Tęgi blondyn obrzucił go taksującym spojrzeniem.
-Żaden konkretny mówię.
-Ale przecież....
-OCh, zamkniesz się kiedyś?!-jeździec Szukamięs wyraźnie chciał urwać tą konwersację.
-Okej...-wymamrotała zdezorientowana Astrid-O co chodzi?
-O nic.-urwał Śledzik.
-Kto ma ochotę na ciastka?-spytał szybko Mieczyk gorączkowo szukając ich w torbie.
Wojowniczka popatrzyła dziwnie na uwijających się chłopaków. Tak...Ci dwaj zachowują się wyjątkowo dziwnie....Wtedy nie miała jeszcze pojęcia dlaczego...


W tym samym czasie Sączysmark odbywał z Czkawką wyjątkowo poważną jak na nich dwóch rozmowę. Po odciągnięciu wodza na bezpieczną odległość Smark wbił w niego uparte spojrzenie.
-Czy ty sobie jaja robisz?-warknął.
-O co ci chodzi?-zdenerwował się brunet.
-Robiłeś ten pierścionek tak długo, nie po to żeby teraz schować go pod łóżkiem i zapomnieć o sprawie!
-Ja wcale nie zapominam-zaoponował wódz-Ja po prostu...czekam na odpowiedni moment.
-Jak będziesz czekać dalej to ona popłynie na tą cholerną Wyspę Łupieżców i tyle ją widzieli-syknął rozzłoszczony do granic możliwości Smark.
Czkawka dawno nie widział go tak zaaferowanego czymś co nie tyczy się jego osoby.
-A czemu tak właściwie ty chcesz mi pomóc?-spytał podejrzliwie.
Jego kuzyn obrzucił go zdziwionym spojrzeniem.
-Zgłupiałeś? Jesteś moim przyjacielem, a As przyjaciółką. Poza tym ona mi pomaga, więc ja pomogę jej.
-Pomaga ci w....?-chciał wiedzieć wojownik.
-Nieważne-Smark lekko się zaczerwienił ale natychmiast zmienił temat.-Czy ty wreszcie weźmiesz się w garść i zapytasz ją?
-Smark...-westchnął Czkawka-Ja zapytam, tylko nie wiem jeszcze.....kiedy.
-To się sprecyzuj-wiking ściszył głos obawiając się czy nie słychać ich przy ognisku.-Rozmawiałem z Ianem. On też myśli podobnie. Powinieneś to zrobić jak najszybciej.
-Ale czemu tak bardzo ma mi zależeć na czasie?
-Czy ty na prawdę nie masz mózgu, czy tylko udajesz?-zdenerwował się Smark.
-Dotychczas to ty go nie miałeś więc dziwi mnie, że wreszcie się obiawił-odbił pałeczkę wódz.
-Dobra w każdym razie...-uciął tę rozmowę jeździec Hakokła-Ona musi wypłynąć. Wiesz to od samego początku, kiedy została tym zasranym wodzem.
-Ale może to się da jakoś...-plątał się wiking.
-Nie da się.-odparł pewnie jego kuzyn- Jedyne co może ją zatrzymać to jakaś wojna, podpisanie paktu, same ważne uroczystości...
-Mam rozpętać wojnę?-zdziwił się Czkawka.
Smark lekko trzepnął go w głowę.
-Ty myśl trochę po tym miodzie!-skarcił go. Sam miał dość mocną głowę, do alkoholu ale za wodza wolał nie ręczyć-Ważne uroczystości.
-Jakie?-nie zrozumiał wiking.
Sączysmark wywrócił oczami. Z pijanym Czkawką zdecydowanie zbyt ciężko się rozmawia...
-Ślub kretynie, ślub!
-Ślub..-powtórzył zataczając się lekko-Czyj ślub?
-Twój idioto!-wrzasnął jeździec.
Zebrani przy ognisku popatrzyli na niego dziwnie, ale on zbył ich machnięciem ręki i ściszył głos.
-Musisz się jej oświadczyć jak najszybciej rozumiesz?
-Teraz tak-bąknął wódz.
-A więc...kiedy?
-A żebym ja to na Thora wiedział...                   






No to następny...
Postaram się jeszcze dzisiaj dodać na Olimpijskich, ale z tą klawiaturą to zaraz mnie szlag jasny trafi xd.
Mam nadzieję, że taki lżejszy rozdział był spoko, bo później coś tam się będzie działo ;).
A więc żegnam na dziś.
~Pass

