-Pięknie tu- jeźdźczyni zwróciła się do chłopaka.
Wojownik pokiwał głową w odpowiedzi i uśmiechnął się do dziewczyny. Usiedli na rozgrzanym przez promienie słońca piasku. Czkawka objął blondynkę silnym ramieniem i przyciągnął do siebie.
-Musimy się tak wymykać częściej-stwierdził.
-Gdyby to tylko było możliwe-westchnęła Astrid opierając głowę na jego piersi.
-Jest. Postaram się żeby było.
-Nie możesz zaniedbywać wioski i obowiązków-przypomniała mu ze znużeniem.
-Dla ciebie wszystko mogę zaniedbać-szepnął w jej włosy.
Dziewczyna podniosła się i spojrzała mu w oczy uradowana.
-Ty na prawdę wróciłeś.
Nie zdążył nawet odpowiedzieć, bo dziewczyna wplotła palce w jego ciemne włosy i przyciągnęła do siebie, składając na jego usta długi, pełen miłości pocałunek. Kiedy się od siebie oderwali blondynka uśmiechnęła się do niego.
-A więc...-zaczęła okręcając sobie jego włosy wokół palca.-Ile tu będziemy?
-Ile tylko będziesz chciała-odparł wódz Berk., kładąc się na piasku. Blondynka położyła się obok niego i oboje wpatrzyli się w błękitne jak jej oczy niebo. Mogliby leżeć tak całymi dniami...Astrid przymknęła oczy, czując się wyśmienicie w objęciach ukochanego, kiedy nagle ich sielankę przerwał jeden przerażający ryk.
Ian siedział w twierdzy i trzymał się za głowę. Czkawka wysłał mu szybkiego Straszliwca z prośbą o zastępstwo. Nawet gdyby brunet nie postawił go przed faktem dokonanym, chłopak i tak by się zgodził, choćby ze wzgląd na przyjaciółkę. Mimo wszystko przekonał się na własnej skórze, jak bardzo ciężko jest być wodzem. Oparty o stół wysłuchiwał kłótni Sączysmarka z Mieczykiem, dotyczącej obowiązków. Obok niego siedziała rozbawiona bezsilnością wikinga Kora, trzęsąca się ze śmiechu.
-To ty miałeś zagonić te owce jaczy łbie!-wrzeszczał Smark.
-Ale to ty masz przydział w tamtej części wyspy! Ja byłem zajęty!
-Ciekawe czym?!
-Domyśl się-rzucił Mieczyk i stało się jasne, że na siłę szuka argumentów dla swojej niewinności.
-To przez ciebie wszystkie uciekły!-oskarżał go kuzyn Czkawki.
-Wcale nie, bo przez ciebie!
-Nie kłam!
-To ty kłamiesz!
-Wcale nie ja, bo ty!
-Ja nie kłamię!
-Widzisz Ian, on nawet teraz kłamie!
-Zamknij się, bo jak ci....
I tak dalej i dalej.... Zastępca wodza nie miał siły ani ochoty słuchać ich wzajemnych, bezsensownych kłótni. Poznawał pracę wodza Berk od czasu wylotu przyjaciół więc mniej więcej od jakiś 4 godzin i podczas nich nabrał niebywałego szacunku do Czkawki za ogarnięcie tego wszystkiego ale też zaczął jeszcze bardziej rozumieć jego chęć wyrwania się stąd na choćby jeden dzień. Gdyby była na wyspie Valka-mama Czkawki- na pewno pomogłaby ciemnowłosemu wikingowi, ale poleciała odnowić pakty do kilku innych wysp z Archipelagu i miało jej nie być jeszcze przez kilka dni. w końcu Ian nie wytrzymał i wstał od stołu z hukiem.
-Zamknijcie jadaczki, obaj!-wrzasnął-Owce uciekły. Winni jesteście obaj. Teraz OBAJ pójdziecie je znaleźć. Do wieczora chce widzieć całą sześćdziesiątkę w zagrodzie Wiadra. Jasne?!
Obaj wikingowie stali z rozdziawionymi ustami w całkowitym szoku, jakiego doznali po zobaczeniu tego władczego wcielenia wojownika. Kora wręcz dusiła się ze śmiechu, który potrząsał jej ciałem w spazmatycznych drgawkach. Ian'owi nie było do śmiechu. Przynajmniej na razie....Dopiero kiedy Smark i Mieczyk wolno kiwnęli głowami i dalej w szoku, spowodowanym albo stanowczością zastępcy wodza, albo małą ilością szarych komórek w ich mózgach, wyszli z twierdzy, a ciemnowłosy wiking ciężko usiadł na ławce i odetchnął.
-Duszę się-wysapała rudowłosa, trzymając się za brzuch, z zabawnym grymasem na twarzy.
Ian spojrzał na nią rozbawiony i pokręcił głową.
-To nie było śmieszne. Ja nie wiem jak ten Czkawka to znosi każdego dnia...
-Jakoś musi. A poza ty, tak. to było śmieszne. I dobrze o tym wiesz-dziewczyna powoli się uspokajała.
-Może byłoby gdybym to nie ja musiał to rozstrzygać.
-Dobrze sobie poradziłeś.
-Przecież takie sprawy mogliby sami załatwić! To nie miało sensu!-wykrzyknął wiking z miną cierpiętnika.
-No faktycznie, logiki w tym było mało-przyznała mu rację dziewczyna, po czym znowu się roześmiała-ale jakbyś widział swoją twarz! Cały byłeś czerwony, ze złości!
Ian teatralnym gestem odrzucił ciemne włosy wpadające mu do oczu i westchnął.
-I tak ci się podobałem.
-Tego nie możesz wiedzieć-odparła Kora mrużąc oczy.
-Ale wiem. Zaprzeczysz?
Wojowniczka przewróciła oczami.
-Jesteś strasznie pewny siebie. Trzeba to ukrócić.
-Zaprzeczysz?-powtórzył wiking zmuszając ją do patrzenia mu w brązowe jak żyzna ziemia oczy.
Kora westchnęła i przytuliła go.
-Nie-wyszeptała mu do ucha i zaczęła bawić się jego włosami.
-To dobrze, bo ja też nie zaprzeczę.
Rudowłosa trzepnęła go w ramię, na co chłopak pocałował ją znienacka. Właśnie taką nieprzewidywalność lubiła w nim najbardziej. Z rozkoszą rozpłynęła się w jego pocałunku, ale po chwili wiking oderwał się od niej.
-Muszę iść.
Dziewczyna, lekko rozczarowana kiwnęła głową. Ian pocałował ją w policzek, rzucił jej ostatnie tęskne spojrzenie i wyszedł. Kora nie miała ochoty zostać sama w ciemnej twierdzy więc wyszła za nim i udała się do Chmury. Smoczyca z radością przyjęła pomysł małego treningu i już po chwili obie wzbijały się w powietrze. Lot wokół wyspy był wspaniały. Obie nie miały czasu na podziwianie różnorodnego krajobrazu wyspy, tętniącej zielenią, ani wzburzonego przez wiatr morza. Jak szalone kręciły beczki w powietrzu i ćwiczyły slalom między drzewami. Chmura jak na przedstawicielkę Gronkli była całkiem szybka. Postanowiły wracać na ziemię, po niespełna dwóch godzinach. Miały właśnie opadać na ziemię przy najbliższym lesie, kiedy jakiś cień przemknął nad nimi, w miejscu gdzie przed chwilą znajdowała się głowa Kory i czarna jak wnętrze jaskini strzała wbiła się z potężną siłą w pień najbliższego drzewa

W terminie!
Jupiiiii!! Udało się! No więc standardowo mam nadzieję, że się podobało. Następny next planuję na sobotę. Dziękuję, że jesteście ;)
~Pass
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz