Astrid
postanowiła zostać na wyspie Łupieżców jeszcze dwa dni. Fabien
zaprowadził ją do pokoju, który do tej pory zajmował wódz.
Obszerne, dwuosobowe łóżko stało na środku wielkiego pokoju. Po
lewej stronie, tuż obok okna znajdowało się wielkie biurko z mapą
całego Archipelagu wiszącą na ścianie. Cały pokój łącznie ze
zwierzęcymi skórami wiszącymi na ścianach, perfekcyjnie
naostrzonymi toporami zawieszonymi po przeciwległej stronie pokoju i
różnymi innymi rodzajami broni wykonanej z najwyższej jakości
materiałów z wysadzanymi klejnotami rękojeściami, sprawiał
wrażenie urządzonego przez kogoś nie żałującego pieniędzy.
Młoda Hofferson rozglądała się po pokoju z pewnym niepokojem,
zupełnie jakby nie dowierzała, że od niedawna ten pokój i
wszystko co w nim jest należy do niej. Podziękowała swojemu
zastępcy i usiadła przy biurku, przejeżdżając dłonią po
mahoniowym blacie. Odetchnęła głęboko i otworzyła wypchaną
papierami szufladę. Wyjęła wszystkie dokumenty i poprosiła
któregoś z żołnierzy o dostarczenie jej zbiorów archiwów z ówczesnych lat. Skoro od teraz miała przejąć obowiązki wodza,
musiała choć trochę zorientować się w polityce jaką prowadzili
jej poprzednicy. Zagłębiła się w różnorakie dokumenty i po
chwili ze zdziwieniem stwierdziła, że choć jej ojciec, Albrecht
Perfidny, był brutalnym, aroganckim i nie baczącym na ludzką
krzywdę gnojkiem, to musiała przyznać, że był bardzo dobrym
wodzem. Mimo tego, że kilka rzeczy zrobił na prawdę źle, między
innymi sprawa z wojskiem, obowiązkami, zabijaniem smoków i całą
resztą złych decyzji, to na prawdę dbał o klan. Nawiązał z
odległymi na północ klanami bardzo korzystne pakty. Jako
sprzymierzeńców zaskarbił sobie takie klany, o których blondynka
nigdy wcześniej nie słyszała. Jego polityka wymiany surowców była
na prawdę obiecująca i znacznie poprawiała majętność wyspy. Po
długim rekonesansie wojowniczka postanowiła nie dokonywać żadnych
zmian w gospodarce wyspy, która działała na prawdę prężnie.
Jedyne zmiany dokona w sprawach związanych z wojskiem, smokami i
godnym życiem zwykłych mieszkańców. Zmęczona dziewczyna poszła
spać dopiero kilka godzin po północy, by na drugi dzień obudzić
się przed szóstą. Rano zasiadła do śniadania z rodziną Fabiena.
W pewnym momencie jego matka przerwała wesołą rozmowę wojowniczki
i April pytaniem, które wydawało się całkiem wyjęte z kontekstu
rozmowy.
-Powiedz
mi dziewczyno. Czy dobrze wspominasz wodza Albrechta?
Tak
właśnie...To był jedyny zwrot jakim zwracała się do Astrid.
Nigdy nie powiedziała do niej po imieniu, czy też jakoś inaczej
niż...dziewczyno. Zupełnie jakby blondynka według .... nie
zasługiwała na to by zapamiętać jej imię. Natomiast gdy mówiła
o Albrechcie wymawiała jego imię i tytuł, zupełnie jakby wciąż
był wodzem. Astrid rozumiała, że do przyzwyczajenia się do tej
diametralnej zmiany ludzie będą potrzebowali trochę czasu, ale
sposób w jaki rozbiła to mama Fabiena wyraźnie sugerował
dziewczynie, szybkie opuszczenie wyspy a najlepiej stanowiska.
Blondynka jednak nie zamierzała dać się zdegradować i spojrzała
pewnie w oczy kobiety.