piątek, 1 lipca 2016

Zmiana


   Gdy po wiosce rozeszła się wieść o uzdrowieniu Hazel przez Astrid, zapanowała wrzawa. Nikt ale to nikt nie dał sobie przetłumaczyć, że tak na prawdę za uzdrowieniem dziewczynki stoi ślina nocnej furii. Każdy mieszkaniec Berk i każdy Łupieżca, może z wyjątkami takimi jak Ian, bliźniaki, Sączysmark,Kora, Czkawka i Śledzik, którzy rozumieli co się stało, uważał blondynkę za czarownicę, uzdrowicielkę, boginię w ludzkiej odsłonie i wiele wiele innych tym podobnych głupstw. Valka i Gothi dały sobie przetłumaczyć pomyłkę, ale do innych można było mówić godzinami. Wojowniczka zaczynała już żałować swojego kroku. Oczywiście nie uzdrowienia Hazel, tylko tego, że nie zabroniła małej mówić za czyją sprawą odzyskała wzrok. Przez cały następny dzień dziewczyna nie mogła niczego zrobić normalnie, nigdzie lecieć sama, bo otaczały ją tabuny ludzi chcących dowiedzieć się kim tak na prawdę jest. A była tylko prostą mieszkanką Berk, która cudem wpadła na pomysł, co może pomóc Hazel. I to wszystko. Ale kiedy próbowała przetłumaczyć to innym zderzała się z murem plotek i domysłów, które broniły mieszkańców przed uwierzeniem w całą tą "zwykłą" historię i kazały doszukiwać się w tłumaczeniu Astrid choćby cienia kłamstwa, którego po prostu nie było. Dopiero po południu każdy skierował swe myśli na inne tory, wcale jednak nie odbiegające daleko od tematu wojowniczki. A mianowicie: każdy, czy Wandal, czy Łupieżca zastanawiał się  co blondynka zamierza zrobić z tytułem wodza Łupieżców. Dla Wandali było w pełni jasne, że dziewczyna nie opuści swojej wioski ani Czkawki, ale dla Łupieżców było to całkiem coś innego. Nigdy w długiej historii ich klanu żadna dziewczyna nie została wodzem, a tym bardziej żadna nie chciałaby z tego zrezygnować. Tradycja tego klanu nakazuje zabicie niechętnych do przejęcia przywództwa, co na pewno uniemożliwiało Astrid powiedzenie zwykłego "Nie". Blondynka nie wiedząc co ma ze sobą zrobić udała się pod dom wodza Berk. Wcale nie spodziewała się go tam zastać, ale chciała po prostu odpocząć od pytań i pomyśleć o wszystkim w spokoju. Weszła więc do pokoju Czkawki popijając zrobioną wcześniej ziołową herbatę. Usiadła na jego łóżku i wdychając zapach ziół dochodzący z jego pokoju i jej herbaty poddała się rozmyślaniom. W końcu kiedy napój już całkiem wystygł, a Czkawki dalej nie było, postanowiła się zbierać i poczekać na niego w Twierdzy, gdzie pradwopodobieństwo jego pobytu było znacznie większe. Wstała więc z łóżka i żwawo podeszła do drzwi. A raczej żwawo podeszłaby... gdyby nie przeszkodziło w tym jej dziwne małe pudełeczko, leżące koło jego łóżka. Wojowniczka wstając potknęła się o nie i grzmotnęła boleśnie o krawędź krzesła stojącego obok. Krzyknęła z bólu a w jej oczy wstąpiły łzy. Przedramie wściekle pulsowało bólem, który zdawał się być nie do zniesienia. Dziewczyna złapała się za lewą rękę i położyła na podłodze, przeklinając na cały głos to głupie pudełko. A tak właściwie...gdzie ono jest? Wciąż jęcząc z bólu rozglądnęła się po podłodze, aż znalazła zgubę. Podczołgała się do przewrócongo pudełka, by zobaczyć co takiego z niego wypadło, kiedy czyjaś dłoń szybko ją wyminęła i złapała pudełeczko wraz z jego zawartością, w taki sposób by nie dało się zobaczyć co było w środku. Blondynka odwróciła się i ujrzała wpatrujące się w nią z przerażeniem zielone oczy ukochanego. Wysiliła się na uśmiech.
-Co tu robisz?-usłyszała nerwowe pytanie wodza.
Zdziwiło ją to. Przecież sam wielokrotnie mówił, że może przychodzić do jego domu kiedy tylko chce.
-Pomyślałam, że na ciebie poczekam-zaczęła spokojnie wyjaśniać, nie zważając na ból w ręce-Ale długo cię nie było, więc chciałam pójść do Twierdzy, w czym przeszkodziło mi to pudełko. A tak właściwie co w nim jest?
-Nie twoja sprawa-parsknął Czkawka.
Dziewczyna wiedziała, że coś ukrywa. Nie wiedziała jednak co to takiego. Po chwili wzrok jej ukochanego padł na rękę za którą kurczowo się trzymała.
-Co ci się stało?-zapytał z troską w głosie.
Blondynka zbagatelizowała jego pytanie machnięciem zdrowej ręki.
