-Jesem wojowniczką. Dam radę. Jestem Astrid Hofferson
Ale tym razem nie mogła. Z jakiegoś dziwnego powodu wiedziała ,że te słowa nie pomogą, że nawet one nie uleczą jej złamanego serca. Tak. Złamanego. Przez tego idiotę Czkawkę! Jak on mógł jej coś takiego powiedzieć?! Na samą myśl Astrid skuliła się w siodle jeszcze bardziej. Po jej prawej stronie leciał Szczerbatek. Nocna furia wyglądała na tak samo przygnębioną jak ona sama. Zerknęła w tył i zobaczyła Sztukamięs usiłującą za nimi nadążyć. No tak. Lecieli już dobre kilka godzin. Smoki są zmęczone. Dziewczyna zaczęła rozglądać się za jakimś miejscem do odpoczynku, gdy wypatrzyła małą samotną wysepkę. Zbliżając się, zdała sobie sprawę ,że nieświadomie poleciała na dokładnie tą samą wyspę na której tego samego dnia poznała Korę. Wylądowała na piaszczystej plaży i usiadła tuż przy brzegu. Próbowała sama siebie przekonać, że nic się nie stało, że da sobie radę, ale nie wychodziło. W głębi duszy wiedziała doskonale, że słowa jej chłopaka....byłego chłopaka na zawsze wryją jej się w pamięć, podobnie jak oskarżenia innych jeźdźców. Wojowniczka zaszlochała i oparła głowę o grzbiet podchodzącego do niej Szczerbatka. Smok wydawał się być równie smutny i rozgoryczony jak ona sama. Astrid wtuliła się w grzbiet czując, jak jego skrzydło ją okrywa, imitując uścisk, który faktycznie podniósł ją na duchu. Oderwała się od nocnej furii i pocałowała ją w pysk
-Dziękuję Szczerbatku. Od razu lepiej.
W odpowiedzi smok uśmiechnął się smętnie ukazując bezzębne dziąsła. Wojowniczka mimowolnie się roześmiała i poddźwignęła na nogi. Po kolei objęła każdego przyjaciela i odpowiednio podziękowała za to ,że z nią tu przylecieli. Kiedy skończyła tą ckliwą scenkę zaczęła myśleć w kategoriach przeżycia. Zdawała sobie sprawę ,że odchodząc od Wandali zrobiła prawdopodobnie najgłupszą rzecz jaką mogła ,co nie oznaczało ,że ma zamiar wracać. Aktualnie nie mieli jedzenia, schronienia ani planu, wobec czego Astrid postanowiła się tym zająć. Szybko ściągnęła z grzbietów smoków siodła i odpięła topór i miecz z grzbietu Wichury. Miecz wykonany z gronkielowego żelaza należał oprócz topora rzecz jasna do jej ulubionych broni. Świsnęła nim w powietrzu i przećwiczyła pchnięcie wyobrażając sobie ,że zamiast drzewa naprzeciwko stoi Czkawka. Oczywiście nigdy nie miała i nigdy nie będzie miała zamiaru zabić go ale takie wyładowanie emocji w postaci walenia w coś z całej siły przynosiło efekty, więc nie przestawała. Kiedy wciąż lekko płacząc poobcinała wszystkie gałązki na jej wysokości schowała miecz do pochwy i głęboko odetchnęła. Otarła mokrą i spuchniętą od płaczu twarz i obrzuciła wzrokiem okolicę. Nie zauważając niczego niepokojącego nakazała smokom rozpalić ognisko na plaży. Po zapaleniu suchych gałązek smoki poszły na brzeg złowić dla siebie ryby. Dziewczyna wiedziała, że podczas gdy Szczerbatek, Hakokieł i Wym i Jot byli przeszczęśliwi Sztukamięs i Wichura musiały przemóc się i na siłę jeść nie lubianych przez siebie rzeczy. Astrid postanowiła ,że jedzeniem dla siebie i dla nich zajmie się następnego dnia. Wypompowana jak szambo w zimie wojowniczka ułożyła się blisko ognia, opierając się o brzuch leżącej Wichury i zasnęła głębokim snem.
Czkawka nie mógł poukładać sobie wydarzeń ostatnich godzin w głowie. Miał potworne wyrzuty sumienia za to co powiedział Astrid i za to jak traktował przez ostatnie tygodnie zarówno ją jak i Szczerbatka. Inni jeźdźcy też wydawali się rozżaleni i pełni poczucia winy.
-To nasza wina.-szepnął Śledzik-gdybyśmy się nimi zajmowali nie uciekłyby.
-One nie uciekły-warknął Smark-One poszły za Astrid.
Wszystkie oczy zwróciły się na wciąż oszołomionego wodza Berk.
-Wiem-powiedział drżącym głosem- To wszystko przeze mnie. To ja nie poświęcałem jej wystarczająco dużo czasu. To ja ją zaniedbywałem. Ją i Szczerbatka. Odsunąłem ich od siebie a na sam koniec powiedziałem coś czego za żadne skarby nie chciałem powiedzieć.
-Czyli tak nie myślisz?-spytała rzeczowo Szpadka
-Oczywiście ,że nie!-zdenerwował się wiking-Skąd ci to przyszło do głowy?!
-W końcu z jakiegoś powodu to powiedziałeś...
Czkawka zamarł. Spuścił głowę i objął ją rękami
-Ale nie chciałem-wymamrotał-Ja ją kocham. Naprawdę kocham.
-To o nią walcz-powiedział Sączysmark, co kompletnie zbiło wodza z tropu. Uniósł głowę.
-Zaraz. Dlaczego ty mi to mówisz skoro sam od lat byłeś zakochany w Astrid?
