sobota, 6 maja 2017

Spotkanie

  Czkawka biegł skulony przez cały czas w obawie, że obława ludzi Dagura mogłaby się powieść. Nie rozglądał się zbytnio skupiony tylko i wyłącznie na tym by gnać przed siebie. Udawało mu się to nawet dobrze, dopóki rozpędzony, nie wbiegł na jedną ze ścieżek, których miał zamiar unikać jak kontaktu z plazmą Szczerbatka. Praktycznie natychmiast wpadł na kogoś i wspólnie przewalili się na drugą stronę zwalonego pnia. Kiedy wódz Berk poczuł twardą fakturę peleryny charakterystycznej dla wyższych dowódców Łupieżców wręcz zamarł z przerażenia. Wiedział jednak, że nie może dać się złapać. Kiedy tylko opadli na ścieżkę, z całej siły chwycił za poły płaszcza potencjalnego wroga i odwrócił go twarzą ku sobie unosząc zaciśniętą pięść do ciosu. Już miał zadać go z pełnego rozpędu, kiedy usłyszał cichy głos.
-Czkawka?
Zdezorientowany spojrzał w dół. Kiedy pod sobą ujrzał przerażoną twarz ukochanej natychmiast przesunął się w bok, całkowicie zaszokowany tym co mógł jej zrobić. Natychmiast przyciągnął leżącą dziewczynę do siebie i mocno objął.
-Na Odyna, Astrid! Jak ja się martwiłem-westchnął głęboko i wtulił twarz w jej potargane włosy.
Dziewczyna objęła go za szyję.
-Wiedziałam-szepnęła-Wiedziałam, że mnie nie zostawisz.
-Nigdy-odparł Czkawka, po czym lekko się odsunął chcąc spojrzeć jej w oczy. Wtedy właśnie zobaczył krew na jej twarzy. W jednej chwili przeraził się, że to on mógł jej coś takiego zrobić.
-Astrid co ci się stało w twarz? To...to ja..?
Blondynka natychmiast pokiwała przecząco głową.
-Nie, nie Czkawka-mówiąc to pogłaskała go po twarzy- To nie przez ciebie. To nic...
-Kto ci to zrobił?-spytał chłopak z nagłą stanowczością w głosie.-I błagam cię nie mów, że to nic takiego. Ktoś cię pobił.
-Berserkowie-wyznała-Szukali cię, a przyłapali mnie na ucieczce.
-Skąd?-zdziwił się chłopak-Myślałem, że będziesz w twierdzy.
-Bo byłam...ale ta sytuacja...Wilhelm, matka mojego zastępcy, ci wszyscy ludzie...Matko, Czkawka miałam już po prostu dość tego wszystkiego. Wzięłam Wichurę i poleciałyśmy, a wtedy ta sieć.-blondynka nagle zamilkła. Zrobiła wielkie oczy i podniosła się natychmiast z ziemi.-Na Thora, Wichurka!
-Co, gdzie ona jest?- Czkawka nie zrozumiał praktycznie nic z tłumaczenia ukochanej jednak bardzo zmartwił się tym, że coś mogło się stać smoczycy.
-W tej sieci! Ja nie mogę...ja miałam wrócić..-zaczęła nerwowo iść w stronę powrotną.- Co ja zrobiłam...
-Hej!-Czkawka zastąpił jej drogę i złapał ją za ramiona-Byłyście tam razem? W tej sieci?
Wojowniczka pokiwała głową powstrzymując łzy.
-Więc nie możesz tam teraz iść-stwierdził-Astrid teraz to nie ma sensu. Oni wiedzą, że po nią wrócisz. Ta sieć będzie na celowniku wszystkich łuczników i toporników w okolicy.
-Ale oni jej...
-Nie zrobią jej krzywdy-zapewniał ją brunet-Wiedzą jaka jest cenna. Jeżeli teraz po nią wrócisz zabiją i ciebie i ją. Nie możemy tak ryzykować.
Dziewczyna przez chwilę się nie odzywała po czym kiwnęła głową.
-Masz rację. Nie zrobią jej nic póki tam nie pójdę.-Popatrzyła na niego-Brakowało mi ciebie Czkawka.
-Mi ciebie też-uśmiechnął się po czym nachylił się by pocałować narzeczoną. Wojowniczka z chęcią odwzajemniła pocałunek ukochanego i znów zarzuciła mu ręce na szyję. Dopiero po dłuższej chwili uświadomiła sobie co właściwie wyrabiają. Wichura wisi dalej w metalowej sieci bez szansy na jakikolwiek ruch, rewolucja na wyspie praktycznie stanęła odkąd jej tam nie było, a Berserkowie pod przewodnictwem Dagura i z błogosławieństwem Ingrid i Wilhelma panoszą się na wyspie a oni obściskują się w środku lasu? Astrid opamiętała się i lekko popchnęła Czkawkę w tył. Dopiero kiedy zauważyła jego wykrzywioną w grymasie bólu twarz zaczęła się niepokoić o jego stan.
-Czkawka co się stało? Gdzie ty w ogóle byłeś?
-Nic, kochanie nic. Dagur mnie więził, ale zwiałem...chciałem dojść do wioski.
-Zwariowałeś?-szepnęła.- Tam jest pełno ludzi Wilhelma. Zgarnęliby cię jak tylko postawiłbyś tam stopę.
-Ale przynajmniej byłbym bliżej ciebie-uśmiechnął się i zbliżył do ukochanej.
-Wariat-roześmiała się dziewczyna i już miała znów go pocałować, kiedy narzeczony rozejrzał się szybko po okolicy.
-A propos ludzi Wilhelma.-zaczął i szybko pociągnął ją za pień drzewa, tak by zakrywał ich przed czyimś spojrzeniem.-To nie jest zbyt rozsądne byśmy się tak odkrywali.
-Racja-westchnęła Astrid.-Słuchaj, muszę iść do twierdzy. Czekają tam na mnie, a jak nie pójdę..
-Tak, wiem.-kiwnął głową niechętnie. Wolałby zamknąć się tu przed całym światem lub wziąć Astrid, Wichurę i uciec prosto na Berk. Wiedział jednak, że jego narzeczona jest zbyt honorowa by odpuścić sytuację na wyspie Łupieżców, z czego nawiasem mówiąc był bardzo dumny.-To co, idziemy?
Dziewczyna zagryzła wargę.
-Nie wiem czy to najlepszy pomysł...Czekają na mnie, ale...
Brunet natychmiast zorientował się o co chodzi Astrid.
-Ale nie na mnie. Rozumiem.-zanim blondynka zdążyła cokolwiek powiedzieć spojrzał na nią-Samej cię nie puszczę. Nie po tym wszystkim.
Wojowniczka westchnęła i podeszła do niego.
-Czkawka ja nie mogę cię tam zabrać. Tam zaraz będzie na prawdę ostro...
-To ja powinienem cię chronić Astrid-uświadomił jej-a nie ty mnie. Nie pójdziesz tam sama.
-Czy ty na prawdę nic nie rozumiesz?-zdenerwowała się.-Muszę tam pójść! Sama! A potem jeszcze wymyślić jak odbić Wichurę. Wróć na Berk, potrzebują cię tam. Posłuchaj mnie.
Odwróciła się by odejść, ale Czkawka złapał ją za rękę i odwrócił ku sobie.
-Teraz to ty posłuchaj mnie. Nie odciągnę cię od ratowania wyspy, nie mam nawet takiego zamiaru. Ale nie mam też zamiaru zostawiać cię  z tym wszystkim samą, rozumiesz? Ja odbiję Wichurę, ty zaczniesz mobilizację. Jak uda mi się z Wichurą przyjdę do ciebie...
-Czkawka...
-Nie Astrid!-spojrzał jej w oczy ze stanowczością wypisaną na twarzy-Tak zrobimy. Nie wylecę stąd bez ciebie. Nie ma takiej możliwości...
-Jak chcesz odbić Wichurę. Kochanie czy ty masz jakiś plan odnośnie odbicia Wichury? Na Odyna, ty nie wiesz co robisz!
-Pierwszy raz w życiu to od ciebie słyszę-rzekł całkiem poważnie-I mam nadzieję, że ostatni.
Po tych słowach odwrócił się i bezszelestnie, skulony ruszył w stronę z której nadbiegła Astrid. Dziewczyna chciała już za nim iść. Wiedziała, że to co powiedziała bardzo ubodło wikinga i długo jeszcze będzie to przeżywał, jednak po tym co Czkawka musiał przeżyć wolałaby żeby wrócił na Berk. Wiedziała też, że narzeczony bardzo się o nią martwi, jednak w dobie zbliżającego się konfliktu martwienie się o siebie nawzajem nie może im przynieść nic dobrego.


         Znalezione obrazy dla zapytania hiccstrid gif

Zgodnie z zapowiedzią <3 Czy tylko ja uważam, że doskonale dobrałam gif?
Mam nadzieję, że next był okej xD Już nie mogłam się doczekać, żeby w końcu się spotkali. Niestety tym razem ich drogi nie prowadzą w tym samym kierunku. Next już w następnym tygodniu, chyba, że niedługo złapie mnie wena i napiszę go jeszcze w środku tygodnia. Wpadajcie i dziękuję, że czytacie, do nna <3
~Pass

wtorek, 2 maja 2017

Kontrolowany pożar

 Astrid rozpaczliwie próbowała złapać oddech jednak przygnieciona ciężarem Wichury nie mogła się nawet ruszyć. Wisiała głową w dół w dużej sieci na smoki. Noc była ciemna i bardzo zimna, a wokół nie było kompletnie nikogo jednak dziewczyna doskonale wiedziała, że została zaciągnięta z powrotem na wyspę Łupieżców. Płuca paliły ją żywym ogniem i wiedziała, że dłużej już nie wytrzyma. Jako, że perspektywa śmierci przez uduszenie ciężarem własnego smoka zbliżała się niebezpiecznie szybko, blondynka zdobyła się na ostatni rozpaczliwy gest i wysilając wszystkie mięśnie postarała się odepchnąć od smoczycy. Wichura zauważając, że jej przyjaciółka ma kłopoty mimo kompletnie skrępowanych skrzydeł maksymalnie przycisnęła się do przeciwległego boku sieci, by dać wojowniczce miejsce na oddech. Astrid rozpaczliwie zaczerpnęła oddechu czując przypływającą falę ulgi. Lekko poprawiła się by móc dalej oddychać i próbowała uspokoić oddech by nie dyszeć jak po przebiegnięciu całego Berk. Wiedziała, że im dłużej siedzi w tej sieci tym mniej czasu jej zostało. Jeśli bez niej mieszkańcy nie zaczną atakować, wojska Dagura oraz Wilhelma zagarną całą wyspę dla siebie bez nawet symbolicznego oporu. A na to jako wódz Łupieżców nie mogła pozwolić. Zebrała myśli i zacisnęła dłoń na sznurze który łączył metalowe kółeczka siatki. Nawet gdyby Wichurka spróbowała go spalić, gęsto rozstawiona siatka zrobiona z ognioodpornego materiału i tak nie pozwoliłaby jej się wydostać. Poza tym równocześnie z siatką spalić mogłyby się także pobliskie drzewa, a wtedy ich życie byłoby dużo bardziej zagrożone niż w tej chwili. Z bólem serca uświadomiła sobie, że na wyciągnięcie Śmiertnika nie ma na razie szans. Siatka była za mocna, a niedaleko pewnie czaili się strażnicy, gotowi na interwencje w razie ucieczki smoczycy. Wobec tego blondynka musiała najpierw sama się uwolnić, następnie zlikwidować strażników i wrócić po przyjaciółkę. Pytanie było tylko jedno.
Jak tego dokonać?
Blondynka wysilając wszystkie myśli, które bezskutecznie wirowały wśród różnych mniej lub bardziej wartych uwagi sposobów na wydostanie się, kiedy Wichura lekko ruszyła łapą znajdującą się koło jej nogi. Odruchowo lekko ugięła nogę robiąc miejsce smoczycy, gdy poczuła, że coś otarło jej się o kostkę. W jednej chwili rozwiązanie problemu spadło na nią jak grom z jasnego nieba. 
Sztylet! Ten sztylet który dał jej Ian jeszcze na Berk!
Tyle razy zastanawiała się czy nie zostawić go w szafie ze względu na niewygodę jaką jej sprawiał. Jednak w tej chwili, gdy straciła miecz w odmętach oceanu, a resztę broni pewnie zabrali jej gdy była nieprzytomna, dziękowała Odynowi, że jednak tego nie zrobiła. Następne pół godziny wraz z Wichurą wysilały wszystkie siły, by w tak ciasnej przestrzeni zdołać dosięgnąć sztyletu. Kiedy w końcu wyszarpnęła z mocowań odetchnęły  ulgą. Astrid wystawiła rękę poza siatkę i zajęła się przecinaniem sznurów, które były najbliżej niej. Siatka z metalu miała na tyle duże przerwy, że dziewczyna powinna dać radę się wydostać. W niewygodnej pozycji uparcie cięła sznury aż w końcu udało jej  się wyciąć odpowiedni otwór. Lewą ręką dotknęła pyska smoka.
-Wrócę po ciebie malutka. Daj mi chwilkę. 
Smoczyca zamruczała cicho i rozszerzyła pysk w lekkim uśmiechu. Blondynka roześmiała się cicho i kiwnęła głową. Jeszcze raz głęboko odetchnęła po czym opierając się stopami na przyjaciółce zaczęła wyswobadzać się z siatki. w końcu cała znalazła się już poza nią i opierała się o metalowe fragmenty siatki. z nożem w zębach spojrzała w dół i aż zakręciło jej się w głowie. Pod sobą miała co najmniej 5 metrów do ziemi. Po upadku z takiej wysokości złamanie nogi czy ręki było w zasadzie pewne. A na tego typu obrażenia przed wymagającą walką nie mogła sobie pozwolić. Rozejrzała się po okolicy. Szybko oceniła odległość do najbliższego drzewa wiedząc, że wiszące poniżej sieci sznury nie pozostaną długo niezauważone. Wyjęła sztylet z ust i wetknęła go za pas na biodrach. Ugięła kolana i skupiła się na najbliższej gałęzi. Zebrała się w sobie i wybiła się w kierunku drzewa. Z każdą sekundą gałąź zbliżała się do jej wyciągniętych dłoni. Niestety w ostateczności zabrakło wojowniczce kilku centymetrów. Przygotowała się na wielkie uderzenie w znajdujące się poniżej gałęzie, jednak zdołała unikając uderzenia złapać się jedną ręką jednej z nich. Zawisła całym ciężarem ciała na jednej ręce, jednak nie puściła. Dysząc ciężko rozbujała się, żeby zaczepić się drugą. Satysfakcja z dokonanego czynu nie trwała jednak długo, bo gdy zdołała już zejść na prawie 3 metry nad ziemię rozległ się czyjś krzyk.
-Tam jest!!
Chwilę później zauważyła mknącą w jej kierunku strzałę. W pełnym przerażeniu zdecydowała się zeskoczyć na poniższą gałąź. Nie wzięła jednak pod uwagę, że była ona znacznie bardziej wiotka od poprzedniczek. Gdy tylko oparła na niej swój ciężar gałąź złamała się z trzaskiem, a dziewczyna uderzając o kilka gałęzi na raz spadła na ziemię z jękiem. Zdołała jednak tylko podnieść głowę, zanim ktoś chwycił ją za kark i uniósł w górę jak małego kotka. Ujrzała przed sobą rozwścieczonego Berserka.
-To nie on!-wrzasnął, jednak nie puścił jej i szybko wykręcił jej rękę za plecami.-To ta blondyna.
Niewidoczny wcześniej wśród drzew wysoki strażnik wyszedł na światło księżyca i splunął
-Zwiążcie ją i zaprowadźcie do celi. Skoro i tak już wie gdzie jesteśmy nie ma sensu trzymać jej z tym smokiem.
-A co dowódca na to?
-Ja jestem twoim dowódcą!-wrzasnął ten wyższy-Wracaj natychmiast do poszukiwań zbiega! Ja mam tu swoją brygadę. 
Kilkunastu strażników jakby na zawołanie wbiegło na polankę. Ten który trzymał Astrid za kark pchnął ją na ziemię niczym worek mąki, po czym odszedł nerwowym krokiem. Wysoki Berserk podszedł i chwycił ją za włosy.
-Uciekać się zachciało co? Dagur nie będzie zachwycony-wyszeptał, po czym szarpnął ją za włosy nakazując wstać. Blondynka syknęła z bólu-Twój narzeczony pewnie też, o ile dalej żyje...
-Żyje-warknęła-Uciekł wam.
Strażnik nie odezwał się tylko jeszcze boleśniej chwycił jej włosy
-Nie jestem głupia-odezwała się.-Nie tak jak wy.
Mężczyzna rozluźnił nieco uścisk, żeby dać jej w twarz. Właśnie na to blondynka liczyła. Jednym ruchem oswobodziła się z jego uścisku i wyszarpnęła sztylet zza pasa. Zamachnęła się nim na strażnika i rozcięła mu policzek. Już miała kontynuować atak, jednak jeden z jego brygadzistów zorientował się o jej zamiarach zanim zdążyła uciec i chwycił ją za ramiona odciągając od swojego dowódcy. Kolejny strażnik wytrącił jej nóż i ściągnął jej kark do ziemi. Wtedy też dowódca wstał i trzymając się za policzek podszedł do dziewczyny. Z ostatniego pobytu na tej wyspie Astrid doskonale pamiętała co może się teraz stać i odruchowo skuliła się jak najbardziej mogła, by chronić głowę i brzuch. Dowódca jednak chwycił ją za włosy i zmusił do ukazania twarzy. W tym samym momencie wziął zamach i uderzył ją z całej siły pięścią w noc. Dziewczyna krzyknęła z bólu a mroczki wstąpiły jej przed oczy. Równocześnie z jej krzykiem Wichura wydała z siebie najgłośniejszy ryk jaki kiedykolwiek Astrid słyszała. Strażnicy puścili dziewczynę i zaczęli okładać ją pięściami i kopać z całej siły. Blondynka skuliła się i krzyczała z bólu z każdym mocniejszym uderzeniem jej oprawców. W końcu spojrzała w górę i widząc rozwścieczony wzrok smoczycy wrzasnęła.
-Wichura teraz!!
Odwracając się tyłem usłyszała przeraźliwy krzyk strażników zmieszany z falą gorąca. Obolała dziewczyna wstała i pobiegła przed siebie zerkając przez ramię. Kilkoro strażników biegało bez opamiętania po polance usiłując ugasić płonące ubrania. Pozostali, cali poparzeni albo zwijali się z bólu albo biegli po broń przeciwko Wichurze.
-Wrócę!!!-wrzasnęła Astrid do smoka, który ryknął w odpowiedzi. Blondynka ominęła płonące krzaki i drzewa gnając przed siebie z każdym krokiem czując jakby bąbelki bólu pękały w jej ciele. Z nosa ciekła jej krew, a rosnące siniaki bolały jak po wizycie jej wyrodnej matki. Mimo wszystko gnała przed siebie pochylona nad ziemią by żaden ze strażników szukających tajemniczego zbiega, który w jej podświadomości mógł być Czkawką jej nie zauważył. Chociaż wiedziała, że to aby jej narzeczony faktycznie pojawił się na wyspie jest prawie niemożliwe, usilnie trzymała się tej napawającej nadzieją myśli. Gnała przed siebie aż do dróżki zastawionej upadłym drzewem. Zagryzła zęby i wdrapała się na przewrócony pień, a jej płaszcz powiewał za nią niczym peleryna Thora. Już miała zeskoczyć na dalszą drogę, gdy ktoś wpadł w nią od tyłu, po czym oboje upadli z drugiej strony drzewa.