-Przewracając się, zachaczyłam o krzesło. To nic takiego.
-Nic takiego?-powtórzył wódz z niedowierzaniem. Lekko trącił ramię dziewczyny, na co ta zareagowała krótkim syknięciem z bólu.-Idziemy do Gothi-oznajmił pewnie.
-Och przestań-wojowniczka wywróciła oczami. Wolałaby już w podobny sposób załatwić drugą rękę niż odwiedzić starą lekarkę która od dawna napawała ją niepokojem.-Nic mi nie jest.
-Astrid, idziemy do Gothi-nakazał stanowczym tonem Czkawka.
Blondynka wstała zrezygnowana wiedząc, że jeżeli ona tam nie pójdzie z własnej woli, to brunet znajdzie sposób, by zaciągnąć ją tam siłą. Przewracając oczami podeszła do Czkawki, ledwie powstrzymując się od krzyku bólu. Nawet najmniejszy ruch, był dla niej odczuwalny tak, jakby w jej ręce wybuchł  odbezpieczony granat. Jakby się dłużej nad tym zastanowić, ból był porównywalny do tego jakiego zaznawała, bita przez matkę. Wzdrygnęła się na samą myśl. Gdy w końcu dotarli do chaty Gothi, uzdrowicielka obejrzała rękę wojowniczki kręcąc głową z niezadowoleniem. Runy które nabazgrała na piasku jednoznacznie dawały znać, że ręka jest złamana. Od tej pory więc Astrid będzie chodzić z zabandarzowaną lewą ręką w prowizorycznej szynie. Kiedy wyszli od starej znachorki Czkawka pokręcił głową.
-To nic takiego-przedżeźniał ukochaną-Nic mi nie jest.
Blondynka roześmiała się i pchnęła go zdrową ręką.
-Jedneg nie rozumiem-zaśmiała się-Jak można złamać sobie rękę, przewracając się w domu?
-Tylko ty tak potrafisz-stwierdził ze śmiechem wódz Berk.
-A właśnie Czkawka!-astrid palnęła się w czoło, przypominając sobie o czym miała poinformować chłopaka-Obiecałam Sączysmarkowi, że przyjdziemy na ognisko z nim Śledzikiem i bliźniakami, które jest za.....jakieś dwie godziny.
Widząc zdziwioną minę wikinga dodała szybko.
-Przepraszam, że nie powiedziałam ci wcześniej, ale sam rozumiesz, że nie było kiedy.
Chłopak nadal nie odpowiadał.
-Czkawka, przepraszam. Nie bocz się.-westchnęła.
Brunet obdarzył ją jeszcze jednym zszokowanym spojrzeniem i wydukał.
-Ty...obiecałaś coś...Smarkowi?
Astrid uśmiechnęła się i kiwnęła głową, na co on złapał się za głowę.
-Możesz mi wytłumaczyć jak do tego doszło?
-Ludzie się zmieniają Czkawka-powiedziała i złapała go za rękę.-Nawet Sączysmark.
-Nawet ty-dodał wiking.
-Ja?!-zdziwiła się Astrid. dla samej siebie, ona zawsze była taka sama.
Wojownik kiwnął głową i uśmiechnął się.
-Może nie jakoś strasznie, ale trochę.
-W czym na przykład?-chciała wiedzieć blondynka.
-W sposobie bycia-odparł brunet i rozwinął tę myśl-Nigdy nie dogadywałaś się ze Smarkiem, teraz  coś mu obiecujesz, nie ruszałaś za bardzo innych gatunków smoków oprócz Śmiertnika, a teraz Szczerbatek, Hakokieł, Wym i Jot i Sztukamięs, uwielbiają cię na równi ze swoimi jeźdźcami, jeśli nie bardziej, stałaś się bardziej skora do pomocy. Gdyby coś takiego przydażyło się Hazel kilka lat temu, owszem byłoby ci przykro, ale nie doszukiwałabyś się wyjścia z sytuacji tak jak teraz. Wcześniej, przepraszam, że to mówię, ale...bez wachania zabiłabyś ojca. Bez mrugnięcia okiem, a teraz? Zrobiłaś coś bardziej inteligentnego niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Większość wikingów, ba, wszyscy, nawet ja, w takiej sytuacji, nie umiałaby postąpić jak ty. Łupieżcy szanują cię...
-Bo zostałam wybrana na wodza.
-Nie dlatego Astrid-zaprzeczył Czkawka-Dlatego, że ty na prawdę pasujesz do tej roli. Roztaczasz wokół siebie taki krąg zaufania i szacunku, jakiego mi chyba nigdy nie udało się stworzyć. No i oczywiście. Z dnia na dzień jesteś coraz piękniejsza-posłał jej szarmancki uśmiech i objął ramieniem-i coraz bardziej cię kocham.
Blondynka uśmiechnęła się powstrzymując łzy wzruszenia i pocałowała ukochanego w policzek.
-Takie zmiany mogą być-stwierdziła, opierając głowę o jego ramię, kiedy przysiedli na pustych beczkach po rybach.
-MI też się podobają-dodał chłopak całując wojowniczkę w czubek głowy.
-Kocham cię Astrid.-rzekł, przytulając ją ciaśniej.
                                                                                              ~Pass