-Stary...Dobrze wiesz ,że nie mam u niej szans. Najmniejszych. Jeżeli mogę powiedzieć cokolwiek o jej uczuciach, choć nie uważam się za eksperta to powiem jedno. Ona cię na prawdę kochała.
-A ja ją. Dalej kocham.
-To zrób coś, żeby ją odzyskać-wtrącił Śledzik
-Zrobię-Czkawka szybko wstał i zaczął chodzić po polanie.-Oczywiście ,że zrobię! Ale-głos mu się załamał-co?
-Najpierw daj jej trochę czasu-poradziła bliźniaczka Thorston.
-Teraz jest w emocjach-dodał Mieczyk.
Wódz popatrzył na te dwójkę z zaskoczeniem. Czyli jednak mają mózgi!
-Dziękuję wam. Ale to nie zmienia faktu ,że nawaliliśmy w kwestii smoków.
Cała reszta jeźdźców milcząco przyznała mu rację i ukryła zawstydzone twarze w dłoniach lub włosach.
-Mieliśmy je w miejscu gdzie potęga Odyna nie dochodzi-mruknął Smark.
-To dlatego odeszły-potwierdziła szpadka. Tych dwoje chyba po raz pierwszy w czymś się zgadzało.
-Astrid się nimi opiekowała przez cały ten czas.....
-Trenowała je-dodał Czkawka.-Wtedy kiedy my byliśmy zajęci.
-Musimy je przeprosić. -rzekł Śledzik
-I odzyskać-zawtórował mu Mieczyk
-Odzyskamy-rzekł poważnie wódz-Odzyskamy, obiecuję wam to.
-Odzyskamy-powtórzyli cicho
-Tylko jeszcze nie wiemy jak-dodała cichutko Szpadka, po czym wszyscy rozeszli się do domów.
Czkawka był zmęczony, sfrustrowany i rozgoryczony. Od razu udał się do sypialni ale czekała już tam na niego Valka
-Gdzie byłeś? Co się stało? Pyskacz coś wspominał, ale jak to się skończyło? Gdzie Szczerbatek? Gdzie Astrid? Gdzie smoki?-zasypywała go pytaniami. Zmęczony wiking opadł na łózko i popatrzył ze smutkiem i melancholią na matkę.
-Odeszli...
-Kto?-Valka spojrzała na syna z przestrachem.
-Astrid, Szczerbatek, smoki....Wszyscy- głos mu drżał, a oczy ponownie zaszły łzami.-Przeze mnie.
-Czkawka.-matka wodza usiadła na łóżku syna i schowała zmartwioną twarz w dłoniach-Co się stało?
Opowiedział jej wszystko. Począwszy od oskarżeń skierowanych do Astrid, przez ich ostrą wymianę zdań i wybór smoków, aż do tej łamiącej serce sceny kiedy wojowniczka odeszła od niego i od Wandali.
-Synu, rozumiem jak musisz się czuć ale nie mogę zrozumieć jednego. Dlaczego to powiedziałeś?
-Nie wiem mamo, na prawdę nie wiem. Wolałbym już stracić język i nic nie powiedzieć w tamtej chwili. Złość na nią za odejście Szczerbatka zaślepiła wszystko.
-Powinieneś być jej wdzięczny-stwierdziła Valka z pewnością w głosie-Ona...
-Tak wiem. Byłem u niej w pokoju. Trenowała nasze smoki i opiekowała się nimi.
-Robiła to co powinniście robić wy-dodała
-Co powinienem robić ja...-odparł cicho wiking.
-Czkawka. Nie będę cię przekonywać ,że to nie wasza i nie twoja wina. Nie powiem ,że to nie przez was odeszły smoki i Astrid. Nie zrozumiem waszego zachowania i nie pocieszę was bagatelizując wasze słowa. Skłamałabym. Ale powiem jedno-Valka świdrowała syna oczami-skoro na prawdę zależy ci na Astrid i wam wszystkim na smokach, powinieneś walczyć o nią dotąd dokąd będzie gotowa ci wybaczyć. Nie możecie się teraz poddać. Smoki wybaczą wam tylko jeśli nie ustąpicie w odkupywaniu waszych win. Na Odyna, synu. Sprowadźcie ich wszystkich z powrotem
Czkawka zerknął na nią z determinacją i odpowiedział
-Wiem mamo. Zrobię wszystko co będzie konieczne.-zawiesił głos-Ale nie wiem co...
-Nie licz ,że ci powiem- Valka rozwiała wszystkie nadzieje syna-Odpowiedzi nie znajdziesz tu-położyła dłoń na głowie Czkawki, a następnie przeniosła ją na jego pierś, dokładnie w miejscu serca-Tylko tu.
Wódz pokiwał głową.
-Dziękuję mamo. Coś wymyślę.
-Musisz.-odparła i wyszła z pokoju zostawiając syna sam na sam z myślami i rozterkami. Czkawka nie miał bladego pojęcia jak miał odzyskać smoka i Astrid, ale matka tchnęła w niego nadzieję i odwagę. Dopóki starczy mu sił, dopóki będzie żył i dopóki będzie miał nadzieję, będzie walczył o przyjaźń i o miłość. Już teraz wiedział ,że nie zabraknie mu nadziei, ani siły. Jedyne czego może mu zabraknąć to czasu. Z tą myślą zasnął snem, w którym nic mu się nie śniło.