-Nie,
proszę pani. Wspominam go bardzo źle.
-To
dziwne-rzekła nieprzyjemnym głosem Ilgrid-Większość mieszkańców
wspomina go wspaniale. Wręcz CHCĄ by wrócił.
Blondynka
zagryzła zęby i zacisnęła pięści pod stołem, lecz zdołała
wydusić pozornie miłym głosem.
-Cóż.
Na razie się chyba na to nie zapowiada.
-Dobry
wódz to podstawa dziewczyno-warknęła matka Fabiena-Powinien dobrze
rządzić i trzymać klan w ryzach, a wątpię byś ty nadawała się
do tego...-zastanowiła się chwilę po czym dodała- do czegokolwiek
poza lataniem na tych swoich jaszczurkach.
-To
są smoki-syknęła nowa przywódczyni klanu Łupieżców- I postaram
się żeby zmieniła pani o mnie zdanie.
-Wątpię
bym kiedykolwiek zmieniła zdanie o kimkolwiek od Haddocka.
-Mamo
przestań!-warknął Fabien.
Kobieta
posłała mu jadowite spojrzenie i odsunęła się od stołu, po czym
nie mówiąc nic odeszła od stołu, przy którym zapadła niezręczna
cisza. Rudowłosy zastępca wodza odchrząknął i zwrócił się do
blondynki.
-Przepraszam
cię Astrid. Moja mama ma...-zawachał się.
-Uraz
do rodziny mojego przyszłego męża-stwierdziła spokojnie-Rozumiem
to i nie mam tego nikomu za złe.
-Nasz
ojciec...-zaczęła Cassandra, ale przerwała pod karcącym
spojrzeniem April
-Powiedz-zachęciła
ją wojowniczka.
-Nasz
ojciec...zginął z ręki...jednego z Haddocków.
Blondynka
pokiwała spokojnie głową. Rozumiała ich żal wobec rodziny wodza
Berk. Nie wykluczała też faktu, że tym który zabił ojca jej
rozmówców mógł być nawet Czkawka. W końcu na wojnie...różnie
się dzieje.
Resztę
śniadania zjedli w milczeniu, a potem Fabien wraz z żoną i synem
poszli na chwilę do siebie, a siostry zastępcy zaprowadziły wodza
do byłej areny do walki ze smokami. Astrid oczywiście nie miała
zamiaru od razu kazać Łupieżcom latać na smokach, ale póki co
miała zamiar pokazać dzieciakom które do tej pory chodziły na
szkółkę zabijania smoków, że można się z tymi gadami również
zaprzyjaźnić. Wobec tego, podczas trwającej właśnie lekcji
zabijania Astrid weszła na arenę w towarzystwie sióstr Fabiena.
-Dzień
dobry-przywitała się wesoło.
-Witamy-odparł
nauczyciel nie podzielając jej entuzjazmu-Co panią tu sprowadza?
-Chciałabym
pokazać młodym coś nowego. Chyba nie będzie z tym
problemu?-spytała.
-Właściwie
to będzie-nauczyciel założył ręce na piersiach. Wojowniczka nie
znała jego imienia. Był on krzepkim ciemnowłosym mężczyzną
dobiegającym czterdziestki. Gdyby na Berk ktoś odpowiedział jej w
taki sposób nie miała by mu tego za złe. Mógł mieć gorszy
dzień. Aczkolwiek Fabien poinstruował ją wcześniej, by nie dała
sobie wejść na głowę, czego nie zamierzała robić w żadnym wypadku. Wobec tego założyła ręce na piersiach i wbiła w
nauczyciela surowe spojrzenie.
-Wydaje
mi się, że jednak nie.-powiedziała stanowczo opierając dłoń na
rękojeści topora.
Wiking
wbił w nią zaskoczone spojrzenie, po czym odchrząknął i szybko
wyszedł z areny. April popatrzyła na Astrid z uśmiechem i pokazała
jej uniesiony ku górze kciuk. Dziewczyna odwróciła się do równie
zaskoczonych jak nauczyciel dzieci. Miały one około 13 lat i była
ich szóstka. Szybko się sobie przedstawili. Dziewczynka z ogniście
rudymi włosami związanymi w warkocze nazywała się Fiona, dwóch
chłopców o identycznie ostrzyżonych, czarnych włosach i
łobuzerskich uśmiechach przedstawiono Astrid jako bliźniaków
Gondala i Hanka. Kompletnie nie wiedziała który jest który.
Następnie poznała nieśmiałą blondynkę o imieniu Reyna i jej
kuzynkę Hernę. Jako ostatni przedstawił jej się Fren-brunet o
bardzo ciemnych, prawie czarnych oczach i przyjaznym uśmiechu.
Wojowniczka zapytała ich o to czego jak dotąd się nauczyli i
pochwaliła za widoczny zapał. Następnie zapytała czy zgodzą się
na krótką demonstrację tego, czego ona nauczyła się na Berk.
Młodzi zgodzili się z zaciekawieniem i na polecenie wodza wyszli
poza arenę, by oglądać widowisko z bezpiecznego miejsca. Kiedy
przyszli wikingowie zgromadzili się przy kratach od zewnętrznej
strony Astrid, ku ich zdziwieniu odpięła topór od paska i
odrzuciła go na przeciwległą stronę areny, tak, by wbił się w
sam środek będącej tam tarczy. Następnie odetchnęła głęboko i
podeszła do opuszczonej klapy obok siebie. Złapała za wajchę i
przekręciła ją tak, by klapa się uniosła, a wyjście z klatki
smoka stanęło otworem. Jak na sygnał, po chwili wypadł z niej
dorosły Koszmar Ponocnik, o pięknej, malinowo-fioletowej barwie z
bardzo ciemną, wręcz czarną głową. Gdy tylko zobaczył
wojowniczkę, odwrócił się w jej stronę rycząc przeraźliwie i
otwierając paszczę. Dziewczyna stała spokojnie na przeciw
szarżującego gada, a potem, z gracją torreadora z meksyku,
odsunęła się na bok, tak, że rozwścieczony smok minął ją o
milimetry i ledwo zatrzymał się, unikając bliższego spotkania ze
ścianą. Blondynka, korzystając z jego chwilowej dezorientacji
rozbiegła się i wskoczyła mu na głowę. Wściekły smok zionął
ogniem, podpalając przy tym pustą beczkę w rogu pomieszczenia,
lecz nie mógł trafić w stojącą na nim dziewczynę. Po chwili
jednak wpadł na lepszy pomysł pozbycia się pasażera na gapę.
Smok stanął jak wryty i jak na zawołanie cały wybuchnął
szkarłatnymi płomieniami. Moment wcześniej Astrid złapała go za
jak wiadomo nie zapalające się rogi i jednym szarpnięciem
przyciągnęła jego głowę do ziemi. Dzieci, siostry Fabiena oraz
przypadkowi ludzie zgromadzeni przy Arenie wpatrywali się w to
wszystko z fascynacją. Po chwili ciało Ponocnika przestało płonąć,
a on sam przestał się opierać. Blondynka puściła jego rogi i
stanęła przed nim. Mieszkańcy wyspy Łupieżców po raz pierwszy
widzieli coś takiego. Na ich oczach smok, który przed chwilą z
całej siły pragnął zabić człowieka, teraz stał naprzeciw
całkiem bezbronnej, pozbawionej broni dziewczyny. I co ich
najbardziej zdziwiło-zaufał jej.

Next opóźniony, przez problemy z netemmm ;)
W każdym razie chciałabym jeszcze coś dodać. Mianowicie: bardzo martwi mnie to, że poza trzymającą rękę na pulsie Smile, nikt inny od kilku nextów nie komentuję. Dlatego bardzo proszę was o napisanie choćby jednego słowa. Będę przynajmniej wiedziała, że jesteście ;)
Do nna kochani <3
~Pass
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz