sobota, 30 kwietnia 2016

Łupieżcy

 Czkawka od kilku dni pracował ciężej niż kiedykolwiek. Wikingowie namawiali go do zmniejszenia tempa, ale młody wódz tylko w pracy widział wybawienie. Kiedy nie pracował i nie myślał o pracy jego myśli wracały do beznadziejnej sytuacji Astrid i tego ,że on nie ma pojęcia jak ją ocalić. Rozważał każdą możliwą opcję, ale wiedział ,że żadna z nich nie jest dobra. Starał się pamiętać że choć nie dba o siebie, to musi dbać o pozostałych jeźdźców. Mimo tego ,że sam był gotów nawet umrzeć by ją uwolnić, nie mógł wymyślić nic co nie skazywałoby na niebezpieczeństwo pozostałych. Próbował wiele razy, ale nie wychodziło... wobec tego zdecydował się na najbardziej głupią, brawurową i idiotyczną akcję w jego życiu, ale jednocześnie tą której był najbardziej pewien. Zamierzał polecieć na wyspę Łupieżców sam ze Szczerbatkiem, uwolnić Astrid i zrobić wszystko by ukochana i przyjaciel wrócili cało do Berk. Zaplanował akcję ratunkową na czwartą noc po dostaniu listu, czyli dokładnie wtedy kiedy Valka leciała do Smoczego Sanktuarium. Choć kochał matkę całym sercem i nie chciał robić jej przykrości, to wiedział ,że nigdy w życiu nie zgodziłaby się na taką opcję. Czkawka czuł ,że musi uratować Astrid jak najszybciej. Każdy dzień bez niej pogarszał jego wyrzuty sumienia, smutek i rozpacz, a ją mógł skazywać na kolejne cierpienia. Denerwowało go to ,że nie ma nawet pojęcia jak ona się czuje, ani czy już sama nie uciekła co wydawało się niemożliwe, ale w przypadku Astrid nigdy nic nie wiadomo...Wódz przez cały dzień planował wszystko w taki sposób żeby dogodnie było mu się wymknąć. Dlatego też na nocnej warcie ustawił Wiadro czego o zdrowych zmysłach i bez naglącej potrzeby nigdy by nie zrobił. Wiking ten był powszechnie lubiany, ale mimo swojego groźnego wyglądu nie był agresywny, nie umiał się bronić i często był rozkojarzony. Normalnie wartownik byłby z niego kiepski, ale w takiej sytuacji....idealny. Poszedł do domu wodza bardzo późno. Wcześniej upewnił się już ,że wszyscy śpią i nikt go nie zobaczy. Ledwo wbiegł do domu, założył siodło Szczerbatkowi. Już miał go dosiąść kiedy jego wzrok zatrzymał się na ogonie przyjaciela. Czkawka podszedł powoli do misternie wykonanej protezy ogona i zbliżył do niej drżącą dłoń. Na widok tych pięknych zdobień, czerwonego herbu Berk na czarnym tle i doskonale wyhartowanego szkieletu ogona, aż miękło mu serce. W jego umyśle cały czas siedziała jego wykonawczyni. Młody wódz dotknął protezy i szepnął ze smutkiem
-Astrid...
Zapewne stałby tam do rana, ale nocna furia odwróciła się i trąciła go głową w ramię, przypominając o zadaniu którego jeszcze nie wykonali. Czkawka podziękował przyjacielowi za przypomnienie i dosiadł smoka. Nie patrząc za siebie wzbili się w powietrze i jak najszybciej zniknęli w chmurach.Obaj doskonale znali drogę i nie potrzebowali wiele czasu by dotrzeć na miejsce. Szczerbatek zawisł w powietrzu nad głównym budynkiem Łupieżców. Dzięki chmurom byli prawie nie widoczni, zwłaszcza dla patrzącego z ziemi. Jeździec i nocna furia wylądowali za najbliższymi głazami. Czkawka odwrócił się do smoka i spojrzał mu w oczy.
-Odwróć uwagę strażników, a ja wydostanę Astrid. Czekaj na mój sygnał, zgoda mordko?
Szczerbatek kiwnął głową i przyczaił się za kamieniami. Młody wódz chyłkiem zakradł się do części w której znajdowały się lochy. Tak jak przypuszczał były obstawione ze wszystkich stron strażnikami. Chłopak gwizdnął tak cicho ,że usłyszeć go mógł tylko smok, który zresztą zrozumiał gest. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zza budynku wyskoczyła nocna furia i ryknęła, rozcinając ciszę nocy. Strażnicy natychmiast pobiegli w kierunku z którego dochodził dźwięk. Wszyscy...oprócz pięciu wyglądających groźnie łupieżców, uzbrojonych po zęby. Czkawka w normalnych okolicznościach uznałby to za szaleństwo, ale w tym momencie myślał tylko o jednym. Musiał uwolnić Astrid. Nawet jeśli miałby przepłacić za to własnym życiem. Z tą myślą zapalił Piekło i z płonącym mieczem w dłoni ruszył na wrogów. Dwóch pierwszych powalił prostymi uderzeniami w głowę. Trzeci po zetknięciu z Piekłem zajął się ogniem i uciekł w panice. Dwóch ostatnich wódz Wandali rozłożył na łopatki szybkim prawym prostym w nos. Szybko otworzył drzwi do lochów, pamiętając ,że nie ma wiele czasu na znalezienie ukochanej. Łupieżcy na pewno zdążyli już dawno podnieść alarm i zaraz zjawi się tu sam Albrecht, wobec czego Czkawka musiał się śpieszyć. Pognał przed siebie, chyłkiem zaglądając do wszystkich celi. Nigdzie nie było Astrid... Kiedy zdążył już się mocno zmartwić usłyszał cichy jęk w celi do której jeszcze nie zajrzał. Szybkim krokiem podszedł do niej i zerknął do środka. Z początku nie widział kompletnie nic, ale zaraz zobaczył skuloną postać w samym rogu pomieszczenia. Widział potargane blond włosy, niebieskie oczy, zalane krwią policzki i wiele ran na rękach i nogach. Nie musiał długo się przyglądać by poznać na kogo patrzy...Astrid.