                                                Podobny obraz

Spóźnienie. Znowu.
Jednak na swoją obronę mogę powiedzieć, że tym razem to serio nie moja wina. Blogger postanowił odmówić posłuszeństwa i nie opublikował tego nexta w tamtym tygodniu. Byłam przekonana, że rozdział już dawno wyszedł jednak kiedy dzisiaj weszłam na bloggera aż mnie zamurowało. Przepraszam kochani za to, że nie sprawdziłam wcześniej ale przyzwyczaiłam się, że z reguły nexty się dodają xDDD
DO NNA KOCHANI <3
No to co, może w tym tygodniu?
~Pass

piątek, 14 kwietnia 2017

Ucieczka

 Czkawka nie czekał długo po wizycie Liriany. Wiedział, że dziewczyna zdawała sobie doskonale sprawę z tego, jak dużo mu powiedziała, co może oznaczać tylko jedno. Zwiększoną straż przy jego celi. Gdzie ta cela była? Co zastanie na zewnątrz? Tego wódz Berk nie wiedział. Miał natomiast pewność, że jest już całkiem blisko ukochanej, a myśl, że mogłoby jej się coś stać napędzała go do działania jeszcze bardziej. Obmyślenie planu nie zajęło mu zbyt dużo czasu. Założył, że prędzej czy później ktoś w końcu musi przynieść mu coś do jedzenia, bądź spróbować z nim porozmawiać. Zazwyczaj jeśli ma się wysoko postawionego jeńca, należy jak najlepiej to wykorzystać. Czkawka wiedział, że Dagur nie oprze się jak najszybszej próbie zmieszania wodza Wandali z błotem i jednocześnie zastanawiał się gdzie domniemany przywódca Berserków jest. Nie miał jednak dużo czasu. Jedyne co stało mu na przeszkodzie poza bólem na całym ciele, było mocne i solidne wiązanie które pętało jego ręce do słupa za jego plecami, takie same wiązanie w kostkach, no i oczywiście knebel na ustach, chociaż to był jego najmniejszy problem. Ręce. Najważniejsze były ręce. Smoczy jeździec zaczął rozglądać się po pomieszczeniu w poszukiwaniu jakiegokolwiek ostrego przedmiotu. Te poszukiwania okazały się bezowocne, a Czkawka już spuścił głowę w gorączkowym poszukiwaniu innego rozwiązania, gdy nagle jego wzrok padł na postawioną na wysokiej szafce lampę naftową. Wpatrując się w jej płomień w jego myślach zrodził się pewien plan. Może i głupi, ale zawsze jakiś. Nie czekał długo z jego zrealizowaniem. Wysilając wszystkie mięśnie i stękając z bólu. Zdołał odwrócić się na bok boleśnie wyginając plecy. Poruszał nogami w taki sposób by znajdowały się jak najbliżej szafy. Kiedy wiedział, że już więcej nie wytrzyma zdobył się na ostatni wysiłek, Zamachnął się związanymi nogami i z całej siły kopnął w szafę. Zatrzęsła się i pękła w miejscu w którym kopnął. Stojąca na górze lampa przysunęła się bliżej krawędzi, jednak nie spadła. Czkawka jęknął i kopnął jeszcze raz, choć z mniejszym nieco impetem. Ten mały impuls jednak wystarczył do uzyskania pożądanego przez wikinga efektu. Lampa zsunęła się z półki i z hukiem spadła na podłogę. Pomimo wiatru jaki wytworzył się gdy spadała, płomień nie zgasł do końca. Brunet odetchnął głęboko i zmienił pozycję, tym razem opierając się jak najbardziej o słup do którego był przywiązany, jednocześnie odchylił ręce tak daleko w tył jak tylko zdołał. Kiedy poczuł przeraźliwe gorąco w knykciach prawej ręki syknął przez knebel i na chwilę odsunął ręce. Poparzone dłonie bolały przeraźliwie, jednak Czkawka nie poddawał się. Jeszcze raz odchylił ręce w tył i ustawił je tak by płomień lampy spalał sznur wiążący jego dłonie. Nie było to jednak takie łatwe, biorąc pod uwagę to, że pęta splatały jego nadgarstki bardzo ciasno. Przez cały czas czuł niemiłosierny ból w całych dłoniach, od nadgarstków w górę. Zagryzając zęby na kneblu miał ochotę wrzasnąć przeraźliwie i odskoczyć. Wiedział jednak, że nie może tego zrobić. Nie teraz. Nie gdy Astrid go potrzebuje. W chwili gdy więzy się spaliły, natychmiast oderwał dłonie od ognia i uderzył nimi kilka razy o spodnie gorączkowo gasząc płomienie i pozbywając się resztek wciąż palącego się sznura. Popatrzył na swoje dłonie i nie mógł powstrzymać jęku na widok osmalonych nadgarstków i oszałamiająco czerwonej skóry dłoni. Mimo palącego dosłownie bólu, krzywiąc się zdołał odplątać misternie zawiązany węzeł z nóg i wyjąć knebel z ust. 
-Może palenie sobie dłoni to nie był zbyt dobry pomysł-powiedział cicho sam do siebie zerkając na poparzenia. Wstał tak cicho jak tylko mógł i podszedł szybko do dzbana z wodą w rogu pomieszczenia. Kiedy wsadził tam ręce poczuł tak niewysłowioną ulgę, że w tamtej chwili mógłby zostać gdziekolwiek, byleby z tym właśnie dzbanem. Zaraz! Chwila! Astrid!
Wódz Berk otrząsnął się i zaciskając zęby oderwał dwa kawałki materiału od dołu tuniki. Namoczył je następnie w zimnej wodzie i nie wyciskając ich oplótł sobie niedbale dłonie. Czuł, że gdy tylko wrócą na Berk Gothi zużyje na jego ręce połowę zapasów ziołowej maści na oparzenia. Stłumił kaszel i słysząc zbliżające się kroki natychmiast przylgnął do ściany obok. Jako, że nic innego nie było pod jego oparzoną ręką z grymasem bólu na twarzy chwycił dzban z wodą. Kiedy jakaś odziana w czarną szatę postać przekroczyła próg brunet wziął zamach i z całej siły uderzył delikwenta w tył głowy pozbawiając go przytomności. Głuchy odgłos z jakim rąbnął całym ciałem o ziemię z pewnością przyciągnie strażników. Wobec tego Czkawka zrobił jedyną rozsądną jak mu się wydawało rzecz. Zdarł z leżącego ciemną szatę i zarzucił na siebie okrywając się kapturem tak by nie było widać twarzy. Oblicze mężczyzny leżącego na posadzce nie mówiło mu nic więc nie poświęcał mu większej uwagi. Jedyne co w tej chwili było dla niego wartościowe to krótki miecz, który przybyły miał przypasany do pasa. Czkawka nie zwracając już uwagi na ból szybko zabrał mu ostrze i okrywając się kapturem i usilnie starając się nie utykać i jak najbardziej zakrywać metalową nogę opuścił pomieszczenie. Od razu zlustrował wzrokiem korytarz przed nim i strażników po oby stronach wejścia do jego lochu. Dość żwawym krokiem starając się nie ściągać ich spojrzeń ruszył przed siebie.
 Uśmiechnął się pod nosem. Wykiwanie pilnujących go Berserków okazało się wręcz dziecinnie ,proste. Szedł dalej plątaniną korytarzy i z rosnącą euforią mijał kolejnych strażników dopóki zza rogu nie wyłoniły się dwie najbardziej znienawidzone przez niego ostatnimi czasy osoby. A mianowicie Dagur i Liriana. Ciemnowłosa szła pewnym krokiem obok berserka i zdawała relację z ich rozmowy w grocie.
-I on wtedy mnie tak jakby sprowokował i ja...
-Sprowokował?!-Dagur zatrzymał się a Czkawka skręcił w bok i zatrzymał się przy ścianie bocznego korytarza by móc usłyszeć jak najwięcej.-Jak to cię sprowokował!?
-Nie wiem-Liriana zdawała się być bardzo speszona-Po prostu powiedział coś...
-Liriana!-Dagur był wściekły a jego donośny krzyk odbijał się echem od ścian korytarza-Jak nasz WIĘZIEŃ mógł cię sprowokować na Odyna Wszechmogącego?!
Liriana najwyraźniej nie wiedziała już co ma powiedzieć, gdyż chwilę później berserk wyraźnie zdenerwowany odwrócił się na pięcie i zagrzmiał
-Już ja mu zaraz pokażę prowokację!
Po odgłosie kroków poznał, że Liriana również się oddaliła. Wiedział, że musi stąd uciec jak najszybciej to tylko możliwe. Odwrócił się do głównego korytarza, gdy nagle na ramieniu zacisnęła mu się czyjaś ręka.
-Co ty tu robisz?!-barczysty mężczyzna jednym ruchem odwrócił go ku sobie i zawołał-Kazałem ci iść po tego chłystka! Mam do niego kilka pytań-oczy zaświeciły mu się gdy to powiedział.
Czkawka pierwszy raz w życiu dosłownie zamarł z przerażenia. Nie wiedział jaki głos miał tamten mężczyzna który leżał aktualnie w jego lochu, więc nie mógł nawet próbować go odwzorować. Niestety jego prawdopodobny szef był bardzo niecierpliwy.
-Gadaj!-wrzasnął, po czym jednym ruchem ręki zdarł kaptur z jego głowy.
Wódz Berk i jeden z Berserków stanęli oko w oko. Czkawka ku swojemu przerażeniu doskonale wiedział kim był ten mężczyzna. Nie znał co prawda jego imienia jednak widział go przy boku Dagura dostatecznie dużą ilość razy by stwierdzić, że jest on jego bliskim współpracownikiem. Po kompletnym szoku i wybrzmiewającej z jego oblicza wściekłości wódz Berk zdążył zauważyć, że został zidentyfikowany. Nie mając chwili do stracenia, szybkim ruchem pomimo oszałamiającego bólu zacisnął rękę na zabranym mieczu i uniósł go do ciosu. Berserk zareagował równie gwałtownie jednak jego topór był zawieszony na plecach, w bardziej niedostępnym miejscu niż miecz Czkawki. Wobec tego wojownik odskoczył w głąb korytarza. Brunet wiedząc, że musi się teraz wyjątkowo spieszyć. Zamachnął się mieczem na przeciwnika i wbił mu go w brzuch. Berserk wrzasnął i obrzucił go wściekłym spojrzeniem. Pomimo rany wstał i zdjął topór, jednak Czkawka nie mógł marnować więcej czasu. Nie zawracając sobie głowy kapturem ruszył pędem przez korytarz. Nie musiał biec daleko by znaleźć wyjście. Pilnowali go dwaj zaspani strażnicy, których minął bez dania im szansy większego rozeznania w sytuacji. Widząc przed sobą gigantyczny obóz Berserków sięgający doliny, owiany chłodnym powiewem nocy natychmiast skręcił w stronę lasu. Wolał nie wyobrażać sobie ilu żądnych jego krwi żołnierzy śpi teraz w tych prowizorycznych namiotach. Zanim wbiegł do lasu zdążył jeszcze usłyszeć ogłuszający krzyk Dagura.
-Więzień na wolności!

                                  Znalezione obrazy dla zapytania dagur szalony gif

Wybaczcie za kolejną nieobecność.
Powinniście mnie teraz zgnoić za to w komentarzach i skazać na potępieniu u Odyna ;) Tak na prawdę nie mam tłumaczenia dlaczego nie pisałam. Po części przez szkołę a po części brak weny. Mam jednak nadzieję, że wybaczycie mi to i do końca roku szkolnego pomęczycie się z moim nieterminowym dodawaniem. Nie martwcie się jednak xD Postaram się by next pojawiał się w odstępach max 2 tygodniowych. Tym razem na prawdę ;)
Wesołych świąt kochani!!! <3
~Pass

niedziela, 19 marca 2017

Dość

 Blondynka stanęła jak wryta w drzwiach. Jej myśli nagle nabrały zawrotnego tempa. Nie potrzebowała jednak wiele czasu by się otrząsnąć i przywołać na zaskoczoną widokiem naczelnego dowódcy twarz, wymuszony uśmiech. Tym razem bez zawahania przekroczyła próg gospody. Równocześnie minęła się z wychodzącym mężczyzną, który jakby usilnie starając się na nią nie spojrzeć trącił ją ramieniem tak, że aż się zachwiała. Zignorowała jednak to i szybko rozejrzała się po karczmie. Była w miarę wypełniona, jednak z większej ilości ludzi tak na prawdę tylko kilka osób skinęło jej głową lub uśmiechnęło się przyjaźnie. "No tak...-pomyślała- Czyli w tej okolicy już jestem spalona". Wiedziała doskonale, że powodem takiego a nie innego zachowania mieszkańców tej okolicy była właśnie wizyta Wilhelma. W panice zdała sobie sprawę, że jak na przygotowania do wojny potencjalne gromadzenie poparcia zaczęła dość późno. Wolała nawet się nie zastanawiać ile podobnych miejsc na dobrą sprawę zdołał już zaliczyć jej polityczny konkurent. Nie chcąc stać jak idiotka na środku gospody podeszła do lady z zamiarem poproszenia o wodę. Właściciel karczmy uśmiechnął się do niej współczująco po czym wskazał głową idącego w jej kierunku naczelnego. Patrząc na jego pełen satysfakcji uśmiech miała ochotę rozwalić mu zęby, jednak powstrzymała się. Miała co prawda przeczucie, że on wie, że ona wie, jakkolwiek by to nie brzmiało...Jednak wolała się z takową wiedzą zbytnio nie afiszować. W końcu nie wiadomo kiedy może zadziałać na jej korzyść.
-Witamy, a cóż naszego wspaniałego wodza sprowadza w takie ustronne miejsce?-jego pytanie, które zasadniczo pytaniem nie było aż ociekało sarkazmem. -Myślałem, że zajmuje się pani tym co zawsze...-rozglądając się i nabierając pewności, że wszyscy słuchają dodał- Przesiadywaniem w pokoju swojego zastępcy jak mniemam...
Aż zazgrzytała zębami. Nie ważne co teraz powie, dla wszystkich ludzi zgromadzonych w tej sali przesłanie było jasne. Wilhelm dobrze wiedział, że ziarno zostało zasiane i jakichkolwiek by nie miała dowodów, nie uda jej się wytłumaczyć z jego słów. Bo co miała zrobić? Powszechnie przecież wiadomo...ludzie są jacy są i łatwiej im jest wmówić, że się coś ma nisz dowodzić, że się czegoś nie ma. Z rozmysłem zignorowała jego uszczypliwość i przeszła do słownego kontrataku uważając jednak by nie zdradzić za wiele.
-Za to pana, panie...naczelny...coraz częściej można zobaczyć w parze z mamą Fabiena. Wie pan...uważam, że na dobrą sprawę, rzeczy prywatne powinien pan załatwiać kiedy skończą się pana obowiązki, na których brak nie można narzekać.
-Z uszanowaniem dla panienki-specjalnie użył tego też zwrotu by jeszcze bardziej podkreślić jej młody jak na bycie wodzem wiek.-Jednak pani również w godzinach pracy przesiaduje z pewnymi osobami....
-W celach służbowych. W końcu jest to mój zastępca czyż nie? A nie wyłapałam by Ingrid ostatnio awansowała ze swojego wdowiego statusu.-odgryzła się.
-Nic dziwnego. Przecież teraz by choć odrobinę poprawić swoją pozycję społeczną trzeba spełniać...-zjechał ją spojrzeniem od góry do dołu i z pogardą w głosie dokończył-określone wymagania...W końcu o co może chodzić jak nie o pieniądze, skoro taki młody...niedoświadczony, zwykły szeregowiec jak Fabien z dnia na dzień staje się drugą najważniejszą względem funkcji osobą na wyspie?
-Na przykład o honor.-odparła Astrid bez skrupułów patrząc mu prosto w oczy.-Którego niektórym jak widać brakuje...
-To już jest bezczelność-oburzył się Wilhelm i rozejrzał się po pomieszczeniu wskazując ręką na blondynkę-Widzicie ludzie?! Tak się teraz traktuje starszych i bardziej doświadczonych!-wbił świdrujące spojrzenie w dziewczynę i powiedział-Za czasów Albrechta takie coś byłoby nie do pomyślenia.
Po tych słowach zostawił opróżniony do połowy kufel miodu i mierząc ją zimnym spojrzeniem wyszedł z karczmy głośno trzaskając drzwiami. Nastała nieporuszona niczym cisza pełna wyczekującego napięcia. Po dłuższej chwili kilkanaście osób dosłownie w jednym momencie wstało z miejsc i nie spoglądając w jej stronę wyszło w ślad za naczelnym. Astrid zagryzła wargę ledwo powstrzymując płacz. Po przepełnionej sali nie pozostał nawet ślad. Zostało kilka osób kończących jeść oraz kilkoro wikingów którzy wcześniej patrzyli na nią dość przychylnie. Blondynka potarła czoło i usiadła przy ladzie popijając wodę. Właściciel który podał jej picie po raz kolejny uśmiechnął się do niej współczująco lecz nie odezwał się słowem. Dziewczyna po raz milionowy w tym dniu pomyślała jak bardzo brakuje jej ukochanego. Czkawka na pewno znalazłby jakiś sposób, zrobiłby...cokolwiek, ale na pewno byłoby to najlepsze możliwe wyjście. On przynajmniej budził respekt. Swoim wyglądem, może i nie zbyt muskularnym ale na pewno nie żałosnym, i poważnym wyrazem twarzy natychmiast przywodził na myśl rozważnego i przemyślnego wodza, którego ludzie nawet jeśli go nie znali, lubili i szanowali. Za to ona....może i była stanowcza i uparta jednak jej wygląd w ogóle tego nie okazywał. Ze zbyt dużym wodzowskim futrem ciągnącym się z nią po ziemi i drobną figurą na pewno wyglądała zupełnie nie jak wódz, wręcz śmiesznie. Odegnała tego typu myśli, zapłaciła i podziękowała za wodę po czym wyszła. Miała ochotę powłóczyć nogami przez całą drogę i najchętniej wybuchnąć płaczem. Jednak wiedząc, że każdy jej krok przez wioskę jest obserwowany powstrzymała się od tego zachowania aż do wejścia do głównej części wyspy. Miała zamiar iść wprost do twierdzy jednak w połowie drogi zatrzymała się i poszła do dużego zadaszonego wybiegu na którym znajdowała się Wichura. Zostawiła ją właśnie tam ze względu na nieufność mieszkańców wobec smoków. Zdała sobie sprawę, że właściwie nie odwiedzała smoczycy od czasu rozpoczęcia się kłopotów. Czyli od bardzo dawna...Nie mogąc sobie wyobrazić jak mogła tak zaniedbać przyjaciółkę, przyspieszyła kroku i weszła na arenę prawie w biegu. Wichura praktycznie rzuciła się na nią rycząc z radości. Wtedy właśnie wszystkie emocje puściły. Pierwsze łzy poleciały po policzkach blondynki kiedy objęła ramionami szyję smoczycy.
-Przepraszam kochana-szepnęła wciąż obejmując przyjaciółkę. Śmiertnik Zębacz przyłożył głowę do pleców Astrid i lekko trącił ją, zupełnie jakby smoczyca chciała dodać jej otuchy. Dziewczyna podniosła głowę i rozejrzała się nigdzie nie widząc siodła smoka. Nie myśląc za wiele i gnając za tęsknotą latania jednym ruchem wskoczyła na nieopatrzony siodłem niebiesko żółty grzbiet. Ścisnęła się udami i skuliła na jej plecach po czym dała jej wyraźny znak do lotu. Chciała jak najszybciej opuścić wyspę Łupieżców i być jak najdalej od tych intryg, wzajemnej zazdrości, nienawiści i rzucania sobie kłód pod nogi. Pomimo, że środowisko w jakim żyła, środowisko wikingów polegało właśnie na tym, to czuła, że na wyspie jest to spotęgowane do nowego znacznie większego stopnia. Trzymając się mocno pozwoliła smoczycy rozpędzić się, wybiec z areny, ku na pewno wielkiemu szokowi przechodniów, po czym wzlecieć w powietrze.
-Szybciej Wichurka, szybciej-szeptała, czując jak pęd powietrza strzepuje jej łzy z twarzy.
Przytuliła smoczycę mocno pozwalając jej lecieć gdzie tylko chce. Czuła jak cała niemoc z niej uleciała. Pod koniec wznoszenia się, kiedy ukochana przyjaciółka poziomowała lot, zdołała się nawet uśmiechnąć, kiedy ta ryknęła z radości. Kiedy blondynka uniosła głowę momentalnie zmarszczyła brwi. Na horyzoncie zauważyła kilkanaście punktów, które wyglądały podejrzanie podobnie do statków. Nie widziała dokładnie jednak kiedy próbowała się skoncentrować i rozpoznać barwy jakie widnieją na proporcach, gdy nagle po lewej stronie czaszki usłyszała huk. Odwróciła głowę i nie zdążyła nawet krzyknąć kiedy uderzyło ją w głowę coś twardego. Ostatnie co widziała to sznur oplatający ją i Wichurkę przyciskając je do siebie i jednocześnie pozbawiając tchu. Potem spadły do morza, a powietrze wypełnił przeraźliwy ryk smoczycy.

                                 Znalezione obrazy dla zapytania wichura i astrid gif

Next z poślizgiem, oraz krótki jednak decyzja którą teraz muszę podjąć niestety wymaga czasu i zaważy nad losami większości bohaterów. O jaką decyzję chodzi? Dowiecie się oczywiście w następnym tygodniu xDDD
HAhahah skończyłam to jak prowadząca reality show xDD
Do nna kochani <3
~Pass

czwartek, 23 lutego 2017

Spowiedź

 Czkawka obudził się z głębokim bólem na całym ciele. Chciał rozciągnąć sztywne ramiona, jednak coś stawiło mu opór. Po krótkiej jak mrugnięcie okiem chwili zorientował się, że siedzi w ciemnym pomieszczeniu, które oświetlała małą lampka, odwrócony plecami do czegoś w rodzaju słupa, czy wąskiego mebla z rękami mocno przywiązanymi za tym właśnie przedmiotem. Nogi miał związane w kostkach, a usta zakneblowane czymś w rodzaju kuchennej szmatki. Na raz przypomniał sobie co się stało i niemal zapominając o ograniczeniach szarpnął się w górę. Sznur oplatający mu ręce wytrzymał i boleśnie otarł mu nadgarstki.
-Nie szarp się, to nic nie da -rozległ się dobrze znany wikingowi głos, który gdy tylko się odezwał już wywołał w oczach Czkawki groźny błysk. Z ciemności przed nim wyłoniła się Liriana ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy. Przeszła obok uważnie obserwującego każdy jej krok wodza Berk i zdjęła lampę z prowizorycznego haczyka i postawiła ją przed chłopakiem. Ku jego zdziwieniu znowu odeszła w cień i wróciła z dwoma kuflami miodu oraz talerzami z jakimś mięsem. Dopiero teraz wiking poczuł dokuczający mu głód.
-Głodny jesteś nie?-popatrzyła na niego kpiąco i zaszła od tyłu. Jedną z jego rąk przywiązała jeszcze mocniej, na granicy porażającego bólu, a drugą ku jego uldze uwolniła. Natychmiast wyjął sobie szmatkę z ust i z szybkością światła rzucił się by rozwiązać węzły na nogach. Liriana jednak nie była głupia. Równie szybkim ruchem wyjęła nóż z pochwy i przyłożyła go do szyi wojownika. Czując lodowate gronkielowe żelazo tuż przy tchawicy odruchowo zastygł w bezruchu. Ciemnowłosa pochyliła się nad nim i szepnęła mu do ucha mocniej przykładając ostrze do jego szyi.
-Jeszcze jeden taki numer i zabiję cie bez najmniejszych obiekcji. 
Uwolniła przełyk wodza i usiadła przed nim podsuwając mu jedzenie.
-Przecież i tak mnie zabijesz, czyż nie?-spytał zgryźliwie.
Liriana z jedzeniem w ustach pokiwała przecząco głową.
-Jeszcze nie teraz, póki co jesteś nam potrzebny.
-Niby do czego?-chłopak powstrzymywał się przed rzuceniem się na jedzenie i na Lirianę przy okazji.
Dziewczyna wzruszyła ramionami z niemalże kpiącą niewinnością. i przełknęła jedzenie. Mimo nienawiści kierowanej do byłej przyjaciółki Czkawka musiał przyznać, że choć nie widział w niej nikogo innego niż tylko wroga, to w półmroku i padającym  dołu świetle lampy wyglądała wyjątkowo pociągająco. Te myśli przerwał mu chytry ton głosu dziewczyny.
-Potrzebujemy zakładnika. Myślisz, że mamy ochotę na walkę z Wandalami? Proszę cię... Nie jesteśmy głupi. Po co mamy tracić ludzi skoro możemy lekko ich postraszyć twoją krzywdą i bez większego oporu zająć Berk?
-Wandale nigdy nie dadzą sobie odebrać wyspy na rzecz jednostki.-stwierdził
-Zależy jaka to jednostka-zwróciła mu uwagę-Myślisz, że Jeźdźcy zaryzykują twoją śmierć?
Po rozważeniu Czkawka stwierdził, że chociaż chciałby odpowiedzieć Tak, to nie mógł. Przyjaźnili się od lat i wiedział, że jeżeli którekolwiek z nich byłoby w niebezpieczeństwie podobnym do jego sytuacji oddałby wszystko by ratować taką osobę.  Liriana uśmiechnęła się z satysfakcją na widok jego zrezygnowanej miny.
-No właśnie-uśmiechnęła się upijając łyk miodu, po czym wskazała na jego nietknięty posiłek-Jedz, nie wiadomo kiedy trafi ci się następny.
-Skąd mam mieć pewność, że nie jest zatruty?-parsknął wódz, czym spowodował wybuch sarkastycznego śmiechu dziewczyny.
-Ruszyłbyś czasem głową. Jesteś związany i właściwie bezbronny. Na prawdę uważasz, że siliłabym się na zdobycie i dodanie do jedzenia trucizny skoro mogę po prostu poderżnąć ci gardło?
Wódz musiał przyznać, że jednak faktycznie coś w tym było. Niepewnym ruchem sięgnął po kawałek chleba i włożył do ust. Jasne miał kwaskowaty posmak, jednak tym charakteryzowało się każde pieczywo na Berk. Choć wysilił wszystkie kubki smakowe do zidentyfikowania trucizny nie znalazł nic poza smakiem zwykłego chleba.
-I co, czujesz się zatruty? Trucizna pulsuje ci w żyłach? Czujesz ja odpływasz?-parsknęła dziewczyna.
Chłopak zignorował to i przełknął jeszcze jeden kęs. Jedli i pili w milczeniu, do póki nie przerwała go Liriana.
-Pewnie zastanawiasz się co teraz z tobą będzie...
-Jakoś nie bardzo....-odparł obrzucając ją złym spojrzeniem- Skupiam się głównie na tym jak pozbawić cię przytomności.
-Nie sądzę by z twojej strony cokolwiek mi zagrażało. -odpowiedziała mu identycznym spojrzeniem- Czy związany, czy nie...nie stanowisz takiego zagrożenia jakiego się spodziewałam.
Owszem, chłopak mógł zareagować, obrzucać ją wyzwiskami, grozić, zaprzeczać, jednak...właściwie po co. Doszło do niego, że gdyby zaprzeczył temu co powiedziała byłby jeszcze bardziej żałosny. Doskonale pamiętał jak Liriana właściwie bez wysiłku doprowadziła go do utraty przytomności w mniej niż pięć minut więc zdecydował się na milczenie. Dziewczyna wobec tego kontynuowała wywód. 
-Właściwie to nikt na tej wyspie nie jest taki jak się spodziewała. Płynęłam tu ze strachem, że nie uda mi się nawet zdobyć księgi. Na szczęście okazało się to dziecinnie proste. Niby wielcy, nieustraszeni, najlepsi w boju Wandale, a jak przychodzi co do czego...ehhh tak samo zresztą Łupieżcy, oczywiście, niektórzy...
-Po co ty mi to właściwie mówisz?-zadał wreszcie nurtujące go pytanie- Opowiadasz wszystkie wasze plany? A może, kłamstwa? Po co to robisz?
-To nie są kłamstwa-prychnęła ciemnowłosa-To nawet nie jest gra. Robię to z nudów...
-Ale przecież....
-Na prawdę łudzisz się, że mógłbyś uciec?-roześmiała się-Błagam...przecież ty nawet nie wiesz gdzie jesteś. Po drugie zanim zdążyłbyś komukolwiek, cokolwiek powiedzieć byłoby już dawno po wszystkim. Jedyne czego ci nie powiem, to miejsce w którym się znajdujemy. Mogłoby to....hmmm zaszkodzić naszym kontaktom.
-Nasze kontakty są już wystarczająco spaczone....Nie wyobrażam sobie, żeby cokolwiek mogło je jeszcze bardziej zepsuć.- dziewczyna roześmiała się i widząc, że skończył jeść podeszła i z powrotem spętała jego obie ręce za plecami. Po chwili wróciła na swoje miejsce i znowu usiadła
-Wracając...o czym to ja...a o Łupieżcach. Jeżeli cię to interesuje...to twoja dziewczyna-to słowo wypowiedziała z pewnym przekąsem-radzi sobie niewiele lepiej niż ty...Jedyna jej przewaga to to, że nie została porwana... Właściwie to nawet nie byłoby to takie złe, jednak doszliśmy do wniosku, że nie będziemy zawracać sobie głowy porwaniami skoro nie ma to sensu. Właściwie nawet zabawniej jest patrzeć jak usiłuje spiskować, zwłaszcza, że w grupie z nią spiskującej mamy całkiem zaufanego informatora. Nie powiem, żebyśmy znali wszystkie jej plany i pomysły ale z tego co wiem nawet nieźle sobie to małpa wymyśliła-Czkawka skrzywił się na obrazę jego dziewczyny, jednak zagryzł zęby i dał dziewczynie rozwinąć wypowiedź mając nadzieję, że uda mu się wyciągnąć od dziewczyny więcej informacji.-Szkoda tylko, że jej pan spali na panewce. Właściwie nawet rozważam czy nie powinniśmy sobie tego oglądnąć. Chciałabym zobaczyć twoją minę na widok ukochanej przebijanej włócznią-chłopak zmroził ją spojrzeniem, jednak zdawała się go nie zauważać- A potem wrócimy sobie na Berk. Będziesz przybity, jak nigdy, a lud Berk z miłą chęcią odda nam wodzostwo w zamian za ciebie. Po kilku publicznych...albo i nie...wyrokach w końcu ktoś z nas obejmie stanowisko wodza.
-Ktoś,...z was? A co ty z tego będziesz mieć?
-Ja? Satysfakcję, pieniądze, własny kąt..wybieraj.
-I robisz to tylko dla satysfakcji?
-Podałam zdaje się jeszcze dwa powody...
-Proszę cię- przewrócił oczami naśladując rozmówczynię- Pieniędzy twoi rodzice mają wystarczająco, własny kąt masz zarówno u siebie jak i właściwie....gdzie tylko chcesz..więc o co tak na prawdę chodzi?
Pierwszy raz podczas tej rozmowy zobaczył w jej oczach przebłysk roztargnienia, idąc tym tropem kontynuował, aż wreszcie nasunął mu się jasny powód dla którego ciemnowłosa może to robić.
-O uznanie? O zastraszanie, o władzę? Czy może o...miłość?-w duchu uśmiechał się coraz szerzej widząc jak wyprowadza dziewczynę z równowagi.-Czyżby Dagur? To on aż tak zawrócił ci w głowie? Przecież nigdy nie zwróci na ciebie uwagi-z premedytacją robił wszystko by dziewczyna wreszcie nie wytrzymała-Jesteś dla niego pionkiem, marnym pionkiem takim samym jak reszta, którego jest gotów poświęcić w każdej nawet najgłupszej sprawie...
-Przestań-zaczęła ostrzegawczo, czym tylko zmotywowała chłopaka do kontynuacji.
-Zrozum wreszcie, że się dla niego nie liczysz. W świecie Dagura liczy się tylko Dagur. Jesteś dla niego warta tyle co stary płaszcz, czyli nic...Nigdy cię nie pokocha...
-Zamknij się w końcu!!!
-Myślisz, że czemu wysłał cię tak daleko od siebie? Żeby nie musieć cię oglądać! I nawet nie przywołał z powrotem do siebie. Dalej jesteś daleko...Nawet z nim nie porozmawiasz....
-Właśnie, że porozmawiam!!-wrzasnęła wyprowadzona z równowagi-Mogę nawet teraz!!
Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego co powiedziała. Chwilowy szok na jej twarzy zastąpiła wściekłość, gdy tylko ujrzała uśmiech Czkawki. Wstała i z całej siły kopnęła go w bok, po czym wyszła trzaskając drzwiami. Zdradziła się pod wpływem emocji. To było to na co liczył chłopak. Tym, że w każdej chwili może porozmawiać z Dagurem dała do zrozumienia, że znajdują się tam gdzie on. Czyli bardzo blisko wyspy Łupieżców, co napawało Czkawkę jednocześnie niepokojem, co nadzieją, że zdoła się wyrwać i ostrzec ukochaną na czas. Nie próbując już kryć uśmiechu, wyszczerzył zęby patrząc w ciemność i powiedział w ślad za zdrajczynią.
-Dziękuję za szczerą spowiedź.

           Znalezione obrazy dla zapytania heathera dragon riders gif

Hejo hejo, poślizg czterodniowy był za co przepraszam ale mam nadzieję, że wynagrodziłam ;) Next już niedługo, pewnie nawet w ten weekend. Póki co zastanawia mnie czy domyślacie się już kim może być ten tajemniczy informator znajdujący się w zaufanej (jakby się mogło wydawać) grupie Astrid? Proszę o wasze propozycje i domysły? Ciekawa jestem czy jestem tak nieprzewidywalna jak mi się wydaje xD :DD
DO NNA KOCHANI <3
~Pass

niedziela, 12 lutego 2017

Przygotowanie

 Podczas spotkania z rodziną zastępcy wodza, która nawiasem mówiąc nie obyło się bez krzyków, oburzeń, płaczu i frustracji Astrid opuściła pokój w którym rodzeństwo omawiało ostatnie szczegóły planu i przygotowywało się na wprowadzenie go w życie. April zgodnie z przewidywaniami jej brata stanowczo odmówiła opuszczenia klanu w tym spektakularnym momencie. Cassandra natomiast postawiła symboliczny opór, jednak głęboko w jej oczach blondynka zauważyła głęboko skrywane poczucie ulgi, że nie musi ona uczestniczyć w zmaganiach na wyspie. Widząc to Astrid nabrała do niej większej dozy szacunku. Widziała po wyrazie twarzy tej młodej dziewczyny, że mimo iż nie byłaby tym zachwycona to gdyby musiała zostać, zrobiłaby to. Wojowniczka wiedziała, że wikingowie aż rwali się do walki i nigdy nie odpuszczali tak jak April czym zyskała u niej sympatię, jednak to ludzie tacy jak Cass zasługują na poważanie. Mimo, że są oni dość nieśmiali i wycofani, to zawsze w razie konieczności stawią czoło przeciwnościom losu. Jednak młodziutka siostra Fabiena tym razem miała inne wyjście do którego nie trzeba było jej długo namawiać. Viera już wczoraj pogodziła się z tym, że nie będzie brała czynnego udziału w bitwie, jednak Fabien wciąż protestował dopóki zmęczona już tym wszystkim Astrid nie zadała mu kluczowego pytania.
-Chcesz, żeby Cedrick był sierotą?! Na prawdę chcesz tam z góry patrząc na płaczącą Vierę i siostry z poczuciem, że to twoja wina?! Fabien jeśli się nie podporządkujesz zginiesz!
-Myślałem, że pokładasz większą wiarę w moje możliwości...-stwierdził oschle.-Przecież sama masz nadzieję ,że przeżyjesz i tak obstawiasz. Przecież sama będziesz w wielkim niebezpieczeństwie i sama nie wiesz ile ludzi stanie po twojej stronie. Jeden wojownik więcej może być na wagę złota...
-Fabien, bez ogródek, chcesz żebym przeżyła?
-Oczywiście-odparł bez wahania.
-Więc błagam cię usuń się z pola bitwy. Nie dość, że będzie tam April, to gdybyś był jeszcze ty Viera czy Cassandra na pewno bym zginęła.
-Niby czemu?
-Będziecie mnie rozpraszali. Martwiąc się o was...przestanę uważać na siebie, więc wybacz mi, tak jak ty nie chcesz mieć poczucia winy, że zostawiłeś żonę i rodzinę, tak samo ja nie chcę zostawić Czkawki, przyjaciół...
Fabien odetchnął głęboko.
-Na Odyna, chyba rozumiem.
Później ustalili już tylko szczegóły planu w których założyli, że przy kolacji powiedzą matce, że Cassandra zostaje tego wieczoru z Cedrick'iem, ponieważ zarówno Fabien jak i Viera spotykają się z Astrid. April podczas tego miała kompletnie zniknąć zaszywając się w lesie i mimo ostrych sprzeciwów wypatrywać obcych wojsk. Resztę pozostawią inwencji twórczej Ilgrid. Według ich założeń matka zastępcy wodza skorzysta z okazji i uprowadzi zarówno wnuka jak i córkę, wtedy Fabien oraz Viera postarają się go odnaleźć i zapewne trafią w to samo miejsce gdzie młody wraz z Cass. Co do April wszyscy zgodnie stwierdzili, że Ilgird z pewnością zechce odszukać córkę, jednak sama nie będzie się narażać. Wobec tego ustalili, że April będzie niczym cień podążała w ślad za Astrid nie afiszując się przy tym zbytnio, jednak ubezpieczając jej tyły. Późniejsze wydarzenia pozostawili losowi, jednak wiedzieli, że czeka ich pracowity dzień. Wszyscy musieli wybadać w najbliższym środowisku jakie są nastroje polityczne. Wiadomo było, że jeśli naczelny dowódca się zbuntuje każdy wykwalifikowany żołnierz nawet mimo własnej woli będzie zmuszony do opowiedzenia się po stronie dowódcy. Astrid przypuszczała jednak, że Wilhelm choć nie lubiany, ma na tyle poważania, że wikingowie uwierzą mu we wszystko. Za pewne uważa on, że wzięta z zaskoczenia, osaczona Astrid zostanie zapędzona w pułapkę zanim jej obrońcy zdążą się zorientować. Zakładała ona, że naczelny dowódca wmówi żołnierzom, że muszą walczyć przeciwko niej, ponieważ zbuntowała się, przyprowadziła wojska Dagura czy podobne głupoty. Uważała że jego plan zakładał, że zanim jego wojownicy zorientują się, że walczą ramię w ramię z wojskami Dagura, które zapewne skieruje w całkiem inne miejsca, będzie już za późno. Astrid całą wiarę pokładała w miejscową ludność którą zamierzała prosić o pomoc w razie potrzeby. Chciała tego bardzo, jednak nie mogła poinformować żołnierzy, gdyż nie miała stuprocentowej pewności ilu z nich tak na prawdę jest chłopcami na posyłki Wilhelma, wtajemniczonymi w ten plan. Zakładała w końcu, że muszą tacy być, gdyż jeżeli byłby sam wraz z Ilgrid nie dali by rady kompletnie nie wzbudzając podejrzeń aranżować bitwy. Blondynka wchodząc do swojego pokoju by przebrać się i nałożyć oficjalny płaszcz, czuła, że coraz bardziej brakuje jej Czkawki. On wiedziałby co robić, wsparłby ją i zdjął chociaż trochę ciężaru z jej barków. Równocześnie odbierała bardzo sprzeczne emocje. Brakowało jej chłopaka, jednak wiedziała, że gdyby faktycznie tu był robiłaby wszystko by odciągnąć go od bitwy. On zapewne próbowałby osiągnąć to samo w jej przypadku. Uśmiechnęła się pod nosem gdy w pamięci ujrzała jego szelmowski, zawadiacki uśmiech i ogniki błyszczące w jego zielonych oczach. Jej błogość zniknęła niemal tak szybko jak się pojawiła. Otworzyła szafę z ubraniami, za której tylnymi drzwiami znajdowała się broń wojowniczki. Zdjęła płaszcz oznaczający jej rangę i zawiązała go sobie na ramionach. Pod nim, nieco z tyłu przyczepiła małą saksę i niemal odruchowo sięgnęła do sztyletu otrzymanego od Iana, który wciąż był uwiązany przy jej łydce. Podrapała się po kostce, którą ocierała jej końcówka ostrza, robiąc przy tym delikatną płytką rankę. Po raz setny od przybycia tutaj poczuła przemożną chęć odczepienia ukrytej pod spodniami broni i kolejny raz w jej głowie pojawiły się słowa Iana:
"Nie rozstawaj się z nim. Choćby nie wiem co. To może uratować ci życie"
Słowa te wracały do niej z jeszcze większą siłą za każdym razem gdy próbowała się go pozbyć i za każdym razem się powstrzymywała czując, że jej przyjaciel może mieć rację.  Westchnęła i wyprostowała się zostawiając w spokoju ukryty sztylet by zająć się rozważaniem czy powinna brać ze sobą topór. Z jeden strony stanowił on jeden z jej atrybutów, z kolejnej każdy z wikingów zdążył już przyzwyczaić się do widoku wodza z toporem, który jeszcze dodatkowo budził przed nią respekt. Z kolejnej jednak strony wiedziała, że respekt w przypadku proszenia o pomoc może nie działać na jej korzyść. Po dłuższej chwili namysłu zostawiła topór w pokoju i wyszła powiewając za sobą szatą. Wyszła z twierdzy sama, wiedząc, że prawdopodobnie właśnie w tej chwili z różnych wyjść wychodzą Fabien, April oraz Viera mający za zadanie wybadać poparcie dla Astrid w innych częściach kraju. Wiedzieli, że nie zdołają zawiadomić wszystkich jednak po części wierzyli też w siłę plotki.
Pierwszym miejscem gdzie blondynka się udała była mniej znana karczma. Ustalili, że Astrid nie będzie odwiedzać miejsc tak obficie zalegających w ludzi, ze zwykłych pobudek, jakimi są ludzka podejrzliwość. Dziewczyna udała się więc prosto do małej knajpki na obrzeżach. Idąc przez wioskę czuła na sobie spojrzenia Łupieżców. Niektóre przychylne i miłe którym towarzyszyły uśmiechy i skinięcia głowami, inne, których było jednak znacznie mniej: złowrogie i podejrzliwe. Nie przejmowała się tym jednak. Odpowiadała każdemu kto tylko miał ochotę powiedzieć jej
-Dzień dobry.
W końcu doszła na miejsce i lekko pchnęła drzwi prowadzące do sieni. Spodziewała się zastać tam kilku ludzi stanowiących mieszankę towarzyską okolicy oraz ich żony, oraz kilku przypadkowych zmęczonych Łupieżców. Dlatego też stanęła jak wryta, gdy zobaczyła siedzącego przy barze człowieka, którego tak usilnie starała się nie spotkać....Wilhelma

                               Znalezione obrazy dla zapytania Astrid zdziwiona gif

Spóźnienie....
Spóźnienie....
Spóźnienie....
Znowu xD Przepraszam, że raczę was tak krótkim nextem jednak liceum to masakraaa. Nauka jest praktycznie non stop i zwyczajnie nie mam czasu. Mimo to postaram się dodać nexta jak najszybciej. Dajcie znać jak się podobało, zapraszam na mojego drugiego bloga ;)
http://dzieckoolimpuolimpijscyherosi.blogspot.com/
Do nna kochani <3
~Pass

czwartek, 26 stycznia 2017

Poszukiwany

 Następnego dnia rano Ian i Kora siedzieli w pokoju chłopaka i zaśmiewali się do upadłego z rysunków jakie zrobili gdy byli mali na książeczce z obrazkami, która teraz należała do brata Iana. Ciemnowłosy przez cały czas obejmował ręką dziewczynę, której głowa spoczywała na jego ramieniu. Ian w tamtej chwili nie potrzebował do szczęścia praktycznie nic innego. Odkąd są z Korą razem wszystko jakby zaczęło wydawać się prostsze. Dziewczyna, choć nie pozbawiona trudnego charakteru była najlepszą rzeczą jaka trafiła się byłemu Łupieżcowi w życiu. Rudowłosa w końcu zauważyła, że przestał się śmiać i wpatruje się w nią teraz jak w ósmy cud świata.
-Na co tak patrzysz?-spytała cicho z lekkim uśmiechem.
Chłopak delikatnie dotknął jej policzka i oparł czoło o jej głowę.
-Zastanawiam się tylko-wyjaśnił patrząc dziewczynie prosto w oczy. Jego słowa nieco zaniepokoiły Korę, ale i tak nie dała zbić się z tropu.
-A mogę wiedzieć nad czym?
Ian roześmiał się. Dziewczyna zadała to pytanie bardzo spokojnie jednak w jej tonie głosu można było doszukać się zdenerwowania. Postanowił nie trzymać jej w niepewności i zbliżając twarz do jej twarzy szepnął, nie tracąc przy tym kontaktu wzrokowego.
-Nad tym co bym zrobił gdybyś nigdy nie pojawiła się w moim życiu.
-I do jakich doszedłeś wniosków?-spytała nie bez drżenia w głosie. 
Ciemnowłosy wiking uśmiechnął się jeszcze szerzej i powoli zbliżając twarz pocałował ukochaną w usta. Oboje zatopili się w tym pocałunku przymykając nieco oczy, po czym Ian delikatnie oderwał się od wojowniczki i szepnął jej wprost do ucha.
-Że jestem najszczęśliwszym facetem na świecie, że cię spotkałem.
Kiedy troszkę się odsunął dostrzegł łzy wzruszenia wstępujące w jej piękne oczy. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego i wtuliła się w jego muskularną klatkę piersiową i powiedziała.
-To najpiękniejsze co w życiu od ciebie usłyszałam-wyznała przytulając się jeszcze mocniej.
Ian uśmiechnął się do siebie w duchu dziękując Odynowi że wpadł na pomysł powiedzenia tego ukochanej. Po dłuższej chwili, Kora odezwała się.
-Jak myślisz, kiedy As wróci?
Ciemnowłosy wiking westchnął głęboko i oparł się brodą o czubek głowy dziewczyny.
-Nie mam pojęcia. Znając ją to, jeżeli ma tam jakieś niedokończone sprawy, to nie odleci dopóki ich nie załatwi...
-Im dłużej jej nie ma tym bardziej wszystko się sypie.-stwierdziła wojowniczka, czym zaszokowała ukochanego.
-Niby czemu?
-No wiesz...dopiero kiedy odpłynęła okazało się ile ona tu rzeczy robi. Zajęcie w Smoczej Akademii. Wiesz dobrze, że miała najwięcej godzin z nas wszystkich-przypomniała mu-Co prawda dzielimy się tymi zajęciami z Czkawką, Szpadką i Śledzikiem, ale i tak ledwo wyrabiamy. Oprócz tego odpowiadała za trening nowych smoków na spółkę z Czkawką. Kiedy jej zabrakło te obowiązki oprócz niego przejęliśmy my.
-Co prawda to prawda. Czasem przychodzę do domu, już myślę o położeniu się spać i nagle przypominam sobie, że nie pracowałem z Groźnym od dwóch dni, a Burza ostatni raz latała pod siodłem tydzień temu. A Astrid pracowała z nimi codziennie. Po prawdzie to czasami czuję się jakbym jej nie dorównywał...wiesz jakbym ją zawodził.
-Nie ty jeden-wyznała rudowłosa-Oprócz tego przecież prawie zawsze ona organizowała spotkania rady Berk. Wcześniej były co tydzień a od jej wyjazdu nie było ani jednego. Spotkania z resztą też ograniczyły się do przypadkowych spotkań-przewróciła oczami mając na myśli ich spotkania z Czkawką, Śledzikiem Smarkiem i bliźniakami.-No i oprócz tego przecież oboje często widujemy wodza. Zauważyłeś jak wygląda?
-Faktycznie-przyznał jej rację Ian-Chodzi jakiś taki ponury, zmartwiony...Wiesz co? Może przejdziemy się do niego i spróbujemy mu poprawić humor?-zaproponował ku uciesze Kory.
-Z wielką chęcią-uśmiechnęła się do niego. Wiking sprawnie wstał i założył buty, po czym spojrzał na wciąż leżącą i przeciągającą się wojowniczkę. W jego oczach mignęły iskierki rozbawienia, po czym roześmiał się cicho.-Zamierzasz w ogóle wstać?
Dziewczyna tylko wyciągnęła w jego stronę wyprostowane ręce. Kręcąc z rozbawieniem głową były Łupieżca chwycił je i podźwignął swoją dziewczynę na nogi, równocześnie całując ją mocno. Kiedy się od niej oderwał niemal pozbawił ją tchu.
-Tak mogłabym wstawać codziennie-wymruczała ściskając jego dłoń i wtulając się w ramię. Patrząc z boku mogłoby się wydawać że dziewczyna klei się do niego niemiłosiernie, jednak wprost nie mogła się temu oprzeć. Ten wysoki, przystojny wiking dawał jej niewyobrażalne wręcz poczucie bezpieczeństwa. Sam on też musiał przyznać, że kiedy urocza wojowniczka przytulała go, natychmiastowo poprawiał mu się humor. Czuł się równocześnie dla kogoś innego niż brat, bardzo ważny co potęgowało jego chęć opieki nad dziewczyną. Nie żeby takowej potrzebowała...
Kiedy oboje opatulili się już w kożuchy chroniące ich przed kapryśną w tym miesiącu pogodą i zjedli śniadanie....no...może nie koniecznie w tej kolejności, trzymając się za ręce, wyszli z domu Iana i ruszyli wydrążoną w śniegu ścieżką do pobliskiego domu wodza. Zapukali do niego kilkanaście razy, jednak gdy nikt ze środka nie odpowiadał stwierdzili, że może już dawno wstał i ruszyli poszukać go w innych częściach wioski. Najpierw sprawdzili Twierdzę, w której o dziwo znalazł się już pokaźny tłumek Wandali przekrzykujących się na wzajem i usiłujący im to wszystko wytłumaczyć, bliski już płaczu Śledzik.
-Co się tu dzieje?-zdziwiła się Kora, kiedy zamknęli za sobą drzwi.
-Nie mam pojęcia, ale mam nadzieję, że zaraz się tego dowiemy-ciemnowłosy puścił jej rękę po czym udał się w sam środek zgromadzenia. Przez chwilę rozmawiał ze Śledzikiem, po czym wyraźnie zdenerwowany wyszedł na ławę znajdującą się obok, w skutek czego stał się punktem centralnym Sali na którym wszyscy skupili uwagę.
-Cisza!-wrzasnął co ku przemożnym zaskoczeniu Śledzika i Kory faktycznie zdołało uciszyć wikingów.-Z góry przepraszam za zaistniały problem-kontynuował nadal stanowczym, jednak już nie tak głośnym tonem- jednak wszelakie konsultacje z wodzem musimy przełożyć na najpóźniej jutro.
Gdy tylko to powiedział wybuchła wrzawa. Co jeden wiking to bardziej zdenerwowany zaistniałą sytuacją.
-A to niby dlaczego, he?-krzyknął Enar, podchodząc bliżej stojącego na podwyższeniu chłopaka i przeszywając go wzrokiem. Ian zachował zimną krew i odetchnął głęboko przed rozpoczęciem tłumaczenia.
-Niestety w tej chwili wódz...eee...nie może zająć się państwa z pewnością.....nie cierpiącymi zwłoki sprawami.
-Bo co?-nie odpuszczał Enar podejrzliwie unosząc brew.-A właściwie to gdzie on jest? Co najmniej od wczoraj go nie widziałem, a zapewniam, że bardzo chciałem się na niego natknąć w związku z tegorocznymi połowami i ilością beczek do wybicia...Wie pan już nie tak...
-Zdaje sobie z tego sprawę, jednak te sprawy jak powiedziałem z Czkawką.
-Który zaginął-dopowiedział starszy wiking, na co reszta obecnych w pomieszczeniu znów podniosła głosy spekulując jak i gdzie zaginął wódz. Ian czując, że sprawa wymyka się z pod kontroli gwizdnął przeciągle w palce, znów skupiając uwagę obecnych w pomieszczeniu.
-Proszę posłuchać. Czkawka Haddock wcale nie...
-No więc gdzie jest?!-krzyknęła starsza kobieta stojąca w rogu sali i wymachująca jakimś pismem.
-Musimy wiedzieć jeśli coś mu się stało-poparł ją Enar.
Ciemnowłosy prawie rozpłakał się w duchu z bezsilności. Przecież nie mógł powiedzieć im, że on sam nie wie gdzie jest Czkawka! Owszem, normalnie może i by to zrobił, miał w końcu zaufanie do ludzi z Berk a z ich pomocą poszukiwania, nie wiadomo czy w końcu zaginionego wodza mogłyby pójść szybciej, jednak obecnie na wyspie znajdowali się również Rubieżcy. Ian, obeznany z wcześniejszą polityką Łupieżców i z ogólnymi stosunkami innych klanów do takich spraw...Był pewien, że jeżeli wieść o Czkawce rozniosła by się po Archipelagu, sytuacja odbiłaby się na dobrej do tej pory opinii Berk, która mogłaby dostać łatkę niezorganizowanej wyspy na której mieszkańcy kompletnie nie mają pojęcia o poczynaniach wodza, a taka opinia nie sprzyjałaby za bardzo nowym sojuszom jak i odnowieniom paktów pomiędzy Wandalami a starymi sojusznikami. Wobec tego zmuszony do podjęcia natychmiastowej decyzji zdecydował, że przynajmniej na razie nie powie nikomu, poza najbardziej zaufanym przyjaciołom, o prawdopodobnym zniknięciu bruneta.
-Zapewniam was, że nic mu nie jest. Osobiście się z nim dzisiaj widziałem-skłamał-Czkawka nie czuje się zbyt dobrze więc poprosił mnie bym póki co odłożył wszystko na jutro.
-Widziałeś się z nim?-upewniła się ta sama kobieta która zabrała głos chwilkę wcześniej.
-Tak widziałem się-zapewnił ją pewnym siebie głosem-Kazał mi przeprosić za kłopot i obiecać, że niedługo załatwi z wami wszystkie sprawy na jakich wam zależy.
Po kilkunastu minutach odpowiadania na pytania o stan zdrowia wodza i wymyślania coraz to nowych faktów i okoliczności zebrana w Twierdzy ludność nareszcie dała się przekonać co do stanu wodza i rozeszła się do innych obowiązków. Chłopak odetchnął głęboko i zszedł z ławki, podczas gdy Kora i Śledzik podeszli do niego. Ta pierwsza wydawała się być wyraźnie zdenerwowana.
-Coś ty im na złociste majtki Odyna nagadał? Ty mózgu nie masz?!-krzyczała wymachując rękami-Przecież to wszystko zaraz się wyda bezmózgi baranie! Jak można być takim....
-Pozwól, że ci prze...
-Stop!-Śledzikowi wyraźnie skończyła się już cierpliwość do kłótni pary.-Wytłumaczycie mi łaskawie o co chodzi czy najpierw wolicie się pozabijać?
-Mam przemożną chęć na tę drugą opcję-warknęła Kora zaplatając ręce na piersi.
-Poczekajmy z tym trochę-uspokoił ją Ian i zwrócił się do przyjaciela.-Bo widzisz Śledzik...to jak mówiłem tym ludziom, że Czkawka jest chory to...nie była to do końca prawda...
-To znaczy, że on czuje się dobrze?
Ian zaczerwienił się. Nie lubił kłamać, ale jeszcze bardziej nie lubił przyznawać się do tego kłamstwa. Co nie znaczyło, że nie zamierzał tego zrobić.
-No...problem w tym, że właśnie tego nie wiemy-odparł niejednoznacznie, na co blondyn zmarszczył brwi nie rozumiejąc. Po chwili jednak w jego oczach pojawił się rozbłysk zrozumienia.
-Aaa to o to chodzi-podrapał się w zamyśleniu po brodzie-Ale czemu od razu nie powiedziałeś tego tym ludziom?
-No właśnie?-dołączyła się Kora.
Ciemnowłosy chłopak odetchnął głęboko i po zebraniu myśli wytłumaczył przyjaciołom na czym polegał jego tok rozumowania. Na szczęście zarówno Śledzik jak i Kora ostatecznie przyznali mu rację i we trójkę postanowili po cichu nadal szukać Czkawki. Poszukiwania zarówno z ziemi jak i z powietrza przy wsparciu Chmury, Ogniomiota i Sztukamięs przeciągnęły się się do wieczora. Na sam koniec poważnie już zaniepokojeni postanowili ostatni raz dokładnie sprawdzić wszystkie miejsca. Śledzik udał się jeszcze raz do knajpy by w miarę możliwości jak najmniej podejrzanie wypytać się ludzi o to kiedy ostatnio widzieli wodza Berk. Kora i Ian natomiast chcieli jeszcze raz sprawdzić jego dom. Po drodze spekulowali co też mogło stać się z ich przyjacielem.
-Może postanowił odwiedzić As?-zastanawiał się chłopak na co rudowłosa pokręciła przecząco głową.
-Wydaje mi się, że wtedy poprosiłby cię o zastępstwo. A poza tym Szczerbatek przecież jest na miejscu w Akademii.
-Ale przyznasz, że on też się tym martwi.
Kora przytaknęła po czym energicznie pomachała ramionami usiłując się rozgrzać po całym dniu spędzonym na zewnątrz.
-Martwi się, martwi, jednak sprawia wrażenie jakby sam nie wiedział gdzie szukać swojego jeźdźca. A przecież bez niego nie może latać.
-A może...-Ian potarł głowę i przygryzł w wargę.-Może po prostu chciał o czymś...pomyśleć.
-Ciekawe gdzie chciał myśleć skoro przelecieliśmy całą wyspę chyba z dwadzieścia razy i sprawdziliśmy dosłownie każdy zakątek wioski.-przypomniała mu z przekąsem-Musiał się chyba pod ziemią schować!
-No to już nie wiem....
-Dalej coś mi tu nie gra. Nie sądzisz, że jeżeli Czkawka faktycznie zamierzałby zniknąć nawet na kilka godzin, uważam, że na pewno by nam o tym powiedział. I nie kazałby się nam o niego martwić. Przecież jest wodzem i dobrze wie o obowiązkach wobec obywateli z których do tej pory przecież wywiązywał się bez zarzutu. Nie wydaje mi się żeby o nich zapomniał.
-Też wydaje mi się, że to niemożliwe. On jest zbyt odpowiedzialny, żeby o tym zapomnieć.
-To prawda.
-Nie musisz aż tak tego podkreślać-westchnął Ian z nutką zazdrości w głosie. Kora postanowiła nie reagować, jednak nie mogła powstrzymać cisnącego się na usta uśmieszku. Na szczęście nim chłopak to zauważył dotarli do domu wodza. Pukali, lecz tym razem gdy nie usłyszeli odpowiedzi postanowili po prostu tam wejść. Jako, że nie zastali mamy wodza, wprosili się sami do jego pokoju. Czuli się trochę skrępowani w związku ze szperaniem po pokoju przyjaciela, jednak starali się znaleźć coś co mogłoby wskazywać na miejsce jego pobytu. Poszukiwania okazały się nieowocne. Kora opadła na jego łóżko zrezygnowana.
-Gdzie on do cholery jest...
-Też chciałbym wiedzieć-odparł Ian siadając koło dziewczyny

     
Znalezione obrazy dla zapytania merida gif


Jeszcze raz przepraszam za nieobecność. Choroba nie wybiera xD Dziękuję że czytacie i jesteście. Dajcie znać jak się podobało. Do nna <3
~Pass

wtorek, 10 stycznia 2017

Przed starciem

 Przechodząc obok pokoju Ilgrid, mamy swojego zastępcy, Astrid usłyszała dziwne szepty dochodzące zza drzwi. W normalnej sytuacji dziewczyna poważnie by się zawahała przed podsłuchaniem rozmowy i prawie na pewno by do tego nie doszło. Jednak po wszystkich podejrzeniach, spojrzeniach i myślach o sytuacji w jakiej się znalazła była przed własnym sumieniem w pełni usprawiedliwiona. Wobec tego nie czekała ani sekundy dłużej. Natychmiast przyparła całym ciałem do ściany i cichutko wypuściła powietrze z płuc, jednocześnie podchodząc bliżej. Stała przy leciutko uchylonych drzwiach starając się nie poruszać ani nie wydawać żadnych dźwięków. Co prawda nie zdołała usłyszeć wszystkiego ale na pewno rozpoznała osobę z którą rozmawiała Ilgrid. A mianowicie Wilhelma. Wyrażali się bardzo ogólnikowo zupełnie jakby sami obawiali się podsłuchu z każdej strony.
-Myślisz, że na prawdę przypłyną?-głos naczelnika aż drżał z podenerwowania.
-Jestem tego pewna-odparła ze stoickim spokojem Ilgrid-On może i nie jest do końca zrównoważony ale tej obietnicy dotrzyma na pewno.
-Skąd możesz to wiedzieć?!-Astrid była pewna, że gdyby nie musiał szeptać w tamtej chwili na pewno by krzyczał.
-Nawet dziecko by się zorientowało, że nie przepuści takiej okazji.
-Chyba, że gra na dwa fronty-Wilhelm wciąż pałał wątpliwościami do tajemniczego człowieka o którym rozmawiali.
-Błagam cię...-odparła z politowaniem w głosie starsza kobieta-Nie jest aż tak sprytny. Mogę zaprzysiądz na moją duszę, że na taki przebieg wydarzeń na jaki się umówiliśmy możemy przynajmniej z jego strony liczyć.
-Obyś się nie myliła. Teraz musimy tylko doskonale obmyślić plan ewakuacji.
-Niby czyjej?-Ilgrid wydawała się zaskoczona podjętym przez naczelnego tematem.
Stojąca za drzwiami Astrid zmarszczyła brwi. Różne myśli i przypuszczenia wirowały jej w głowie jak wiatraki przy najbardziej wzburzonym wietrze. Jedno pytanie pojawiało się coraz częściej. O kim do cholery ci dwoje rozmawiają...Wiedziała, że najlepiej byłoby gdyby przyprowadziła Fabiena i posłuchaliby tego wszystkiego razem, a może wtedy młody zastępca by jej uwierzył. Z drugiej strony nie mogła sobie pozwolić na opuszczenie posterunku. Mogłaby przeoczyć ważne informacje. Wobec tego stojąc w korytarzu wyłożonym ciemnymi deskami przywarta plecami do ściany nasłuchiwała dalszej części rozmowy.
-Jak to czyjej?-tym razem to Wilhelm wydawał się oburzony jej niewiedzą-Przecież kiedy przyjdzie pora na kulminacyjne działania nie możemy znajdować się w centrum tych wydarzeń! To chyba jasne, że my jako koordynatorzy planu będziemy nadzorować...że tak się wyrażę z odległości.
-Ale Wilhelmie-kobieta ściszyła głos-A twoja żona, nasze rodziny?
-Naturalnie też-zapewnił kobietę-Moja żona już o wszystkim wie.
Ilgrid westchnęła głośno.
-Ale jak ja namówię moje dzieci? Fabien jest zbyt honorowy żeby tak postąpić-po chwili jej ton zmienił się na znacznie bardziej nieprzyjemny-Po tym jak ta pożal się Odynie blondyna namieszała w głowie moim dzieciom, żadne się nie ruszy.
-Trzeba będzie je jakoś przekonać-zastanowił się Wilhelm, po czym delikatnie klasnął w dłonie-Mam! Przecież Fabien i ta jego żoneczka mają syna prawda?
-Tak, Cedricka, ale co z nim?
-Przecież dużo ważniejsze jest dla niego zdrowie i życie syna niż jakaś tam wojna-słysząc ten głos Astrid była wręcz pewna, że uśmiecha się w tej chwili niczym geniusz zbrodni, a ona miała coraz większą ochotę wparować do pokoju i go udusić. Wiedziała jednak, że nawet gdyby chciała aresztować tą dwójkę pozostanie jako jedyny świadek zdarzenia a prócz Viery raczej nikt nie poprze jej w tej sprawie. Zarówno Wilhelm, choć nie lubiany, jak i Ilgrid cieszyli się doskonałą reputacją i zdrada według większości mieszkańców w ich przypadku nie wchodziła w grę.
-Nie narażę życia wnuka-zaoponowała poważnie matka Fabiena.
-Nie będziesz musiała narażać niczyjego życia-uspokoił ją naczelny wojsk-Wystarczy, że Cedrick znajdzie się w bezpiecznym miejscu, a zarówno Fabien jak i Viera z pewnością nie wiedząc nic o jego losie będą go szukać. Ważne żeby oni myśleli, że jest zagrożony.
-Myślisz, że on mógłby chwilę go przetrzymać i upozorować porwanie?-zamyśliła się Ilgrid.
-Wydaje mi się, że ty znasz jego techniki lepiej, jednak jeśli zrobi to o co go prosimy, to poświęcenie jednego człowieka, czy góra dwóch na opiekę nad dzieckiem  nie będzie stanowić dla niego problemu. A im więcej kłamstw tym będzie bardziej zadowolony.
-Co racja to racja-przyznała kobieta-Musimy napisać do Dagura.
Blondynka stojąca za drzwiami poczuła jak tempo bicia jej serca zwalnia, a krew w żyłach zaczyna wolniej płynąć na dźwięk tego imienia. W jednej chwili pojęła plany tej dwójki i nie dbając już w ogóle o ciche zachowywanie się odwróciła się na pięcie i pobiegła z powrotem w stronę pokoju swojego zastępcy. Tym razem nawet nie pukała. Wparowała do pokoju przyjaciół bez chwili wahania i używając krzesiwa szybko odpaliła pochodnię zawieszoną na ścianie nie dbając o to, że zachowuje się głośno. Nagłe przerwanie ciszy, oraz zapalenie się światła obudziło małżonków, którzy mrużąc oczy unieśli się na łokciach kierując przebudzone spojrzenia na rozczochraną blondynkę stojącą na środku ich pokoju.
-Dagur to płynie-powiedziała bez ogródek.

-Jak to moja matka?-zapytał po raz kolejny zszokowany Fabien. Para wstała już z łóżka i teraz wraz z blondynką siedzieli w tym samym pokoju co wcześniej. Pomimo, że Viera i jej mąż zostali wyrwani ze snu po żywej relacji z rozmowy Wilhelma i Ilgrid, jakiej udzieliła im blondynka, wszelka ochota na odpoczynek minęła.
-Fabien nie żartuję-zapewniła go Astrid-Nie budziłabym was gdyby sprawa nie była tak poważna. W dodatku sprawa z Cedrickiem...
-Niech spróbuje go tknąć-warknęła Viera z groźnym błyskiem w ciemnych oczach.
-Nadal w to nie wierzę-stwierdził rudowłosy. Z całej trójki to właśnie on miał największe powody do szoku. W końcu nie codziennie dowiadywał się, że jego matka ma konsztachty z największym wrogiem klanu, a w dodatku najwidoczniej zdradza ten klan.
Jego żona uścisnęła jego przedramię.
-Wiem kochany, wiem. Ale sam pewnie zauważyłeś jak to wygląda. Astrid mówi prawdę. Jestem tego pewna.
-Wierzę Astrid-zapewnił blado uśmiechając się do wojowniczki-Po prostu nie wierzę, że moja matka mogła posunąć się do czegoś tak okropnego. Jak ona mogła...
Na to pytanie nie było już jednoznacznej odpowiedzi. Astrid splotła dłonie na stole. Ciemnowłosa dziewczyna westchnęła
-W każdym razie musimy teraz pilnować Cedricka jeszcze bardziej niż zwykle.
Jej mąż kiwnął głową na znak zgody i już miał potwierdzić słowa żony, gdy blondynka stanowczo pokręciła głową i wbiła spojrzenie w parę.
-O nie-powiedziała z całkowitą stanowczością.
-Niby co nie?-zdezorientowany Fabien nie wiedział jeszcze co knuje jego przełożona ani jak bardzo mu się to nie spodoba.-Przecież nie możemy doprowadzić do jego porwania!
-Wręcz przeciwnie-odparła blondynka ze stoickim spokojem-Musicie doprowadzić do jego porwania. A nawet więcej. Musicie iść z nim.
-Co?!-krzyknęło małżeństwo w jednej chwili, po czym natychmiast ucichło, przypominając sobie o śpiącym w pokoju obok obiekcie rozmowy.
-Nie zostawimy cię Astrid-rzekła poważnie Viera. Dziewczyny przez chwilę mierzyły się wzrokiem jednak nieubłagany wzrok wojowniczki z Berk wygrał.
-Musicie. Słuchajcie wiem i dziękuję wam, że chcecie zostać. Nigdy wam tego nie zapomnę. Jednak bezpieczeństwo wasze i Cedricka jest dużo ważniejsze niż pomoc mi tutaj.
-Wobec tego jedno z nas pójdzie z Cedrickiem, a drugie...
-Nie-znów przerwała dziewczynie Astrid-Słuchajcie. Gdyby coś wam się stało...-zmierzyła młode małżeństwo wzrokiem-któremukolwiek z was...nigdy bym sobie nie wybaczyła. Bardzo polubiłam waszego syna-wyznała-Nie pozwolę, żeby stracił jednego z rodziców.
-A my nie pozwolimy byś sama mierzyła się z przeciwnikiem pokroju Dagura!-stanowczo rzekł Fabien
-Fabien, musicie na to pozwolić!-warknęła tracąc cierpliwość-I musicie zabrać ze sobą Cassandrę i April! Na prawdę bardzo was lubię i nie pozwolę, żeby komuś z waszej rodziny stało się coś złego.
-Stanie się mojej matce, jak ją zobaczę-warknął rudowłosy.
-Och...przestań. Musicie tak zrobić i już-postanowiła-Koniec dyskusji!
-Nie przemyślałaś kilku rzeczy w tym swoim...misternym planie-zwróciła jej uwagę Viera.
-Niby jakich?
-April na pewno nie pójdzie z nami. Uwierz mi znam ją i prędzej strzeliła by sobie w stopę niż uciekła od tak ważnej bitwy o losy klanu. Przecież ich ojciec był ważnym żołnierzem! Nigdy nie przystanie na ten plan.
-Ja też-zapewnił Fabien.
Blondynka rzuciła im obojgu niepewne spojrzenie, po czym westchnęła.
-Okej, jeżeli April nie da się przekonać, może zostać, ale ty Fabien, nie!
-Niby czemu w bitwie ma brać udział moja siostra a ja nie?
-Eh...mówisz jak rozpieszczony bachor-warknęła  wojowniczka, po czym wbiła spojrzenie w mężczyznę- Nie rozumiesz, że właśnie próbuję spełnić obietnicę?
-Ciekawe jaką...
-Nie pozwolę żeby coś się stało tobie albo twojej rodzinie-stanowczym głosem oznajmiła Astrid-Wbij to sobie do tej durnej głowy, bo zdania nie zmienię.
Po tej wypowiedzi wstała i skierowała się do drzwi
-A ty gdzie?-zdziwiła się Viera.
-Spać-oznajmiła Astrid nie do końca zgodnie z prawdą po czym wskazała palcem na tę dwójkę-Wy też powinniście. O 7:00 spotkajmy się tutaj. Postarajcie się w miarę możliwości jak najmniej podejrzanie sprowadzić tu Cass i April, musimy wszystko omówić.
-Astrid wciąż uważam, że...
-Skończyłam rozmowę!-warknęła blondynka po czym łagodnie zerknęła na małżeństwo.-Wyśpijcie się. Dobranoc.
Nie czekając na odpowiedź wyszła z pokoju pary i skierowała się do swojego. Przechodząc obok pokoju Ilgrid, wyjątkowo wytężyła słuch, jednak nie dochodził stamtąd nawet najcichszy dźwięk. Blondynka weszła do swojej sypialni i usiadła na krześle tuż przy oknie opierając głowę na dłoniach i wzdychając ciężko. W tej sytuacji nie miała już kompletnego pojęcia co robić. Pluła sobie w brodę, że nie sterczała pod tamtym pokojem tak długo aż dowiedziałaby się kiedy dokładnie napadają Berserkowie. Głęboko westchnęła. Na Berk nie było takich problemów. Jeżeli ktoś napadał to się walczyło. Bez żadnych wewnętrznych zdrad, infiltracji, ukrywania się i decydowania samemu o losach innych. Jeżeli Astrid miałaby wybierać najchętniej ewakuowałaby teraz wszystkich ludzi, przyskrzyniła zdrajców i zawiadomiła Czkawkę. Jednak nie było możliwości zrobić nic. Nie miałaby pewności, czy ludzie poszliby za nią, czy jeszcze donieśli Ilgrid i Wilhelmowi. Poza tym nie miała pojęcia gdzie znajdują się wojska wroga. Po drugie, zdrajców nie dało sie przyskrzynić ponieważ mają zbyt wielkie poważanie. Zawiadomić narzeczonego również nie miała jak, gdyż zanim wiadomość dotarłaby do Berk i spotkała się z odzewem mogłoby już dawno być po sprawie. Blondynka złożyła dłonie w pięści i z całej siły rąbnęła nimi o blat. Wzniosła oczy ku niebu.
-Sytuacja bez wyjścia-warknęła do siebie-Gdzie się nie odwrócę, dupa z tyłu...


                                Znalezione obrazy dla zapytania Astrid gif


No i koniec.
Next troszkę krótszy niż ostatnio ale nie chciałam zbytnio przedłużać ze szkodą dla reszty xD. 
Proszę was o opinię na temat zarówno nexta jak i całego bloga. Chciałabym usłyszeć ją i spróbować naprawić wszelakie błędy. Dlatego proszę o szczerość. Jesteście najlepszymi czytelnikami jakich mogłam sobie wymarzyć! Dziękuję wam za wszystko <3 :*
Hahaha i nie to nie jest pożegnanie...na nie jeszcze dużo za wcześnie ;)
~Pass


niedziela, 1 stycznia 2017

Szach...

 Noce na Berk zawsze były wyjątkowo urodziwe. Księżyc, jeśli akurat był w pełni oświetlał wszystko łagodnym blaskiem, rzucając lekką poświatę na drzewa i odbijając się w wodzie. Wszyscy którzy tego dnia wyszliby z domu, na pewno zachwyciliby się jego urodziwym wyglądem na tle rozległych klifów. Wszyscy...poza Czkawką. Wiking, chodź z grzbietu Szczerbatka wszystko wyglądało jeszcze piękniej, wcale nie zwracał uwagi na wspaniałość natury rozciągającą się wokół. Kiedy po kilku dniach zwłoki przyszedł do niego Straszliwiec z wiadomością od Astrid o mały włos nie wrzasnął na całe gardło z bezsilnej złości. Wizyta którą blondynka jako wódz Łupieżców miała złożyć tamtejszemu klanowi miała trwać zaledwie kilka dni. Kiedy one minęły, a potem kolejne i kolejne Czkawka zaczął się martwić. Wtedy właśnie, gdy był wręcz gotowy polecieć ze Szczerbatkiem na wyspę Łupieżców i sprawdzić co się dzieje z jego narzeczoną, tuż obok domu znalazł niebieskiego Straszliwca, który miał dla niego wiadomość. Wiadomość o następującej treści:
           Drogi Czkawko!
     Niestety nie uda mi się wrócić na Berk w przeciągu najbliższych dni. Tydzień który spędziłam na          wyspie Łupieżców dał mi wiele do myślenia. Zbyt dużo spraw jest tu nie załatwionych bym mogła        spokojnie wrócić. Fabien sprawuje się dobrze, nie mam co do niego zastrzeżeń, jednak ta wyspa          jest tak przesiąknięta tradycjami jeszcze z czasów mojego ojca, że nie wyobrażam sobie wrócić,          przed rozwiązaniem pewnych niejasności. Mam też pewne podejrzenia w związku z naczelnym             Wilhelmem jednak w moim rozumieniu nie jest to nic czym mógłbyś się martwić. Zostanę tu jeszcze     co najmniej  tydzień. 
                                                                                                                              Kocham cię,
                                                                                                                                            Astrid
Prócz tego ostatniego sformułowania na końcu ten list wydawał się Czkawce tak boleśnie oficjalny, że rozważał wysłanie odpowiedzi z pytaniem czy nic się nie stało. Byli narzeczeństwem stosunkowo krótko i brunet obawiał się, że Astrid mogła...zmienić swoje nastawienie co do ślubu z nim. Wódz Berk pokręcił głową i odepchnął od siebie te myśl. Szczerbatek jakby w odpowiedzi na zły nastrój swojego jeźdźca postanowił nie dać mu chwili na myślenie o tej sytuacji. Z szybkością nocnej furii zapikował ku spokojnemu morzu. W ostatniej chwili z właściwą sobie zwrotnością zmienił kierunek i wznosili się w górę. Brunet nie wziął tym razem stroju do szybowania, lecz i bez tego wiedział, że jeżeli obok jest Szczerbatek nie ma powodu bać się niczego. Wyjął więc protezę ze strzemienia i płynnym ruchem wyskoczył z siodła, opadając coraz szybciej w dół. Rozłożył ręce by względnie panować nad lotem i uśmiechnął się szeroko gdy usłyszał radosny ryk nocnej furii, która udała się za nim w pogoń. Dogonienie go nie zajęło smokowi wiele czasu, więc potem mogli spadać obok siebie, by na samym końcu wiking mógł złapać się siodła Szczerbatka i wraz ze smokiem szybować tuż nad powierzchnią morza. Czkawka czuł jak całkowicie opuszcza go zły nastrój. Takie latanie zawsze wprawiało go w dobre samopoczucie i nieraz poprawiało humor. Obecność przyjaciela była również w dużej mierze kojąca.
-Wiesz co się dzieje, nie Mordko?-brunet szepnął do smoka klepiąc go po tułowiu. 
Czarny jak smoła smok pokiwał energicznie głową i z rykiem radości rozpoczął slalom między skałami wystającymi z wody. Po niecałej godzinie manewrów, które bez niesamowitej zwinności i szybkości nocnej furii pewnie skończyłyby się bolesną śmiercią Czkawki, obaj przyjaciele w końcu wylądowali na stałym lądzie.
-Dzięki Szczerbatek-powiedział wódz Berk, gdy znaleźli się już pod swoim domem-Zawsze wiedziałeś jak poprawić mi humor.
Smok uśmiechnął się bezzębnie po czym ruszył w stronę swojego legowiska.

Następny dzień nie mógł  oczywiście być dniem wolnym więc zmęczony po nocnych eskapadach wiking ledwo zwlekł się z ciepłego i wygodnego łóżka. Pierwszym co zrobił po zejściu na dół było zaparzenie kawy. W kuchni spotkał Valkę.
-Dzień dobry mamo-mruknął przechodząc obok.
-Dzień dobry-odparła kobieta, po czym popatrzyła na syna-Ktoś tu się chyba nie wyspał co?
-Latałem w nocy ze Szczerbatkiem-rzucił nie chcąc wspominać o liście od Astrid. Jednak Valka jak to matka wszystko już wiedziała.
-Widziałam list od Astrid w salonie.-powiedziała bez zbędnego kluczenia-Wraca dopiero za tydzień?
-Z nią nigdy nie wiadomo-wódz Berk pociągnął nosem mieszając kawę-Jeżeli sprawy u Łupieżców nie będą się zgadzały z jej planami pewnie zostanie tam na dłużej.
-A co z waszymi zaręczynami?-rzuciła Valka.
-Jak to co?-nie zrozumiał brunet-Nic się raczej w tej sprawie nie zmieniło o ile mi wiadomo.
-No nic, nic, ale jednak...-starsza kobieta westchnęła głęboko-Narzeczeni nie powinni być zbyt długo daleko od siebie...
-Mi to mówisz?
-Ja z twoim ojcem świata poza sobą nie widzieliśmy w tamtym czasie...-uśmiechnęła się na to wspomnienie, a Czkawka pilnie nadstawił ucha, ponieważ od śmierci taty, mimo, że nie był to temat zakazany wolał nie wpędzać mamy w złe samopoczucie i nie przypominać jej o mężu. Jednak lubił o nim słuchać gdy Valka sama go wspominała, lub gdy porównywała ich obu.
-Ja i Astrid mamy nieco inną sytuację-wódz zacisnął palce na kubku.
-No tak...Ja nie byłam przecież wodzem innego klanu. Zastanawia mnie jak wy rozwiążecie ten problem po weselu. Przecież Łupieżcy jasno się wyrazili, że do tego czasu Astrid może przebywać na Berk na codzień, jednak ich prawo nakazuje wyraźnie by wódz mieszkał tam gdzie jego ludzie.
-Rozwiążemy ten problem-zapewnił mamę wiking biorąc kolejny wielki łyk kawy.
-Ciekawa jestem jak...Swoją drogą rodzice Liriany postanowili, że zostaną z córką jeszcze przez co najmniej tydzień. Pomyślałam, że moglibyście z Astrid zaprosić ich na ślub...Przecież to w końcu przyjaciele....
-Zależy czyi mamo-westchnął Czkawka.
-Przecież bardzo się lubicie z Lirianą-zdziwiła się Valka.
-Lubiliśmy. Czas przeszły-wyjaśnił wódz.-Nie chodzi o to,  że się jakoś kłócimy, ale ona jest po prostu...
-Zbyt uporczywa?-dokończyła matka bruneta.
-Dokładnie.
-No cóż-Valka uścisnęła syna za ramię i ruszyła w stronę drzwi-Jeszcze tydzień musisz wytrzymać. Nie spóźnij się na lekcje w Akademii-przypomniała mama-I zjedz śniadanie!-krzyknęła zanim zatrzasnęły się za nią drzwi.
Czkawka zaśmiał się sam do siebie. Valka na zawsze pozostanie tą samą troskliwą mamą nie ważne ile lat będzie miał. Zdał sobie sprawę jak bardzo cieszy się z jej odnalezienia. Nie mógł jednak długo się nad tym wywodzić, ponieważ jako wódz Berk miał bardzo mało czasu wolnego. Zrobił sobie szybkie śniadanie i z kanapką w zębach niczym pirat z nożem wyszedł z domu. Kiedy spełnił już większą część obowiązków miał czas by zjeść późny obiad. Wybrał się do gospody jednej z przyjaciółek jego matki i zamówił tam mały kufel miodu i mięso z ogniska. Ucieszył się bardzo kiedy zobaczył kto siedzi przy stole na przeciwko lady. Kora, Szpadka, Ian i Mieczyk machali mu, żeby się do nich dołączył.
-Dawno się nie widzieliśmy-rzekł dosiadając się do nich.
-Trochę to dziwne jak na tak małą wyspę-stwierdził Ian-Ale wszyscy mamy obowiązki.
-A gdzie Śledzik i Smark?-Czkawka rozglądnął się w poszukiwaniu przyjaciół jednak nigdzie ich nie znalazł.
-Smark kończy zajęcia w Akademii-odpowiedziała natychmiast Szpadka co spotkało się z porozumiewawczymi uśmieszkami jej przyjaciół.-No co?
-Nie no nic, nic-zaśmiała się Kora-Tylko tak się wyrwałaś do odpowiedzi...
-Po prostu to wiedziałam-zaczęła się tłumaczyć Szpadka czerwieniąc się coraz bardziej.
-A Śledzik rozmawia z Lirianą-powiedział Mieczyk.
-To dlatego dzisiaj nie odczułem tak jej towarzystwa-roześmiał się Czkawka,
-I ty się cieszysz?-udała oburzenie bliźniaczka-Ja to bym płakała z rozpaczy.
-Masz rację, może powinienem.
-Uważaj bo jak cię Lili zacznie pocieszać-Szpadka i wódz zaśmiewali się z tego typu żartów podczas gdy reszta kompletnie nie wiedziała o co chodzi. Po chwili blondynka to zauważyła-Czemu wy nie...Aaaa nie było was wtedy!
-Kiedy?-dopytała Kora.
-Za dużo by wyjaśniać. Po prostu dostaliśmy małej głupawki po żartach na temat-popatrzył porozumiewawczo na Szpadkę-Lili.
-Małej?-prychnęła blondynka.
-A tak w ogóle masz jakieś wieści od Astrid?-zaciekawił się Ian.
Fakt, że akurat on o to zapytał wzbudził w Czkawce mimowolne uczucie zazdrości, które natychmiast postanowił w sobie zdusić.
-Przysłała wczoraj list-powiedział tonem całkowicie bez wyrazu-Będzie dopiero za co najmniej tydzień.
-Co ona tam tyle robi-zdenerwowała się Kora-Przecież miała wrócić po kilku dniach.
-Stwierdziła, że musi dopilnować pewnych spraw na wyspie.
-Fabien zawalił?-zainteresowała się Szpadka.
-Nie w tym rzecz-zaprzeczył wódz-Napisała, że na wyspie pozostały stare tradycje jeszcze z czasów jej ojca, które kompletnie jej się nie podobają i takie tam. Napisała jednak żebym się nie martwił.
-Ehee-rudowłosa pokiwała głową z dezaprobatą-Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale jeśli tak napisała to jawny powód dla którego powinieneś się martwić.
Wszyscy obecni mężczyźni popatrzyli na nią z nic nierozumiejącym wzrokiem, jedynie Szpadka zrozumiała o co chodzi.
-No tak-potaknęła-Ja na twoim miejscu Czkawka poważnie zastanowiłbym się czy nie napisać jej czy nic się nie stało, lub nawet czy nie polecieć osobiście.
-Niby czemu?-zdziwił się wódz.
-Przecież napisała żeby się nie martwił-powiedział zbity z tropu Mieczyk
-No właśnie w tym rzecz!-zaznaczyła jego siostra.
-Nie pisałaby ci żebyś się nie martwił, gdyby nie było o co się martwić!-wyjaśniła Kora
-Ale ci to napisała czyli uważa, że jest się czym martwić, ale nie chce żebyś ty się martwił i uważa, że da sobie radę z problemami o które niby nie, ale jednak powinieneś się martwić-dodała Szpadka plącząc wszystko jeszcze bardziej.
-Nigdy nie zrozumiem kobiet-stwierdził Ian.
-Nawet nie próbuj-roześmiała się jego dziewczyna kładąc mu głowę na ramieniu, po czym zwróciła się do Czkawki-Radzę ci szybciutko napisać jakiś list i przekonać ją żeby powiedziała ci o co chodzi.
-Albo leć tam-zasugerowała blondynka.
-Nie uważasz, że to już lekka przesada?-skrzywiła się Kora-Moim zdaniem lepiej napisać.
-Może i tak-Szpadka wzruszyła ramionami, po czym mrugnęła do Czkawki-Tylko wiesz, tak sprytnie.
-Jak znowu sprytnie?-załamał ręce wiking-Ja chciałem zapytać co się dzieje.
Dziewczyny wymieniły spojrzenia.
-Faceci-westchnęła rudowłosa.-Czkawka. Żeby ona napisała ci o co tak na prawdę chodzi możesz zrobić wszystko, na prawdę wszystko ale na młot Thora nie pytaj jej co się dzieje!
-No to co on ma napisać?-zdezorientował się Mieczyk.
-Wiecie co...Może po prostu pomożecie mi przy pisaniu tego cholernego listu. Bo wydaje mi się, że nie jestem w stanie pojąć waszej pokręconej logiki-westchnął wódz.-Pomożecie mi?
-Zdecydowanie-odparły dziewczęta na raz.

Kiedy Czkawka wracał z knajpy czuł jakby mózg rozsadzały mu sprzeczne informacje. Nigdy więcej nie będzie nawet próbował zrozumieć logiki kobiet. Postanowił to sobie, po tym jak Szpadka i Kora pomagały mu przycisnąć Astrid, żeby powiedziała co się dzieje. Myślał, że jeżeli najzwyczajniej dopyta, to blondynka mu odpowie, ale nie...Według przyjaciółek musiał napisać coś zupełnie odwrotnego i wtedy, być może dziewczyna napisze mu prawdę. Wracał więc z gospody z listem który wyrażał jego bagatelizację spraw na wyspie Łupieżców i szukał Straszliwca który mógłby zanieść go z powrotem. Co prawda Czkawka ani trochę nie rozumiał sensu pisania czegoś takiego, jednak postanowił zawierzyć przyjaciółkom i poczekać na odpowiedź od Astrid. Po wysłaniu smoka z wiadomością miał zamiar wrócić do gospody, jednak spotkała go niemiła niespodzianka. Zza rogu wyszła nagle Liriana z tym swoim głupkowatym uśmiechem i księgą smoków pod pachą.
-Witaj Czkawka-zaśmiała się piskliwie-W ogóle się dzisiaj nie widzieliśmy. Co porabiałeś?
-Pracowałem-odparł zdawkowo i chciał wyminąć nachalną dziewczynę, jednak nie dała się tak łatwo spławić. Jednym ruchem wzięła wodza pod rękę i zaczęła ciągnąć go w stronę lasu.
-Może się przejdziemy, mam ci tyle do opowiedzenia...
-Liriana, jestem zajęty-rzekł przez zaciśnięte zęby.
-Na krótki spacerek na pewno znajdziesz czas-bardziej stwierdziła niż spytała co tylko jeszcze bardziej zirytowało wikinga. Jednak w myślach wciąż powtarzał sobie, że musi to wytrzymać. Jakby nie było Rubieżcy byli jednymi z największych sojuszników Berk. Gdyby Wandale stracili takich przyjaciół, mogłoby się na prawdę skończyć źle. Choć ich wyspa była bardzo oddalona od Berk, to wymiany handlowe i różnorakie transakcje działały bardzo prężnie. W razie jakiegokolwiek konfliktu klan Czkawki mógł liczyć na zbrojną pomoc od przyjaciół z zachodu. Nie stać ich było na tracenie takich sprzymierzeńców nawet jeśli sytuacja z Łupieżcami znacznie się poprawiła.
-Ale bardzo krótki-uległ dziewczynie brunet. Dziewczyna spojrzała na miecz zwisający mu u pasa i wyciągnęła go z pochwy odrzucając na bok.
-Nie lubię kiedy broń znajduje się zbyt blisko mnie-wyjaśniła niewinnie-To co, idziemy?
Czkawka skinął głową.
-Cudownie-obdarzyła go jednym z ładniejszych uśmiechów jakie Czkawka widział w życiu. Mimo iście szatańskiego charakteru nie mógł odmówić dziewczynie niebywałej urody jaką się odznaczała.-Spędzałam dzisiaj czas ze Śledzikiem-poinformowała-Wiesz co? W sumie troszkę przynudzał ale muszę powiedzieć, że na prawdę dobrze mi się z nim rozmawiało. A raczej....słuchało go. W każdym razie dostałam od niego taką książkę-pomachała mu najpilniej strzeżoną księgą smoków na Berk, tuż przed nosem.
-Jak to dostałaś?-zdziwił się wódz. Co prawda wiedział, że Śledzik mógł chcieć podzielić się z kimś wiedzą, jednak Smocza Księga była czymś czego Berk nie udostępniało tak pochopnie. Czkawka właśnie tego otyłego chłopaka uczynił jej strażnikiem z nadzieją, że okaże się on bardziej rozsądny. Oczywiście wódz Berk był jak najbardziej za tym, żeby jak najwięcej klanów podjęło współpracę ze smokami jednak był zdania, że nie powinni dzielić się nawet z największymi sprzymierzeńcami, tak wnikliwymi informacjami jakie znajdowały się w księdze. Bo w końcu, gdyby pakt między nimi został zerwany, plułby sobie w brodę, że pozwolił im dobrać się do tak tajnych informacji. Odyn jeden wie co mogłoby się stać i czy inne klany wykorzystałyby te informacje w szczytnych czy niecnych celach. Im mniej ludzi wie o smokach tak dużo tym lepiej...i dla ludzi i dla smoków.
-No normalnie, spytałam Śledzika czy mogę wziąć jedną z tych jego książek o smokach. Zgodził się i kazał mi sobie wybrać. Więc wybrałam tę.
-I Śledzik ci ją DAŁ?-Czkawka był coraz bardziej zszokowany lekkomyślnością przyjaciela i jednocześnie coraz bardziej na niego wściekły.
-Nie no coś tam mówił, że nie powinien-napomknęła cicho, po czym dodała-Ale ostatecznie się zgodził.
-Obawiam się Liriana, że musisz mi ją oddać-wódz Berk trzymał nerwy dosłownie na ostatnim sznurku.
-Co to to nie-sprzeciwiła się ciemnowłosa-To mój prezent, a prezentów się nie oddaje.
-Liriana, Śledzik popełnił wielki błąd dając ci te księgę. Oddaj mi ją.-zażądał.
Nagle dziewczyna stanęła w miejscu, obróciła się na pięcie i wpiła w niego spojrzenie, które kompletnie nie pasowało do jej dotychczasowego zachowania niemyślącej idiotki. W jej ciemnych oczach zagościł teraz złowrogi błysk, a one same napełniły się jadem.
-A co jak nie?-spytała zniżając głos do złowieszczego szeptu, który całkiem zbił Czkawkę z pantałyku. Nie spodziewał się takiego zachowania po byłej przyjaciółce.
-Liriana, nie rozumiesz. Ja muszę mieć ją z powrotem-tłumaczył brunet.
-To spróbuj mi ją zabrać-odparła niedbale opierając rękę na biodrze.
Jej zachowanie coraz bardziej niepokoiło wodza Berk i jednocześnie wydawało się bardzo podejrzane. Nagle wszystko stało się jakby bardziej przejrzyste. Rubieżcy przyjechali odnowić pakt kompletnie niespodziewanie. Do tego wybrali sobie na wizytę moment tuż po tym jak Astrid została wodzem Łupieżców. Zupełnie jakby...chcieli odciągnąć uwagę wodza Berk od narzeczonej. Wszystko nagle stało się jasne. Próbująca go uwieść Liriana, jej rodzice cały czas wymyślający zajęcia dla niej, których nie mogła wykonywać bez pomocy wodza. Zabieganie i sztuczny chaos który wywoływali miał na celu jedynie odciągnąć uwagę wodza od Astrid. A kiedy plan się nie powiódł postanowili przejść do ofensywy. Liriana była częścią planu. Niewątpliwie ważną częścią, jednak Czkawka odnosił wrażenie, że w tej dyplomatycznej potyczce była jedynie...pionkiem. Niby nic nie znaczącym pionkiem na szachownicy pełnej innych mocniejszych figur. Wszystko zaczęło się układać. Liriana jako pionek skorzystała z pozbycia się królowej...czyli Astrid. Jak zdał sobie sprawę Czkawka, blondynka mogła być jedyną osobą, która była na tyle nieufna w stosunku do nowo przybyłej, że mogłaby jej faktycznie zagrozić. Dlatego za pomocą pewnie innego pionka najpewniej znajdującego się aktualnie u Łupieżców, zlikwidowali Astrid z tarczy wysyłając ją na drugą stronę barykady. Ten pionek...był nim oczywiście Wilhelm! Przecież to on nalegał na prędką wizytę dziewczyny na wyspie. A więc kiedy tamten pionek pozbył się Astrid, Liriana mogła próbować szybko zniszczyć przeciwnika uwodząc króla, czyli Czkawkę, jednak gdy to się nie udało przeszła do tego o co od początku jej chodziło. O Smoczą Księgę! Powiedzmy, że jako ochroniarz, Śledzik byłby wieżą. Korzystając z tego, że Śledzik faktycznie miał tylko dwie drogi, Liriana skutecznie zablokowała mu tą w której nie pozwoliłby jej wziąć księgi, po czym skorzystała z okazji i tak na prawdę wykradła chyba najpilniej strzeżone sekrety dotyczące smoków. Wszystko się zgadzało. Teraz miała za zadanie zlikwidować króla...Jednak kto był jej królem? Myśli Czkawki pędziły jak Szczerbatek przy rozwinięciu największej możliwej prędkości. Szybko kalkulował i osadzał poszczególne osoby na poszczególnych pozycjach. Potem wyeliminował rodziców Liriany jako króla i królową tego misternego planu. Uznał, że choć wiedzą o co toczy się stawka z pewnością nie wymyśliliby tego tak dobrze i z taką precyzją. Wtem do głowy przyszła mu jedyna osoba, która byłaby na tyle szalona by coś takiego wymyślić i na tyle zdeterminowana doprowadzić Czkawkę do upadku by przekupić jego sojuszników.
-Jesteś pachołkiem Dagura-warknął, po czym sięgnął po miecz...którego jak się okazało...nie miał. Przeklął na siebie w myślach za to, że dał się tak łatwo wyprowadzić do lasu, pozbawiony wszelakiej broni.
-Błagam cię-parsknęła chowając księgę do torby przyczepionej do pasa.-Nie mów, że dopiero teraz się zorientowałeś? Dagur miał rację. Faktycznie bez tej twojej blondyny nie potrafisz nic zrobić porządnie. Jak się okazuje, ona bez ciebie też nie-roześmiała się perfidnie- Jednak spokojnie, tobie damy pożyć trochę dłużej.
-Co jej zrobiliście?-Czkawka poczuł jak serce staje mu w gardle na myśl o tym, że ukochanej mogła stać się krzywda.
-Jeszcze nic-odparła Liriana-Poza tym, że praktycznie połowa jej doradców to ludzie Dagura, a z każdej strony na wyspę Łupieżców napływają wojska Berserków, to nic absolutnie nic jej nie zagraża.
Wściekłość w Czkawce eksplodowała. Rzucił się na dziewczynę nie myśląc na swoje nieszczęście za wiele, z zamiarem odebrania jej księgi i natychmiastowego wsadzenia do lochu. Jednak zapomniał, że prawdziwa twarz ciemnowłosej jest zupełnie nie podobna do słodkiej, nic nie umiejącej Lili. Jednym płynnym ruchem, chwyciła Czkawkę za nadgarstek i przerzuciła go sobie przez ramię. Wódz Berk chciał wykorzystać przewagę siły jaką miał nad dziewczyną i po prostu ją staranować, jednak ta ustąpiła mu miejsca i praktycznie bez większego wysiłku wbiła go głową w drzewo. Mroczki pojawiły się przed oczami bruneta, a on sam padł na ziemię. Był ledwo przytomny, jednak zdążył zobaczyć jeszcze jedną rzecz. Liriana wyjęła z kieszeni jakąś kartkę...nie. Nie kartkę. List...jego list do Astrid, po czym pochyliła się nad nim i wyszeptała
-Twoja narzeczona już raczej nie będzie miała okazji, podzielić się z tobą informacjami.
Rozdarła list na dwie części po czym wyrzuciła je w krzaki
-Miłej drzemki-roześmiała się jak wariatka i z całej siły kopnęła Czkawkę w tył głowy. Ostatnie co widział, to kawałek białej kartki wystającej zza krzaków i napisane u dołu
Kocham cię Astrid,
Potem zemdlał.

                                    Znalezione obrazy dla zapytania angry Hiccup gif

No to pierwszy rozdział w Nowym Roku.
Życzę wam wszystkim radości, szczęścia, dużo uśmiechu i zdrowia w 2017, no i mam nadzieję, że rozdział był w miarę ok jak na to, że pisałam go po przespaniu może z 3 godzin xDD No i jako, że niedługo wyświetlenia dobiją 10 000 to chciałabym wam bardzo za to podziękować, jesteście świetni <3 no i szykuję małą niespodziankę ;)
Do następnego
~Pass