Wojowniczka obudziła się nad ranem następnego dnia. Otwarła oczy i zobaczyła ziemię. Pomyślała ,że w nocy musiała zsunąć się ze smoka. Tyle ,że zasnęli na plaży, a nie w lesie. Nie wiedząc co o tym myśleć spróbowała się rozciągnąć. Nie dała rady. Jej ręce były mocno związane za plecami, nogi unieruchomione też gdzieś z tyłu, a jej miecza ani topora nigdzie nie było widać. Nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć, przewróciła się na plecy. Nie zobaczyła nic oprócz gęstych zarośli wokół siebie. Przestraszyła się na myśl ,że nigdzie nie ma smoków. Już miała zacząć je wołać ale skarciła się w myślach. Skoro była związana, to znaczy ,że ktoś znalazł ich obozowisko, zabrał smoki, a ją zostawił. Jeżeli zdoła się uwolnić, będzie mogła poszukać śladów i ocalić przyjaciół. Zdeterminowana Astrid podczołgała się do najbliższych krzaków. Trudno jej było przemieszczać się nieudolnie jak wąż, ale nie miała innego wyjścia. Próbowała oddalać się najszybciej jak może, do czasu aż ramieniem nie otarła się o jakąś śliską powierzchnię. Ciepłą powierzchnię. Rozumiejąc co to może znaczyć odskoczyła, na tyle daleko na ile mogła i zastygła w bezruchu na widok ogromnego Zmiennoskrzydłego tuż przed jej nosem. Stał się już widzialny ukazując czerwone ubarwienie i oślepiająco żółte oczy, wpatrujące się w nią podejrzliwie. Pomyślała już, że to koniec i przygotowała się na okropną śmierć w smoczym ogniu, kiedy poczuła lekki dotyk na ramieniu. Uchyliła powieki i ze zdziwieniem wpatrywała się w wąchającego ją smoka. Nie wydawał się chętny na zjedzenie wojowniczki, wręcz przeciwnie. Chciał jej pomóc. Astrid może i była zaskoczona, ale nie straciła czujności. Rozglądnęła się sprawdzając czy nikogo nie ma, po czym przeturlała się na plecy i uniosła ręce, w nadziei ,że Zmiennoskrzydły faktycznie zamierzał jej pomóc, a nie sprawdzić ,czy nie jest zgniła. Ku jej uldze smok przeciął więzy na jej rękach i nogach pazurem przedniej łapy. Wojowniczka usiadła i roztarła nadgarstki. Powoli odwróciła się do smoka i spojrzała na niego. Przypominając sobie jak to robił Czkawka zamknęła oczy, odwróciła głowę i powoli wyciągnęła rękę. Nie minęło dużo czasu aż Zmiennoskrzydły dotknął jej dłoni swoim oślizgłym pyskiem. Nie wydawało jej się to tak bardzo trudne, jak wtedy gdy robił to Czkawka. Wtedy Astrid wydawało się to czarną magią i czymś czego sama nigdy w życiu nie będzie mogła się nauczyć. Teraz robiła to sama. Wstała i podeszła wolno do smoka, który nie wykonywał żadnych ruchów, tylko przyglądał jej się z ciekawością. Wojowniczka zatrzymała się przy jego szyi i objęła go ramionami za kark, chcąc sprawdzić na ile może sobie pozwolić. Gad nadal się nie ruszał co dziewczyna przyjęła z radością. Chcąc dowiedzieć się gdzie są jej przyjaciele Astrid musiała się jakoś przemieszczać i jednocześnie pozostać niezauważona. A jaki jest lepszy sposób niż lot na wtapiającym się w tło smoku? Wojowniczka wróciła do jego pyska i spojrzała mu w oczy
-Nazwę cię Ognioskrzydły. Pasuje?-spytała, a gdy smok kiwnął głową jakby potakiwał roześmiała się -Wobec tego zobaczymy, na ile mi pozwolisz.
Po tych słowach dziewczyna postawiła wszystko na jedną kartę i z rozbiegu wskoczyła mu na grzbiet. Zacisnęła ręce na jego szyi przygotowując się na rodeo, ale ku jej zdziwieniu i radości Ognioskrzydły nie okazywał złości, tylko odwrócił do niej głowę, jakby czekał na sygnał. W oczach Astrid mignęła iskierka determinacji i wojowniczka trąciła go nogami. Smok wzniósł się w powietrze przy okazji upodabniając się do krajobrazu i zasłaniając dziewczynę, by jej także nie było widać. Dzięki temu ,że starał się jak najdłużej szybować, nie było słychać łopotu skrzydeł. Astrid z trudem przychodziło utrzymanie się na jego śliskim grzbiecie bez siodła ale dawała radę i rozglądała się czujnie. Nagle usłyszała ogłuszający ryk nocnej furii. Wraz z Ognioskrzydłym wykonali szalony skręt i popędzili w kierunku z którego dochodził ten dźwięk. Nie musieli długo lecieć by zobaczyć przerażający widok jaki malował się tuż pod nimi. Wichura była całkowicie spętana, podobnie jak Wym i Jot, Sztukamięs i Hakokieł. Jedynie Szczerbatek mógł jeszcze walczyć. Ten stan rzeczy nie utrzymał się długo, bo już chwilę potem nocna furia również leżała spętana na ziemi. Na widok krzywdy przyjaciół w Astrid aż się zagotowało. Wiedziała jednak ,że musi poczekać i zobaczyć z kim ma do czynienia. Wylądowała z Ognioskrzydłym w krzakach, tuż obok i zeszła ze smoka skradając się bliżej. Aż się wzdrygnęła gdy zobaczyła namalowany, na tarczy jednego z wikingów pętających smoki, herb Łupieżców. Po chwili usłyszała znajomy głos, od którego cała zbladła
-Jak mogłeś ją zgubić!? Niech cię Thor porazi, Bestial! Przecież była spętana, już ją miałeś!
-Uciekła panie. Nie wiem kiedy. Zostawiłem ją na minutkę ,a kiedy wróciłem zniknęła!
-Znajdź ją-warknął Albrecht- Jeżeli nie przyprowadzisz tej dziewuchy z powrotem do mnie w ciągu pół godziny, nakarmię tobą tę nocną furię!!
-Tak panie-odpowiedział drżącym głosem Bestial i odbiegł. Astrid zaryzykowała wychynięcie zza krzaka i szybko oszacowała co musi zrobić, żeby uwolnić smoki. Zobaczyła też ,że jeden ze strażników trzyma jej miecz i topór. Postanowiła je odzyskać i uciec z przyjaciółmi. Szepnęła do Ognioskrzydłego żeby trzymał się przy niej i chyłkiem zakradła się w pobliże spętanej Sztukamięs. Zauważyła papier i atrament, na ziemi tuż obok niej i wpadł jej do głowy pewien pomysł. Można powiedzieć plan B, na wypadek gdyby coś poszło nie tak. Cichutko sięgnęła po kartkę i atrament i nabazgrała wiadomość. Odłożyła rzeczy na miejsce, a kartkę schowała do kieszeni spódnicy. Szybko i cicho wskoczyła na Ognioskrzydłego i dała mu sygnał do ruchu. Smok jakby już znał jej plan ,nadal niewidzialny podszedł do Sztukamięs. Stanął na przeciwko strażników, z kulącą się na jego grzbiecie dziewczyną i stając się widzialny zionął na nich ogniem, po czym odwrócił się i przeciął pętające smoczyce sznury. Ludzie na około zaczęli krzyczeć i podnosić alarm ale Sztukamięs i Ognioskrzydły natychmiast podeszli do Hakokła i przecięli jego więzy. Astrid zeskoczyła ze smoka, powaliła strażnika trzymającego jej broń i zabrała ją krzycząc
-To chyba moje!
Ruszyła na Łupieżców usiłujących opanować smoki. Walczyła jak demon wywracając ich i posyłając do Walhalii, choć wątpiła czy te łotry tam trafią. Kiedy akurat przed nią nie było żadnego wroga popędziła do Szczerbatka. Reszta smoków wzbiła się w powietrze walcząc z Łupieżcami z góry. Albrecht zauważył Astrid i ruszył na nią. Wojowniczka rozcięła sznury krępujące nocną furię, wepchnęła jej kartkę, w przerwę pomiędzy ogonem, a protezą lotki. Krzyknęła do smoka aby leciał co zrobił z niechęcią po czym starła się z Albrechtem. Był potężnym wikingiem, ale Astrid dawała sobie radę, do czasu aż okrążył ją zaalarmowany oddział Bestiala i zarzucił na nią sieć. Wojowniczka spojrzała w górę na ryczące smoki i przygotowujących się do spętania ich Łupieżców.
-Wracajcie na Berk! Szybko!-wrzasnęła na co smoki jeszcze raz warknęły i odleciały. Ognioskrzydły ryknął i odleciał w głąb wyspy. Mimo tego ,że sama została spętana, Astrid cieszyła się ,że mimo wszystko przyjaciołom udało się uciec.
-A gdzie twój wódz, dziewczynko?-spytał kpiąco Albrecht.
Wojowniczka uniosła dumnie podbródek i z nienawiścią spojrzała na wroga.
-Nie mam wodza. Odeszłam
-A to ciekawe. Czyżby twój Czkawuś wreszcie zawiódł?
Dziewczyna splunęła mu pod nogi, na co on roześmiał się
-Jak na zwierzynę w potrzasku, masz mocny język. Jak się nazywasz?
-A co ci do tego?
-Nic. Może ujmę to tak. Dawno nie widziałem nikogo z Berk, więc cię nie poznaję i jeżeli natychmiast nie powiesz mi kogo mam w zamian za nocną furię i resztę smoków, to odetnę ci łeb, bez wahania-zagroził unosząc topór. Wojowniczka nienawidziła się w tamtej chwili, ale chciała żyć, więc odparła
-Astrid Hofferson.
-Ta sama która kiedyś prawie oderżnęła mi głowę i z przyjaciółmi blokowała wszystko co robiłem
-Ta sama
-Twoim wujkiem był Finn Hofferson prawda?
-Taaaak-odpowiedziała z wahaniem. Wódz Łupieżców uśmiechnął się szeroko i skinął na strażników trzymających sieć. Wszyscy puścili, a Astrid wstała
-Nie rozumiem, czemu mnie puszczasz, ale jeśli myślisz ,że do czegoś mnie zmusisz, to wal tym toporem od razu, bo nigdy ci nie pomogę.
-Rodzinie nie pomożesz?
Wojowniczkę zamurowało
-Jakiej rodzinie?
-Od kiedy nie masz rodziców?
Astrid zawahała się, ale w końcu udzieliła odpowiedzi
-Odkąd pamiętam. Wuj przywiózł mnie na Berk, gdy byłam malutka.
-Nie pamiętasz ich?
-Nie
-Finn zginął zanim skończył swoje zadanie. Zdrajca jeden.
-Jakie zadanie?-W umyśle Astrid zaczęło formować się pewne wyjaśnienie, ale nie umiała dopuścić go do głosu.
-Finn Hofferson, nie był twoim wujem. Nawet nie był twoją rodziną. Trafił do nas jako niewolnik, a kiedy nadarzyło się zadanie, wyjechał. Miał szpiegować Berk dla Łupieżców. Rodzice oddali cię tam z nim byś nauczyła się wszystkiego co umieją i wróciła z wszystkimi informacjami. Finn miał odesłać cię jak miałaś 13 lat, ale nas zdradził i przeszedł na stronę Berk, nie mówiąc nikomu. Nawet przed tobą zataił prawdę kim na prawdę jesteś. Czas się dowiedzieć.
-Kim?-spytała drżącym głosem.
-Łupieżcą-odparł Albrecht- Łupieżcą, który tresuje smoki, może nawet lepiej niż sam Czkawka.
-Nie jestem cholernym Łupieżcą i nigdy nie będę.
-A więzy krwi?
-Moi rodzice są na Wyspie Łupieżców? Są Łupieżcami?
-Są kimś więcej. Władcami Łupieżców.
-Ale przecież ty jesteś-głos Astrid zamarł. Dziewczyna wbiła przerażone spojrzenie w Albrechta.
-Witaj z powrotem córciu.

HUehuehuehuehue. Domyślał się ktoś? Jestem idiotką. Dzień przed egzaminem a ja wklejam nexta. Ale czuje się przygotowana, także myśle ,że będzie dobrze. Dziękuję ,tym którzy mnie czytają. Trzymajcie kciuki ;)
Do następnego
MPML
-Dziękuję Szczerbatku. Od razu lepiej.
W odpowiedzi smok uśmiechnął się smętnie ukazując bezzębne dziąsła. Wojowniczka mimowolnie się roześmiała i poddźwignęła na nogi. Po kolei objęła każdego przyjaciela i odpowiednio podziękowała za to ,że z nią tu przylecieli. Kiedy skończyła tą ckliwą scenkę zaczęła myśleć w kategoriach przeżycia. Zdawała sobie sprawę ,że odchodząc od Wandali zrobiła prawdopodobnie najgłupszą rzecz jaką mogła ,co nie oznaczało ,że ma zamiar wracać. Aktualnie nie mieli jedzenia, schronienia ani planu, wobec czego Astrid postanowiła się tym zająć. Szybko ściągnęła z grzbietów smoków siodła i odpięła topór i miecz z grzbietu Wichury. Miecz wykonany z gronkielowego żelaza należał oprócz topora rzecz jasna do jej ulubionych broni. Świsnęła nim w powietrzu i przećwiczyła pchnięcie wyobrażając sobie ,że zamiast drzewa naprzeciwko stoi Czkawka. Oczywiście nigdy nie miała i nigdy nie będzie miała zamiaru zabić go ale takie wyładowanie emocji w postaci walenia w coś z całej siły przynosiło efekty, więc nie przestawała. Kiedy wciąż lekko płacząc poobcinała wszystkie gałązki na jej wysokości schowała miecz do pochwy i głęboko odetchnęła. Otarła mokrą i spuchniętą od płaczu twarz i obrzuciła wzrokiem okolicę. Nie zauważając niczego niepokojącego nakazała smokom rozpalić ognisko na plaży. Po zapaleniu suchych gałązek smoki poszły na brzeg złowić dla siebie ryby. Dziewczyna wiedziała, że podczas gdy Szczerbatek, Hakokieł i Wym i Jot byli przeszczęśliwi Sztukamięs i Wichura musiały przemóc się i na siłę jeść nie lubianych przez siebie rzeczy. Astrid postanowiła ,że jedzeniem dla siebie i dla nich zajmie się następnego dnia. Wypompowana jak szambo w zimie wojowniczka ułożyła się blisko ognia, opierając się o brzuch leżącej Wichury i zasnęła głębokim snem.
Czkawka nie mógł poukładać sobie wydarzeń ostatnich godzin w głowie. Miał potworne wyrzuty sumienia za to co powiedział Astrid i za to jak traktował przez ostatnie tygodnie zarówno ją jak i Szczerbatka. Inni jeźdźcy też wydawali się rozżaleni i pełni poczucia winy.
-To nasza wina.-szepnął Śledzik-gdybyśmy się nimi zajmowali nie uciekłyby.
-One nie uciekły-warknął Smark-One poszły za Astrid.
Wszystkie oczy zwróciły się na wciąż oszołomionego wodza Berk.
-Wiem-powiedział drżącym głosem- To wszystko przeze mnie. To ja nie poświęcałem jej wystarczająco dużo czasu. To ja ją zaniedbywałem. Ją i Szczerbatka. Odsunąłem ich od siebie a na sam koniec powiedziałem coś czego za żadne skarby nie chciałem powiedzieć.
-Czyli tak nie myślisz?-spytała rzeczowo Szpadka
-Oczywiście ,że nie!-zdenerwował się wiking-Skąd ci to przyszło do głowy?!
-W końcu z jakiegoś powodu to powiedziałeś...
Czkawka zamarł. Spuścił głowę i objął ją rękami
-Ale nie chciałem-wymamrotał-Ja ją kocham. Naprawdę kocham.
-To o nią walcz-powiedział Sączysmark, co kompletnie zbiło wodza z tropu. Uniósł głowę.
-Zaraz. Dlaczego ty mi to mówisz skoro sam od lat byłeś zakochany w Astrid?
-Stary...Dobrze wiesz ,że nie mam u niej szans. Najmniejszych. Jeżeli mogę powiedzieć cokolwiek o jej uczuciach, choć nie uważam się za eksperta to powiem jedno. Ona cię na prawdę kochała.
-A ja ją. Dalej kocham.
-To zrób coś, żeby ją odzyskać-wtrącił Śledzik
-Zrobię-Czkawka szybko wstał i zaczął chodzić po polanie.-Oczywiście ,że zrobię! Ale-głos mu się załamał-co?
-Najpierw daj jej trochę czasu-poradziła bliźniaczka Thorston.
-Teraz jest w emocjach-dodał Mieczyk.
Wódz popatrzył na te dwójkę z zaskoczeniem. Czyli jednak mają mózgi!
-Dziękuję wam. Ale to nie zmienia faktu ,że nawaliliśmy w kwestii smoków.
Cała reszta jeźdźców milcząco przyznała mu rację i ukryła zawstydzone twarze w dłoniach lub włosach.
-Mieliśmy je w miejscu gdzie potęga Odyna nie dochodzi-mruknął Smark.
-To dlatego odeszły-potwierdziła szpadka. Tych dwoje chyba po raz pierwszy w czymś się zgadzało.
-Astrid się nimi opiekowała przez cały ten czas.....
-Trenowała je-dodał Czkawka.-Wtedy kiedy my byliśmy zajęci.