Wojowniczka zaraz po przybiciu okrętu Łupieżców do brzegu, została w mało delikatny sposób przeniesiona do wielkiego pomieszczenia, które nie przypominało ani trochę, dobrze poznanego przez nią lochu Albrechta. Nie odniosła większych obrażeń więc nie przypuszczała żeby czekał tu na nią lekarz. Zresztą, gdyby nawet jakieś odniosła to czy Łupieżców by to obchodziło? Obstawiała ,że nie. Chociaż...może jakimś cudem Albrecht na myśl o powrocie córki zrobił się bardziej opiekuńczy? Prychnęła pod nosem. Takie coś nie zdarzyłoby się nawet we śnie. Albrecht Perfidny był najgorszym, najpodlejszym i najokrutniejszym wikingiem jakiego znała. No może jeszcze Dagur mógłby mu dorównywać....ale z wielkim trudem. Nie widząc sensu w bezczynnym siedzeniu na lśniącej posadzce Astrid podźwignęła się na nogi i zaczęła przechadzać się po pomieszczeniu bez okien, w poszukiwaniu broni. Oczywiście, prócz wielkiego ciemnego stołu i czterech masywnych krzeseł nie było tam nic. Dziewczyna brała pod uwagę, że w razie czego mogła chwycić krzesło i użyć go jako broni, ale kiedy tylko spróbowała je podnieść, przekonała się ,że jest zdecydowanie za ciężkie. Jedyne co mogła zrobić to pchać je w tempie żółwia i zapewne dać się rozpłatać. wobec tego zdecydowała się czekać na rozwój wydarzeń. Zanim zdążyła usiąść, wielkie drzwi otwarły się z trzaskiem. Zaalarmowana Astrid instynktownie odwróciła się do nich, oddzielając się od przybysza stołem. Do pomieszczenia wkroczył nie kto inny jak sam Albrecht, a obok niego szedł chudy wiking w pełnej zbroi, z hełmem na głowie i dwoma toporami w rękach. Wojowniczka zacisnęła pięści i ugięła kolana w każdej chwili gotowa do ucieczki. Ku jej nieszczęściu drzwi zamknęły się równie szybko jak stanęły otworem i usłyszała zgrzyt zamka. Zbulwersowało ją ,że wódz Łupieżców, którego wolała nie nazywać ojcem, nie widział w niej zagrożenia i pozwolił się z nią zamknąć.
-Usiądź-rzekł, po czym sam zasiadł u szczytu stołu opierając ręce na blacie, na którym inny wiking postawił misę z rybami i chlebem. Astrid ani drgnęła, tylko wpatrywała się w potężnego wikinga ze złością.
Mężczyzna który przyszedł razem z Albrechtem szybkim ruchem przyłożył ostrze topora do szyi Astrid i warknął
-On chciał powiedzieć, że jeśli nie usiądziesz, zmuszę cię do tego w bolesny sposób-o dziwo, spod hełmu przemawiał zdecydowanie kobiecy głos. Jeźdźczyni zerknęła z odrazą na kobietę z toporem i sztywno usiadła. Owszem była uparta, ale na pewno nie głupia. Nie zamierzała ryzykować niepotrzebnych ran, jeśli mogła próbować uciec. Kobieta obeszła stół i usiadła zaraz obok Albrechta. Astrid wybrała miejsce na przeciwko niego więc wyglądało to jak narada wojenna dwóch zwaśnionych klanów. Problem był tylko w tym ,że Astrid odkąd odeszła z Wandali nie miała klanu, tajemnicza kobieta trzymała ją na muszce, a Albrecht wyglądał jakby właśnie wybierał jaka śmierć będzie dla jego córki najgorsza. Mimo wszystko wojowniczka nie zamierzała się poddawać. Wyprostowała się na krześle i wbiła wzrok w wodza Łupieżców, który odpowiedział jej przenikliwym spojrzeniem, w którym czaiła się groźba. Zerknął szybko na zamaskowaną kobietę i nakazał
-Marion, zdejm hełm.
Marion. W głowie Astrid myśli wirowały jak wiatraczek na dachu domu Thorstonów. Albrecht powiedział ,że matka dziewczyny też tu jest i że tak właśnie ma na imię. Czyżby Astrid miała właśnie poznać matkę? Mimo całej odrazy do swojej prawdziwej rodziny, wojowniczka musiała przyznać ,że była ciekawa.
Postać w hełmie kiwnęła głową i ściągnęła go z twarzy. Okazała się się nią szczupła, piękna kobieta wyglądająca niemalże identycznie jak Astrid. Blond włosy, które wcześniej schowane były pod hełmem, teraz opadały złocistymi falami na plecy. Marion wyglądałaby jak sobowtór jeźdźczyni gdyby nie oczy. Błękitne jak niebo w południe, oczy Astrid w niczym nie przypominały ciemno brązowych, praktycznie czarnych oczu jej matki, w których widać było wyraźnie spryt i podejrzliwość.
-Witaj córko-syknęła twardym jak gronkielowe żelazo głosem, który zdecydowanie nie należał do najprzyjemniejszych jakie Astrid słyszała. Marion zmierzyła ją podstępnym spojrzeniem-Tęskniłaś?
Dla wojowniczki to pytanie wydawało się śmieszne, wręcz nierealne. Jak miała tęsknić za matką której nie widziała przez większość życia i która należy do Łupieżców?
-Nieszczególnie-warknęła.
Wódz wrogiego plemienia wymienił znaczące spojrzenia ze swoją żoną po czym przemówił
-Lepiej nie strzęp sobie języka na obelgi dziecko i okaż rodzicom należyty szacunek.
W tym momencie blondynka nie wytrzymała. Wstała szybko, co w jej zbroi było niemałym osiągnięciem i uderzyła pięścią w stół, tak ,że misy z jedzeniem aż podskoczyły.
-Nie jesteście moimi rodzicami!-wrzasnęła-Nigdy nie będziecie!
Jej biologiczna matka wstała ze złością, podeszła do niej i zamachnęła się... Uderzenie było na tyle silne ,że Astrid opadła na krzesło jęcząc z bólu i trzymając się za puchnący już policzek.
-Współpracuj-rzekł Albrecht jakby ta sytuacja nie miała miejsca-Dobrze ci radzę
Mimo bólu dziewczyna podniosła głowę, a w jej oczach lśniła złość. Uniosła podbródek i powiedziała twardym głosem
-Z wami nigdy.
Albrecht wstał od stołu i podszedł do siedzącej wciąż córki. Górował nad dziewczyną niczym Góry Skandynawskie nad oceanem.
-Inaczej cię zmusimy, a to nie będzie miłe.-zagroził
-Jakbyś kiedykolwiek potrafił być miły-zakpiła jego córka.
-Dość tego!-warknęła Marion i mocno szarpnęła córkę tak ,że tamta wstała. Schyliła się i wymamrotała złowieszczym szeptem-Chcieliśmy dać ci szansę, ale widać nie potrafisz jej wykorzystać. Jeśli mój mąż tak mi rozkaże, zabije cię bez wahania. Co więcej...będziesz moją najcenniejszą zdobyczą.
Astrid odwróciła do niej głowę i splunęła jej prosto w twarz. Kobieta wpadła w szał i ciosem zaciśniętą pięścią w twarz, posłała córkę na ziemię. Wojowniczka podźwignęła się na łokciach starając się maskować ból w miejscu, w które dostała już dwa razy. Właśnie stawała na nogi, gdy Marion z całej siły uderzyła ją rękojeścią topora w plecy. Astrid z jękiem opadła z powrotem na ziemię. Jej wyrodna matka chwyciła ją za włosy i szarpnęła znów nakazując wstać
-Teraz będziesz posłuszna?-syknęła
Mimo przeraźliwego bólu w oczach dziewczyny dalej błyszczał upór
-Wam? Nigdy.- za te słowa przepłaciła kopniakiem prosto w brzuch, przez który aż zgięła się w pół.
Albrecht roześmiał się i chwycił ją silnie za ramie mówiąc do żony
-Myślę ,że na razie dostała nauczkę. Nie możemy z nią skończyć, zanim nie pokaże nam tego co musi.
Kobieta uśmiechnęła się słodko do wodza Łupieżców, co wyglądało dość upiornie, po czym warknęła w kierunku córki
-Już niedługo dłużej się zabawimy mała.
Gdyby wojowniczka była w pełni sił i do tego z toporem, za pewne w tym momencie ruszyłaby do walki, ale niestety wiedziała ,że obolała, po solidnym nokaucie i do tego bez broni skacząc na matkę popełniłaby pewne samobójstwo, na co jakoś nie miała ochoty. Albrecht prowadził ją skuloną, przez korytarze i podwórka niczym trofeum. Dziewczyna widziała pełne kpiny spojrzenia Łupieżców rzucane w jej stronę, a czasami również obelgi. Tylko jedna osoba wyglądała na smutną na jej widok. Był to mały, może 7-letni chłopiec który patrzył na nią ze współczuciem, a w jego małej rączce błyszczał sztylet. Chłopczyk podszedł do Albrechta i pokłonił się, co wódz potraktował jak powietrze. Mały brunet wyciągnął chudą rękę i wyraźnie chciał podać dziewczynie sztylet, ale został zauważony. Jakiś mężczyzna krzyknął coś o zdradzie i podbiegł do małego. Wytrącił mu nożyk i zaczął okładać pięściami. Po chwili dołączyli do niego kolejni i kolejni...Astrid aż ścisnęło się serce na ten widok. Była pewna ,że chłopiec zostanie wyjątkowo dobitnie ukarany za swoje ludzkie odruchy. Aż się w niej gotowało na myśl o bijących go łotrach. Próbowała się wyrwać by mu pomóc, ale Albrecht trzymał mocno. Roześmiał się
-Nawet nie próbuj. Myślisz ,że z tym tępym nożykiem dałabyś mi rady?
Czy on na prawdę myślał ,że wyrywała się dla sztyletu? Na widok bitego chłopca praktycznie o nim zapomniała! Po tych słowach była już pewna ,że Łupieżcy nie wychowują twardych wikingów. wychowują potwory... Bezduszne maszyny do zabijania które zrobią to co każe im wódz. Takie...jak jej matka...Albrecht ciągnął ją za sobą jeszcze spory kawałek, aż dotarli do wielkiej areny z rozsuwanymi wrotami. Otworzył je i wrzucił tam Astrid. Dziewczyna upadła twarzą na kamień, co nie było przyjemne. Mimo wszystko wstała. Albrecht usiadł za kratą, na wielkim drewnianym krześle. Na arenie była sama, co nie przerażało ją tak bardzo jak myśl ,że chyba wie co będzie tam robić. Odwróciła się na pięcie i spojrzała w oczy ojcu
-Nie będę dla ciebie oswajać smoków. Co to, to nie.
Wiking roześmiał się
-Myślisz ,że ktoś cię tu pyta o pozwolenie? Nie obchodzi mnie czy chcesz. Po prostu nie masz wyboru.
Po tych słowach trzech Łupieżców podbiegło do jednej z bramek i otwarło ją chowając się w porę przed wybiegającym z niej ciemnym kształtem. Astrid cofnęła się o krok gdy zobaczyła co przed nią stoi. Czarny jak obsydian Szeptozgon wpatrywał się w nią lśniącymi szarością oczami. Instynktownie popatrzyła w dół. No tak...Kamienne podłogi przez które nawet on nie mógł się przebić uniemożliwiały wszelką ucieczkę. Smok zaczął niczym wąż pełzać po komnacie, wyraźnie starając się ją otoczyć. Widziała po nim ,że był na tyle wygłodzony by bez większego wahania pożreć ją w całości. Mimo niechęci przed pokazywaniem Albrechtowi i Łupieżcom swoich możliwości, chciała żyć więc musiała się ratować. Dawniej starałaby się myśleć co zrobiłby wielki pogromca smoków Czkawka, ale teraz o dziwo nie musiała wytężać umysłu żeby wymyślić jakiś marny pomysł. Do głowy natychmiast wpadła jej odpowiednia myśl. Szeptozgony są prawie ślepe, jak krety ale za to mają dobry węch. Skoro Śmiertniki lubią widzieć przyjaciela przed sobą, to czy Szaptozgony nie lubią go czuć? Astrid nie czekała długo. Natychmiast przeskoczyła przez środek tułowia smoka i podbiegła do jego potwornej paszczy. Normalny człowiek na sam jej widok by zawrócił, ale nie ona...Ona została, co więcej....podeszła bliżej. Ustawiła się na przeciw nozdrzy Szeptozgona, zamknęła oczy  i modliła się do Thora, by zaraz nie musieć przekonywać się o ostrości jego zębów. Jakież było jej zaskoczenie kiedy na dłoni poczuła ciepły dotyk łusek. Uchyliła powieki i zobaczyła smoka z uchyloną głową, stojącego przed nią i opierającego głowę o jej dłoń. Astrid pogłaskała go delikatnie i przytknęła swoje czoło do jego czoła. Stali tak przez chwilę, po czym dziewczyna oderwała się od smoka i odwróciła się do Albrechta. Na jego widok żałowała ,że nie ma tu jakiegoś malarza, który uwieczniłby jego minę na wieki. Wódz Łupieżców wpatrywał się w nią z opadniętą szczęką i ze szczerym szokiem w ciemnych oczach.
-Co za niespodzianka-krzyknęła teatralnie-Nie zabił mnie!
Albrecht otrząsnął się z otępienia i wstał ze złowieszczym uśmiechem, który ani trochę nie podobał się Astrid. Łupieżca popatrzył na nią jakby oceniał ile jest warta i odwrócił się.
-Nawet nie przypuszczałem ,że mogłem tyle zyskać, przez wysłanie na Berk jednej głupiej dziewczyny.
-Niczego cię nie nauczę-zarzekła blondynka
-Nie musisz...-odparł-wystarczy ,że wytresujesz te smoki...
-Niczego nie będę tresować!
-A jeśli od tego będzie zależeć twoje życie?
-Nie dbam o to-warknęła
-A życie twojego przyjaciela?-spytał niewinnie Albrecht.
Astrid spojrzała na niego z szokiem wypisanym na pięknej twarzy. Jej ojciec z szyderczym śmiechem machnął ręką i opadła kolejna krata. Na widok tego kogo zastała w środku ledwo powstrzymała łzy.
-Ognioskrzydły!
Zmiennoskrzydły leżał związany za kratami, a trzymało go około 10-ciu Łupieżców. Na sam ten widok Astrid zachciało się wyć. Pobiegła do przyjaciela nie zważając na nic innego, ale natychmiast została odepchnięta. Zanim zdążyła choćby przetrawić ten widok, Ognioskrzydły znikł z powrotem, Szeptozgon został na powrót uwięziony, a sama Astrid wleczona po ziemi, na powrót do twierdzy. Albrecht skręcił jednak w bok, tuż przed wejściem i pociągnął córkę do lochu. Wrzucił ją brutalnie do pierwszej wolnej celi i uśmiechnął się złowieszczo błyskając zębami
-To początek. To dopiero początek.
Wojowniczka dopadła do krat, ale wiking zdążył odejść. Dziewczyna krzyczała, płakała, złościła się przeklinała, ale nikt się nie odezwał. Kiedy opadła na ziemie pełna rezygnacji, zobaczyła wpatrującą się w nią pocharataną twarz, wyglądającą z celi na przeciwko. Pomimo siniaków rozpoznała kto to był.
-To ty chciałeś mi pomóc?-spytała ciemnowłosego chłopca
Kiwnął głową i odparł cicho
-Zapewne nie było to rozsądne. Mój tata powiedział ,że za pomoc muszę odsiedzieć tu miesiąc.
-Karzą cię za pomoc?-spytała z niedowierzaniem
-Nie tylko mnie. Wszystkich-rzekł wpatrując się w nią bystrymi, zielonymi oczami, które przypominały jej boleśnie o Czkawce
-Przepraszam-powiedziała-To przeze mnie.
-Masz rację-ku zdziwieniu Astrid, chłopiec uśmiechnął się-Ale nie żałuję. To przez ciebie zrobiłem najlepsze co mogłem. Wreszcie spróbowałem pomóc. Szkoda tylko ,że się nie udało
-Udało się.-odrzekła-Pomogłeś mi zrozumieć co oni tu robią. Tak dłużej być nie może
-I tak nic z tym nie zrobisz
-Nie znasz mnie. Może to jest niemożliwe, ale ja postaram się tak bardzo, że stanie się możliwe.
Mrugnęła okiem do chłopca, a ten uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-Jestem Astrid. A ty?
-Chase.
-Ładnie.
-Wcale nie.-odparł młody wiking, dalej szczerząc zęby
-Mnie tam się podoba. Już późno. Dobranoc Chase.
-Nie chcę mi się spać
-Wyśpij się.-poradziła-Nie wiadomo kiedy znów będziesz miał okazję.
Astrid położyła się na ziemi wpatrując się w siedmiolatka. Chase zamyślił się, ale po chwili również położył się twarzą na przeciwko twarzy Astrid.
-Dobranoc.
Oboje zasnęli szybciej niż się spodziewali.
Następne kilka dni minęło Astrid beznadziejnie. Każdego dnia opierała się Łupieżcom. Ale każdego dnia oswajała im smoki. Musiała to robić. Chociaż nienawidziła się za to z całego serca, wiedziała ,że tylko w ten sposób uratuje Ognioskrzydłego. Mimo tego ,że częściowo była uległa, to w znacznej mierze wciąż buntowała się na każdym kroku, za co przepłacała codziennej wizycie w pokoju matki z którego zostawała wynoszona, bo nie miała siły iść. Do celi trafiała zakrwawiona i poobijana tak bardzo, że mały Chase płakał ukradkiem na jej widok. Od czasu przypłynięcia na tą piekielną wyspę poznała od całkiem innej strony co to jest ból. Bo w końcu czym było potknięcie się na drodze w porównaniu z powolnym, bolesnym wykręcaniem kończyn i okładanie pięściami do omdlenia. Astrid z każdym dniem coraz bardziej nienawidziła swojej biologicznej matki i ojca których wyzywała od najgorszych przy każdej okazji. Ucieczkę od bólu widziała tylko we śnie, więc kiedy trafiała do celi, natychmiast starała się by Odyn wziął ją w swe ramiona i zaniósł do krainy snów. W czwartą noc po przybyciu nie spała jednak spokojnie. W środku nocy zbudziły ją zamieszki. Usłyszała tupot butów na korytarzu co ją bardzo zdziwiło. Strażnicy nigdy nie zapuszczają się tak daleko w nocy. A już na pewno nie biegają. Starała podnieść się na nogi ale opadła z powrotem na podłogę, z pełnym bólu jękiem. Usłyszała jak ten ktoś się zatrzymuje. Zobaczyła go w świetle pochodni przyczepionej obok jej celi. Brązowo rude włosy, zielone, przerażone oczy, proteza nogi. Czkawka! Chłopak chyba też ją rozpoznał. Jednym ciosem swojego ognistego miecza przeciął zamki. Podbiegł do niej szepcząc
-Astrid. Przepraszam. Ja.. wydostanę cię stąd.
Już miała powiedzieć mu ,że cieszy się ,że go widzi, że tęskniła i wiele wiele innych, gdy zobaczyła kolejną postać za nim, unoszącą topór
-Czkawka uważaj!-wrzasnęła, na tyle na ile pozwalało jej zmęczenie. Zaalarmowany wiking odwrócił się i zaczął walczyć z Łupieżcą. Niestety tych drugich przybywało coraz więcej. Wkrótce obezwładnili Czkawkę i wynieśli go z jej celi. Jeden z nich stanął na straży by Astrid nie uciekła. Dziewczyna cieszyła się ,że mimo tego cholernego listu Czkawka przyszedł, a z drugiej strony martwiła się potwornie co z nim teraz będzie. Zanim zemdlała, usłyszała jeszcze jego słabnący w oddali krzyk
-Astrid...!
                            Znalezione obrazy dla zapytania szczerbatek i czkawka lot gif
Myślę ,że nie jest źle xd Nie martwcie się, moja zryta psychika wymyśliła wam jeszcze parę akcji więc nie będziecie się nudzić xd Do zobaczenia za kilka dni! ;)

niedziela, 24 kwietnia 2016

List

 Astrid wpatrywała się w potężnego Łupieżcę z przerażeniem. Z jednej strony chciała wierzyć ,że on kłamie, ale z drugiej strony miała całkowitą pewność ,że mówi prawdę. Teraz wszystko stało się jasne. Dziwne zachowania wujka Fina...Nie...To nie był wujek... Jego ciągła czujność, szkolenie mnie, nieugiętość w tym ,że mam być najlepszą wojowniczką na Berk. To po to było to wszystko...Astrid mimo tych myśli wiedziała ,że mimo pochodzenia ona sama nigdy nie będzie i nie była Łupieżcą.
-Nie uznaje cię jako ojca-warknęła. Chciała udawać ,że nic ją nie obeszła informacja ,że wódz Łupieżców to jej ojciec, ale zdradziło ją drżenie w głosie.
-Musisz-odparł, błyskając zębami w złośliwym uśmiechu-Czy chcesz czy nie, jesteś moją córką. Jesteś prawowitą wojowniczką Łupieżców. Prawie jak matka...
-Matka?
-Marion Perfidna-rzekł dumnie-Najwspanialsza kobieta jaką spotkałem, bez wahania zabiłaby wszystkich moich wrogów.
-Wiesz, jakoś nie mam ochoty jej poznać...
-Będziesz musiała. Chłopcy. Zabrać ją na statek-rozkazał swoim żołnierzom. Astrid najchętniej pozabijałaby ich wszystkich, ale po pierwsze nie miała już broni, po drugie było ich za dużo i po trzecie na pewno by ją znaleźli nawet gdyby uciekła. Poza tym nie miałaby gdzie wrócić. Była degenerantką. Nie miała swojego klanu, swojej rodziny, nic. Oczywiście na myśli miała prawdziwą rodzinę, nie taką jak Albrecht... Trzej wojownicy chwycili ją w żelaznym uścisku i wnieśli na dość duży statek z banderą Łupieżców. Została wtrącona do lochu pod pokładem, gdzie za jedyne towarzystwo miała dwa wielkie i wygłodzone szczury.  Nie wiedząc co innego może zrobić podciągnęła się na kratach i wystawiła głowę na pokład.
-Możecie mnie wypuścić i tak nie ucieknę!-krzyknęła.
Strażnik, stojący tuż nad nią prychnął
-To ,że umiemy walczyć, nie oznacza ,że jesteśmy głupi. Jesteś sprytną dziewuchą i na pewno znalazłabyś sposób...
-Czyli to rozsądek nakazuje ci bać się młodej dziewczyny?-podpuszczała go Astrid.
-To nie rozsądek. To strach przed twoim ojcem.
-Nie nazywaj go moim ojcem!-krzyknęła-Nigdy nim nie będzie!
Strażnik przewrócił oczami i wpatrzył się w punkt na horyzoncie, nie odpowiadając.
-Aha...Czyli teraz mnie ignorujesz?-pytała Astrid-Haloo!! Bezmózgu!
Nie uzyskawszy odpowiedzi westchnęła i stanęła z powrotem w lochu.
-Do widzenia wolności-wymamrotała z utęsknieniem wpatrując się w wieczorne niebo, na którym widać było już pierwsze gwiazdy. Wojowniczka usiadła i oparła się o ścianę celi, rozmyślając jak łatwo jest utracić te rzeczy które przez długi czas wydawały się zupełnie naturalne i niedoceniane. Ze smutkiem uniosła głowę i tuż przed zapadnięciem w niespokojny sen wyszeptała ostatni raz- Gwiazdy...


 Czkawka był na skraju załamania nerwowego. Po raz kolejny... Usiłował przez cały ranek wymyślić coś...cokolwiek...co pozwoliłoby mu odzyskać smoki i Astrid. Pozostali jeźdźcy byli jeszcze bardziej cisi niż zazwyczaj. Cała piątka siedziała w Smoczej Akademii i spędzała czas na bezskutecznej burzy mózgów.
-A gdyby tak wysłać Straszliwca?-kolejny beznadziejny pomysł tym razem wypadł z ust Sączysmarka
-I co napiszesz w tym liście?-zdenerwował się Śledzik-Sorry Astrid za ignorowanie cię przez te miesiące. Wróciłabyś ze smokami i załatwiła coś do jedzenia, bo zgłodnieliśmy?
-A poza tym ona się pewnie cały czas przemieszcza. Straszliwiec może nie dolecieć-zauważył Szpadka
-Albo Astrid może go zignorować-dodał Czkawka
-Wiecie co?-zaczął Mieczyk- Ja mam dość. Chcę odzyskać Jota, ale mogę to zrobić jedynie jak sam przyleci.....A wszyscy wiemy ,że nie przyleci...
-No bez Wyma nie...-przytaknęła Szpadka, na co jej brat przewrócił oczami
-Miałem na myśli ,że nie będzie chciał jaczy łbie!
-Jak mnie nazwałeś gronkielowa kupo?!
Bliźniaki standardowo zaczęły okładać się pięściami, a cała reszta nawet nie próbowała ich rozdzielać. Takie sprawy najlepiej załatwiali sami. Nagle oboje oderwali się od siebie wpatrzeni z nadzieją w jakiś punkt za plecami pozostałych jeźdźców.
-Wracają!-krzyknęli i pognali przed siebie.
Czkawka, Śledzik i Smark zdezorientowani odwrócili się i ujrzeli najpiękniejszy widok w ich życiu. Na niebie widoczne były sylwetki sześciu znajomych smoków, które w zastraszającym tempie zbliżały się do Berk. Wszyscy rozpoznali te sylwetki.
-Smoki!-krzyknął Czkawka, a w myślach zagościła mu jeszcze jedna słodka jak miód Gothi, myśli: Astrid.
Jeźdźcy ruszyli przed siebie i w mgnieniu oka dobiegli do plaży, by tam poczekać na smoki. Nie spędzili tam dużo czasu, bo już po chwili wszystkie wylądowały. Czkawka dotąd szczęśliwy i pełen nadziei poczuł smutek, na widok pustego siodła Wichury. Jego ukochana nie przybyła wraz ze smokami. Została tam sama, nie wiadomo gdzie. Nawet jej smoczyca wróciła, a ona tam...Zaraz zaraz...
-Co tu robi Wichura?-spytał wódz-Astrid nie ma.
Nagle zobaczył pewien czarny kształt wpatrujący się w niego zielonymi oczami wpatrującymi się w niego z nieufnością
-Szczerbatek-powiedział czując jak mięknie mu serce i ruszył do przyjaciela ze łzami w oczach-Przepraszam cię bardzo. Wybacz mi proszę.
Po tych słowach niepewność zniknęła z oczu nocnej furii i pełen radości smok rzucił się na swojego pana, liżąc go po twarzy.
-Szczerbatek, Szczerbatek!-zaśmiał się wódz i już po chwili oderwał się od przyjaciela. Radość na twarzy Czkawki ustąpiła miejsca trosce i zmartwieniu-Gdzie jest Astrid?
Wszyscy jeźdźcy spuścili głowy, a Wichura zaryczała przerażająco. Wódz podbiegł do niej i pogłaskał ja po szyi. Śmiertnik Zębacz jakby nie zauważając tego gestu szybko podbiegł do Szczerbatka i wskazał jego ogon
-Astrid go zrobiła-powiedziała Szpadka, a Wichura pokręciła głową i zaczęła szarpać za ogon.
-Ona chce go ściągnąć-zrozumiał przytulony do Sztukamięs Śledzik.
Czkawka podszedł do ogona Szczerbatka i ściągnął iście mistrzowsko wykonaną, protezę lotki. Wypadła z niej jakaś pomięta kartka. Wódz rozłożył ją i zamarł. Jeźdźcy zgromadzili się wokół niego i wszyscy przeczytali wiadomość
         

                Drogi Czkawko!
          Może nie powinnam pisać ale to ważne. Dowiedziałam się ostatnio ,że odwieczny wróg twojego klanu żyje. Tak właśnie. Albrecht Perfidny żyje. Złapał smoki, a ja spróbuję je odbić. Wyślę 
 je prosto do Berk, jeśli sama nie dam rady uciec. Łupieżcy są na małej wyspie na północnym 
       zachodzie. Szczerbatek i Wichura będą wiedzieć gdzie to jest. Jeśli chcesz atakować zrób to 
       szybko i z zaskoczenia. Jeśli tam ich nie będzie ruszcie na Wyspę Łupieżców. Na waszym miejscu
       śledziłabym ich z ukrycia i dowiedziała się czy zamierzają zaatakować Berk. Jeśli nie, pod żadnym
       pozorem nie podejmujcie żadnych działań, tym bardziej gdybym się nie wydostała. Poradzę sobie 
      sama. Bez wyrazów szacunku...
                                                                                                                         Astrid Hofferson.


Czkawkę aż ścisnęło serce gdy przeczytał tą wiadomość. Smoki przyleciały same, co znaczyło ,że Astrid została pojmana. Mimo jej wyraźnego sprzeciwu nie wyobrażał sobie by mogli zostawić ją samą na pastwę Albrechta. No właśnie.. Albrechta...Wciąż nie dochodziła do niego myśl ,że jego wróg dalej żyje i teraz pojmał najważniejszą osobę w życiu młodego wodza. Z pewnością trzeba coś z tym zrobić.
-Nie możemy jej tam zostawić całkiem samej-powiedział z przekonaniem, wpatrując się tęsknie w znajome mu lekko pochyłe, zgrzebne pismo ukochanej, którą stracił przez swoją, własną, osobistą głupotę.
Szpadka popatrzyła na niego ze zdziwieniem
-Myślisz ,że zamierzaliśmy ją tam zostawić?
Czkawka odetchnął z ulgą i usiłował się uśmiechnąć, z czego wyszedł tylko skwaszony grymas.
-Dziękuję.
-Nie musisz dziękować-zapewnił Śledzik-To nasza przyjaciółka. Nigdy byśmy jej nie zostawili.
-Trzeba tylko wymyślić jak ją ocalić.... Szybko....-dodał Smark.
Czkawka popatrzył ze wzruszeniem na przyjaciół.
-Jesteście najlepsi.
-Och przestań Czkawka.-przewrócił oczami Mieczyk-Na serio myślałeś ,że ty jeden chcesz ją ratować?
-Nie oczywiście ,że nie....na prawdę-przekonywał podejrzliwie spoglądających na niego jeźdźców, choć w duchu pluł sobie w brodę za takie kłamstwa. Ze wstydem stwierdził ,że faktycznie w głębi serca tak uważał.
-Skończmy ten temat.-przerwała jego tłumaczenia Szpadka-Trzeba porozmawiać o taktyce.
Czkawkę zdziwiły bardzo te słowa wypowiedziane z ust bliźniaczki której ulubionym zajęciem było wpychanie Mieczyka do owczych odchodów.
-Musimy coś zrobić jak najszybciej-poparł ją drugi Thorston.
Wódz Berk kiwnął głową i szybkim ruchem zgarnął list
-Muszę porozmawiać z mamą. To ważne
-Leć...-westchnął Smark.-Spotkamy się jutro z samego rana.
Czkawka pognał sprintem do domu Valki, a Szczerbatek był tuż za nim. Oboje, zdyszani wpadli do domu matki wodza i zastali ją gotującą jakąś zupę. Odwróciła się zdziwiona nagłym najściem zziajanego syna. Na widok Szczerbatka na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech.
-Szczerbatek!-przytuliła nocną furię i spojrzała z radością na syna- Wróciły..
-Niestety tylko one...
-Astrid?-jej łagodny uśmiech zmienił się w zmartwiony grymas
Młody wódz pokręcił głową ze smutkiem, dając do zrozumienia ,że wojowniczka nie wróciła.
-Szukajcie jej-odparła ze zdecydowaniem, na co Czkawka spojrzał na nią z melancholią
-Wiemy gdzie jest...
-To dlaczego nic nie robicie?!-zdenerwowała się Valka.
Syn podał jej list od Astrid, który kobieta pośpiesznie przebiegła wzrokiem i z troską na twarzy, zakryła usta dłonią.
-No właśnie...-westchnął wiking-Planujemy ją odbić najszybciej jak się da, ale to nie będzie proste.
-Byleby nie było za późno.
-Nawet tak nie mów-pokręcił głową wódz, jakby odpychając od siebie tę myśl.
-Nie chcę tego mówić, ale musisz pamiętać ,że każdy jeden dzień który ona tam spędzi...
-Może prowadzić do śmierci-dokończył Czkawka w głowie cały czas mając jego ostatnią feralną rozmowę z Astrid.
Wraz ze zmartwionym w równym stopniu jak on sam Szczerbatkiem wyszedł powoli z domu matki i spojrzał w nocne już niebo. Ten dzień minął tak szybko....Wódz Berk mimowolnie poszedł na Krucze Urwisko, na którym tak często przebywała niegdyś jego ukochana. Zadarł głowę do góry wpatrując się w gwiazdy. Nawiedziła go przerażająca myśl ,że Astrid może ich już nigdy nie zobaczyć. Przez niego...Po jego policzku spłynęła łza. Pomyślał o tym wszystkim co wydarzyło się podczas ostatnich dni i czemu tak łatwo było zapobiec. Oparł głowę o tułów leżącej za nim nocnej furii i poczuł ,że wreszcie został sam ze sobą i swoim poczuciem winy. Poddźwignął się na nogi i podszedł do samej krawędzi urwiska. Spojrzał w dół, na wielką przepaść, skały, roztrzaskujące się o nie fale, które były jak rozpędzone rumaki, które ktoś jednym dmuchnięciem przewraca. Jak jego własne marzenia i nadzieje roztrzaskujące się w drobny mak. Jeszcze raz popatrzył na gwiazdy, które tej nocy świeciły niemal tak jasno, jak kiedyś, gdy stał w tym samym miejscu razem z piękną, blondwłosą wojowniczką. Kolejna łza spłynęła po jego twarzy, dołączając do spienionej wody, na samym dole przepaści.
-Przepraszam Astrid-wyszeptał wódz Berk, opuszczając głowę.
                                             Znalezione obrazy dla zapytania czkawka w nocy jak wytresować smoka gif
Miałam dzisiaj nie dodawać nexta, ale odwołano mi spotkanie do bierzmowania, także akurat miałam troszkę czasu ;) Następny next postaram się dodać w środę, ale może pojawić się później xd Ach szkoła....
Czkawka już chyba tak nie wkurza nie? Mi się osobiście, trochę go szkoda zrobiło xd

niedziela, 17 kwietnia 2016

Hofferson?

Astrid Hofferson cały czas poganiała Wichurę do jeszcze szybszego lotu. Łzy żalu i zawodu spływały po jej nieskazitelnie kremowych policzkach. Szlochała na głos, przytulając się do szyi smoczycy. Wojowniczka chciała się nie przejmować, chciała tak jak to robiła zawsze, wzruszyć ramionami i powiedzieć
-Jesem wojowniczką. Dam radę. Jestem Astrid Hofferson
Ale tym razem nie mogła. Z jakiegoś dziwnego powodu wiedziała ,że te słowa nie pomogą, że nawet one nie uleczą jej złamanego serca. Tak. Złamanego. Przez tego idiotę Czkawkę! Jak on mógł jej coś takiego powiedzieć?! Na samą myśl Astrid skuliła się w siodle jeszcze bardziej. Po jej prawej stronie leciał Szczerbatek. Nocna furia wyglądała na tak samo przygnębioną jak ona sama. Zerknęła w tył i zobaczyła Sztukamięs usiłującą za nimi nadążyć. No tak. Lecieli już dobre kilka godzin. Smoki są zmęczone. Dziewczyna zaczęła rozglądać się za jakimś miejscem do odpoczynku, gdy wypatrzyła małą samotną wysepkę. Zbliżając się, zdała sobie sprawę ,że nieświadomie poleciała na dokładnie tą samą wyspę na której tego samego dnia poznała Korę. Wylądowała na piaszczystej plaży i usiadła tuż przy brzegu. Próbowała sama siebie przekonać, że nic się nie stało, że da sobie radę, ale nie wychodziło. W głębi duszy wiedziała doskonale, że słowa jej chłopaka....byłego chłopaka na zawsze wryją jej się w pamięć, podobnie jak oskarżenia innych jeźdźców. Wojowniczka zaszlochała i oparła głowę o grzbiet podchodzącego do niej Szczerbatka. Smok wydawał się być równie smutny i rozgoryczony jak ona sama. Astrid wtuliła się w grzbiet czując, jak jego skrzydło ją okrywa, imitując uścisk, który faktycznie podniósł ją na duchu. Oderwała się od nocnej furii i pocałowała ją w pysk
-Dziękuję Szczerbatku. Od razu lepiej.
W odpowiedzi smok uśmiechnął się smętnie ukazując bezzębne dziąsła. Wojowniczka mimowolnie się roześmiała i poddźwignęła na nogi. Po kolei objęła każdego przyjaciela i odpowiednio podziękowała za to ,że z nią tu przylecieli. Kiedy skończyła tą ckliwą scenkę zaczęła myśleć w kategoriach przeżycia. Zdawała sobie sprawę ,że odchodząc od Wandali zrobiła prawdopodobnie najgłupszą rzecz jaką mogła ,co nie oznaczało ,że ma zamiar wracać. Aktualnie nie mieli jedzenia, schronienia ani planu, wobec czego Astrid postanowiła się tym zająć. Szybko ściągnęła z grzbietów smoków siodła i odpięła topór i miecz z grzbietu Wichury. Miecz wykonany z gronkielowego żelaza należał oprócz topora rzecz jasna do jej ulubionych broni. Świsnęła nim w powietrzu i przećwiczyła pchnięcie wyobrażając sobie ,że zamiast drzewa naprzeciwko stoi Czkawka. Oczywiście nigdy nie miała i nigdy nie będzie miała zamiaru zabić go ale takie wyładowanie emocji w postaci walenia w coś z całej siły przynosiło efekty, więc nie przestawała. Kiedy wciąż lekko płacząc poobcinała wszystkie gałązki na jej wysokości schowała miecz do pochwy i głęboko odetchnęła. Otarła mokrą i spuchniętą od płaczu twarz i obrzuciła wzrokiem okolicę. Nie zauważając niczego niepokojącego nakazała smokom rozpalić ognisko na plaży. Po zapaleniu suchych gałązek smoki poszły na brzeg złowić dla siebie ryby. Dziewczyna wiedziała, że podczas gdy Szczerbatek, Hakokieł i Wym i Jot byli przeszczęśliwi Sztukamięs i Wichura musiały przemóc się i na siłę jeść nie lubianych przez siebie rzeczy. Astrid postanowiła ,że jedzeniem dla siebie i dla nich zajmie się następnego dnia. Wypompowana jak szambo w zimie wojowniczka ułożyła się blisko ognia, opierając się o brzuch leżącej Wichury i zasnęła głębokim snem.


Czkawka nie mógł poukładać sobie wydarzeń ostatnich godzin w głowie. Miał potworne wyrzuty sumienia za to co powiedział Astrid i za to jak traktował przez ostatnie tygodnie zarówno ją jak i Szczerbatka. Inni jeźdźcy też wydawali się rozżaleni i pełni poczucia winy.
-To nasza wina.-szepnął Śledzik-gdybyśmy się nimi zajmowali nie uciekłyby.
-One nie uciekły-warknął Smark-One poszły za Astrid.
Wszystkie oczy zwróciły się na wciąż oszołomionego wodza Berk.
-Wiem-powiedział drżącym głosem- To wszystko przeze mnie. To ja nie poświęcałem jej wystarczająco dużo czasu. To ja ją zaniedbywałem. Ją i Szczerbatka. Odsunąłem ich od siebie a na sam koniec powiedziałem coś czego za żadne skarby nie chciałem powiedzieć.
-Czyli tak nie myślisz?-spytała rzeczowo Szpadka
-Oczywiście ,że nie!-zdenerwował się wiking-Skąd ci to przyszło do głowy?!
-W końcu z jakiegoś powodu to powiedziałeś...
Czkawka zamarł. Spuścił głowę i objął ją rękami
-Ale nie chciałem-wymamrotał-Ja ją kocham. Naprawdę kocham.
-To o nią walcz-powiedział Sączysmark, co kompletnie zbiło wodza z tropu. Uniósł głowę.
-Zaraz. Dlaczego ty mi to mówisz skoro sam od lat byłeś zakochany w Astrid?
-Stary...Dobrze wiesz ,że nie mam u niej szans. Najmniejszych. Jeżeli mogę powiedzieć cokolwiek o jej uczuciach, choć nie uważam się za eksperta to powiem jedno. Ona cię na prawdę kochała.
-A ja ją. Dalej kocham.
-To zrób coś, żeby ją odzyskać-wtrącił Śledzik
-Zrobię-Czkawka szybko wstał i zaczął chodzić po polanie.-Oczywiście ,że zrobię! Ale-głos mu się załamał-co?
-Najpierw daj jej trochę czasu-poradziła bliźniaczka Thorston.
-Teraz jest w emocjach-dodał Mieczyk.
Wódz popatrzył na te dwójkę z zaskoczeniem. Czyli jednak mają mózgi!
-Dziękuję wam. Ale to nie zmienia faktu ,że nawaliliśmy w kwestii smoków.
Cała reszta jeźdźców milcząco przyznała mu rację i ukryła zawstydzone twarze w dłoniach lub włosach.
-Mieliśmy je w miejscu gdzie potęga Odyna nie dochodzi-mruknął Smark.
-To dlatego odeszły-potwierdziła szpadka. Tych dwoje chyba po raz pierwszy w czymś się zgadzało.
-Astrid się nimi opiekowała przez cały ten czas.....
-Trenowała je-dodał Czkawka.-Wtedy kiedy my byliśmy zajęci.
-Musimy je przeprosić. -rzekł Śledzik
-I odzyskać-zawtórował mu Mieczyk
-Odzyskamy-rzekł poważnie wódz-Odzyskamy, obiecuję wam to.
-Odzyskamy-powtórzyli cicho
-Tylko jeszcze nie wiemy jak-dodała cichutko Szpadka, po czym wszyscy rozeszli się do domów.
Czkawka był zmęczony, sfrustrowany i rozgoryczony. Od razu udał się do sypialni ale czekała już tam na niego Valka
-Gdzie byłeś? Co się stało? Pyskacz coś wspominał, ale jak to się skończyło? Gdzie Szczerbatek? Gdzie Astrid? Gdzie smoki?-zasypywała go  pytaniami. Zmęczony wiking opadł na łózko i popatrzył ze smutkiem i melancholią na matkę.
-Odeszli...
-Kto?-Valka spojrzała na syna z przestrachem.
-Astrid, Szczerbatek, smoki....Wszyscy- głos mu drżał, a oczy ponownie zaszły łzami.-Przeze mnie.
-Czkawka.-matka wodza usiadła na łóżku syna i schowała zmartwioną twarz w dłoniach-Co się stało?
Opowiedział jej wszystko. Począwszy od oskarżeń skierowanych do Astrid, przez ich ostrą wymianę zdań i wybór smoków, aż do tej łamiącej serce sceny kiedy wojowniczka odeszła od niego i od Wandali.
-Synu, rozumiem jak musisz się czuć ale nie mogę zrozumieć jednego. Dlaczego to powiedziałeś?
-Nie wiem mamo, na prawdę nie wiem. Wolałbym już stracić język i nic nie powiedzieć w tamtej chwili. Złość na nią za odejście Szczerbatka zaślepiła wszystko.
-Powinieneś być jej wdzięczny-stwierdziła Valka z pewnością w głosie-Ona...
-Tak wiem. Byłem u niej w pokoju. Trenowała nasze smoki i opiekowała się nimi.
-Robiła to co powinniście robić wy-dodała
-Co powinienem robić ja...-odparł cicho wiking.
-Czkawka. Nie będę cię przekonywać ,że to nie wasza i nie twoja wina. Nie powiem ,że to nie przez was odeszły smoki i Astrid. Nie zrozumiem waszego zachowania i nie pocieszę was bagatelizując wasze słowa. Skłamałabym. Ale powiem jedno-Valka świdrowała syna oczami-skoro na prawdę zależy ci na Astrid i wam wszystkim na smokach, powinieneś walczyć o nią dotąd dokąd będzie gotowa ci wybaczyć. Nie możecie się teraz poddać. Smoki wybaczą wam tylko jeśli nie ustąpicie w odkupywaniu waszych win. Na Odyna, synu. Sprowadźcie ich wszystkich z powrotem
Czkawka zerknął na nią z determinacją i odpowiedział
-Wiem mamo. Zrobię wszystko co będzie konieczne.-zawiesił głos-Ale nie wiem co...
-Nie licz ,że ci powiem- Valka rozwiała wszystkie nadzieje syna-Odpowiedzi nie znajdziesz tu-położyła dłoń na głowie Czkawki, a następnie przeniosła ją na jego pierś, dokładnie w miejscu serca-Tylko tu.
Wódz pokiwał głową.
-Dziękuję mamo. Coś wymyślę.
-Musisz.-odparła i wyszła z pokoju zostawiając syna sam na sam z myślami i rozterkami. Czkawka nie miał bladego pojęcia jak miał odzyskać smoka i Astrid, ale matka tchnęła w niego nadzieję i odwagę. Dopóki starczy mu sił, dopóki będzie żył i dopóki będzie miał nadzieję, będzie walczył o przyjaźń i o miłość. Już teraz wiedział ,że nie zabraknie mu nadziei, ani siły. Jedyne czego może mu zabraknąć to czasu. Z tą myślą zasnął snem, w którym nic mu się nie śniło.


Wojowniczka obudziła się nad ranem następnego dnia. Otwarła oczy i zobaczyła ziemię. Pomyślała ,że w nocy musiała zsunąć się ze smoka. Tyle ,że zasnęli na plaży, a nie w lesie. Nie wiedząc co o tym myśleć spróbowała się rozciągnąć. Nie dała rady. Jej ręce były mocno związane za plecami, nogi unieruchomione też gdzieś z tyłu, a jej miecza ani topora nigdzie nie było widać. Nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć, przewróciła się na plecy. Nie zobaczyła nic oprócz gęstych zarośli wokół siebie. Przestraszyła się na myśl ,że nigdzie nie ma smoków. Już miała zacząć je wołać ale skarciła się w myślach. Skoro była związana, to znaczy ,że ktoś znalazł ich obozowisko, zabrał smoki, a ją zostawił. Jeżeli zdoła się uwolnić, będzie mogła poszukać śladów i ocalić przyjaciół. Zdeterminowana Astrid podczołgała się do najbliższych krzaków. Trudno jej było przemieszczać się nieudolnie jak wąż, ale nie miała innego wyjścia. Próbowała oddalać się najszybciej jak może, do czasu aż ramieniem nie otarła się o jakąś śliską powierzchnię. Ciepłą powierzchnię. Rozumiejąc co to może znaczyć odskoczyła, na tyle daleko na ile mogła i zastygła w bezruchu na widok ogromnego Zmiennoskrzydłego tuż przed jej nosem. Stał się już widzialny ukazując czerwone ubarwienie i oślepiająco żółte oczy, wpatrujące się w nią podejrzliwie. Pomyślała już, że to koniec i przygotowała się na okropną śmierć w smoczym ogniu, kiedy poczuła lekki dotyk na ramieniu. Uchyliła powieki i ze zdziwieniem wpatrywała się w wąchającego ją smoka. Nie wydawał się chętny na zjedzenie wojowniczki, wręcz przeciwnie. Chciał jej pomóc. Astrid może i była zaskoczona, ale nie straciła czujności. Rozglądnęła się sprawdzając czy nikogo nie ma, po czym przeturlała się na plecy i uniosła ręce, w nadziei ,że Zmiennoskrzydły faktycznie zamierzał jej pomóc, a nie sprawdzić ,czy nie jest zgniła. Ku jej uldze smok przeciął więzy na jej rękach i nogach pazurem przedniej łapy. Wojowniczka usiadła i roztarła nadgarstki. Powoli odwróciła się do smoka i spojrzała na niego. Przypominając sobie jak to robił Czkawka zamknęła oczy, odwróciła głowę i powoli wyciągnęła rękę. Nie minęło dużo czasu aż Zmiennoskrzydły dotknął jej dłoni swoim oślizgłym pyskiem. Nie wydawało jej się to tak bardzo trudne, jak wtedy gdy robił to Czkawka. Wtedy Astrid wydawało się to czarną magią i czymś czego sama nigdy w życiu nie będzie mogła się nauczyć. Teraz robiła to sama. Wstała i podeszła wolno do smoka, który nie wykonywał żadnych ruchów, tylko przyglądał jej się z ciekawością. Wojowniczka zatrzymała się przy jego szyi i objęła go ramionami za kark, chcąc sprawdzić na ile może sobie pozwolić. Gad nadal się nie ruszał co dziewczyna przyjęła z radością. Chcąc dowiedzieć się gdzie są jej przyjaciele Astrid musiała się jakoś przemieszczać i jednocześnie pozostać niezauważona. A jaki jest lepszy sposób niż lot na wtapiającym się w tło smoku? Wojowniczka wróciła do jego pyska i spojrzała mu w oczy
-Nazwę cię Ognioskrzydły. Pasuje?-spytała, a gdy smok kiwnął głową jakby potakiwał roześmiała się -Wobec tego zobaczymy, na ile mi pozwolisz.
Po tych słowach dziewczyna postawiła wszystko na jedną kartę i z rozbiegu wskoczyła mu na grzbiet. Zacisnęła ręce na jego szyi przygotowując się na rodeo, ale ku jej zdziwieniu i radości Ognioskrzydły nie okazywał złości, tylko odwrócił do niej głowę, jakby czekał na sygnał. W oczach Astrid mignęła iskierka determinacji i wojowniczka trąciła go nogami. Smok wzniósł się w powietrze przy okazji upodabniając się do krajobrazu i zasłaniając dziewczynę, by jej także nie było widać. Dzięki temu ,że starał się jak najdłużej szybować, nie było słychać łopotu skrzydeł. Astrid z trudem przychodziło utrzymanie się na jego śliskim grzbiecie bez siodła ale dawała radę i rozglądała się czujnie. Nagle usłyszała ogłuszający ryk nocnej furii. Wraz z Ognioskrzydłym wykonali szalony skręt i popędzili w kierunku z którego dochodził ten dźwięk. Nie musieli długo lecieć by zobaczyć przerażający widok jaki malował się tuż pod nimi. Wichura była całkowicie spętana, podobnie jak Wym i Jot, Sztukamięs i Hakokieł. Jedynie Szczerbatek mógł jeszcze walczyć. Ten stan rzeczy nie utrzymał się długo, bo już chwilę potem nocna furia również leżała spętana na ziemi. Na widok krzywdy przyjaciół w Astrid aż się zagotowało. Wiedziała jednak ,że musi poczekać i zobaczyć z kim ma do czynienia. Wylądowała z Ognioskrzydłym w krzakach, tuż obok i zeszła ze smoka skradając się bliżej. Aż się wzdrygnęła gdy zobaczyła namalowany, na tarczy jednego z wikingów pętających smoki, herb Łupieżców. Po chwili usłyszała znajomy głos, od którego cała zbladła
-Jak mogłeś ją zgubić!? Niech cię Thor porazi, Bestial! Przecież była spętana, już ją miałeś!
-Uciekła panie. Nie wiem kiedy. Zostawiłem ją na minutkę ,a kiedy wróciłem zniknęła!
-Znajdź ją-warknął Albrecht- Jeżeli nie przyprowadzisz tej dziewuchy z powrotem do mnie w ciągu pół godziny, nakarmię tobą tę nocną furię!!
-Tak panie-odpowiedział drżącym głosem Bestial i odbiegł. Astrid zaryzykowała wychynięcie zza krzaka i szybko oszacowała co musi zrobić, żeby uwolnić smoki. Zobaczyła też ,że jeden ze strażników trzyma jej miecz i topór. Postanowiła je odzyskać i uciec z przyjaciółmi. Szepnęła do Ognioskrzydłego żeby trzymał się przy niej i chyłkiem zakradła się w pobliże spętanej Sztukamięs. Zauważyła papier i atrament, na ziemi tuż obok niej i wpadł jej do głowy pewien pomysł. Można powiedzieć plan B, na wypadek gdyby coś poszło nie tak. Cichutko sięgnęła po kartkę i atrament i nabazgrała wiadomość. Odłożyła rzeczy na miejsce, a kartkę schowała do kieszeni spódnicy. Szybko i cicho wskoczyła na Ognioskrzydłego i dała mu sygnał do ruchu. Smok jakby już znał jej plan ,nadal niewidzialny podszedł do Sztukamięs. Stanął na przeciwko strażników, z kulącą się na jego grzbiecie dziewczyną i stając się widzialny zionął na nich ogniem, po czym odwrócił się i przeciął pętające smoczyce sznury. Ludzie na około zaczęli krzyczeć i podnosić alarm ale Sztukamięs i Ognioskrzydły natychmiast podeszli do Hakokła i przecięli jego więzy. Astrid zeskoczyła ze smoka, powaliła strażnika trzymającego jej broń i zabrała ją krzycząc
-To chyba moje!
Ruszyła na Łupieżców usiłujących opanować smoki. Walczyła jak demon wywracając ich i posyłając do Walhalii, choć wątpiła czy te łotry tam trafią. Kiedy akurat przed nią nie było żadnego wroga popędziła do Szczerbatka. Reszta smoków wzbiła się w powietrze walcząc z Łupieżcami z góry. Albrecht zauważył Astrid i ruszył na nią. Wojowniczka rozcięła sznury krępujące nocną furię, wepchnęła jej kartkę, w przerwę pomiędzy ogonem, a protezą lotki. Krzyknęła do smoka aby leciał co zrobił z niechęcią po czym starła się z Albrechtem. Był potężnym wikingiem, ale Astrid dawała sobie radę, do czasu aż okrążył ją zaalarmowany oddział Bestiala i zarzucił na nią sieć. Wojowniczka spojrzała w górę na ryczące smoki i przygotowujących się do spętania ich Łupieżców.
-Wracajcie na Berk! Szybko!-wrzasnęła na co smoki jeszcze raz warknęły i odleciały. Ognioskrzydły ryknął i odleciał w głąb wyspy. Mimo tego ,że sama została spętana, Astrid cieszyła się ,że mimo wszystko przyjaciołom udało się uciec.
-A gdzie twój wódz, dziewczynko?-spytał kpiąco Albrecht.
Wojowniczka uniosła dumnie podbródek i z nienawiścią spojrzała na wroga.
-Nie mam wodza. Odeszłam
-A to ciekawe. Czyżby twój Czkawuś wreszcie zawiódł?
Dziewczyna splunęła mu pod nogi, na co on roześmiał się
-Jak na zwierzynę w potrzasku, masz mocny język. Jak się nazywasz?
-A co ci do tego?
-Nic. Może ujmę to tak. Dawno nie widziałem nikogo z Berk, więc cię nie poznaję i jeżeli natychmiast nie powiesz mi kogo mam w zamian za nocną furię i resztę smoków, to odetnę ci łeb, bez wahania-zagroził unosząc topór. Wojowniczka nienawidziła się w tamtej chwili, ale chciała żyć, więc odparła
-Astrid Hofferson.
-Ta sama która kiedyś prawie oderżnęła mi głowę i z przyjaciółmi blokowała wszystko co robiłem
-Ta sama
-Twoim wujkiem był Finn Hofferson prawda?
-Taaaak-odpowiedziała z wahaniem. Wódz Łupieżców uśmiechnął się szeroko i skinął na strażników trzymających sieć. Wszyscy puścili, a Astrid wstała
-Nie rozumiem, czemu mnie puszczasz, ale jeśli myślisz ,że do czegoś mnie zmusisz, to wal tym toporem od razu, bo nigdy ci nie pomogę.
-Rodzinie nie pomożesz?
Wojowniczkę zamurowało
-Jakiej rodzinie?
-Od kiedy nie masz rodziców?
Astrid zawahała się, ale w końcu udzieliła odpowiedzi
-Odkąd pamiętam. Wuj przywiózł mnie na Berk, gdy byłam malutka.
-Nie pamiętasz ich?
-Nie
-Finn zginął zanim skończył swoje zadanie. Zdrajca jeden.
-Jakie zadanie?-W umyśle Astrid zaczęło formować się pewne wyjaśnienie, ale nie umiała dopuścić go do głosu.
-Finn Hofferson, nie był twoim wujem. Nawet nie był twoją rodziną. Trafił do nas jako niewolnik, a kiedy nadarzyło się zadanie, wyjechał. Miał szpiegować Berk dla Łupieżców. Rodzice oddali cię tam z nim byś nauczyła się wszystkiego co umieją i wróciła z wszystkimi informacjami. Finn miał odesłać cię jak miałaś 13 lat, ale nas zdradził i przeszedł na stronę Berk, nie mówiąc nikomu. Nawet przed tobą zataił prawdę kim na prawdę jesteś. Czas się dowiedzieć.
-Kim?-spytała drżącym głosem.
-Łupieżcą-odparł Albrecht- Łupieżcą, który tresuje smoki, może nawet lepiej niż sam Czkawka.
-Nie jestem cholernym Łupieżcą i nigdy nie będę.
-A więzy krwi?
-Moi rodzice są na Wyspie Łupieżców? Są Łupieżcami?
-Są kimś więcej. Władcami Łupieżców.
-Ale przecież ty jesteś-głos Astrid zamarł. Dziewczyna wbiła przerażone spojrzenie w Albrechta.
-Witaj z powrotem córciu.
        
HUehuehuehuehue. Domyślał się ktoś? Jestem idiotką. Dzień przed egzaminem a ja wklejam nexta. Ale czuje się przygotowana, także myśle ,że będzie dobrze. Dziękuję ,tym którzy mnie czytają. Trzymajcie kciuki ;) 
Do następnego
MPML

piątek, 15 kwietnia 2016

Kłótnia

 Astrid zamurowało. Nie wiedziała co ma powiedzieć. Czyżby nieświadomie pomogła komuś kogo powinna zabić? Odruchowo uniosła topór w obronnym geście i wbiła świdrujące spojrzenie w zdziwioną rudowłosą dziewczynę
-Nie powinnam cię ratować-rzekła twardo.
-Alee dlaczego? Zrobiłam coś nie tak?-spytała niby zdziwiona, ale w jej oczach widać było wyrachowanie i twardy jak stal hard ducha
-Osiedliłaś się nie tam gdzie trzeba-warknęła Astrid unosząc topór nad głowę
-I co?-parsknęła drwiąco Kora-Zabijesz mnie? Wal tą siekierą, mnie tam wszystko jedno...
Dawna Astrid być może nie zawahałaby się ani chwili, ale ta zaczęła mieć wątpliwości. Czy na prawdę byłaby w stanie zabić kogoś komu z własnej woli uratowała tyłek? Puściła topór, który z głuchym brzdękiem uderzył o ziemie.
-Wiedziałam- właścicielka Chmury uśmiechnęła się drwiąco, na co w Astrid aż się zagotowało
-Mogę jeszcze podnieść ten topór-zagroziła
-Chyba podziękuję. A ty skąd jesteś?
-Nie powinnam....
-No przestań. Ja ci powiedziałam.
-Właśnie dlatego nie powinnam ci nic mówić. Odejdź puki jeszcze cię nie przepołowiłam.
-Nie jesteś taka-stwierdziła Kora-Jesteś w porządku.
-Nie znasz mnie-odparła blondynka odwracając się do smoków.
-Jesteś z Berk!-krzyknęła rudowłosa.
Astrid odwróciła się gwałtownie, a na jej twarzy malował się szok
-Skąd wiesz?
-Mam radę. Następnym razem nie graweruj herbu swojego klanu na toporze- wskazała ruchem głowy, na leżące na ziemi ostrze. Faktycznie, na rączce malował się herb Berk. Astrid przeklęła się w duchu za taką niedyskrecję. Kora spojrzała na nią uważnie-Powinnam powiedzieć wodzowi kogo spotkałam.
-Nie mów-odparła szybko wojowniczka, podnosząc topór i mocując go do siodła Wichury- Nikt nie może się dowiedzieć o naszym spotkaniu. Czkawka by mnie rozszarpał jakby się dowiedział, że zmarnowałam okazję na zaszkodzenie wrogowi.
-Tylko się zgrywałam-zapewniła-Wódz na pewno nie byłby zadowolony.
-Kto nim jest jeśli mogę wiedzieć?
-Powiem tylko jeśli ty powiesz.-odrzekła
-Naszym wodzem jest Czkawka, mój chłopak-Astrid uniosła wysoko głowę. Mogła skłamać, ale nie widziała większego sensu w nie powiedzeniu prawdy. I tak wszyscy o tym wiedzieli.
-Dziewczyna wodza-wymamrotała z uznaniem-Nieźle się ustawiłaś.
-Nie powiedziałaś jeszcze o twoim wodzu.-przypomniała blondynka
-Fakt. To Albrecht Perf....
-On żyje?!-wrzasnęła
-Tak. Z tego co wiem od wczoraj to żyje-odparła
-O nie....
-Co o nie?-pogubiła się rudowłosa dziewczyna.
-Nic takiego. A więc to spotkanie nigdy nie miało miejsca-rzekła Astrid wsiadając na Wichurę
-Zgoda-potwierdziła Kora głaszcząc Chmurę-Ale bądźmy w kontakcie
-Dobrze-zgodziła się jeźdźczyni - Będę wysyłać Straszliwce.
-Yyy...co przepraszam?
-Takie małe smoki. Wysyłamy nimi wiadomości. Nieważne...
-Okej. Tak w ogóle to oficjalnie jestem Kora Madinson
-Astrid Hofferson.
-Hofferson?!-Kora otworzyła szeroko oczy
-Tak-potwierdziła z wahaniem wojowniczka.-Coś nie tak?
-Nic takiego-odparła szybko dziewczyna, kręcąc głową, ale ewidentnie była w szoku.
-A więc żegnaj. Pamiętaj nic nie mów-przypomniała Astrid i wzbiła się w powietrze. Zdążyła jeszcze pochwycić ostatnie słowa Kory
-Żegnaj, nieznajoma.
Po czym odleciała. Smoki uformowały szyk po obu jej stronach i już po chwili pędzili na Berk. Astrid postanowiła nie mówić Czkawce o nowo poznanej, ale postanowiła zmodyfikować prawdę i uświadomić go ,że ich najgorszy wróg Albrecht żyje...Może kiedyś powiedziałaby mu wszystko, ale w głębi serca, nadal była zraniona i pełna żalu dla ukochanego, za jego bezczelną, obcą do tej pory ignorancję. Wciąż rozmyślając o tej rozmowie pruła przez wiatr, prosto na Berk.


 W tym czasie Czkawka i inni odchodzili od zmysłów z tęsknoty za smokami i ze złości na Astrid. W głębi duszy młody wódz wciąż nie dowierzał ,że dziewczyna mogłaby uprowadzić smoki, ale w tamtym czasie wydawałoby się to najprawdopodobniejsze z różnych wersji, a jego zdaniem dobry wódz powinien myśleć logicznie, co sprowadzało się do tego ,że po prostu musiał oskarżyć ukochaną. Nie miał wyboru. Wszyscy jeźdźcy siedzieli w twierdzy bezskutecznie usiłując wydedukować gdzie mogła polecieć, gdy przez wrota wpadł poinformowany o wszystkim wcześniej Pyskacz.
-Wracają!-sapnął i oparł się o stół-Już nie te lata...
Jeźdźcy nie zwrócili na to uwagi i z prędkością cztery razy większą od nocnej furii pognali do portu. Astrid wraz z wszystkimi smokami ku ich zdziwieniu wylądowała gdzieś w okolicach Kruczego Urwiska. Popędzili tam i zastali ją ściągającą sprzęt z Wyma i Jota, gdy Czkawka podbiegł do niej i chwycił za ramie odwracając. Oszołomiona dziewczyna wyrwała mu się, ale wódz i tak krzyknął
-Gdzieś ty na Thora była?!
-Uspokój się. Postanowiłam polatać.-odparła
-Przez siedem godzin?-spytał podejrzliwie Sączysmark.
-O co wam chodzi? Zabrałam wasze smoki na lot a wy się jeszcze rzucacie?!
-Raczej je porwałaś!- zawołał Czkawka oskarżycielskim tonem
Astrid wmurowało. Spojrzała na swojego chłopaka z niedowierzaniem.
-Że co proszę?! Najadłeś się za dużo ziółek Gothi, czy po prostu zgłupiałeś?
-Wszystko wskazuje na porwanie. A poza tym jak chciałaś przelecieć się na naszych smokach mogłaś zapytać!
-Ty chyba żartujesz! Kiedy ostatni raz na nich lataliście?!
Jeźdźcy spuścili głowy, ale po chwili Mieczyk się odezwał
-To nie twoja sprawa.
-Właśnie-zawtórowała mu siostra.
-Upadliście na głowę?!-wykrzyknęła z niedowierzaniem Astrid-Trenowałam z nimi! Gdyby nie ja gniłyby w Smoczej Akademii, odwiedzani marny raz dziennie przez zadufanych w sobie właścicieli!
-Ale to nasze smoki-przypomniał Śledzik-Powinnaś chociaż zapytać.
-Pleśniak wam zrobił pranie mózgu i tyle! Nie poznaje was!
-A my nie poznajemy ciebie-odrzekła Szpadka
Astrid zaszkliły się oczy. Smoki wpatrywały się w wymianę zdań jeźdźców jak w mecz tenisa. Jedynie Wichura stanęła za Astrid i najeżyła kolce w stronę pozostałych. Szczerbatek z wahaniem mierzył wzrokiem Czkawkę i swoją ostatnią jeźdźczynię. Wojowniczka ogarnęła wzrokiem całą grupę.
-Nie poznajecie mnie bo jako jedyna zajęłam się smokami?
-Nie. To dlatego, że nikogo nie zapytałaś o pozwolenie na latanie z nimi-powiedział Sączysmark
-Możecie przestać traktować te smoki jak swoją zakichaną własność?!-wrzasnęła Astrid, a po jej policzkach spływały łzy
-To nasze smoki Astrid. My jesteśmy ich właścicielami-rzekł poważnie wódz.
-Nigdy bym nie pomyślała ,że to powiesz.... Przecież sam nauczyłeś nas ,że nie są naszą własnością! Mówiłeś ,że są przyjaciółmi!
-I dalej tak uważam, ale mimo to nie powinnaś brać ich bez pozwolenia...
-Bez jakiego pozwolenia?!-wrzasnęła-To nie są rzeczy Czkawka! To smoki!
-Oddaj mojego smoka-powiedział z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-Nie poznaje cię-wyszeptała dziewczyna.
-Po prostu oddaj nam je i skończmy ten cyrk.
-Cyrk?-warknęła wojowniczka-Co nazywasz cyrkiem?!
-Twoje zachowanie.
-Idiota!-wrzasnęła, po czym otrząsnęła się i powiedziała grobowym tonem-Nikogo wam nie oddam. Niech same zdecydują.
Jeźdźcy spojrzeli na nią z dezaprobatą na twarzach, ale ona wpatrywała się w smoki, trzymając rękę na grzbiecie Wichury, która przysunęła się bliżej wojowniczki. Szczerbatek popatrzył najpierw na nią, potem na Czkawkę. Chłopak syknął
-Idziemy Szczerbatek.
Wtedy właśnie stało się coś czego dosłownie nikt się nie spodziewał. Nocna furia warknęła na swojego jeźdźca i odwróciła się. Stanęła po lewej stronie Astrid i wbiła spojrzenie urażonych zielonych oczu wprost w Czkawkę. Wódz Berk stał jak oniemiały, gdy reszta smoków również stanęła za Astrid. Jeźdźcy spojrzeli na nią z wściekłością, a Czkawka warknął
-Nie jesteś już taka jak kiedyś. Zmieniłaś się.
-Nie Czkawka-odparła wojowniczka unosząc podbródek- To ty się zmieniłeś.
-Czasami żałuję ,że w ogóle kiedykolwiek cię pokochałem.
Astrid zatoczyła się w tył jakby otrzymała fizyczny cios prosto w tors. Wódz jakby dopiero zadał sobie sprawę co powiedział, popatrzył na dziewczynę z przeprosinami w oczach
-As...ja....
-Dość-przerwała mu drżącym głosem-Skoro żałujesz, to ja też zaczynam. Koniec z tym. Żegnaj Czkawka
Po tych słowach wsiadła na Wichurę i poderwała się do lotu. Wszystkie smoki poderwały się wraz z nią patrząc ze smutkiem i urażeniem na swoich jeźdźców. Czkawka zaczął na prawdę nienawidzić się za to co zrobił przed chwilą i nie widząc kompletnie innego rozwiązania, chwycił się ostatniej deski ratunku.
-Astrid Hofferson!-krzyknął-Jako twój wódz rozkazuje ci zostać!
Wojowniczka popatrzyła na niego załzawionymi oczami
-Nie jestem już tą samą Astrid. A ty nie jesteś moim wodzem. Odchodzę.
Po tych zimnych jak stal słowach odwróciła smoka i wraz z innymi odlecieli.
Czkawka stał i w bezbrzeżnym smutku wpatrywał się na znikającą w oddali swoją jedyną miłość. Po policzku spływała mu duża łza. Dopiero teraz zaczął na prawdę zdawać sobie sprawę ze swojego idiotycznego zachowania i z tego co i kogo przez to stracił.
        
Taki tam smutaśny rozdzialik. Mam nadzieję ,że mimo uwierającego mnie zachowania Czkawki podobał się. Huhuhuhuh. Chyba z dwadzieścia razy już miałam przepraszać As no ale się powstrzymałam huhuhuhuh. Nie martwcie się . Niedługo (albo długo ;) ) już wszystko się wyprostuje xd. Jak się podobał? Chcecie żebym coś zmieniła? Albo coś dodała? Jakieś sugestie?
Odpowiedzi na te pytanka mile widziane hihihihihi :D

środa, 13 kwietnia 2016

Na ratunek wrogowi

Kiedy Czkawka obudził się następnego dnia natychmiast opanowały go wyrzuty sumienia. Po wczorajszej rozmowie z matką dużo myślał i doszedł do wniosku ,że ma ona trochę racji. Faktycznie, od kilku dni...tygodni...No dobra, może nawet miesięcy strasznie zaniedbywał swoją dziewczynę. Było mu wstyd ,że dopiero Valka musiała zwrócić mu na to uwagę. Sam przecież nic nie zauważył. To ona zwróciła mu uwagę na Astrid i Szczerbatka. W kwestii przyjaciela również był na siebie wściekły. Przez to całe wodzowanie kompletnie zaniedbał najbliższe mu osoby!
-To się musi skończyć-powiedział do siebie i szybko wybiegł z domu. Miał wielką nadzieję ,że zastanie jak zwykle nocną furię pod drzwiami, ale ku jego zaskoczeniu nikogo tam nie było. Nawoływał Szczerbatka, ale również wtedy nic się nie działo. Czkawka zdążył już poważnie zaniepokoić się o przyjaciela, kiedy wpadł na niego rozemocjonowany Śledzik. Masa wikinga nieomal zwaliła młodego wodza z nóg, ale zdołał utrzymać równowagę.
-Śledzik co się stało?-zapytał zdyszanego przyjaciela
-Nie ma ich....ich wszystkich...Moja.....Ona.....-wydyszał i widać było ,że jest na granicy histerii.
-Kogo nie ma?
-No ich!
Czkawka pokręcił z niedowierzaniem głową, chwycił jeźdźca za ramiona i potrząsnął nim.
-Jakich ich?!
-Smoków!!!-wrzasnął Śledzik i zaniósł się płaczem.
-Wszystkich?-spytał z niedowierzaniem.
-Nie.-wiking pokręcił głową-Nie ma Wyma i Jota, Hakokła, Wichury i...Księżnisi....Mieliśmy nadzieję ,że Szczerbatek jako alfa ich przywoła.
-Ale Szczerbatek....-wódz westchnął ze smutkiem-Jego też nie ma....
-O nie....-szepnął Śledzik-Czkawka chodź do Akademii. Reszta już tam jest.
Czkawka pokiwał głową i razem pobiegli do SA. Weszli przez wrota i zastali tam zapłakanych Smarka, Szpadkę i Mieczyka. Astrid nigdzie nie było widać.
-Gdzie Astrid?-spytał od razu
-Nie wiemy. Pewnie śpi-wyszlochał Mieczyk-To wszystko przez nas!
-Co przez was?
-Smoki uciekły!-wybuchnęła płaczem Szpadka.
-To nie może być nasza wina..-zaczął wódz, ale w głębi duszy wiedział ,że kłamie.
-Jak to nie?-zezłościł się Smark-Wszyscy odkąd zaczęliśmy pracować praktycznie na nich nie latamy! Nie zajmujemy się!
-Muszą być w kiepskiej formie-rzekł smutno Śledzik.-Tyle nie latały....
Czkawka ciężko usiadł na skrzyni do treningu i zwiesił głowę.
-To nasza wina...-po tych słowach jego oczy wypełniły się łzami żalu i nieogarnionego smutku.
Siedzieli tak przez chwilę ,która wydawała się wiecznością, po czym Sączysmark wstał
-Trzeba iść obudzić Astrid i przekazać jej wieści-stwierdził
Młody wódz przytaknął i wstał. Wraz z kuzynem poszli powolnym krokiem do domu Astrid. Pukali i pukali ale nikt im nie otwierał więc weszli.
-Astrid!Astrid jesteś tam?!-krzyczeli.
Czkawka wszedł do jej sypialni i stanął w drzwiach jak wryty.
-Jest tam?-spytał Sączysmark z dołu. Wiking pokręcił głową i powoli wszedł do jej pokoju. Nie widząc innej opcji Smark podążył za nim. Sam był zszokowany tym co zobaczył. Normalnie w pokoju Astrid stała szafa, łóżko, biurko, krzesło i mała szafeczka. Teraz też tak było ,ale nie to ich zdziwiło. Całą ścianę za biurkiem ozdabiały rysunki. Piękne szkice smoków w różnych pozach. Była tam rzecz jasna Wichura, ale na wielu innych znajdowali się też Sztukamięs, Szczerbatek, Hakokieł, Wym i Jot, oraz wiele nieoswojonych smoków. Obrazki przedstawiały je najczęściej w locie, wykonujące dziwne manewry, zionące ogniem, z zapalonym ogonem, same ich pyski, oczy, ale były tam jeszcze co dziwne szkice ulepszonych siodeł, ogonów Szczerbatka, kolczug, zbroi, masek i toporów. Oprócz tej galerii, obok jej szafy na ścianie wisiały trzy ogony dla Szczerbatka. Czkawka podszedł do nich i popatrzył na niebywałe mechanizmy
-Nie możliwe.-szepnął-On będzie mógł latać sam...
Smark natomiast udał się do ściany obok i podziwiał niezwykłe łuki, miecze, topory, sztylety i strzały, wykonane ręką Pyskacza, ale ozdobione zapewne właśnie przez Astrid. Chłopcy rozglądali się ze zdziwieniem po pokoju przyjaciółki i obaj czuli jakby zupełnie nic o niej nie wiedzieli. Nagle Sączysmark udał się wprost do szafy. Czkawka chwycił go za ramię
-Nie możemy myszkować jej w rzeczach.-upomniał, co Smark zbył machnięciem ręki.
-Nikt się nie dowie, a poza tym trzeba się dowiedzieć o co chodzi.-po tych słowach otworzył szafę. Natychmiast wypadły z niej notesy oprawione w skórę i elementy zbroi i strojów Astrid. Obaj wikingowie natychmiast chwycili notesy i siadając na podłodze zaczęli je wertować. Były w nich opisy treningów. Ku ich zaskoczeniu, nie byle jakich treningów. Astrid trenowała z ich smokami! Ze wstydem przeglądali spostrzeżenia przyjaciółki na ich temat, jej rozterki w ćwiczeniach, spekulacje o niebywałych zdolnościach smoków, ok których oni nie mieli nawet pojęcia. Po skończonym rekonesansie zszokowani zapakowali wszystko z powrotem do szafy i wybiegli z domu wojowniczki. Opowiedzieli o wszystkim reszcie, która została w Smoczej Akademii. Wydawali się równie zdumieni, ale w końcu Śledzik zwrócił ich uwagę na ważną rzecz, która niestety im umknęła
-To wszystko niebywałe, ale chłopaki. Gdzie jest Astrid?
Obaj spojrzeli po sobie i po reszcie grupy
-Nie ma jej-odparł Czkawka.
-Smoków też-dodała Szpadka
-Czy wy myślicie o tym co ja ?-zapytał Śledzik ze zgrozą
Mieczyk podrapał się po głowie, pod hełmem
-O tym, czyli o czym?
-Ale ty jesteś głupi brat!-skomentowała jego siostra
-Bo ty niby wiedziałaś!
-Ja...yyy..
-No właśnie!-krzyknął wiking po czym oboje zaczęli się bić.
Bardziej poczytalna część tej grupy do której zaliczał się Śledzik, Czkawka i Sączysmark, spojrzała po sobie, po czym Smark wypowiedział słowa ,których Czkawka nie chciał przyjąć do wiadomości.
-Astrid porwała smoki!


Astrid Hofferson czuła się szczęśliwa jak nigdy. Szybowała sobie spokojnie na grzbiecie Wichurki. Obok leciały pozostałe smoki ze Szczerbatkiem na czele. Dziewczyna była niezwykle dumna ,że zaprojektowany i zrobiony przez nią ogon do samodzielnych lotów sprawdzał się tak wspaniale. Do całkowitej euforii brakowało jej tylko jednego... Czkawki...Odrzuciła od siebie tę myśl. Jeśli on miał ją w nosie, ona nie będzie się tym przejmować.  Łatwo powiedzieć. Gorzej zrobić. Czkawka Hadock był jej pierwszą prawdziwą miłością i wojowniczka wiedziała już ,że ostatnią. Był dla niej jak cząstka jej duszy. Jak nieoderwalny kawałek, który jej odebrano, a bez którego nie mogła oddychać tym samym powietrzem co kiedyś... Dziewczyna wpadła w ponury nastrój, ale szybko o tym zapomniała gdy Szczerbek podleciał nad Wichurę i polizał ją wielkim językiem po twarzy
-Hej!-zaśmiała się. Smoki po obu jej stronach ryknęły z radością, jakby się śmiały.
Astrid miała serdecznie dość wyspy i postanowiła udać się ze smokami na dłuższy lot. Zazwyczaj w porannych godzinach ich jeźdźcy mieli swoje, beznadziejne jak oni sami sprawy i nie zaglądali do smoków. Dziewczyna leciała już 3  godziny ale wcale nie czuła nudy. Rozkoszowała się lotem, ale przed powrotem chciała dać odpocząć smokom. Zatrzymała się na nieznanej jej dotąd wyspie i zeszła z Wichurki. Zciągnęła ze Sztukamięs kosz z przysmakami i rozdzieliła je przyjaciołom. Sama też poczuła burczenie w brzuchu, więc sięgnęła po pieczonego kurczaka. Wichura trąciła ją skrzydłem, ale uśmiechnęła się swoim smoczym uśmiechem. Astrid zachichotała i rzuciła jej jeszcze jedno udko z kosza
-No masz, masz. Przecież wszystkiego ci nie zjem.
Resztę posiłku dokończyli w milczeniu, a potem Astrid poszła zwiedzić wyspę. Zabrała topór, a smoczkom kazała czekać i odpoczywać. Przemierzała gęste zarośla, lasy, szła wzdłuż strumyka przez nieco ponad godzinę, ale nie napotkała żadnego nowego smoka. Zawróciła i mniej więcej w połowie drogi usłyszała przerażony krzyk. Stanęła i przykucnęła nisko przy ziemi, nie chcąc się zdemaskować. Po chwili oczekiwania wrzask się powtórzył. Tym razem znacznie bliżej. Wojowniczka uniosła topór i zakradła się bliżej. Wyjrzała zza drzewa i zobaczyła makabryczną scenę. Na jednym z gałęzi głową w dół wisiała ładna rudowłosa dziewczyna, mniej więcej w jej wieku. Obok stało trzech mężczyzn, a za nimi kolejnych pięciu trzymało potężne kusze mierząc w Gronkla czającego się za krzakami. Dziewczynie nie umknęło, że ów smok miał na sobie siodło. Przycisnęła się do drzewa i obserwowała scenę. Jeden z mężczyzn podszedł do rudowłosej i zapytał niskim, szorstkim głosem z nutą groźby.
-Gdzie reszta tych smoków?Są jeszcze jakieś?- uniósł rękę, a dziewczyna skuliła się i wymamrotała
-Nie powiem. Zróbcie co chcecie, nie powiem.
-Gadaj!-krzyknął inny mężczyzna i walnął ją pięścią w brzuch. Jęknęła, po czym wyszeptała jeszcze raz
-Nic nie powiem.
Wszyscy trze zaczęli ją kopać i bić wyzywając. Astrid nie wytrzymała. Może było to lekkomyślne ale wybiegła z krzykiem
-Zostawcie ją!-i zamachnęła się toporem. Dwaj mężczyźni zdążyli się uchylić,ale trzeci już nie. Ostrze wbiło mu się w plecy i padł martwy. Wojowniczka odwróciła się do reszty i ponownie wzięła zamach. Wtedy właśnie wszystko poszło nie tak. Jeden z kuszników, wystrzelił strzałę z liną i spętał jej nogi w kostkach. Astrid przewróciła się na ziemię, upuściła topór i natychmiast została zawieszona do góry nogami. Rudowłosa obok niej spytał cicho
-Cóżeś zrobiła? Nie warto było mnie ratować...
-Następnym razem wystarczy zwykłe dziękuje za próbę-odszepnęła
-A ty kim jesteś zdziro?!-wrzasnął jej prosto w twarz, plując przy okazji na ziemię. Blondynka spojrzała na niego drwiąco. Wiedziała ,że może sobie tym zaszkodzić, ale nie mogła się powstrzymać
-Powtórz bo się nie równo oplułeś padalcu-syknęła i natychmiast poczuła jego pięść na ramieniu. Nie zamierzała kulić się ze strachu jak jej niewdzięczna towarzyszka więc wysiliła całą siłę woli by się nie skrzywić.
-Tylko na tyle cię stać?
Mężczyzna pochylił się i wymierzył jej siarczysty policzek. Lekko się zakołysała i usiłowała ukryć ból prawej strony twarzy
-Tknij mnie jeszcze raz to pożałujesz-zagroziła. Dziewczyna obok niej westchnęła
-Nie kłam-rzekła ledwie słyszalnie.
-Nie kłamię-odparła głośno wojowniczka i spojrzała na mężczyzn-Puśćcie mnie i tą dziewczynę bo pożałujecie.
-Śmiesz mi grozić dziewczynko?!-ryknął ten który ją uderzył
-Tak śmię! Jeszcze jeden ruch to zawołam przyjaciół! Marmoladę z was zrobią-warknęła, czym zasłużyła sobie na cios prosto w żołądek. Tego nie mogła zbagatelizować i jęknęła z bólu. Postanowiła zdobyć się na jeszcze jeden wysiłek ,który nieudany mógłby ją sporo kosztować. Astrid wrzasnęła całym gardłem
-Tutaj!-za co dostała potężny cios kolanem w czubek głowy. Czaszka pulsowała jej z bólu i już miała zapaść się w ciemność gdy usłyszała znajomy ryk śmiertnika,  a po nim warczenie nocnej furii.
"Niech was Thor błogosławi"-pomyślała i otworzyła szeroko oczy. Przez chwilę nic się nie działo ale już potem strażników którzy pilnowali tego niebieskiego gronkla coś zmiotło z ziemi. Astrid uśmiechnęła się ciesząc ,że Sztukamięs zastosowała jej taktykę. Po chwili drugi gronkiel był wolny. Z krzaków wyłoniła się reszta smoków. Wym i Jot załatwili kuszników, a Szczerbatek mknący jak błyskawica uśmiercił mężczyznę który bił jego przyjaciółkę. Hakokieł zapalił ogon i wysłał drugiego mężczyznę na długi lot, zakończony wyjątkowo bolesnym skokiem na brzuch. Wichura natomiast wystrzeliła kolce i przecięła ich liny, po czym złapała Astrid. Rudowłosa nie wiedząc co się dzieje spadła na glebę, głową w dół i szybko usiadła. Astrid zeszła ze smoka i podeszła do nieznanej
-Ostrzegałam-powiedziała z chytrym uśmiechem. Wyciągnęła rękę i pomogła dziewczynie wstać. Tamta natychmiast cofnęła się i oparła o niebieskiego gronkla, którego była właścicielką.
-Dziękuję-wyszeptała.
-Jestem Astrid.
-Kora-odparła uściskając dłoń blondynki.-To wszystko twoje smoki?
Wojowniczka skrzywiła się i podniosła zgubiony topór z ziemi.
-To nie MOJE smoki. To moi przyjaciele.
Kora uśmiechnęła się szeroko i pogładziła swojego smoka
-Chmura to także moja przyjaciółka.
Astrid przedstawiła smoki i zachwiała się na nogach. Brzuch i głowa dawały jej się we znaki. Nagle zbliżył się do niej Szczerbatek i polizał ją. Obrażenia natychmiast zeszły ,a ból przestał dokuczać
-Dziękuję Szczerbatku.
-Co on....zrobił?-wyjąkała dziewczyna
-Uleczył mnie. Nocne furie produkują jakąś wydzielinę o leczniczym działaniu, ale mogą jej użyć tylko dziesięć razy do roku. To jego drugi raz.
-Niesamowite. Jeśli mogę spytać jak wytresowałaś Szczerbatka?
Astrid zmarszczyła brwi
-To nie ja. To mój chłopak.
-Jest tu gdzieś? Strasznie mnie ten temat interesuje.
-Nie ma go-odparła szybko wojowniczka-Jestem sama.
-Cóż-westchnęła Kora-Tak czy inaczej dziękuję za ratunek.
-Nie ma za co. A tak w ogóle skąd jesteś?
- Z Wyspy Łupieżców.
                Znalezione obrazy dla zapytania Astrid z toporem
Huhuhuhu surprise xd :)

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Ślepy jesteś?

Czkawka obudził się nad ranem i już wiedział ,że kiedy znów spojrzy na łóżko będzie padał z nóg. Dlaczego? Otóż od śmierci niezastąpionego wodza wyspy Berk, ojca i przyjaciela Stoicka Ważkiego minęło już kilka miesięcy, a obowiązki wodza przypadły już i tak zmęczonego żałobą za tatą Czkawkę. Przez te kilka miesięcy nie było dnia ani godziny w której ktokolwiek nie chciałby czegokolwiek od młodego wodza. Jeżeli miałby być szczery to nie odpowiadało mu ani trochę to całe wodzowanie, ale nie miał wyboru. Po należytej żałobie, która dla niektórych trwała nadal, stało się jasne ,że dawnego wodza musi zastąpić jego syn. Czkawka szybko wstał z łóżka i przebrał się. Idąc szybkim krokiem do drzwi pochwycił jedną kanapkę, którą zapewne zrobiła mu Valka przed wyjściem i wyszedł. Nie miał nawet czasu na poranne loty ze Szczerbatkiem, spotkania z Astrid i jakiekolwiek życie towarzyskie, nie mówiąc już o tym ,że ledwo pamiętał o zjedzeniu czegoś w ciągu dnia. Kiedy młody wódz wyszedł z domu, rzuciło się na niego coś czarnego i powaliło na śnieg. Po chwili był cały mokry od śliny nocnej furii
-Szczerbatek!-krzyknął ledwo powstrzymując się od śmiechu. Po chwilowych przyjacielskich przepychankach smok poddał się i zszedł ze swojego pana uśmiechając się bezzębnie. Wiking wybuchnął śmiechem i pogłaskał nocą furię po głowie.-Od rana poprawiasz mi humor
W odpowiedzi Szczerbatek zastąpił mężczyźnie drogę i dał wyraźne znaki ,że ma ochotę na lot. Ku niezadowoleniu zarówno smoka, jak i jego samego Czkawka westchnął i pokręcił głową
-Przepraszam Mordko... Znowu nie dam rady, ale obiecuję ,że wyrwę się wieczorem i polatamy dłużej...
Smok przewrócił oczami i popatrzył znużony na swego jeźdźca. Wiedział już ,że na te obietnice nie można liczyć, bo młodemu wodzowi zawsze wypada coś w ostatniej chwili. A to kłopoty z bliźniakami, a to młode Gronkiele rozwaliły pole Pleśniaka, a to Wiadro zapomniał gdzie mieszka i wiele, wiele innych. Tym razem jednak Szczerbatek nie zamierzał dać się tak łatwo spławić. Na tych obowiązkach wodza cierpiał i Czkawka i ludzie mu bliscy. Już w szczególności Szczerbatek i ukochana wikinga Astrid. Są razem prawie od roku, ale odkąd Czkawka przejął obowiązki wodza widzą się kilka razy dziennie, a ich normalna wymiana zdań polega na 
-Cześć
-Cześć
-Co tam nowego?
-A całkiem sporo. Wiesz ,że....?
-Przepraszam muszę lecieć. Pogadamy później.
Oczywiście Astrid rozumie doskonale obowiązki Czkawki i trochę mu w nich pomaga, ale niemniej jest jej przykro gdy rozmawiają raz na dzień przez 10 sekund, a później młody wódz znowu musi gdzieś pędzić. W takich sytuacjach wojowniczka najpierw robi się smutna, później wściekła, a jak wreszcie myśli ,że uda jej się powiedzieć wikingowi o swoich uczuciach, dopada ją wyrozumiałość dla jego braku czasu i postanawia wytrzymać jeszcze jeden dzień. A potem drugi....I trzeci... I wiele wiele więcej. Dziewczyna już zdążyła zapomnieć kiedy się ostatni raz całowali! Jeżeli chodzi o Szczerbatka, to smok sam czuł się odrzucony przez Czkawkę, ale jednocześnie nie robił mu wyrzutów. Rozumiał też smutek Astrid i kiedy Czkawka nie miał czasu nocna furia, sama fatygowała się do dziewczyny i bawiła się z nią i Wichurą. Przez to wojowniczka i Szczerbatek zbliżyli się do siebie bardziej niż Czkawka mógłby przypuszczać. 
 Smok po kilkunastu nieudanych próbach zwrócenia na siebie uwagi młodego wodza, zrezygnował i powłócząc łapami udał się pod dom blondynki. Koło jej drzwi stała Wichura i jak zawsze powitała przyjaciela wesołym rykiem. Szczerbatek odpowiedział jej niemrawo i położył się na świeżym śniegu. Nie musieli długo czekać, zanim Astrid wybiegła z domu i powitała oba smoki kurczakiem i rybą. Od dawna miała przygotowane zapasy ryb dla nocnej furii, która spędzała z nią zasadniczo dużo więcej czasu niż ze swoim jeźdźcem. We trójkę ruszyli powoli do Akademii. W środku zastali Wyma i Jota, Sztukamięs, oraz Hakokieła. Astrid westchnęła widząc smoki same. Znowu... Kiedy Czkawka został wodzem życie wielu wikingów z Berk znacznie się zmieniło. Śledzik spisywał teraz najnowsze rodzaje ziół dla Gothi oraz różne rośliny, przez co zaniedbywał swoją Księżnisię. Mieczyk i Szpadka o dziwo zaczęli z własnej woli pomagać Wiadrze w pracach związanych z owcami, a Sączysmark zaciągnął się do nowo utworzonej Gwardii Berk, co mogło wyglądać trochę jak najlepiej przygotowane wojsko wszechczasów. Astrid również chciała tam wstąpić, lecz według zasad dziewczyn nie przyjmowano, co równocześnie rozjuszyło wojowniczkę i uspokoiło smoki. Przez obowiązki, ich właściciele odwiedzali je raz dziennie, a i to nie zawsze. Wobec tego wszystkie obowiązki od karmienia, przez ćwiczenia w lotach, do zapisywania Księgi Smoków spadły na Astrid, jednocześnie przytłoczoną jak i szczęśliwą z tego powodu. Wreszcie miała co robić, a nie tylko chodzić za Czkawką i bez skutku starać się o jego uwagę. Zamiast tego trenowała pozostałe smoki w całkowitej tajemnicy przed resztą jeźdźców. Swoją drogą żaden z nich, nawet Czkawka nie zauważał ile pracy dziewczyna wkładała w loty na smokach i coraz to nowe ćwiczenia. Mało tego! Nikt nawet nie zauważał ,że smoki są trenowane. Sami "zapracowani" zjawiali się łaskawi polatać na smokach, może raz w tygodniu co rozwścieczało i smoki i samą Astrid. Upewniwszy się ,że jest ze smokami sama, zaczęła ćwiczenia w dość nietypowy sposób. Otworzyła bramę, wypuściła je i sama poleciała na Wichurze na Krucze Urwisko. Tam już od miesiąca, codziennie ćwiczyła. Zdała sobie nawet sprawę, że im więcej trenuje z poszczególnymi smokami, tym bardziej nad nimi panuje, rozumie je i rozwija swoje i ich umiejętności. Tego dnia zaczęła od Sztukamięs. Przyjazny Gronkiel nie odznaczał się szybkością, ani zwinnością, co najwyżej niezdarnością. Mimo to po metodzie prób i błędów Astrid odkryła co smoczycy wychodzi najlepiej i co może przydać się w walce. Splunięcia ogniem działają, ale są dla smoka wyczerpujące, a ta taktyka ani trochę. Przez loty ze Sztukamięs i różnego rodzaju ćwiczenia, dziewczyna odkryła co gronkiele na prawdę umieją doskonale. Kamuflować się. Samica dzięki swojemu niskiemu wzrostowi i ziemistej barwie, na tle gór jest praktycznie niewykrywalna. Każdy gronkiel, każdego koloru jest idealnie zakamuflowany, w jakimś środowisku. Sztukamięs kamuflowała się perfekcyjnie w górach i kamieniach, których na różnych wyspach nie brakuje, więc Astrid opanowała z nią atak z zaskoczenia. Gdy inni odciągają uwagę, niezauważona smoczyca zachodzi wrogów od tyłu i ma dwa ataki do wyboru. Ogień, lub kolczugowaty ogon. I jedno i drugie jest zabójczo skuteczne. Dziewczyna cały czas pracowała nad jednostajnym lotem smoka i większą zwrotnością, co już po miesiącu dawało efekty. Następni byli Wym i Jot. Nie za bardzo mogła na nich latać w pojedynkę, ale i na to znalazła sposób. Jedną nogą opierając się na szyi Wyma, a drugą na Jota dawała radę całkiem nieźle latać. W ich przypadku najlepiej sprawdza się ucieczka, bo są szybcy, oraz obronny krąg, który był nową metodą. Astrid odkryła ,że jeżeli oba smoki zakręcą się w jednakowym momencie,jeden będzie wydzielał gaz, a drugi podpalał, stworzą wirujący pierścień ,który przejmuje wszystkie pociski lecące w ich stronę i odsyła je z powrotem niczym bumerang. Hakokieł za najlepszą taktykę obrał zapalanie się, ale po kilku modyfikacjach, poparzeniach i spalonych końcówkach włosów wojowniczka nauczyła smoka jak zapalić tylko jedną część swojego ciała, dzięki czemu uderzał precyzyjniej. Wichurka dalej wykorzystywała kolce, ale Astrid pokazała jej metodę, dzięki której smoczyca trafiała szkarłatnymi pociskami w sam środek tarczy. Otóż by najpierw zdezorientować cel Wichura serwowała porządną porcję smoczego ognia, a potem, jeśli ofiara rzecz jasna się nie spaliła, wystrzeliwała kolce, które trafiały zaskoczoną, uciekającą przed ogniem ofiarę. Pod koniec dnia wojowniczka brała się za Szczerbatka. Mówiąc szczerze jedyne co z nim robiła, to cały czas rozwijała jego prędkości, oraz poprawiała zwinność. Dzięki temu niecałe pięć dni wcześniej Astrid odkryła że jeśli Szczerbek porusza się bardzo szybko , po bardzo ciasnym okręgu, jest w stanie stworzyć tornado, które przypalone ogniem lub plazmą, staje się wirującą kolumną śmierci. Po ćwiczeniach, dziewczyna była wyczerpana i postanowiła udać się na kolację. Kazała smokom ukradkiem się rozejść i wrócić do Akademii, na ewentualną wizytę jeźdźców. Potem ze Szczerbatkiem i Wichurką ruszyła wolnym krokiem do wioski. Nagle, prawie powodując zawał u wojowniczki, zza krzaków wynurzyła się Valka, matka Czkawki
-Witaj Astrid, wybacz jeśli cię przestraszyłam...
-Nic się nie stało. Witaj.
-Co tam u ciebie?-zagaiła Valka, a Astrid podejrzliwie na nią spojrzała. Ta kobieta raczej nie szukała je po lesie bez żadnego konkretnego powodu.
-W porządku, dziękuję
-Astrid powiem bez ogródek. Widziałam cię.
Dziewczynę aż zmroziło, ale nie pokazała tego po sobie
-O czym pani mówi. Niby gdzie?
-Nie zgrywaj niewiniątka. Czemu nie mówiłaś ,że trenujesz ze smokami? Czkawka na pewno by ci pomógł, skoro pozostali nie mają czasu..
Astrid westchnęła. Czy Valka na prawdę nie widzi co się dzieje między Astrid a wodzem?
-Właśnie w tym sęk ,że na pewno by nie pomógł.
Kobieta zrobiła zdziwioną minę
-Dlaczego, Astrid? Przecież mu na tobie zależy...
-Na prawdę mam wątpliwości pani Valko-wypaliła i od razu tego pożałowała- Szczerbatka też trenuję jakby pani nie widziała. I to nie dlatego, że Czkawka mnie poprosił. On nie ma dla niego czasu! Podobnie jak reszta... Skoro oni nie chcą się nimi zająć, to ja to zrobię z przyjemnością! I proszę ,żeby pani nic reszcie nie mówiła.
-Oczywiście ,że nie powiem, ale proszę cię o jedno.
-Co takiego?
-Powiedz mi co się między wami stało.
Astrid czuła na sobie przenikliwe spojrzenie mamy Czkawki, ale uparcie wpatrywała się w swoje buty i szła dalej. Kiedy przez chwile zbierała myśli, Valka położyła jej dłoń na ramieniu
-Powiedz Astrid. Nic mu nie powiem jeżeli nie będziesz chciała.
-Dobrze-wojowniczka spojrzała na nią zafrasowana- Chodzi o to ,że odkąd Czkawka został wodzem on...my...
-Nie ma dla ciebie czasu-zrozumiała Valka
-Nie chodzi nawet o to. Czy słyszała pani ostatnio nasze rozmowy?-kobieta pokręciła głową-Dlatego, że żadnych nie ma. Kiedy już się widzimy starczy mu czasu na cześć a potem znowu gdzieś idzie. Nie pamiętam nawet kiedy ostatnio rozmawialiśmy dłużej niż minutę sami!
-Też miałam takie problemy ze Stoickiem, ale on po tygodniu zaczął załatwiać sprawy coraz szybciej i wygospodarowywał dla mnie te 3 godziny...
-Ile ja bym dała za pół godziny-westchnęła Astrid.
-Do prawdy mój syn jest okropny. -zezłościła się Valka- jak on może cię tak ignorować. Jak mu tylko powiem...
-Proszę mu nie mówić-zastrzegła blondynka- Obiecała pani, proszę...
-Dobrze, już dobrze, ale ty musisz coś z tym zrobić. Możliwe ,że on nawet nie wie jak się czujesz.
-Skoro nie wie to znaczy ,że jemu brak kontaktu nie przeszkadza...Może po prostu przestało mu zależeć albo nigdy nie zależało...
Valka chwyciła Astrid za ramię i zerknęła na nią z mieszanką współczucia i smutku
-Astrid. Jestem pewna ,że mu dalej zależy... Przecież sama widzę jak na ciebie patrzył...
-No właśnie, proszę pani-westchnęła blondynka, na progu wioski-Patrzył...
Po tych słowach dziewczyna szybkim krokiem oddaliła się w kierunku swojego domu zostawiając Valkę sam na sam z myślami. Kobieta popatrzyła za dziewczyną swojego syna i pokręciła głową. Postanowiła jak najszybciej go znaleźć. Okazało się to trudniejsze niż myślała, ale w końcu ,gdy zaczęło robić się niemal czarno, znalazła Czkawkę pogrążonego w kłótni z Śledzikiem. Obaj wikingowie polemizowali na temat wpływu smoczymiętki na smoczy korzeń. Valka przeprosiła Śledzika i odciągnęła syna na bok
-Czkawka, skończyłeś na dzisiaj?
-Miałem jeszcze skoczyć do Pyskacza ale mogę to załatwić jutro.
-Jutro niczego nie załatwisz-rzekła Valka z pewnością, na co wódz zareagował zdziwieniem
-Jak to ?
-Jutro cały dzień spędzisz z Astrid.
-Ona cię o to prosiła?
-Nie. Sama przyszłam bo widzę co się dzieje. Nie masz dla niej czasu.
-Bzdura. Rozmawiam z nią w każdej wolnej chwili-mówiąc to Czkawka sam zaczął się zastanawiać czy faktycznie mówi prawdę i czy matka przypadkiem nie ma trochę racji.
-A ile masz tych wolnych chwil?
-No...Niewiele, ale Astrid rozumie moje obowiązki i jej to nie przeszkadza.
-Na prawdę tak sądzisz?
-Nie skarżyła się-wzruszył ramionami-jakbym coś robił nie tak powiedziałaby mi
-Chyba ,że starałaby się żebyś sam to zauważył...
Czkawka zmarszczył brwi i pociągnął nosem
-O co ci właściwie chodzi?
-Synu. Czy ty na prawdę tego nie widzisz? Nie widzisz jak chodzi smutna?
-Nie obraź się mamo ale chyba przesadzasz. Nie widziałem jej smutnej od bardzo dawna...
-A kiedy ostatnio patrzyłeś na nią dłużej niż przez minutę ?-spytała z nutą podejrzliwości w głosie. Czkawka zaczął się poważnie zastanawiać nad słowami matki, ale odrzucił te myśli
-Powiedziałaby mi gdyby coś na prawdę było nie tak
-A co ci szkodzi spędzić z nią jeden dzień?-spytała zrezygnowana Valka
-Nic. Powiem więcej, zrobię to z przyjemnością....
-To świetnie bo akurat jutro....
-Ale nie jutro-przerwał Czkawka-Jutro mam tyle spraw na głowie...
-A kiedy ty nie masz tylu spraw na głowie?!-nie wytrzymała jego matka.
-Mamo wybacz jeśli cię urażę, ale w kwestii moich relacji z Astrid nie potrzebuje porad ani tym bardziej pomocy.
-A Szczerbatek?
-O co ci znowu chodzi?
-Kiedy ostatnio na nim latałeś?
-Czy ty możesz zrozumieć ,że nie mam czasu?!
-Ani dla Szczerbatka, ani dla Astrid-skwitowała Valka, a jej syn spojrzał na nią ze złością
-Nie mieszaj się, mamo.-po tych słowach odszedł szybkim krokiem w stronę domu. 
Valka westchnęła ciężko
-Mężczyźni.....
               Znalezione obrazy dla zapytania Valka i czkawka
Taka sobie zrezygnowana Valka. Ach ci mężczyźni.... ;) I jak się podoba pierwszy rozdział?