-Musimy je przeprosić. -rzekł Śledzik
-I odzyskać-zawtórował mu Mieczyk
-Odzyskamy-rzekł poważnie wódz-Odzyskamy, obiecuję wam to.
-Odzyskamy-powtórzyli cicho
-Tylko jeszcze nie wiemy jak-dodała cichutko Szpadka, po czym wszyscy rozeszli się do domów.
Czkawka był zmęczony, sfrustrowany i rozgoryczony. Od razu udał się do sypialni ale czekała już tam na niego Valka
-Gdzie byłeś? Co się stało? Pyskacz coś wspominał, ale jak to się skończyło? Gdzie Szczerbatek? Gdzie Astrid? Gdzie smoki?-zasypywała go pytaniami. Zmęczony wiking opadł na łózko i popatrzył ze smutkiem i melancholią na matkę.
-Odeszli...
-Kto?-Valka spojrzała na syna z przestrachem.
-Astrid, Szczerbatek, smoki....Wszyscy- głos mu drżał, a oczy ponownie zaszły łzami.-Przeze mnie.
-Czkawka.-matka wodza usiadła na łóżku syna i schowała zmartwioną twarz w dłoniach-Co się stało?
Opowiedział jej wszystko. Począwszy od oskarżeń skierowanych do Astrid, przez ich ostrą wymianę zdań i wybór smoków, aż do tej łamiącej serce sceny kiedy wojowniczka odeszła od niego i od Wandali.
-Synu, rozumiem jak musisz się czuć ale nie mogę zrozumieć jednego. Dlaczego to powiedziałeś?
-Nie wiem mamo, na prawdę nie wiem. Wolałbym już stracić język i nic nie powiedzieć w tamtej chwili. Złość na nią za odejście Szczerbatka zaślepiła wszystko.
-Powinieneś być jej wdzięczny-stwierdziła Valka z pewnością w głosie-Ona...
-Tak wiem. Byłem u niej w pokoju. Trenowała nasze smoki i opiekowała się nimi.
-Robiła to co powinniście robić wy-dodała
-Co powinienem robić ja...-odparł cicho wiking.
-Czkawka. Nie będę cię przekonywać ,że to nie wasza i nie twoja wina. Nie powiem ,że to nie przez was odeszły smoki i Astrid. Nie zrozumiem waszego zachowania i nie pocieszę was bagatelizując wasze słowa. Skłamałabym. Ale powiem jedno-Valka świdrowała syna oczami-skoro na prawdę zależy ci na Astrid i wam wszystkim na smokach, powinieneś walczyć o nią dotąd dokąd będzie gotowa ci wybaczyć. Nie możecie się teraz poddać. Smoki wybaczą wam tylko jeśli nie ustąpicie w odkupywaniu waszych win. Na Odyna, synu. Sprowadźcie ich wszystkich z powrotem
Czkawka zerknął na nią z determinacją i odpowiedział
-Wiem mamo. Zrobię wszystko co będzie konieczne.-zawiesił głos-Ale nie wiem co...
-Nie licz ,że ci powiem- Valka rozwiała wszystkie nadzieje syna-Odpowiedzi nie znajdziesz tu-położyła dłoń na głowie Czkawki, a następnie przeniosła ją na jego pierś, dokładnie w miejscu serca-Tylko tu.
Wódz pokiwał głową.
-Dziękuję mamo. Coś wymyślę.
-Musisz.-odparła i wyszła z pokoju zostawiając syna sam na sam z myślami i rozterkami. Czkawka nie miał bladego pojęcia jak miał odzyskać smoka i Astrid, ale matka tchnęła w niego nadzieję i odwagę. Dopóki starczy mu sił, dopóki będzie żył i dopóki będzie miał nadzieję, będzie walczył o przyjaźń i o miłość. Już teraz wiedział ,że nie zabraknie mu nadziei, ani siły. Jedyne czego może mu zabraknąć to czasu. Z tą myślą zasnął snem, w którym nic mu się nie śniło.
Wojowniczka obudziła się nad ranem następnego dnia. Otwarła oczy i zobaczyła ziemię. Pomyślała ,że w nocy musiała zsunąć się ze smoka. Tyle ,że zasnęli na plaży, a nie w lesie. Nie wiedząc co o tym myśleć spróbowała się rozciągnąć. Nie dała rady. Jej ręce były mocno związane za plecami, nogi unieruchomione też gdzieś z tyłu, a jej miecza ani topora nigdzie nie było widać. Nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć, przewróciła się na plecy. Nie zobaczyła nic oprócz gęstych zarośli wokół siebie. Przestraszyła się na myśl ,że nigdzie nie ma smoków. Już miała zacząć je wołać ale skarciła się w myślach. Skoro była związana, to znaczy ,że ktoś znalazł ich obozowisko, zabrał smoki, a ją zostawił. Jeżeli zdoła się uwolnić, będzie mogła poszukać śladów i ocalić przyjaciół. Zdeterminowana Astrid podczołgała się do najbliższych krzaków. Trudno jej było przemieszczać się nieudolnie jak wąż, ale nie miała innego wyjścia. Próbowała oddalać się najszybciej jak może, do czasu aż ramieniem nie otarła się o jakąś śliską powierzchnię. Ciepłą powierzchnię. Rozumiejąc co to może znaczyć odskoczyła, na tyle daleko na ile mogła i zastygła w bezruchu na widok ogromnego Zmiennoskrzydłego tuż przed jej nosem. Stał się już widzialny ukazując czerwone ubarwienie i oślepiająco żółte oczy, wpatrujące się w nią podejrzliwie. Pomyślała już, że to koniec i przygotowała się na okropną śmierć w smoczym ogniu, kiedy poczuła lekki dotyk na ramieniu. Uchyliła powieki i ze zdziwieniem wpatrywała się w wąchającego ją smoka. Nie wydawał się chętny na zjedzenie wojowniczki, wręcz przeciwnie. Chciał jej pomóc. Astrid może i była zaskoczona, ale nie straciła czujności. Rozglądnęła się sprawdzając czy nikogo nie ma, po czym przeturlała się na plecy i uniosła ręce, w nadziei ,że Zmiennoskrzydły faktycznie zamierzał jej pomóc, a nie sprawdzić ,czy nie jest zgniła. Ku jej uldze smok przeciął więzy na jej rękach i nogach pazurem przedniej łapy. Wojowniczka usiadła i roztarła nadgarstki. Powoli odwróciła się do smoka i spojrzała na niego. Przypominając sobie jak to robił Czkawka zamknęła oczy, odwróciła głowę i powoli wyciągnęła rękę. Nie minęło dużo czasu aż Zmiennoskrzydły dotknął jej dłoni swoim oślizgłym pyskiem. Nie wydawało jej się to tak bardzo trudne, jak wtedy gdy robił to Czkawka. Wtedy Astrid wydawało się to czarną magią i czymś czego sama nigdy w życiu nie będzie mogła się nauczyć. Teraz robiła to sama. Wstała i podeszła wolno do smoka, który nie wykonywał żadnych ruchów, tylko przyglądał jej się z ciekawością. Wojowniczka zatrzymała się przy jego szyi i objęła go ramionami za kark, chcąc sprawdzić na ile może sobie pozwolić. Gad nadal się nie ruszał co dziewczyna przyjęła z radością. Chcąc dowiedzieć się gdzie są jej przyjaciele Astrid musiała się jakoś przemieszczać i jednocześnie pozostać niezauważona. A jaki jest lepszy sposób niż lot na wtapiającym się w tło smoku? Wojowniczka wróciła do jego pyska i spojrzała mu w oczy
-Nazwę cię Ognioskrzydły. Pasuje?-spytała, a gdy smok kiwnął głową jakby potakiwał roześmiała się -Wobec tego zobaczymy, na ile mi pozwolisz.
Po tych słowach dziewczyna postawiła wszystko na jedną kartę i z rozbiegu wskoczyła mu na grzbiet. Zacisnęła ręce na jego szyi przygotowując się na rodeo, ale ku jej zdziwieniu i radości Ognioskrzydły nie okazywał złości, tylko odwrócił do niej głowę, jakby czekał na sygnał. W oczach Astrid mignęła iskierka determinacji i wojowniczka trąciła go nogami. Smok wzniósł się w powietrze przy okazji upodabniając się do krajobrazu i zasłaniając dziewczynę, by jej także nie było widać. Dzięki temu ,że starał się jak najdłużej szybować, nie było słychać łopotu skrzydeł. Astrid z trudem przychodziło utrzymanie się na jego śliskim grzbiecie bez siodła ale dawała radę i rozglądała się czujnie. Nagle usłyszała ogłuszający ryk nocnej furii. Wraz z Ognioskrzydłym wykonali szalony skręt i popędzili w kierunku z którego dochodził ten dźwięk. Nie musieli długo lecieć by zobaczyć przerażający widok jaki malował się tuż pod nimi. Wichura była całkowicie spętana, podobnie jak Wym i Jot, Sztukamięs i Hakokieł. Jedynie Szczerbatek mógł jeszcze walczyć. Ten stan rzeczy nie utrzymał się długo, bo już chwilę potem nocna furia również leżała spętana na ziemi. Na widok krzywdy przyjaciół w Astrid aż się zagotowało. Wiedziała jednak ,że musi poczekać i zobaczyć z kim ma do czynienia. Wylądowała z Ognioskrzydłym w krzakach, tuż obok i zeszła ze smoka skradając się bliżej. Aż się wzdrygnęła gdy zobaczyła namalowany, na tarczy jednego z wikingów pętających smoki, herb Łupieżców. Po chwili usłyszała znajomy głos, od którego cała zbladła
-Jak mogłeś ją zgubić!? Niech cię Thor porazi, Bestial! Przecież była spętana, już ją miałeś!
-Uciekła panie. Nie wiem kiedy. Zostawiłem ją na minutkę ,a kiedy wróciłem zniknęła!
-Znajdź ją-warknął Albrecht- Jeżeli nie przyprowadzisz tej dziewuchy z powrotem do mnie w ciągu pół godziny, nakarmię tobą tę nocną furię!!
-Tak panie-odpowiedział drżącym głosem Bestial i odbiegł. Astrid zaryzykowała wychynięcie zza krzaka i szybko oszacowała co musi zrobić, żeby uwolnić smoki. Zobaczyła też ,że jeden ze strażników trzyma jej miecz i topór. Postanowiła je odzyskać i uciec z przyjaciółmi. Szepnęła do Ognioskrzydłego żeby trzymał się przy niej i chyłkiem zakradła się w pobliże spętanej Sztukamięs. Zauważyła papier i atrament, na ziemi tuż obok niej i wpadł jej do głowy pewien pomysł. Można powiedzieć plan B, na wypadek gdyby coś poszło nie tak. Cichutko sięgnęła po kartkę i atrament i nabazgrała wiadomość. Odłożyła rzeczy na miejsce, a kartkę schowała do kieszeni spódnicy. Szybko i cicho wskoczyła na Ognioskrzydłego i dała mu sygnał do ruchu. Smok jakby już znał jej plan ,nadal niewidzialny podszedł do Sztukamięs. Stanął na przeciwko strażników, z kulącą się na jego grzbiecie dziewczyną i stając się widzialny zionął na nich ogniem, po czym odwrócił się i przeciął pętające smoczyce sznury. Ludzie na około zaczęli krzyczeć i podnosić alarm ale Sztukamięs i Ognioskrzydły natychmiast podeszli do Hakokła i przecięli jego więzy. Astrid zeskoczyła ze smoka, powaliła strażnika trzymającego jej broń i zabrała ją krzycząc
-To chyba moje!
Ruszyła na Łupieżców usiłujących opanować smoki. Walczyła jak demon wywracając ich i posyłając do Walhalii, choć wątpiła czy te łotry tam trafią. Kiedy akurat przed nią nie było żadnego wroga popędziła do Szczerbatka. Reszta smoków wzbiła się w powietrze walcząc z Łupieżcami z góry. Albrecht zauważył Astrid i ruszył na nią. Wojowniczka rozcięła sznury krępujące nocną furię, wepchnęła jej kartkę, w przerwę pomiędzy ogonem, a protezą lotki. Krzyknęła do smoka aby leciał co zrobił z niechęcią po czym starła się z Albrechtem. Był potężnym wikingiem, ale Astrid dawała sobie radę, do czasu aż okrążył ją zaalarmowany oddział Bestiala i zarzucił na nią sieć. Wojowniczka spojrzała w górę na ryczące smoki i przygotowujących się do spętania ich Łupieżców.
-Wracajcie na Berk! Szybko!-wrzasnęła na co smoki jeszcze raz warknęły i odleciały. Ognioskrzydły ryknął i odleciał w głąb wyspy. Mimo tego ,że sama została spętana, Astrid cieszyła się ,że mimo wszystko przyjaciołom udało się uciec.
-A gdzie twój wódz, dziewczynko?-spytał kpiąco Albrecht.
Wojowniczka uniosła dumnie podbródek i z nienawiścią spojrzała na wroga.
-Nie mam wodza. Odeszłam
-A to ciekawe. Czyżby twój Czkawuś wreszcie zawiódł?
Dziewczyna splunęła mu pod nogi, na co on roześmiał się
-Jak na zwierzynę w potrzasku, masz mocny język. Jak się nazywasz?
-A co ci do tego?
-Nic. Może ujmę to tak. Dawno nie widziałem nikogo z Berk, więc cię nie poznaję i jeżeli natychmiast nie powiesz mi kogo mam w zamian za nocną furię i resztę smoków, to odetnę ci łeb, bez wahania-zagroził unosząc topór. Wojowniczka nienawidziła się w tamtej chwili, ale chciała żyć, więc odparła
-Astrid Hofferson.
-Ta sama która kiedyś prawie oderżnęła mi głowę i z przyjaciółmi blokowała wszystko co robiłem
-Ta sama
-Twoim wujkiem był Finn Hofferson prawda?
-Taaaak-odpowiedziała z wahaniem. Wódz Łupieżców uśmiechnął się szeroko i skinął na strażników trzymających sieć. Wszyscy puścili, a Astrid wstała
-Nie rozumiem, czemu mnie puszczasz, ale jeśli myślisz ,że do czegoś mnie zmusisz, to wal tym toporem od razu, bo nigdy ci nie pomogę.
-Rodzinie nie pomożesz?
Wojowniczkę zamurowało
-Jakiej rodzinie?
-Od kiedy nie masz rodziców?
Astrid zawahała się, ale w końcu udzieliła odpowiedzi
-Odkąd pamiętam. Wuj przywiózł mnie na Berk, gdy byłam malutka.
-Nie pamiętasz ich?
-Nie
-Finn zginął zanim skończył swoje zadanie. Zdrajca jeden.
-Jakie zadanie?-W umyśle Astrid zaczęło formować się pewne wyjaśnienie, ale nie umiała dopuścić go do głosu.
-Finn Hofferson, nie był twoim wujem. Nawet nie był twoją rodziną. Trafił do nas jako niewolnik, a kiedy nadarzyło się zadanie, wyjechał. Miał szpiegować Berk dla Łupieżców. Rodzice oddali cię tam z nim byś nauczyła się wszystkiego co umieją i wróciła z wszystkimi informacjami. Finn miał odesłać cię jak miałaś 13 lat, ale nas zdradził i przeszedł na stronę Berk, nie mówiąc nikomu. Nawet przed tobą zataił prawdę kim na prawdę jesteś. Czas się dowiedzieć.
-Kim?-spytała drżącym głosem.
-Łupieżcą-odparł Albrecht- Łupieżcą, który tresuje smoki, może nawet lepiej niż sam Czkawka.
-Nie jestem cholernym Łupieżcą i nigdy nie będę.
-A więzy krwi?
-Moi rodzice są na Wyspie Łupieżców? Są Łupieżcami?
-Są kimś więcej. Władcami Łupieżców.
-Ale przecież ty jesteś-głos Astrid zamarł. Dziewczyna wbiła przerażone spojrzenie w Albrechta.
-Witaj z powrotem córciu.

HUehuehuehuehue. Domyślał się ktoś? Jestem idiotką. Dzień przed egzaminem a ja wklejam nexta. Ale czuje się przygotowana, także myśle ,że będzie dobrze. Dziękuję ,tym którzy mnie czytają. Trzymajcie kciuki ;)
Do następnego
MPML
ŻE CO???!!!!!???"!?!?!?!???!!!???!!?!!? nie no tego się nie spodziewałam xD czadowy ^^ i cieszę się, że masz wene ale tak na początku jest masz i zaraz nie masz i musisz się męczyć ^^ mi starczy raz albo dwa w tygodniu a to co napiszesz możesz sobie zapisać gdzies :) oczywiście nie przeszkadza mi to ze sa tak szybko xD to twoj blog i mozesz robic na nim co chcesz :D weny życzę ^^
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo xd. Chcę tak jakoś ustatkować żeby były dwa razy w tygodniu na tym blogasku i dwa razy na drugim ^^ co będzie jak sie Czkawka dowie xd
Usuń