środa, 29 czerwca 2016

Uzdrowienie

 Blondynka biegła przez wioskę mijając bez słowa zaskoczonych Wandali i Łupieżców. Płaszcz przywódcy furkotał za nią niczym peleryna superbohatera z bajek dla dzieci. Wojowniczka przewiesiła swój topór przez pas i gnana podnieceniem i satysfakcją pędziła pod dom wodza Berk. Na szczęście znalazła tam tego kogo szukała. Szczerbatek leżał na boku i jedząc smakowite ryby przyglądał się zdyszanej Astrid. Dziewczyna na widok nocnej furii nieomal rozpłakała się z ulgi. Podeszła powoli do smoka i usiadła obok niego. W milczeniu pogłaskała go po głowie, którą ułożył na jej kolanach. Zastanawiała się jak ma to wszystko wyjaśnić. W końcu wyrwała się z zamyślenia i zerknęła na bok nocnej furii. Ku jej uldze Szczerbatek już prawie nie miał śladu po ranach. Ten gatunek leczył rany wyjątkowo szybko. I właśnie to należało wykorzystać.
-Szczerbek?-zaczęła Astrid.
Smok uchylił powiekę i popatrzył na nią ciekawskimi zielonymi ślepiami.
-Wiesz co się stało z Hazel?
Szczerbatek uniósł łeb i pokręcił głową zaniepokojony. On także polubił młodą kuzynkę swojego jeźdźca. Astrid wytłumaczyła mu o co chodzi, a nocna furia pokiwała z zamyśleniem głową. Zanim blondynka zdążyła o cokolwiek poprosić Szczerbek podźwignął się z ziemi i wolno poczłapał do kubka, który Czkawka zostawił kiedyś na parapecie. Zamruczał niczym kot i splunął do kubka. Twarz blondynki rozświetlił uśmiech. Podbiegła do smoka i zarzuciła mu ręce na szyje, szepcząc
-Dziękuję, dziękuję, dziękuję....
Smok zaśmiał się po swojemu i oparł głowę o jej ramię. W końcu dziewczyna oderwała się od Szczerbatka i chwyciła kubek. Uśmiechnęła się do nocnej furii i obiecała, że potem polecą na długi lot. Dotarła do domu dziewczynki tym razem nie biegnąc, ale uważając by nie wylać drogocennej śliny nocnej furii. Weszła do chaty i zastała nie śpiących już rodziców Hazel. W jednej chwili zorientowała się, że weszła jak do siebie do domu. Bez pukania, bez zdejmowania butów. Na jej policzki wyszedł rumieniec.
-Przepraszam bardzo, że tak nagle, ale mam coś c nie może czekać-powiedziała do rodziców dziewczynki.
-Hazel wyszła z Chasem i Ianem, na spacer.-oznajmiła Gilda. Wystarczyło jedno spojrzenie na jej twarz by stwierdzić, że płakała.
Zanim Astrid opuściła chatę podeszła do matki Hazel i położyła jej wolną dłoń na ramieniu
-Niedługo będzie pani płakać ze szczęścia.-obiecała,  po czym wyszła z chatki zostawiając osłupiałych rodziców dziewczynki.



Ian szedł właśnie przez las z bratem, Hazel i Ogniomiotem. Smok niósł na grzbiecie niewidomą i ranną dziewczynkę. Mimo nalegań rodziców ciemnowłosa bardzo chciała wyjść na chwilę z domu, na co zgodzili się dopiero po głębokich zapewnieniach Iana, co do opieki nad Hazel. Kora zaraz po ich wspólnym locie poszła poszukać Czkawki by zapytać co zamierza zrobić z Łupieżcami. Oboje z Ianem czuli się dość niepewnie w towarzystwie ludzi którzy jeszcze tego samego dnia mieli ich za zdrajców i próbowali ich zabić. Szczególnie trudne było, gdy Łupieżca który prawie odrąbał Korze rękę podbiegł i uściskał Iana jak dawnego przyjaciela. Nie wiedzieli jak długo jeszcze wytrzymają w tej dziwnej sytuacji. Wobec tego wiking postanowił pójść z Chasem i jego przyjaciółką do lasu. Idąc dużo rozmawiali.
-A jak w końcu zakończyła się sprawa z Gunillą?-zapytał Ian.
Hazel westchnęła
-Na rzucaniu toporami daliśmy jej popalić.
-Nie spudłowałem ani razu!-pochwalił się Chase.
-Ja tylko raz nie trafiłam-roześmiała się ciemnowłosa-Ale to dlatego, że Chase mnie rozpraszał.
-Stałem 10 metrów dalej!-zaoponował chłopak, wywołując wybuch śmiechu przyjaciółki i brata
-A jak w walce wręcz?-dopytywał Ian.
-Walki wręcz jeszcze nie było-mruknął Chase.
-A w obecnej sytuacji...-dopowiedziała drżącym głosem Hazel, ale starszy wiking jej przerwał
-Hazel, obecna sytuacja nie ma tu nic do rzeczy.
-Zwłaszcza, że Astrid obiecała...-przypomniał radośnie Chase, na co dziewczynka się uśmiechnęła.
-Co Astrid obiecała?-zaciekawił się Ian.
-Że będę widziała.
Jeźdźca wmurowało. Popatrzył zaskoczony na Chase'a który potwierdził słowa przyjaciółki radosnym skinieniem głowy. "Na Thora, As w coś ty się wpakowała?!" pomyślał Ian. Westchnął głęboko i zaczął się zastanawiać jak jego przyjaciółka zamierza wywiązać się z tej obietnicy. Bo on mimo całej sympatii do blondynki nie widział dla niej innego wyjścia niż przyznanie Hazel, że mówiła tak tylko po to by ją pocieszyć. Serce mu się krajało gdy wyobraził sobie smutną minę dziewczynki gdy dowie się, że już nigdy nie ujrzy nic przez własne, brązowe jak kora drzew oczy. Gdyby wiking mógł dorwać tego, kto jej to zrobił, obciąłby mu co poniektóre męskości jego sylwetki, a potem wbiłby mu topór między oczy. Ale teraz, oczywiście nikt się do dokonanego czynu nie przyzna. No bo niby po co ktoś miałby to zrobić....Żeby przerwać krępującą ciszę Ian zaczął temat.
-Jak myślicie, kiedy będziecie mieć następne zajęcia?
-Nie mam pojęcia-odparł Chase.
-Pewnie jak wszystko już się uspokoi-dodała Hazel-Szkoda, że nie zobaczę miny Gunilli
Roześmiała się smutno. Ian położył jej rękę na ramieniu.
-Twoja wyobraźnia przedstawi to znacznie lepiej.
-Może i racja-zastanowiła się Hazel.
Nagle gdzieś obok nich rozległ się dźwięk pospiesznych kroków. Ian stanął przed Ogniomiotem, a Chase u boku smoka, tuż przy Hazel. Starszy z braci wyciągnął topór i uniósł go w górę, by być w pogotowiu. W końcu jakiś kształt wypadł z lasu. Ian natychmiast przyłożył przybyłemu ostrze do szyi.
-Co ty na Odyna wyprawiasz, ty cholerny jaczy łbie?!
Usłyszał czyjś wkurzony krzyk. Po chwili dopiero zorientował się, że przykłada topór do szyi Astrid. Blondynka miała we włosach gałęzie i dużo różnych liści. Dyszała lekko jakby tu biegła, a w dłoni trzymała kubek, którego górę zakrywała drugą dłonią.
-Wybacz-Ian natychmiast opuścił broń.
Wojowniczka rozglądnęła się dookoła i zapytała niepewnie.
-Hazel?
-Tu jestem!-krzyknęła dziewczynka z grzbietu Ogniomiota, który ustawił się w taki sposób by nie było jej widać.
Astrid mrugnęła do Chase'a i posłała Ianowi zagadkowy uśmiech. Podeszła powoli do dziewczynki i położyła jej rękę na ramieniu.
-Obiecałam ci coś dzisiaj prawda?
-Tak-odparła dziewczynka drżącym głosem.
Brwi Iana uniosły się pod samo czoło ze zdziwienia. Czy ta dziewczyna oszalała? Po co robić Hazel nadzieje? Przecież to i tak nic nie zmieni. Podczas gdy on zachodził w głowę po jaką cholerę Astrid odstawia tą szopkę, blondynka podała dziewczynce dotychczas zakrywany dłonią kubek, z glutowatą substancją w środku.
-Wypij. -poleciła- Będzie ohydne ale wypij.
Dziewczynka spełniła polecenie wojowniczki. Chase i Ian patrzyli z rosnącym zdziwieniem na scenę odgrywaną przed nimi. Hazel, gdy tylko połknęła ostatni łyk, zaczęła kasłać. Uniosła się jak gdyby nigdy nic z grzbietu Ogniomiota.
-Rany zniknęły!-krzyknęła, wciąż trzymając zamknięte oczy.
Blondynka roześmiała się i zsadziła dziewczynkę ze smoka. Ciemnowłosa stanęła o własnych siłach na trawie, a wojowniczka pochyliła się do niej i szepnęła.
-Otwórz oczy.
Hazel łagodnie uchyliła powieki ukazując ciemno brązowe tęczówki. Chwila napięcia została przerwana jej radosnym krzykiem.
-Widzę!-po chwili dziewczynka rzuciła się na szyję starszej przyjaciółki-Astrid dziękuję ci, dziękuję!
Chase podbiegł do przyjaciółki i uściskał zarówno Astrid jak i Hazel. Ian stał w miejscu osłupiały. Zadał Astrid nieme pytanie "Jak?" Blondynka uśmiechnęła się zagadkowo i również bezgłośnie powiedziała "nocna furia". Ian pokręcił z niedowierzaniem głową i teraz już na głos dodał.
-Jesteś genialna.

                         

Juhuuu kolejny next. \
Mam zamiar ostro nadrobić moją nieobecność ;). Mam nadzieję, że next się podobał. Ciekawa jestem czy domyślacie się rozwiązania jakie wymyślą Hiccstrid odnośnie sprawy z Łupieżcamu ;)
No więc do jutraaa
~Pass

wtorek, 28 czerwca 2016

Szczerbatek

Astrid wciąż nie wiedziała co ma zrobić. Chodziła jak pokręcona po całej wiosce wciąż myśląc nad dwoma nurtującymi ją pytaniami. Co zrobić z niechcianym przywództwem u Łupieżców oraz jak pomóc Hazel?. Blondynka najbardziej nie dawała spokoju drugiemu pytaniu. Z jakiegoś powodu była przekonana, że może coś jeszcze zrobić dla dziewczynki, że coś pominęła....ale nie miała pojęcia co to takiego, na Thora wszechmogącego! Czkawka zdawał się być równie podminowany obiema tymi sprawami, ale on miał na głowie jeszcze calutkie Berk i musiał z wielką niechęcią opuścić ukochaną, która i tak nie byłaby w stanie mu pomóc, będąc tak zamyślona. Jeszcze powiedziałaby komuś nie to co trzeba! Korę i Iana wywiało gdzieś, a wojowniczka nie potrafiła znaleźć powodu dla którego mogłaby ich zawołać. Hazel została przeniesiona do domu, a rodzice i Chase nie odstępowali jej na krok. Szczególnie wzruszało wszystkich wikingów przywiązanie młodego brata Iana do dziewczynki. Gdyby nie ich młody wiek zapewne wszyscy pomyśleliby,  że jest w niej szaleńczo zakochany. Ale czy wiek tak na prawdę go dyskwalifikuje? Czy to, że jest jeszcze dzieckiem nie oznacza, że nie potrafi kochać? I co najważniejsze, że to uczucie nie jest prawdziwe? Astrid krążyły te pytania w głowie, drwiąc sobie z jej braku odpowiedzi. W końcu wojowniczka westchnęła i postanowiła, że skoro na razie i tak do niczego się nie nadaje pójdzie polatać na Wichurze. Blondynka pobiegła do stajni swojej ukochanej smoczycy i powitała ją szerokim uśmiechem. Samica Śmiertnika Zębacza wydawała się równie uszczęśliwiona tym widokiem, jak jej jeźdźczyni. Po krótkiej chwili obie wzlatywały już w przestworza. Astrid nie było w głowie nawet zakładanie siodła przyjaciółce. Po prostu wskoczyła i już się unosiły. Dziewczyna była na tyle wprawiona w lataniu na smokach, głównie przez częste treningi w nie najlepszym dla niej czasie, że nie potrzebowała już nic. Mogła po prostu wsiąść i lecieć. Oczywiście nie podróżowała wtedy ani daleko, ani szczególnie zawrotnymi prędkościami, bo można było śmiało powiedzieć, że miała jeszcze na tyle oleju w głowie, by wiedzieć, że upadek wtedy byłby niemal pewny. Dlatego właśnie zdecydowała się na krótki lot dookoła wyspy, intensywnie żałując, że nie ma pojęcia co zrobić z Hazel. Kiedy w końcu wylądowała, dała Wichurce kurczaka i postanowiła odwiedzić dziewczynkę. Po drodze niemal zderzyła się z Sączysmarkiem, który łakomie coś zajadał, a całą twarz miał usmarowaną na brązowo.
-Uważaj jak chodzisz!-krzyknęła mijając go.
-A co, myślisz, że możesz teraz wszystkich rozdeptywać?-odpowiedział równie zirytowany Smark.
Blondynka przystanęła. Być może kuzyn Czkawki irytował ją na potęgę, ale jednak był jej przyjacielem i znali się dość długo, by zauważyć kiedy tego drugiego coś gryzie.
-Co się stało?-spytała już łagodniej.
Ciemnowłosy odwrócił się gwałtownie i fuknął.
-Nic co by cię obchodziło.
Dziewczyna przewróciła oczami i zrobiła coś, o co nigdy by się nie posądziła. Pobiegła za Smarkiem sama się dziwąc swojemu zaniepokojeniu.
-Smark powiedz wreszcie o co chodzi!
Wiking potarł czoło, pozostawiając jeszcze jeden brązowy ślad na twarzy.
-A co cię tak nagle wzięło na rozmowy ze mną. Odkąd wy i Czkawka poznaliście Korę i Iana, w ogóle już z nami nie gadacie.
Teraz doprawdy ją wmurowało. Mimo wszystko, poczuła ukłucie w sercu. Może w oskarżeniach Smarka było ziarno prawdy?
-Czy wy....-zaczęła ale natychmiast pokręciła głową-Smark, jesteście naszymi przyjaciółmi znacznie dłużej niż oni i wiedz, że brak kontaktów między nami to zwykły brak czasu.
Wiking zmierzył ją wzrokiem.
-To kiedy ten czas znajdziecie?
-Jutro-palnęła, zanim jeszcze zdążyła pomyśleć, że nie zapytała Czkawki. Eeee tam...Najwyżej będzie musiał zmienić plany.-Jutro wieczorem.-dodała widząc niedowierzającą minę przyjaciela-Ognisko na plaży, tylko się nie spóźnijcie-zagroziła mu palcem. 
Ciemnowłosy roześmiał się i pokiwał głową z zadumą. 
-A teraz mów, co cię gryzie?-dopytywała widząc, że to nie wszystko co leży Smarkowi na sercu.
-Chodzi o....-zaczął ale już po chwili szybko pokręcił głową-Nie to głupie.
-Ej-Astrid złapała go za ramię i pociągnęła w tył zmuszając do pozostania w miejscu. -Tak łatwo się nie wywiniesz. Gadaj. Nie mamy całego dnia.
-No bo chodzi o Szpadkę-wypalił szybko.-Zupełnie nie wiem co mam zrobić żeby...
-Zakochałeś się w Szpadce?!-wykrzyknęła z niedowierzaniem.
Smark zjechał ją wzrokiem i syknął.
-Tak, może jeszcze rozgłoś to całej wiosce...
-Wybacz-parsknęła.-Po prostu nie mieści mi się to w głowie.
-Wyobraź sobie, że nie tylko tobie.
-A więc, czemu z nią nie porozmawiasz?
-Bo ona...myślę, że ona...-jąkał się, po czym wydusił-nie czuje tego samego...
-Skąd możesz to wiedzieć, jak nawet nie zapytałeś?
-Bo ja chyba...nie dam rady...
-Jesteś Sączysmark Jorgenson-powiedziała, zaskoczona nagłą chęcią podbudowania wikinga-Ty nie dasz rady?
Chłopak wypiął dumnie pierś i przytaknął z ulgą.
-Oczywiście, że dam. Dzięki Astrid-powiedział cicho i wyminął dziewczynę.
Wojowniczka uśmiechnęła się do siebie, po czym wpadł jej do głowy jeszcze jeden pomysł.
-Smark!-krzyknęła.
Ten odwrócił się natychmiast i uniósł brwi.
-Co?
-Co ty właściwie jesz?-zapytała podchodząc do niego.
-Czekoladę. Johan podczas ostatniej wizyty przywiózł trochę, a ja znalazłem dzisiaj resztki.
-Ile ci zostało?-zapytała ze zniecierpliwieniem.
-Jeszcze półtorej tabliczki, a co?
-Powiedz czego chcesz w zamian i daj mi jedną-poprosiła.
Wiking bez wahania rzucił jej tabliczkę i odwrócił się. Zbaraniała Astrid stała z tabliczką w ręce, zaskoczona, że chłopak nie zechciał w zamian jej najlepszego toporu. Zanim zdołała się o to zapytać, Smark krzyknął
-Bądźcie jutro!-po czym zniknął za rogiem.
Blondynka popatrzyła na tabliczkę nienaruszonej czekolady z orzechami i pokręciła głową.
-Kto by pomyślał-mruknęła sama do siebie po czym szybko pospieszyła do domu Hazel.
Kiedy nikt nie reagował na pukanie weszła cicho. W salonie siedzieli rodzice dziewczynki. A właściwie spali.
Po wyczerpującej nocy i bitwie Burczymuch zasnął nad miską zupy z ogórkami, podparty łokciem, a Gilda siedziała na przeciw niego z twarzą schowaną w dłonie. Sądząc po braku reakcji także spała. Astrid podeszła do kuchenki i zgasiła palnik pod bulgocącą zupą i cicho weszła po schodach. Chociaż nigdy nie była w tej chacie domyśliła się który to pokój dziewczynki. Weszła do mniejszej izby, gdzie zastała podpartą poduszkami, siedzącą na łóżku Hazel i Chase'a siedzącego obok niej. Byli pogrążeni w rozmowie, kiedy blondynka uchyliła drzwi. Twarze obojga zwróciły się w kierunku przyczyny hałasu. Dziewczynka, nie miała możliwości zobaczyć kto wchodzi więc zapytała głośno.
-Kto tam?
Wojowniczka była pewna, że mała rozpozna jej głos więc powiedziała.
-Zgadnij.
-Astrid-odpowiedziała od razu uśmiechając się.
Przytuliła dziewczynę i opadła na poduszki. Blondynka zerknęła na Chase'a i posłała mu uśmiech.
-Jak tam rany?-spytała.
Uśmiech Hazel znikł.
-Te na brzuchu do wytrzymania, ale te na oczach... Astrid. Nikt nie chce nic mi powiedzieć, więc proszę ciebie. Czy ja kiedyś, znowu będę widzieć?
Wojowniczka posłała przestraszone spojrzenie Chase'owi, który wzruszył ramionami i wbił wzrok w przyjaciółkę. Astrid wydusiła, nie zdając sobie sprawy z głupoty własnych słów.
-Tak, będziesz widziała.
-Obiecaj-nalegała dziewczynka.
"No masz.-zganiła się w myślach blondynka-Chciałaś ją pocieszyć to teraz masz. No i co jej powiesz? Nie? Następnym razem jak będziesz chciała kogoś pocieszyć, to rób to idiotko w pełni świadomie". Westchnęła i odpowiedziała, starając się by jej głos nie zdradzał kłamstwa.
-Obiecuję-wyszeptała.
Dziewczynka uśmiechnęła się szeroko i odwróciła głowę w kierunku Chase'a.
-A więc nie ma się czym martwić, prawda Chase?
-Oczywiście-odparł chłopiec ucieszony.
Najwyraźniej on też uwierzył zapewnieniom Astrid.
"To żeś się wkopała" pomyślała przerażona wojowniczka."Niech Odyn da mi więcej rozumu, bo czarno widzę moje dalsze składanie obietnic". Dziewczyna miała zamiar dłużej porozmawiać z małą, ale po swoim kłamstwie, chciała jak najszybciej wyjść z chatki, by brońcie bogowie, nie zdradzić nic. Wobec tego wstała i powiedziała do dziewczynki.
-Czkawka poprosił mnie o pomoc, więc muszę już iść. Przepraszam, że tak krótko tu byłam, ale wstąpię jeszcze potem.
-Szkoda-westchnęła zniesmaczona Hazel i powiedziała-No to przyjdź później.
Astrid już miała wychodzić, kiedy przypomniała sobie o trzymanej w ręce czekoladzie.
-A właśnie. Mam coś dla ciebie-odezwała się i podeszła do łóżka dziewczynki. Hazel przyjęła od niej tabliczkę i nawet bez jedzenia, rozpoznała co trzyma.
-Czekolada!-wykrzyknęła i uśmiechnęła się szeroko ukazując białe zęby.-Dzięki Astrid.
-Nie ma za co-odparła blondynka i opuściła dom dziewczynki.
Nie wiedząc co ma ze sobą zrobić poszła tam gdzie ją nogi niosły. A zaniosły ją do lasu. Myśląc o tym, jak można być tak głupim żeby obiecać coś, czego nie da się dotrzymać wojowniczka rzucała toporem w pobliskie drzewo. Wściekła na samą siebie i cały świat ciskała nim na prawo i lewo, nie zważając na nic. W końcu doszła do polany z jeziorem. Przypomniała sobie, że to właśnie tu po raz pierwszy miała kontakt ze smokiem. Uśmiechnęła się na wspomnienie swojego przerażenia na widok nocnej furii. Zaraz, zaraz...Do jej głowy niczym drogocenny metal wpadł najlepszy pomysł jaki miała w życiu. Rozwiązanie wszystkich jej problemów...
-Szczerbatek-szepnęła i pognała w górę zbocza, by jak najszybciej dotrzeć do wioski.


         


A więc zgodnie z zapowiedzią jest. I to nieco dłuższy niż zazwyczaj. Czy ktoś już się domyśla w jaki sposób rozwiązaniem problemów może być Szczerbek?
~Pass


-ogłoszenia parafialne-

Nie wiem jak mam was przepraszać. W ostatnich dniach sprzymierzyło się przeciw mnie dosłownie wszystko!
1. ruter się zepsuł i nie miałam internetu ;(
2. musiałam oddać kompa do naprawy ;( :(
3. Zapomniałam kompletnie hasła do konta i nie mogłam się zalogować nigdzie indziej :( :( :(.
Bardzo bardzo bardzo przepraszam za mega długą nieobecność. Wobec braku neta musiałam tradycyjnie pisać na kartkach ;) więc nie próżnowałam. Teraz będę zapierdzielać z rozdziałami jak najszybciej żeby to wynagrodzić. Jestem tak  wściekła na mojego brata za zrzucenie rutera z parapetu, że chyba stworzę jakąś idiotyczną postać i nazwę ją Filip. xD.
W każdym razie po raz tysięczny przepraszam. Zrobię wszystko żeby next pojawił się dzisiaj. Albo w nocy.
PRZEPRASZAAAAAAAM!!!!!!
~ta głupia idiotka Pass

sobota, 18 czerwca 2016

Hazel

 Ian chodził z Korą między Łupieżcami. Astrid nie zabiła Marion i Albrechta. Oboje jednak nie chcieli mieć ze swoim klanem nic wspólnego. Dostali łódź z Berk i wypłynęli zapewne do Forkinów, czyli innego klanu z którym Albrecht ma dobre kontakty. Łupieżcy przyjęli Astrid zadziwiająco dobrze. Pozostawała jeszcze kwestia jak to wszystko się odbędzie. Skoro blondynka jakby nie było jest teraz wodzem Łupieżców, a Czkawka wodzem Wandali, nie będą mogli się często widywać. Chyba, że znajdą jakieś rozwiązanie...W każdym razie, od odpłynięcia byłego wodza i jego żony napięcie na Berk wyraźnie zelżało. Łupieżcy pomagali nawet rannym wandalom, a tamci odwdzięczali się tym samym. Nie dało się zatuszować wzajemnej nieufności ale przekonali się do siebie na tyle by móc porozmawiać. Ofiary śmiertelne zostały należycie pożegnane. Wandale jednak nie mogli się w zupełności pogodzić z widokiem Astrid w płaszczu wodza Łupieżców. Dziewczyna była lekko nim przytłoczona, ale mimo to aż promieniała pewnością siebie. Szczerbatek, z ledwo zagojonymi ranami stąpał przy jej boku wraz z Wichurą i Ognioskrzydłym. Zmiennoskrzydłe pozostały jak na razie na wyspie, wraz z nim, co nakazywało przypuszczać, że jest on kimś w rodzaju ich przywódcy. Wciąż nie mieściło się nikomu w głowie jak Astrid zdołała oswoić smoka tego gatunku, o tak wysokiej randze wśród tego gatunku. Nie było jednak wątpliwości co do tego, że jej się udało. Smok pozostawał widzialny i nie odstępował dziewczyny na krok. Przechadzając się po wyspie sprawiała dostojne wrażenie. Ludzie zaczęli szeptać między sobą, że dziewczyna ma większy potencjał w oswajaniu smoków niż sam Czkawka, któremu te plotki najwyraźniej nie przeszkadzały. Wręcz przeciwnie. Cieszył się z nich i z sukcesu swojej dziewczyny. Kora i Ian szli pomiędzy Łupieżcami trzymając się za ręce i  co chwila spotykali znajome twarze wśród niedawnych jeszcze wrogów. Po wymienieniu serdeczności szli dalej. Nagle ciemnowłosy przystanął. Przypomniał sobie o czymś, o czym zdecydowanie nie mógł zapomnieć. Rudowłosa obejrzała się na niego zaniepokojona.
-Co się stało?
-Chase-wypalił wiking.
Oboje pobiegli do domu chłopaka nie mogąc uwierzyć, że mogli o tym zapomnieć. Ian wparował do pokoju brata i rozejrzał się wokół nerwowo.
-Chase, gdzie ty do cholery jesteś?!-krzyknął.
Przemierzył cały pokój wzdłuż i wszerz chaotycznie zaglądając nawet do szafy w poszukiwaniu młodszego brata. Kora myślała rozsądniej i szukała jakiejkolwiek wiadomości. Nie znajdując młodszego brata przygłupa, Ian pobiegł do swojego pokoju, mając nadzieję, że ten, może tam być. Przeliczył się jednak. Chłopaka nie było. Para zbiegła po schodach i rozejrzała się po reszcie domu. W końcu to Kora zauważyła wymięty świstek papieru leżący na podłodze. Podniosła go i pobieżnie przeleciała wzrokiem. Potarła czoło i dała go ukochanemu. Ten zaczął czytać.


 Przepraszam, że nie zaczekałem, ale zupełnie nie rozumiem dlaczego nie chciałeś mi powiedzieć co z Hazel. Pójdę do jej domu, a jak jej tam nie będzie zajrzę do Gothi. Będę ostrożny. Nie denerwuj się na mnie. Zrobiłbyś to samo.
                                                                                                         Chase.

Ian zmiął kartkę, a na jego twarzy pojawił się grymas złości. Po części na brata, za to, że mimo nakazu nie został w domu, a po części na siebie, za to, że jeszcze nie odwiedził Hazel. Ostatnim razem dziewczyna była w strasznym stanie. Nie wiedział nawet czy przeżyła. Mimo to w tym momencie skupił się bardziej na bezczelności Chase'a w tym co napisał. "Zrobiłbyś to samo"...Pokręcił głową w niedowierzaniu, jak bardzo brat go zna. Następnie przeniósł wzrok na Korę i zanim wybiegł, warknął.
-Zabiję smarkacza.



Czkawka chodził z Astrid po wyspie zaznajamiając się z Łupieżcami. Jednocześnie był dumny ze swojej dziewczyny, a jednocześnie bardzo martwił się co teraz będzie. Te rozmyślania przewali jednak Kora i Ian. Ian wybiegł ze swojego domu i prawie staranował wodza Berk. Obaj przewrócili się na ziemię, ku rozbawieniu Astrid.
-Gdzie ci się tak spieszy Ian?-zaśmiał się Czkawka.
Ciemnowłosy jednak szybko wstał i odpowiedział bez cienia uśmiechu.
-W trakcie bitwy Hazel została postrzelona w brzuch. Kazałem Chasowi czekać, ale on do niej poszedł. Muszę tam biec.
 Po czym szybko niczym błyskawica oddalił się. Kora zmarszczyła czoło i powiedziała.
-Pójdę za nim.
Czkawka złapał ją za ramię i sam zaczął iść szybciej wraz z Astrid.
-Chciałaś powiedzieć pójdziemy.
Rudowłosa uśmiechnęła się do nich z wdzięcznością i we trójkę popędzili za szybko oddalającym się przyjacielem. Kiedy dobiegli do chatki Gothi usłyszeli żałosny szloch dochodzący zza drzwi. Cała czwórka popatrzyła na siebie niepewnie. W końcu to Ian przemógł niezręczną ciszę i wszedł do pomieszczenia. Na łóżku leżała Hazel. Dziewczynka miała opatrunki na oczach, a jej brzuch pokrywała wielka plama krwi, która na szczęście się nie powiększała, co świadczyło o tym, że starej znachorce udało się zatamować krwawienie. W pomieszczeniu siedzieli rodzice Hazel. Zapłakani Burczymuch i Gilda spoczywali na łóżku córki i trzymali ją za rękę. W rogu pomieszczenia siedział równie zapłakany Chase. W jednej chwili znalazł się przy nim Ian. Czkawka podszedł niepewnie do wuja i ciotki i spytał patrząc na mizernie wyglądającą dziewczynkę.
-Czy ona....-nie potrafił dokończyć.
Gilda wybuchła jeszcze głośniejszym płaczem, ale zdołała zaprzeczyć. Burczymuch podniósł wzrok na Czkawkę.
-Nie. Na szczęście nie. Ale Gothi powiedziała....
-Co powiedziała?-spytała Astrid kładąc dłoń na ramieniu kobiety.
-Że nie ma szans, by odzyskać...wzrok.-wyszeptała Gilda.
W pomieszczeniu zapanowała cisza. Jeźdźcy popatrzyli po sobie ze smutkiem. Wszyscy doskonale wiedzieli co to znaczy dla małej. Nie będzie mogła robić tylu rzeczy.....żyć tak jak inni.....będzie potrzebowała pomocy.
-Nie obchodzi mnie to-dobiegł ich czyjś cichy głosik.
Siedzący dotąd w kącie Chase podniósł się i podszedł do łóżka Hazel. Zgromadzeni przy dziewczynce spojrzeli na jej przyjaciela z szokiem. Ten jednak szybko wytłumaczył o co mu chodziło.
-Nie obchodzi mnie, że nie będzie widziała-powiedział głośniej i popatrzył na dziewczynkę z miłością, jaką może kochać tylko prawdziwy przyjaciel.-Jest moją przyjaciółką. Będę patrzył za nią.
Astrid zaszkliły się oczy. To co powiedział Chase wzruszyło ją do głębi. Nie ją jedyną jak się okazało. Czkawka i Ian uśmiechnęli się pokrzepiająco i położyli ręce na ramionach chłopca, dając mu nieme wsparcie. Kora otarła oczy, pozbywając się krępujących łez i pociągnęła nosem. Rodzice Hazel mimo wszystko uśmiechnęli się do chłopca. Zrozumieli wreszcie, że chłopak nie zostawi ich córki, nie ważne, co takiego by się stało. Będzie jej bronił. Najlepiej jak będzie mógł.
Nagle w ciszy usłyszeli cichy jęk. Wszyscy spojrzeli na Hazel. Dziewczynka poruszyła głową. Jej ręka powędrowała do rany na brzuchu. Dotknęła jej i od razu syknęła z bólu. Chase chwycił ją za dłoń i ścisnął. Burczymuch spytał delikatnym głosem
-Jak się czujesz skarbie?
Dziewczynka nie odpowiedziała od razu. Jej wolna ręka powędrowała do oczu. Gdy wyczuła bandaż pod opuszkami zapytała.
-Tato co mi się stało? Po co ten bandaż?
Czkawka wymienił smutne spojrzenia z przyjaciółmi, po czym ukląkł przy łóżku dziewczynki dotykając jej ramienia.
-Ktoś cię zranił Hazel.
-Czkawka? Jesteś tu?-spytała.
Wiking powstrzymał wpływające mu do oczu łzy. Wiedział, że niedługo trzeba będzie powiedzieć jej całą prawdę. A tego bał się najbardziej.
-Tak jestem.
-Kto jeszcze tu jest?
Wódz westchnął i zaczął wyliczać
-Twoi rodzice, ja, Astrid, Ian, Kora...
-A Chase jest?-przerwała mu.
-Jestem-odparł cicho chłopak ściskając jej dłoń. Oddała uścisk.
-Nic ci nie jest?
-Nie.
-Ian?-zaczęła dziewczynka.
-Słucham.-odparł Ian.
-Dziękuję.-wymamrotała i zanim ciemnowłosy zapytał za co, uprzedziła jego pytanie.-Za znalezienie mnie...
-Nie ma za co.
-I za...-kontynuowała Hazel-nie pozwolenie mi....zasnąć.
Ian spuścił głowę. Na jego policzki wstąpiły pierwsze tego dnia łzy.

                                                  

No więc drugi next dzisiaj jest. Miał być smutny i chyba mi się udało. Nie umiem napisać tego lepiej, ale myślę, że jest ok. Dziękuję wam za to, że nie pozwoliliście mi zasnąć na tym blogu ;)
Dobrej nocy
~Pass

Pokój

 Cała wyspa zamarła, wpatrzona w matkę opuszczającą miecz na pierś córki, gdy nagle coś pchnęło kobietę w tył. Niewidzialna siła rzuciła nią o burtę statku. Ostrze wpadło jej z ręki nie czyniąc szkody Astrid. Zanim chwila zdezorientowania minęła z nieba zaczęły spadać kolejne niewidzialne pociski, uderzające Łupieżców z siłą której sam Thor by się nie powstydził. Wandale wpatrywali się w to zjawisko ze zdumieniem. Po ok. pół minucie każdy Łupieżca leżał przygwożdżony do ziemi. Astrid wstała szybko i ogarnęła wzrokiem całą scenę. Blondynka jako jedyna miała szansę zrozumieć co tu się stało. Zanim jednak powiedziała cokolwiek podbiegła do ukochanego. Jak się okazało, nie był on tak poważnie ranny jak mogłoby się wydawać. Sztylet Marion prześlizgnął się po jego zbroi i ledwie go zadrapał, a wódz Berk czekał na okazję do ataku. Czkawka uściskał ukochaną, podnosząc się z ziemi i złożył na jej ustach pełen ulgi pocałunek. Albrecht, wciąż przyciśnięty do ziemi wpatrywał się w nich z niedowierzaniem. Brunet pochylił się nad blondynką i szepnął jej na ucho.
-As co tu się dzieje?
Dziewczyna popatrzyła na niego z uśmiechem i podeszła na sam przód statku. Oparła się o reling i ogarnęła wzrokiem pogrążoną w zdumieniu wyspę. Następnie wypowiedziała tylko dwa słowa. Słowa, które pragnęła wypowiedzieć, od kiedy ten bohaterski smok pierwszy raz jej pomógł.
-Dziękuję, Ognioskrzydły.
Wtedy, dotąd niewidzialna postać, trzymająca Marion Perfidną w ryzach ujawniła się. Dokładnie taka jaką zapamiętała ją dziewczyna. Ostro czerwone łuski, żółte ślepia, potężne, cudne skrzydła. Zmiennoskrzydły uniósł głowę i spojrzał jej w oczy, zupełnie jakby chciał powiedzieć "Nie mógłbym cię zostawić". Następnie wydał z siebie ogłuszający ryk. Przygwożdżeni do ziemi Łupieżcy zniknęli za masą potężnych cielsk Zmiennoskrzydłych. Wandale opuścili broń. Wszyscy bez wyjątku, wpatrywali się z podziwem w stojącą na statku Astrid. Nikt nigdy wcześniej nie widział tylu smoków, tego gatunku, zgromadzonych w jednym miejscu. A tym bardziej, nikt nigdy nie widział by taka ilość smoków, przybyła by pomóc jednej, jedynej osobie. Blondynka wyłapała pełne radości spojrzenie Iana, oraz ulgę na twarzy Kory. Odwróciła się i spojrzała na Czkawkę. Ten skinął głową i odstąpił na krok. Wojowniczka podeszła do smoka, któremu zawdzięczała życie. Spod jego łap wzięła miecz. ten sam, od którego mało nie straciła wszystkiego. Ognioskrzydły odsunął się, ale nadal trzymał Marion na muszce. Kobieta z nienawiścią wpatrywała się w córkę. Dziewczyna zerknęła, na leżącego obok ojca, nad którym pieczę sprawował ciemno fioletowy Zmiennoskrzydły. Podeszła do rodziców. W pierwszej kolejności skierowała się do Marion. Do osoby utożsamiającej cały jej strach....do ucieleśnienia jej koszmarów....do jej matki. Starsza wojowniczka uklękła, obok męża, przed córką. Astrid uniosła miecz nad matką. Pochyliła się nad rodzicami i rzekła bezbarwnym szeptem.
-Wasi ludzie mogą do nas dołączyć. Nie będą musieli ginąć.
Na powrót wróciła do pozycji z uniesionym w powietrze mieczem. W oczach jej ojca błysnęło coś, czego nigdy u niego nie widziała...duma. Zerknął na swojego smoczego strażnika i ostrożnie przeniósł wzrok na łupieżców na statku.
-Odtąd służycie mojej córce-rzekł, tym samym wprawiając Astrid w zdumienie. Wszyscy słyszeli...ale nikt nie mógł uwierzyć w to co zrobił wódz Łupieżców. Mówiąc to zdanie, praktycznie mianował córkę wodzem. Albrecht podniósł wzrok na Astrid, stojącą nad nim z uniesionym mieczem.-Będziesz dobrym wodzem.
Po tych słowach opuścił głowę, przygotowując się na śmiertelny cios ze strony córki. Dziewczyna zamachnęła się i ze świstem opuściła ostrze. Wbiło się po samą rękojeść....w podłogę statku. Blondynka popatrzyła rodzicom w oczy i przeniosła wzrok na ojca.
-Nie takim jak ty-warknęła i odeszła od ojca. Po drodze wzięła do ręki jego płaszcz. Zarzuciła go sobie na plecy, tym samym przyjmując to, że od tej chwili była wodzem Łupieżców. Podeszła do Czkawki. Trzymając się za ręce weszli na czub statku tym samym pokazując Wandalom i Łupieżcom co się stało. Popatrzyli sobie w oczy i uśmiechnęli się. Następnie, pocałowali się wśród wiwatujących wikingów, jednocześnie pieczętując pierwszy w dziejach pokój między tymi klanami.

                 
              

Wiem że next miał być dłuższy no ale pomyślałam, że wstawię wam teraz jeden a wieczorem drugi, żebyście za długo nie czekali xd bo nie dałabym rady tego napisać całego na teraz. Także do wieczora xd. Podobało się?
~Pass

piątek, 17 czerwca 2016

Puść go

 Kiedy Kora zobaczyła Astrid i Czkawkę na statku Łupieżców serce jej stanęło. Wraz z Ianem i wszystkimi mieszkańcami Berk byli w szoku. Nie mówiąc już o opłakanym wyglądzie przyjaciół. Byli brudni, pobici i zdecydowanie źli. Rudowłosa ogarnęła wzrokiem wszystko wokół. Łupieżcy zaprzestali walki wyraźnie czekając na przemowę swojego wodza. Albrecht wraz z Marion u boku wyglądali na triumfujących. Żona wodza Łupieżców trzymała w rękach dwie liny, których drugie końce oplatały szyje zakładników. Astrid wyglądała jakby samym wzrokiem chciała zabić matkę. Albrecht Perfidny rozejrzał się dookoła i powiedział donośnym głosem.
-No wiecie co...Bez Stoicka zeszliście na psy. Myślicie, że te smoki wam pomogą?-gdy to mówił wskazał palcem na smoki i ich jeźdźców zgromadzonych u podnóża schodów do twierdzy. Nagle w powietrze wyleciały jakieś podpalone kształty.Płonące Sieci spadły dokładnie na smoki i spętały ich solidnie nie dając szans wyswobodzenia. Ich jeźdźcy zaczęli krzyczeć i desperacko próbowali wyplątać przyjaciół. Sączysmark bardziej zadbał o bezpieczeństwo pozostałych gdyż jego smok palił się wraz z siecią, a ogień nie miał szans zrobić mu krzywdy. Wódz Łupieżców zaśmiał się kpiąco-Przejdźmy do mniej przyjemnych rzeczy niż zabijanie tych gadów.
Po tych słowach zamaszystym ruchem odebrał od żony liny i szarpnął. Więzy zawiązane na gardłach Astrid i Czkawki zacisnęły się i szarpnęły ich do przodu. Teraz wódz Berk i jego dziewczyna stali obok Albrechta i głęboko łapali powietrze. Wróg nie dał im jednak chwili wytchnienia. Zacisnął liny i postawił ich przed sobą. Zaczęli się dusić. Albrecht krzyknął w stronę mieszkańców Berk
-Rzućcie broń, albo zacisnę moc...-nie zdążył jednak dokończyć, bo Czkawka mimo braku oddechu wykręcił się w prawo i z całej siły kopnął wroga w pierś. Zaskoczony Łupieżca krzyknął i puścił ich liny. Astrid zachwiała się wciągając powietrze do płuc, ale nie przewróciła się. W lot pojęła co należy zrobić. Odwróciła się i szybkim ruchem wyszarpnęła topór z ręki strażnika, pchnąwszy go wcześniej za burtę. Zza siebie usłyszała przenikliwy ryk. Ledwo zdążyła się odwrócić by dostrzec wyciągnięte w jej stronę pazury. Szczerbatek, mimo ran zdołał zawrócić po nich. Pochwycił ją łapami i wrzucił sobie na grzbiet. Dziewczyna przytrzymała się siodła i wychyliła do przodu. Miała zamiar chwycić Czkawkę, ale ktoś zdołał zniweczyć jej plany. Marion dostrzegła co się święci i jednym zręcznym ruchem szarpnęła wikinga w tył. Palce wodza Berk i blondynki minęły się o milimetry, a czas jakby zwolnił, gdy spojrzeli sobie z żalem w oczy. Nocna furia zamachała skrzydłami by wznieść się wyżej i uniknąć strzał z kusz Łupieżców. Astrid odwróciła się i spojrzała przez ramię, jak jej matka przykłada ostrze sztyletu do szyi jej ukochanego. Szczerbatek doleciał do brzegu i zmęczony zarył ciałem o piasek. Dziewczyna poczuła smak morskiej wody w ustach i uniosła głowę. Delikatna fala obmyła jej twarz i odpłynęła  z powrotem do morza. Wojowniczka podniosła się i zorientowała się, że dalej trzyma topór łupieżcy, którego strąciła do wody. O dziwo idealnie leżał jej w ręce. Zadarła głowę w górę i popatrzyła na ukochanego. Marion krzyknęła patrząc w jej stronę.
-Choć tu moje dziecko, albo on zginie-przy wypowiadaniu tych słów dźgnęła chłopaka tak, że strużka krwi spłynęła mu po szyi.
Astrid zagryzła zęby i zignorowała surowe spojrzenie Czkawki, nakazujące jej zostać w miejscu. Zorientowała się, że wszyscy, zarówno Łupieżcy jak i Wandale patrzą na nią ze zdumieniem. Ach tak....przecież Marion nazwała ją publicznie swoim dzieckiem. Widząc zdziwienie wrogów, domyśliła się, że mało kto wiedział, że ich wódz ma córkę. Również wandale patrzyli na nią z podejrzliwością i urazą. To niesamowite jak wiele nasze pochodzenie, może zmienić w naszych kontaktach z ludźmi. Astrid wypatrzyła wzrokiem Korę, która kiwnęła głową z pewnością. Dziewczyna podniosła się z piasku i ruszyła ku statkowi wroga.
-Puść go-warknęła.
-Chodź tu-odparła jej matka znienawidzonym przez nią głosem.
Blondynka, ku zaskoczeniu łupieżców, zupełnie nie rozumiejących takiego zachowania, oddała się w ręce wroga. Czkawka patrzył na nią z urazą kiedy wspinała się po drabince, na pokład. Weszła tam i od razu została na powrót skuta.
-Puść go-powtórzyła.
Albrecht roześmiał się.
-Na prawdę, wierzysz, że bym go puścił?-spytał po czym kiwnął głową w stronę żony.
Kobieta cały czas patrząc w oczy Astrid obróciła nóż i wbiła go w brzuch Czkawki. Wódz Berk jęknął z bólu i osunął się na podłogę. Blondynka wyrywała się strażnikom, cały czas krzycząc jego imię. Na wyspie rozpętał się na powrót bitewny chaos. Wściekli Wandale zaatakowali z nową siłą wroga. Kusznicy Łupieżców znów szyli z kusz wszystko co się ruszało i nie miało na sobie ich bitewnych barw. Marion rozkoszowała się cierpieniem córki. Rzuciła nóż na pokład i dobyła miecza. Podeszła do niej i szarpnęła ją za włosy stawiając na nogi.
-A teraz, wykończę ciebie.
Pchnęła blondynkę na podłogę i stanęła nad nią. Uniosła miecz wysoko w górę i na chwilę się zatrzymała. Albrecht Perfidny podszedł i stanął obok żony. Zerknął na córkę z pogardą i splunął na posadzkę. Jego żona z piekielną siłą opuściła miecz wprost na pierś dziewczyny....Wtedy, stało się coś, czego nikt nie mógł przewidzieć.
        

Tak Tak tak Wiem
Dałam niezłą plamę. Spóźniłam się 3 dni i jeszcze daję wam tak krótki next. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że wczoraj miałam komers i musieliśmy filmik zmontować. Ale uroczyście obiecuję wam (tym razem na 10000%) ,że next będzie juto i będzie jak najdłuższy dam radę :D
~Pass (nie zabijajcie)

niedziela, 12 czerwca 2016

One-shot "Znam cię"



   Astrid obudziła się wczesnym rankiem. Jeszcze zanim otworzyła oczy poczuła silne, okalające ją ramiona. Westchnęła z zadowoleniem i otworzyła oczy. Na jej palcu spoczywała świeżo tam umieszczona złota obrączka. Ona i Czkawka pobrali się wczorajszego wieczoru. Po długim weselu para młoda udała się do domu wodza. Blondynka przeciągnęła się i odwróciła twarzą do ukochanego. Rozczochrany brunet pogrążony był jeszcze w głębokim śnie. Dziewczyna uśmiechnęła się na ten widok. Pogłaskała chłopaka po policzku i wtuliła się w jego pierś pragnąc skraść jeszcze kilka minut snu. Po chwili jednak poczuła czyjś ciepły dotyk na plecach. Uśmiechnęła się z zamkniętymi oczami, czując na swojej skórze ciepłe palce Czkawki. Otworzyła oczy by utonąć w tych na przeciw niej. Biła z nich głęboka, intensywna zieleń, zupełnie jakby to ich właściciel nadawał trawie bardziej zielony kolor. Chłopak pochylił się do ukochanej i złożył na jej ustach czuły pocałunek. Blondynka wplotła palce w jego brązowe włosy i znów się uśmiechnęła.
-Dzień dobry-szepnęła patrząc we wpatrujące się w nią z miłością oczy.
-Bardzo dobry-odparł Czkawka swoim aksamitnym głosem.
Po chwili oboje wstali i ubrali się. Trzymając się za ręce zeszli na dół do kuchni by przygotować sobie pierwsze wspólne śniadanie. Brunet podszedł do blatu i zaczął mieszać składniki na naleśniki. Jego świeżo upieczona żona usiadła na stole i zamachała nogami w powietrzu. Chłopak szybko wrzucił jedzenie na patelnie i usiłował sprawiać wrażenie, że wie co robi. Po kilku naleśnikach zeskrobanych z patelni, ku rozbawieniu dziewczyny udało mu się poprawnie usmażyć cztery. Zasiedli wspólnie do stołu. Brunet podał wojowniczce sztućce i usiadł naprzeciwko. Astrid wzięła do ust pierwszy kęs i zastygła z uniesionym w powietrzu widelcem. Z dziwną miną przeżuła jedzenie, ale nie połknęła. Zaniepokojony Czkawka sam spróbował naleśnika. Kiedy w jego ustach zagościł obrzydliwie słony smak, wypluł z buzi nieudane danie. Jego żona zrobiła to samo i po chwili wybuchła śmiechem.
-Serio? Sól?-śmiała się z zawstydzonego męża.
Wódz Berk wziął dwa talerze i z ponurą miną odniósł je do zlewu. Wrócił do ukochanej i na powrót usiadł na krześle. Dziewczyna przestała się śmiać i położyła swoją dłoń na jego dłoni.
-Co się stało?
-Nic.-odparł ponuro.-Naprawdę jestem tak beznadziejny, że nawet naleśników nie umiem zrobić dobrze?
Blondynka westchnęła i wstała. Obeszła stół i usiadła na krześle obok męża.
-Nie jesteś beznadziejny.
-Czasami się zastanawiam, dlaczego wybrałaś mnie...
Astrid zastygła bez ruchu i położyła drugą dłoń na ramieniu wodza Berk.
-Nie mówisz tego poważnie.-chłopak nie odpowiadał-Czkawka!
Brunet popatrzył na nią z melancholią w oczach, co kazało jej przypuszczać, że zastanawia się nad tym nie pierwszy raz.
-Czkawka, popatrz na siebie, tak jak ja cię widzę-zaproponowała.
-Czyli jak?-zaciekawił się chłopak. Uśmiechnął się i ścisnął jej dłoń- Co o mnie myślisz Astrid Haddock?
Astrid Haddock pomyślała dziewczyna z radością. Kiedyś było to złudne marzenie, ale teraz to wspaniała rzeczywistość. Przypomniała sobie o pytaniu chłopaka.
-No więc.-zaczęła patrząc w jego pełne uwielbienia oczy.-Jesteś najodważniejszym i najbardziej upartym wikingiem jakiego znam, ale równocześnie najbardziej sympatycznym i opiekuńczym. Czasami aż za bardzo-posłała mu oskarżające spojrzenie.-Jesteś też bardzo przystojny-kontynuowała czerwieniąc się lekko.
-Co ci się we mnie podoba?-podchwycił wiking ze śmiechem słuchając komplementów na swój temat.
-No....wszystko-odparła- Oczy, włosy, piękne warkoczyki. Zupełnie nie wiem kto mógł ci je zrobić, ale jestem przekonana, że ta osoba jest kimś super.-zaśmiała się.- Co jeszcze...Podoba mi się twoja niezłomność. To, że cokolwiek się stanie, ty zawsze postanawiasz dojść do z góry wymierzonego celu i dziwnym trafem zawsze ci się udaje. Jesteś najwspanialszym wikingiem jakiego spotkałam.
-A więc dlaczego się we mnie zakochałaś?
-Bo byłeś jesteś i będziesz inny od reszty-przysunęła się do niego bliżej, by zmniejszyć dystans między ich oczami.-Nie znałam wcześniej drugiego wikinga który zdobyłby się na uratowanie smoka. Potrafisz być stanowczy, ale równocześnie masz dobre serce, które nie pozwoliłoby ci skrzywdzić nikogo, kto wcześniej nie groził, nie obrażał, ani nie robił krzywdy tobie i twoim przyjaciołom.
-Coś jeszcze?
-Teraz zasypie cię faktami na twój temat -roześmiała się radośnie.- Uwielbiasz pić miód, ale nigdy nie pijesz za dużo. Nienawidzisz kawy, ani naparów, ale pijesz je zawsze rano, by być w lepszej formie i nie wyglądać jak zombie. Czasami zdarza ci się pomylić cukier z solą-tu uśmiechnęła się znacząco, a jej mąż przewrócił oczami.-Zawsze narzekasz kiedy plotę ci te warkoczyki, ale nigdy ich nie zdejmujesz, co może sugerować, że ci się podobają.
-Albo podoba mi się osoba która je zrobiła-dodał.
-Chyba, że tak-zgodziła się Astrid.- Czasem mieszkańcy Berk wyprowadzają cię z równowagi, w tym ja, ale gdybyś mógł skoczyłbyś za nimi w ogień. Jeżeli mógłbyś to zrobić, uczyniłbyś świat o wiele lepszym. Tęsknisz za tatą, a każda wzmianka o nim sprawia, że popadasz w zadumę, nawet na bardzo krótko.
  Chłopak zmarszczył brwi. Nie miał pojęcia, że jego żona aż tyle o nim wie.
-Cieszysz się, że mama jest przy tobie, ale czasem nie rozumiesz o co jej chodzi. Wiem, że wciąż po cichu żałujesz, że nie miałeś okazji pobyć z obojgiem rodziców. Poza tym uwielbiasz wszystkie zwierzęta. Od papug, po smoki i nie dałbyś ich skrzywdzić, a każda krzywda im wyrządzona wprawia cię w gniew. Martwisz się o cały lud, o przyjaciół, o mamę, o jeźdźców, o mnie....Bezustannie starasz się żeby lepiej nam się żyło i nawet jak zrobisz coś świetnego bagatelizujesz to i od razu skupiasz się na rzeczach, które zrobiłeś źle. Najlepiej jak możesz pocieszasz innych, ale dla samego siebie jesteś bardzo surowy. Uwielbiasz naleśniki i jajecznicę, ale nigdy nie jesz ich później niż na śniadanie. Czasami zapominasz go zjeść, ale uwielbiasz zaczynać od niego dzień. Lubisz dzieci i chętnie im pomagasz. Starasz się mieć dla każdego kto chce porozmawiać trochę czasu, przez co zaniedbujesz swoje potrzeby. Jesteś gościnny dla innych klanów, lecz nie zawsze cieszy cię ich wizyta. I na koniec. Uwielbiasz czytać książki i gromadzić informacje. Mogłabym tak wymieniać i wymieniać ale ja też mam pytanie.
 Czkawka był w szoku ile informacji o nim zajmuje miejsce w mózgu jego żony. Jeżeli byłby na to czas, był przekonany, że mogłaby tak wymieniać aż zrobiłoby się ciemno.
-A więc teraz twoje pytanie-powiedział brunet obejmując dziewczynę ramieniem.
-Co ty myślisz i wiesz o mnie? Co ci się we mnie podoba i takie tam.
Chłopak westchnął głęboko. Wiedział co chce powiedzieć. Bardziej martwił się, że będzie tak mówić o ukochanej, aż ta zaśnie, oparta o jego pierś.
-Jesteś inteligentna i spostrzegawcza do bólu. Nic nie umknie twoim uszom i oczom-zaśmiał się-Oprócz tego jesteś najpiękniejszą kobietą jaką w życiu spotkałem. Kiedyś myślałem, że pod twardą powłoką nie ma nic tylko agresji, ale jest tam znacznie więcej. Więcej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Jesteś twarda i za żadne skarby nie dasz się złamać. Jesteś chorobliwie lojalna i uparta. Nie lubisz przegrywać i nigdy nie wiesz kiedy się zamknąć- Astrid chciała zaprotestować, ale mąż zamknął jej usta czułym pocałunkiem-Dobrze całujesz-dodał po czym oboje się roześmiali- Świetnie walczysz toporem, ale równie dobrze strzelasz z łuku, choć nie walczysz nim często bo twierdzisz, że łuk jest głównie dla słabych kobiet. Mimo, że już posiadasz taką opinię, cały czas dowodzisz, że możesz być tak samo dobra, albo i lepsza od mężczyzn. Jesteś silna, ale jednocześnie drobna. Twój wygląd nie przywodzi na myśl idealnej machiny do bicia jaką jesteś, ale drobną, piękną kobietę, którą również jesteś. Najczęściej wiążesz włosy w warkocz, ale mimo zaprzeczeń lubisz gdy są rozpuszczone. Stoisz z nimi przed lustrem i nie chcesz ich związywać, ale robisz to tylko i wyłącznie dlatego, że w rozpuszczonych wyglądasz bardziej niewinnie. Jedyny raz pokazałaś się w rozpuszczonych włosach na naszym ślubie wczoraj i zrobiłaś tym niezłą furorę. Świetnie tańczysz i poprowadzisz dobrze nawet takiego jednonogiego niezdarę jak ja. Z początku jesteś oschła do nowych osób, ale kiedy na prawdę je poznasz, stajesz się godną zaufania, dobrą i przyjacielską dziewczyną. Potrafisz postawić się nawet tym komu nie powinnaś i nie wstydzisz się, że masz inne zdanie niż ktokolwiek inny. Jeżeli już wyrobiłaś sobie opinię na jakiś temat trzeba niemalże dźwigu argumentów żeby zmienić twoje zdanie. Niechętnie przyznajesz innym rację i równie niechętnie przyznajesz się do błędu. Jesteś tak odważna, że czasem zastanawiam się czy nie próbujesz przede mną uciec do Walhali-mówiąc to zabawnie zmarszczył nos.-Czasem myślisz o rodzicach, ale natychmiast odpychasz te myśli. Jesteś realistką i na twojej opinii można zawsze polegać. Starasz się żyć tak by niczego nie żałować. Masz niezwykłą rękę do smoków i bardzo je lubisz. Umiesz wydobyć z nich to co najlepsze. Starasz się pomagać mi w obowiązkach wodza, a jednocześnie znajdujesz czas na wiele innych rzeczy. Nie przepadasz za alkoholem ale uwielbiasz wszystko co związane jest z czekoladą. Jesz dość dużo, choć tego po tobie nie widać. z chęcią pomagasz innym i starasz sie każdego zrozumieć. Ludzie mają do ciebie zaufanie. Nigdy nie zdradzisz czyjejś tajemnicy. Uwielbiasz gdy całuję cie w czoło o tak- ku rozbawieniu Astrid zademonstrował ten sposób- Dobrze gotujesz, ale co tu dużo mówić, najlepsza nie jesteś-tym zdaniem nabawił się kuksańca w bok.-Starasz się sprawiać innym radość i nawet nie wiesz jaką sprawiłaś mi, kiedy powiedziałaś wczoraj Tak.
-Dużo o mnie wiesz-stwierdziła blondynka.
-Znam cię.
-Ja ciebie też-dodała wojowniczka. Usiadła chłopakowi na kolanach by złączyć ich usta w namiętnym pocałunku. Po dłuższej chwili oderwali się od siebie. Astrid uśmiechnęła się zadziornie do męża i szepnęła.
-Chodź wszystkowiedzący nauczę cię robić naleśniki.


Mówiłam Smile, że napiszę one shota to napisałam. Mam nadzieję, że wyszedł wystarczająco słodki xD. Miałam jeszcze kilka pomysłów, ale jak je napiszę, to przez tydzień nie będę musiała słodzić herbaty hahahha. Tak jak mówiłam next z właściwego bloga pojawi się ok. wtorku. 
Podobało się?
~Pass

sobota, 11 czerwca 2016

Zakładnicy

 Ludzie krzyczeli coś do siebie i chwytali się jakiejkolwiek broni jaką mogli mieć. Ian próbował zwrócić ich uwagę i poprowadzić skoordynowaną obronę, ale jego głos nikł wśród wojennego zgiełku. Strzały wypuszczane z łuków Łupieżców trafiały w wieka od beczek lub inne prowizoryczne tarcze ludu Berk. Kora chwile po zobaczeniu wroga na ich terytorium pobiegła po broń. Ciemnowłosy doskonale wiedział, że jeżeli przegrają to starcie zarówno on jak i dziewczyna nie będą potraktowani ulgowo. W końcu jakby nie było zdradzili wyspę z której pochodzili. Nie żeby tego żałowali. Chłopak biegł wśród wikingów odpierających ataki Łupieżców i uchylającymi się przed strzałami. Po drodze zauważył jak w rękę Chochelki, żony Frona wbija się czarna strzała. Kobieta padła na ziemię, ale już po chwili odczołgała się w bezpieczne miejsce. Jej mąż stał przed nią i ubezpieczał jej odwrót broniąc ją własnym ciałem przed atakami wroga. Ian wydał z siebie przeciągły gwizd i już po chwili na niebie pojawił się Ogniomiot. Smok zgrabnie uchylił się przed strzałami, a nawet przed włócznią mknącą w jego kierunku, po czym złapał chłopaka w locie. Zastępca wodza wdrapał się na siodło i wzniósł się wysoko. W tłumie zmieszanych ze sobą wrogów i sprzymierzeńców wypatrywał jednej jedynej gęstej czupryny ciemnych włosów. Chase'a. Zleciał nisko nad ziemię i nakazał smokowi posłać rząd kolców w kierunku Łupieżców. Rozglądał się dookoła i jednocześnie odczepiał od siodła swój topór. Miał właśnie zaatakować przy jego pomocy jednego z wrogów, ale zobaczył Pyskacza, całkowicie pozbawionego broni i mocującego się z młodszym i silniejszym wikingiem z łukiem. Rzucił przyjacielowi topór, który ten złapał jednym sprawnym ruchem, po czym zakończył żywot swojego wroga. Ciemnowłosy leciał na Ogniomiocie który co jakiś czas wydmuchiwał istne fontanny ognia w kierunku Łupieżców, lub po prostu raził ich kolcami. Po chwili na niebie nad Berk wzniosły się kolejne smoki. Ian ku swojej radości zobaczył Korę na Chmurze, która z burzą rudych włosów i zabójczym spojrzeniem szybowała ku wrogowi. Wym i Jot podpalali statki Łupieżców, a Sztukamięs z Hakokłem zajmowali się tylną strażą wroga. Oczywiście ich jeźdźcy też robili swoje. Szpadka i Mieczyk oprócz kierowania swoimi głowami smoka, trzymali topór i maczugę których używali do zafundowania będącym na pokładzie łupieżcom nadprogramowej drzemki. Natomiast Śledzik z grzbietu Gronkla szył z łuku w kolejnych wrogów. Smark wykrzykiwał coś o swojej wspaniałości i postrachu jaki sieje, a poza tym raz czy dwa udawało mu się trafić jakiegoś łupieżcę toporem.  Ian dołączył do jeźdźców i wraz z Korą zajmował się przednimi strażnikami. Lud Berk zdobywszy broń zaczął zyskiwać przewagę nad przeciwnikiem. Pomiędzy jednym uderzeniem topora a drugim wiking zawołał do rudowłosej.
-Widziałaś Chase'a?!
Dziewczyna spojrzała na niego ze zmarszczonym czołem i pokręciła przecząco głową, zmartwiona, że nie może udzielić innej odpowiedzi. Ian poczuł jak wielka gula strachu o młodszego brata rośnie w jego sercu. Kora krzyknęła do niego.
-Leć i go znajdź!
-Ale...
-Dam sobie radę-warknęła rzucając toporem w łupieżcę przed sobą.
Gdyby był na to czas ciemnowłosy chyba ucałowałby ją z wdzięczności. Zawrócił Ogniomiota i wzniósł się wyżej szukając wzrokiem znajomej sylwetki. Bitwa rozciągała się na prawie całej wiosce więc musiał przelecieć kawałek by objąć to wszystko wzrokiem. Nagle dojrzał skuloną na ziemi dziecięcą postać. Rozpoznał czarne jak skrzydła kruka włosy i z nowym strachem zeskoczył z lecącego nisko nad ziemią smoka, który wylądował kawałek dalej. Podbiegł do leżącego dziecka i odwrócił je na plecy. Aż się skrzywił na widok który napotkał. Na małej twarzyczce Hazel, przyjaciółki jego brata malował się nieopisany ból, który z pewnością nie powinien gościć na twarzy dziecka. Na wysokości oczu miała dwie podłużne rany, przecinające ukośnie łuk brwiowy i sięgające poniżej policzków. Rany były niewątpliwie zadane nożem Z brzucha dziewczynki sterczała opierzona ciemna strzała. W Ianie aż zagotowała się bezsilne złość. Jakim człowiekiem trzeba być żeby postrzelić dziecko?! Ciemnowłosy wziął dziewczynkę na ręce uważając na jej ranę i zapytał.
-Hazel słyszysz mnie?
Czarnowłosa pokiwała głową, ale nie otworzyła zakrwawionych oczu.
-Otwórz oczy. Dasz radę?
Tym razem Hazel pokiwała przecząco głową.
-Powiesz coś?
-Chcę spać-wyszeptała.
Ian zamarł. Podbiegł do smoka i wsiadł z dziewczynką na rękach. Popędził przyjaciela do szybkiego lotu i skierował go do chatki Gothi.
-Nie. Jeszcze nie. Potem się wyśpisz-oznajmił pełnym napięcia głosem. Wiedział, że jeśli ciemnowłosa zaśnie, może już się nie obudzić, a tego by sobie nie darował.-Mów coś.
-Ale, to boli. Chcę spać.
-Jeszcze nie, Hazel, jeszcze nie.
-Ian?
-Co tam?
-Pozdrów Chase'a.
Wikingowi zmroziło krew w żyłach. Delikatnie poklepał dziewczynkę po policzku.
-Sama to zrobisz.- dziecko nie odpowiedziało-Hazel? Hazel!
Ciemnowłosa leżała bezwładnie w jego ramionach.
-Nie! Nie, nie, nie! Hazel słyszysz mnie? Obudź się!
Dziewczynka wciąż nie odpowiadała. Wiking nachylił się nad nią i sprawdził jej oddech. Na szczęście usłyszał cichutkie wdechy i wydechy, ale słychać było, że oddech dziecka słabł. Ogniomiot pędził jak szalony i w końcu udało mu się dotrzeć do chatki starej znachorki. Ian zsiadł ze smoka i w imponującym tempie, zważywszy na dodatkowe obciążenie w postaci dziewczynki wparował do chatki. Gothi stała przy kuchni i mieszała jakieś zioła. Gdy zobaczyła przerażoną minę wikinga i bladą jak trup dziewczynkę na jego rękach w lot pojęła o co chodzi. Szybkim gestem nakazała położyć dziecko na łóżku i szybko jak na tak starą osobę podjęła się prób uratowania życia małej. Ian głaskał przyjaciółkę swojego brata po włosach z przejęciem nasłuchując, czy aby jej oddech się nie zmienia. Nagle przypomniał sobie o innym przerażającym fakcie. Skoro Hazel została postrzelona, to co z Chase'm?!. Dosłownie katapultował z krzesła i z przejęciem popatrzył na lekarkę.
-Zajmie się nią pani? Muszę odszukać brata.
Znachorka kiwnęła szybko głową i wskazała na drzwi. Ian z mocno bijącym sercem wybiegł z chatki i wskoczył na Ogniomiota. Wystartowali i szybko wrócili do przeczesywania wioski. Nagle ciemnowłosemu wpadł do głowy najbardziej oczywiste co jego brat mógłby zrobić. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślał?! Skierował Śmiertnika Zębacza do swojego domu i wpadł przez okno do pokoju brata. Ku jego wielkiej uldze chłopak siedział skulony na łóżku i z przestrachem wpatrywał się w brata. Ian podbiegł do łóżka chłopca i sprawdził czy nic mu nie jest. Po tych oględzinach zamknął młodego w niedźwiedzim uścisku i warknął.
-Jeszcze raz mnie tak wystraszysz, to przysięgam ci, że rzucę w ciebie krzesłem.
Chłopczyk przewrócił oczami nie za bardzo rozumiejąc troskę brata.
-To co miałem zrobić. Napisać na każdym domu "Hej Ian, jestem u nas w domu"?
-Och zamknij się.
Starszy chłopak oderwał się od brata i wstał.
-Masz tu siedzieć i nie wyściubiać nosa za drzwi dopóki po ciebie nie przyjdę. Będę wołał. Jakby wszedł ktoś inny schowaj się.
Mały kiwnął głową na znak, że rozumie i zmarszczył brwi.
-Widziałeś Hazel? Miała tu przyjść.
Ian wstrzymał oddech. Nie wiedział jak powiedzieć to młodszemu bratu.
-Jest u Gothi. Wszystko będzie dobrze.
-Ian, ale jak to u Gothi?!-krzyknął Chase-Co się stało?!
Nie uzyskał odpowiedzi na te pytania, bo jego starszy brat już wyskoczył przez okno, by wylądować na grzbiecie swojego smoka. Wzlatując w powietrze, by wrócić do walki, krzyknął jeszcze.
-Zostań tu!
Ciemnowłosy w mgnieniu oka dotarł na główny plac gdzie dalej siły jego dawnego klanu mierzyły się z siłami nowego. Nagle zobaczył dwie ciemne plamy lecące na wyspę w szybkim tempie. Nie zastanawiał się długo i pomyślał, że to pewnie na reszcie wraca wódz i jego ukochana. Ian doleciał do środka walki. Chłopak dołączył w walce z ziemi u boku swojej dziewczyny, gdy nagle ktoś zawołał.
-Patrzcie!
 Szczerbatek i nieznany Ianowi smok osiedli na polu bitwy. Nie mieli jeźdźców. Ku przerażeniu wszystkich mieszkańców wioski, do brzegu wyspy przybijały cztery kolejne statki z uzbrojonymi w pełni i wyposażonymi oddziałami wojowników. Na tym największym dumnie stał Albrecht Perfidny z krzywym i dumnym uśmiechem wpatrując się dokładnie w Iana i Korę. Za nim stała jego w pełni uzbrojona żona, a po jego obu stronach skuci i ze śladami pobicia stali Astrid i Czkawka. Oboje byli skuci, oboje byli źli i oboje znajdowali się teraz na celowniku wszystkich łuczników ze statku.



Astrid siedziała wtulona w Czkawkę i próbowała wymyślić jakiś plan ucieczki. W końcu usłyszała jak ktoś schodzi po schodach. Ku jej złości okazali się nimi jej wyrodni rodzice. Albrecht był wyraźnie z siebie zadowolony, a Marion wpatrywała się w córkę z tą samą  nienawiścią wypisaną na twarzy.
-No, no, no kogo moje piękne oczy widzą? Córcia!-wykrzyknął nie kryjąc ironii w głosie. blondynka podniosła się z podłogi i spojrzała na niego ze złością. Nic sobie z tego nie zrobił.-O  i kogo w moje skromne progi przywiało po raz kolejny? Czyżby to był wspaniały wódz Berk?
 Astrid, pomimo, że była na przegranej pozycji i do tego za kratami podeszła do nich na tyle blisko na ile mogła i wbiła lodowato zimne niebieskookie spojrzenie w kobietę stojącą na przeciwko. Tamta spojrzała na nią z pogardą i warknęła, głosem który przyprawił dziewczynę o dreszcze.
-Jednak zostawiłam po sobie ślad w twoim życiu- z kpiną wskazała na blizny na twarzy blondynki.
Wojowniczka splunęła pod nogi kobiety i parsknęła.
-Nie będą mi przypominać o tobie. Tylko o tym, że nie dałam się złamać.
-Ale twoje kości dały.
-Dobrze wiesz, że ty byś nie wytrzymała- mimo wszystko Astrid jeszcze bardziej podburzała matkę.
Czkawka musiał przyznać jedno. Ta dziewczyna nie wie kiedy się poddać.
-Ale dałabym radę z łatwością urządzić ci małą powtórkę zanim dojedziemy.
-Nie spróbujesz.-dalej podpuszczała kobietę.
Tamta rzuciła się w kierunku krat, ale blondynka uskoczyła w tył przed jej wyciągniętymi ramionami. Teraz wiking wiedział już po co ona to robi. Mimo strachu przed matką stara się zmusić ją do otworzenia naszej celi, co faktycznie jej się udało. Marion Perfidna jednym szarpnięciem wydarła klucz do celi z rąk męża i uchyliła drzwi by wejść. Właśnie wtedy As krzyknęła.
-Już!
Oboje pobiegli do przodu. Blondynka kopnęła matkę w brzuch powalając ją na ziemię, a brunet pchnął drzwi od celi na zaskoczonego Albrechta. Wraz z ukochaną wybiegli w górę na pokład, gonieni przez strażnika i rodziców dziewczyny. Kiedy byli na pokładzie wojowniczka zagwizdała przywołując smoka.
W jednej chwili usłyszeli cichy głośny ryk Szczerbatka. Odwrócili się i popędzili w jego kierunku. Nocna furia o dziwo była już w lepszej formie. Siedziała zakuta w kagańce i pilnowało jej kilkunastu strażników którzy na widok uciekinierów również dołączyli do pościgu. Astrid w biegu zadarła głowę do góry i uśmiechnęła się. Z nieba pikował Zmiennoskrzydły. Smok był widoczny i zwrócił uwagę na dziewczynę. Zionę ogniem w ścigających parę po czym rzucił się do krat trzymających Szczerbatka na uwięzi. Ognioskrzydły poradził sobie z nimi bez większego problemu i już po chwili oboje wznosili się w niebo. Nocna furia nie miała siły by wykrzesać z siebie choćby odrobinę plazmy, ale dała radę lecieć. Smoki wracały po swoich ludzkich przyjaciół kiedy do tamtych przybiegli strażnicy. Marion dobiegła pierwsza i rzuciła się na Astrid przygniatając ją do ziemi. Któryś ze strażników rzucił się tak samo na Czkawkę. Oba smoki chciały zapewne ratować przyjaciół ale blondynka wrzasnęła.
-Na Thora i jego wielki młot, lećcie!
Z bólem smoczych serc nocna furia i Zmiennoskzydły odlecieli rycząc żałośnie. Kiedy strażnicy dźwignęli oboje więźniów na nogi ukazały się ich twarze. Z kącika ust Astrid ciekła krew, a na policzku rósł siniak. Czkawka miał podbite oko i rozcięty łuk brwiowy. Strażnicy zakuli ich w kajdany i zmusili do trzymania głowy bardzo nisko. Albrecht był wściekły. Podszedł do obojga buntowników i warknął.
-Chcecie ze mną wojny? To ją macie.
Po tych słowach strażnicy podnieśli wojowników od normalnej pozycji i ich oczom ukazał się widok którego żadne z niech nie zapomni. Statek Łupieżców, na którym byli dopływał do brzegu. Na wyspie panował chaos i wojna. Wielka bitwa pomiędzy klanem Wandali i klanem Łupieżców szalała tam w najlepsze. A oni dali się pojmać, praktycznie skazując Berk na klęskę. Zrozumieli kim byli w tym wszystkim. Nie więźniami, nie buntownikami, ani nawet nie niewolnikami. Byli zakładnikami.

Jest!
Ku mojej radości już ponad 2000 wyświetleń jupi ja jej :D
Jesteście super. ;) Kolejny next pojawi się pewnie we wtorek bo w czwartek mam komers, a w środę musimy zmontować filmik ze znajomymi. Pracowity będę miała tydzień ale next na pewno się pojawi. Jeżeli chcecie możecie zajrzeć jutro, bo być może jak mi się uda, napiszę coś. Maybe kolejny rozdział xD.
~Pass ;*

środa, 8 czerwca 2016

Niespodziewany atak

Astrid była w pułapce. Po raz kolejny... Zaczęła zadawać sobie pytania czy to aby nie jest już przesada? Dać się złapać tym wyjętym spod Odynowego prawa Łupieżcom? O nie, przecież to była Astrid Hofferson, nie da się drugi raz! Te myśli przerywała jej jedynie troska o nieprzytomnego i kiepsko opatrzonego Szczerbatka, który był w oddzielnej sieci oraz pełne bezsilnej złości i żalu spojrzenia Czkawki, kiedy wisieli do dołu głowami nad klifami. Gdy tylko sieci wyciągnęły ich na miejsce ukazała się im wyglądająca jak rozgniecione butem jabłko twarz Bestiala, którą blondynka zdążyła dobrze sobie zapamiętać i wcale nie wspominała jej dobrze. Sieci lekko się rozluźniły, ale przyjaciele i tak byli w potrzasku. Otaczała ich horda łupieżców uzbrojonych po zęby i w każdej dłoni trzymających po toporze i tarczy skierowanych w ich stronę. Nie byłoby nawet gdzie uciekać. Widocznie zadowolony z siebie dowódca tej armii zbliżył się powolnym krokiem do Czkawki. Od niechcenia zakręcił toporem w powietrzu tuż przed jego twarzą, co przyprawiło wojowniczkę niemal o atak serca. W ułamku sekundy wyobraziła sobie co łupieżcy mogliby zrobić z jej ukochanym. Odpowiedź brzmi: To samo co z nią. I to właśnie było najbardziej w tym wszystkim irytujące. Blondynka miała głęboko w poważaniu co zrobią z nią ci popaprańce, wyglądający jakby ich rodzice w dzieciństwie karmili z procy, ale głęboko leżało jej na sercu to co zrobią z Czkawką. Ona mogła wycierpieć to wszystko drugi raz, byle jemu nic się nie stało. Bestial pochylił się nad chłopakiem i wyszczerzył żółte zęby w sarkastycznym uśmiechu.
-No, no, no któż to się pojawił. Do pewnych wybitnie ostrożnych osób się przyzwyczailiśmy- tu rzucił mi spojrzenie, przez które miałam ochotę zrobić z jego twarzy smoczy obornik.- Ale ty jesteś niespodzianką. Władca smoków pofatygował się osobiście!-krzyknął do swoich ludzi, po czym znów pochylił się nad rozwścieczonym brunetem- Chociaż po ostatniej wizycie twojej przytulanki zaczynamy mieć wątpliwości kto tu jest Władcą Smoków.
Czkawka spojrzał zaskoczony na Astrid, ale ta tylko wzruszyła ramionami, jakby nie wiedziała o co mu chodzi. Bestial podszedł teraz do niej, na co wódz Berk zacisnął zęby i zaczął szarpać się w sieci z góry skazany na porażkę. Wiking kontynuował pochód jakby nigdy nic i zwrócił swoją wykrzywioną w okropnym uśmiechu gębę w stronę wojowniczki.
-Ach witam panno Astrid. Coś się zmieniło od naszego ostatniego spotkania?-spytał jakby rozmawiał ze starą znajomą.
-Robisz się coraz brzydszy-odparła dziewczyna posyłając mu nienawistne spojrzenie błękitnych oczu.
-A ty coraz bardziej podobna do matki-odszczeknął się.
Astrid zamilkła. Wspomnienie matki wywołało u niej duży ból. Ledwie przypomniała sobie te wszystkie tortury jakim poddawała ją ta kobieta, a już trzęsła się ze strachu nad ich spotkaniem. Nie dała jednak tego po sobie poznać.
-Gdzie oni są?
-Kto?
-Moi...-nie wiedziała jak ma to powiedzieć. Nie zasługiwali na to miano, ale...-rodzice?
-Są na innym statku. Nie martw się na pewno niedługo ich zobaczysz. Zdążyłaś się stęsknić?-kiedy o to pytał zacisnął jedną rękę w pięść i uderzył nią o drugą.
-Jacy rodzice?-wtrącił się Czkawka nie rozumiejąc.
Blondynka zerknęła na niego z przeprosinami.
-Powiem ci potem-szepnęła.
Jak mogła zapomnieć by powiedzieć o tym chłopakowi! Przecież umówili się dawno, że nie będą mieć przed sobą żadnych tajemnic, a teraz ona odstawia taki numer?!
-To on nic nie wie?!-zaśmiał się Bestial i nie czekając na odpowiedź dodał-Dam przyjemność poinformowania go wodzowi. Na pewno go to ucieszy. Idziemy.
Rzucił kilka rozkazów do swoich żołnierzy i już po chwili byli ciągnięci po ziemi. Szczerbatek wciąż nie odzyskał przytomności ale podczas ich rozmowy jeden z łupieżców wyjął strzały i oczyścił rany dzięki czemu nocna furia oddychała teraz głęboko i spokojnie. Z początku Astrid zachodziła w głowę dlaczego tak opiekowali się smokiem, ale w końcu doszła do wniosku, że przecież mieli w tym swój interes. To prawdopodobnie ostatnia nocna furia! Na pewno musiało im zależeć by mieć ją jako żywe trofeum w swojej arenie. Na samą myśl blondynka aż się wzdrygnęła. Spojrzała na Czkawkę, który wyjątkowo uważnie nad czymś myślał. Zapewne jego szare komórki wciąż pracowały nad dziwną sytuacją w której się znaleźli. Całą drogę do statku nie odzywali się. W końcu łupieżcy wypuścili ich z sieci cały czas jednak trzymali ich na muszce za pomocą kusz. Wrzucili Czkawkę do lochu pod pokładem, a Szczerbatka zostawili nieprzytomnego na górze. Dziewczyna też była już sprowadzana pod pokład, ale ujrzała coś jaskrawo czerwonego na niebie. Po chwili zniknęło. W mgnieniu oka domyśliła się co to mogło być. Przecież tylko jeden gatunek smoków umie być niewidzialny na zawołanie. I jest tylko jeden taki smok o tak opalizująco czerwonym odcieniu. Ryzykując dużo krzyknęła.
-Ognioskrzydły!-po czym została natychmiast uciszona mocnym policzkiem wymierzonym przez jej strażnika. O dziwo prawie nie poczuła bólu. Była zbyt przejęta. Miała nadzieję,  że Zmiennoskrzydły usłyszał jej krzyk i zwrócił na nią uwagę. Jeśli tak może zdoła im pomóc! Blondynka szybko została wepchnięta pod pokład. Wylądowała na posadzce obok Czkawki. Chłopak uważnie się jej przyjrzał i zwrócił uwagę na jej zaczerwieniony policzek.
-Co ci się stało?-zaniepokoił się.
-Próbowałam krzyczeć.-odparła.
-Ale po co?
Dziewczyna dwuznacznie spojrzała na strażnika stojącego przy ich celi i wyraźnie nadstawiającego ucha w ich kierunku. Brunet w zrozumieniu kiwnął głową i oparł się plecami o ścianę.
-Poznałaś swoich rodziców?-spytał, na co wojowniczka wzdrygnęła się.
Oparła się jednak obok niego i zaczęła mówić.
-Tak. Czkawka, przepraszam, że ci nie powiedziałam ale po prostu nie umiałam. Bałam się, że...-zająknęła się- ,że przestaniesz mi ufać.
Wódz spojrzał na nią zaskoczony i objął ją w pasie przyciskając ją do siebie.
-Nigdy nie przestanę ci ufać.
-Bo jeszcze tego nie wiesz-mruknęła.
-A więc powiedz mi -zażądał wbijając w nią uparte spojrzenie jarzących się zielenią oczu.
-Nie odpuścisz co?-zapytała na co brunet pokręcił głową. Spuściła wzrok.
-Kto jest twoim ojcem?
Ach, czyli zaczynamy od tego bardziej znanego, pomyślała i bardzo cicho odpowiedziała.
-Albrecht.
-Kto?- nie dosłyszał Czkawka.
-Albrecht Perfidny-powtórzyła, tym razem głośniej.-A matka to Marion Perfidna.
O dziwo chłopak kiwnął głową ze spokojem, choć widać było, że jest trochę zaskoczony. W końcu nie co dzień przychodzi mu dowiadywać się, że jego dziewczyna jest córką jego śmiertelnego wroga.
-Od jak dawna to wiesz?-spytał cicho.
-Odkąd trafiłam na wyspę Łupieżców-równie cicho odpowiedziała mu Astrid wpatrując się w niego z uwagą.-Jesteś bardzo zły?
Brunet swoim kolejnym gestem wprawił ją w niemały szok. Wiking jakby nigdy nic uśmiechnął się i uniósł dłoń by dotknąć jej policzka.
-Mam być zły na ciebie? Nie da się. Wiesz co jest najważniejsze?
-Co?
-To, że jesteśmy razem.
Blondynka odwzajemniła uśmiech i tak o to po raz pierwszy w historii w lochach łupieżców, gdzie wiele ludzi wylało wiele łez, ktoś roześmiał się śmiechem samej radości i ulgi. Śmiechem jaki mogła wykrzesać z siebie tylko osoba, która w przeciwieństwie do porywaczy, wie co to prawdziwa miłość.


Kora i Ian nie wiedzieli co robić.
-To na pewno to drzewo?-wypytywał ciemnowłosy wpatrując się w dziurę w której kiedyś tkwiła strzała.
-Na pewno-potwierdziła Kora.-Ale co może oznaczać to, że zniknęła?
-Albo ktoś robi nam głupie żarty, albo ktoś nas śledzi. I robi to przerażająco dobrze.
-Dlaczego Czkawka musiał akurat teraz wyjechać?!-warknęła wojowniczka.
Wiking poczuł się urażony tym w jaki sposób jego ukochana to powiedziała. Zabrzmiało to tak jakby Czkawka Haddock był lekarstwem na wszystko. Owszem Ian bardzo go lubił i się z nim przyjaźnił, ale nie zmieniało to faktu, że poczuł się w tamtym momencie gorszy od prawowitego wodza Berk. Rudowłosa widząc jego urażoną minę położyła mu delikatną rękę na ramieniu i westchnęła.
-Oj wiesz o co mi chodzi. Po prostu denerwuje mnie, że jesteśmy z tym sami. Nie twierdzę, że radzisz sobie gorzej od niego.
Chłopak wywrócił oczami i zgarnął topór wojowniczki z ziemi, gdzie wcześniej go upuściła. Bez słowa jej go podał. Dziewczyna wywróciła oczami i zastąpiła mu drogę, kiedy zaczął się oddalać.
-Z chłopakami, jest gorzej niż ze smokami. Raz urazisz kruche poczucie własnej wartości i już obrażony-wykrzywiła się ironicznie, po czym zbliżyła się do wojownika, by go pocałować. Ten natomiast uchylił się przed tym, podnosząc coś z ziemi.
-Serio?-spytała Kora wywracając oczami.
-Tak-odparł Ian, przyciągając ją do siebie i całując jej malinowe wargi. Nie mogli jednak poświęcić sobie nawzajem tyle uwagi ile by chcieli, ponieważ trzeba było niezwłocznie zawiadomić całą wioskę o tym zajściu. Wsiedli na Chmurę i z prędkością na jaką mogła sobie pozwolić przedstawicielka Gronkli polecieli pod twierdze. Ian nie mógł się nadziwić dlaczego ze wszystkich ras smoków bardziej pasujących charakterem i sprawnością do jego ukochanej, ta wybrała właśnie Chmurę. Z drugiej strony też rozumiał Korę i to, że nie zamieniłaby smoczycy nawet na drugą nocną furię, którą nawiasem mówiąc fajnie byłoby znaleźć. Rudowłosa dziewczyna zeskoczyła ze smoka z równą sprawnością co jej ukochany. Ogniomiot siedział przy wejściu do Twierdzy ale gdy zobaczył swojego pana podniósł się i podbiegł. Ian poklepał go po prawym skrzydle i wbiegł po schodach. Obrócił się do mieszkańców wpatrujących się w niego z ciekawością. Chłopak nigdy nie przemawiał do tak dużej grupy osób. Zwykle sam słuchał takich przemówień w wykonaniu Albrechta, Bestiala lub choćby samego Czkawki gdy już przybył na Berk. Ale teraz sam musiał coś powiedzieć co go przerażało. Kora chyba zobaczyła niepewność wikinga bo podeszła i położyła mu rękę na ramieniu i uśmiechnęła się. Ciemnowłosy wziął głęboki oddech i zaczął mówić donośnym głosem tak, aby wszyscy mogli go usłyszeć. Opowiedział o zajściu z Korą i zapytał.
-Czy ktoś z was był świadkiem podobnego zdarzenia w dniu dzisiejszym lub wcześniej?
Tłum ludzi spojrzał po sobie. Wszyscy kręcili głowami nie dowierzając o co może chodzić. W końcu Rondel, brat Johana Kupczego podniósł wzrok i zaczął mówić.
-Kiedy przechodziłem obok portu zauważyłem jakąś małą łódkę daleko od plaży Thora. Chciałem tam podejść, ale w końcu coś mnie odciągnęło. Nie wiem, może to był ktoś stąd, ale może to właśnie ten który zaatakował dziewczynę-wskazał palcem na Korę.
-Dlaczego nikogo nie zapytałeś ani nie powiadomiłeś o zajściu?-spytał Ian z nutą gniewu w głosie.
Starszy wiking spuścił głowę, a na jego policzki wystąpił rumieniec. Odpowiedział zastępcy wodza ze wstydem.
-Jak wspominałem, coś mnie odciągnęło. Chciałem kogoś powiadomić, przysięgam na święte kapcie mojej mamusi. Tyle, że zrobiłbym to później....
Nikt nie zdążył choćby się poruszyć, gdy w powietrze wymknęła kolejna strzała, wycelowana dokładnie w Iana. Czarny pocisk zrobiłby z niego szaszłyk, gdyby nie (niech ją Odyn błogosławi) Kora, która szybciej od strzały popchnęła ciemnowłosego. Ktoś krzyknął, gdy ciemny pocisk wbił się w ziemię tuż koło jego stopy. Wszyscy zwrócili się w kierunku z którego nadleciała strzała. Obok kuźni Pyskacza skulony siedział wojownik w zbroi łupieżcy ściskający łuk. Obok niego kucali już inni, również z łukami i pełnymi kołczanami ciemnych strzał. Za nimi rosły już ciężkozbrojne odziały wroga, które przybywały z niewidocznej kryjówki łupieżców na wyspie. Po chwili ciszy, w stronę nieuzbrojonych i zaskoczonych Wandali zaczęły mknąć kolejne pociski, które miały za zadanie trafić swój cel z dokładnością godną samego Thora.

                     .
A więc jest tak jak obiecałam w środę.
Znaczną część miałam napisaną już wczoraj, ale dopiero dzisiaj udało mi się dokończyć. Chcę bardzo podziękować Smile, Amerze, Nieznajomej, Fierygirl i Kindze za to, że mnie komentują, Naprawdę dziękuję wam bardzo dziewczyny. Jesteście super, a wasze komentarze mnie podbudowują i gonie z rozdziałami jak szalona czego inaczej zapewne bym nie robiła ;). Dziękuję też tym którzy nie komentują ale czytają. Za każdym razem jak patrzę na liczbę wyświetleń jestem happy, że dalej chce się komukolwiek to czytać. <3
A więc do nna, który pojawi się prawdopodobnież tak jak zawsze czyli ok. piątku, soboty ;)
~Pass

sobota, 4 czerwca 2016

Pułapka

 Rudowłosa dziewczyna wpatrywała się z szokiem w strzałę wbitą do połowy w drzewo. Nie mogła odgonić od siebie myśli, że gdyby Chmura nie zaczęła opadać...Nie. To nie mogłoby się zdarzyć. Przecież Kora Madinson nie dałaby się załatwić kawałkowi drewna z wystruganym z kamienia ostrzem. Nie to było niemożliwe. Ale gdyby... Wojowniczka siedziała na grzbiecie smoczycy skulona i oszołomiona. Dopiero po chwili zorientowała się, że nikt, absolutnie nikt w wiosce nie używa czarnych strzał. Obejrzała się szybko za siebie. Serce waliło jej w piersi jak młot pneumatyczny. Rozejrzała się wyjątkowo dokładnie w poszukiwaniu nawet najmniejszego śladu ruchu, kiedy obok niej coś zaszeleściło. Jeźdźczyni zeskoczyła ze smoka i przykucnęła za obok niego trzymając wysoko topór. Była w pełni gotowa by rzucić się na to coś...albo kogoś... Po chwili ciszy zauważyła ciemną czuprynę wyłaniającą się z lasu. Nie patrząc na napastnika, skoczyła ku niemu gotowa w każdej chwili zadać śmiertelny cios. Kopnęła tego człowieka w pierś umożliwiając mu bliższy kontakt z tutejszymi gatunkami gleb i stanęła nad nim biorąc jeszcze większy zamach.
-Kora, przestań!-wrzasnął nieznajomy. Skąd znał jej imię? Dziewczyna spojrzała na niego na chwilę przed tym, gdy miała opuścić ostrze i z przerażeniem stwierdziła, że stoi nad zaskoczonym Ian'em. w jednej milisekundzie odrzuciła broń na bok i odskoczyła w tył.
-Przepraszam. Nie chciałam. Myślałam, że to nie...-tłumaczyła się cały czas myśląc o tym jak niewiele by brakowało, a urżnęłaby głowę swojemu jednodniowemu chłopakowi!
Zastępca wodza, będący dalej w lekkim szoku, wstał z ziemi i otrzepał się.
-Tak szybko chcesz mnie zabić?-roześmiał się, ale Korze nie było ani trochę do śmiechu. Widząc jej szeroko otwarte z przerażenia oczy wiking zaprzestał prób rozbawienia jej i opiekuńczo przytulił jej drżące ciało.
-Nic się nie stało. To moja wina, zaskoczyłem cię.
-Nie spodziewałam się tam ciebie-odpowiedział mu przerywany szept ukochanej.
-A kogo?
Rudowłosa oderwała się od niego i spojrzała mu w oczy ze strachem. Chłopak uważnie wpatrywał się w jej lśniące w promieniach zachodzącego słońca oczy. Dziewczyna pokręciła głową i znów na niego zerknęła.Chyba jeszcze nigdy nie widział jej tak poważnej, co bardzo go zaniepokoiło. w końcu Kora zebrała się na odpowiedź.
-Ktoś do mnie strzelał-wymamrotała.
Teraz widać było jak na dłoni jaka jest roztrzęsiona.
-Ktoś z wioski?-spytał ciemnowłosy czując narastający w nim gniew na tego pożałowania wartego kretyna, który o mały włos nie pozbawiłby życia jego ukochanej.
Na szczęście wojowniczka pokręciła głową. O tyle dobrze, pomyślał chłopak. Jeszcze tylko by im brakowało chcącego zabić dziewczynę psychola z tej samej wyspy.
-Nie widziałam go-dodała, wyzbywając z wikinga poczucie ulgi. Zmarszczył brwi wpatrując się w milczeniu w zdeptaną trawę pod jego stopami. Czy to możliwe, że ktoś z wioski mógłby chcieć pozbawić Kory życia? Czy to możliwe.
-Sądzisz, że to ktoś stąd?-spytał.
Dziewczyna zbliżyła się do niego i oparła głowę na jego ramieniu.
-Nie wiem Ian, na prawdę nie wiem.
Wojownik westchnął.
-Nie widziałaś go?
-Nie.
-A zostawił jakiś ślad?-spytał zrezygnowany, zaplatając ręce na talii dziewczyny.
-Strzałę-ta cicha odpowiedź wprawiła go w podekscytowanie. Oderwał się od rudowłosej i powiedział.
-Na strzałach są herby!-wykrzyknął.
Kora zrozumiała o co mu chodzi i uśmiechnęła się.
-No jasne-wymamrotała i odwróciła głowę w kierunku drzewa w które wbiła się strzała. Uśmiech momentalnie zamarł jej na ustach. Ian odwrócił się w tym samym kierunku. W dość grubym pniu drzewa, na wysokości pierwszych gałęzi znajdował się ziejący pustką okrągły otwór. Strzały nie było.





Para zerwała się z piasku natychmiast. Chwilę po tym jak pierwszy ryk przycichł, kolejny przeciął powietrze niczym stal. Popatrzyli na siebie.
-Szczerbatek-szepnęli w jednym momencie i puścili się pędem w stronę drzew. Nie mieli ze sobą żadnej broni. Topór Astrid został przy siodle nocnej furii, podobnie jak miecz Czkawki. Mimo to nie zważali na brak oręża. Pędzili ile sił w nogach w stronę przerażającego dźwięku. Nie zważali na nic. Gałęzie drzew smagały ich po twarzach i zostawiały zadrapania. We włosy i ubranie wplątywała im się roślinność tej wyglądającej bajecznie wyspy. Biegli, przeciskając się przez drzewa i krzaki zbliżając się cały czas w stronę smoka, aż coś nie przecięło Astrid drogi. Blondynka runęła na ziemię z krzykiem. Wódz Berk zatrzymał się ze ślizgiem i pomógł podnieść się ukochanej, jednocześnie zastanawiając się nad dziwnym czarnym kształtem, przypominającym sznurek, który przeciął im drogę, na wysokości kostek. Już miał pytać ukochanej czy nic jej nie jest, ale ta nawet nie uraczyła go spojrzeniem swoich pełnych troski i lęku o smoka, błękitnych oczu. Pognała przed siebie zwiększając przewagę nad Czkawką. Wiking nie chciał zostawić przyjaciela samego choćby sekundę dłużej niż to było konieczne, więc puścił się biegiem za Astrid. Rozbrzmiewający jak dotąd, na całą wysepkę ryk urwał się gwałtownie, co dodatkowo ich zaniepokoiło. Po chwili wbiegli na małą polanę. Nie widząc smoka gnali dalej, aż nagle wojowniczka zahamowała gwałtownie i rzuciła się w bok uniemożliwiając Czkawce dalszy bieg. Po chwili chłopak zrozumiał dlaczego to zrobiła. Gdyby nie ona spadłby z przepaści, która kończyła się jakieś 20 metrów niżej. Szybko wstali z ziemi i spojrzeli w dół. Na samym dole przepaści zauważyli oparty o skałę ciemny kształt. Spojrzeli po sobie i już mieli całkowitą pewność, że patrzą na Szczerbatka.
-Schodzimy-oznajmiła pewnie, ale wódz pokręcił głową.
-Ja schodzę. Ty zostań i stój na czatach.
-Na czatach?-spytała z niedowierzaniem-Mój przyjaciel leży tam bez życia a ja mam stać na czatach?
Po tych słowach pociągnęła Czkawkę za rękę.
-Kocham cie bardzo, ale teraz cię nie lubię-oznajmiła po czym zaczęła schodzić po skarpie, podpierając się o co tylko mogła.
Wiking co prawda mógłby się kłócić ale los przyjaciela leżał mu na sercu za bardzo, by mógł w tej chwili zaczynać nową bezsensowną kłótnię. Wobec tego ruszył za ukochaną i oboje przemierzyli drogę w dół w brawurowym tempie. Na prawdę, nie można być pewnym, że przeciętnej szybkości smok pokonałby taki odcinek drogi na dół szybciej. Nie mieli czasu zachwycać się swoją prędkością bo natychmiast ruszyli do nocnej furii. Astrid załkała jak tylko zobaczyła smoka. Z prawej łapy sterczała mu czarna jak noc strzała, wokół której skóra smoka spuchła. Nie była to jednak najgorsza rana na ciele Szczerbatka. Jeźdźcy wpatrywali się w przerażeniem nie w tą, ale w drugą z ran. W brzuch smoka wbita była taka sama jak poprzednio, kruczo czarna strzała, spod której krew wylewała się strumieniem. Czkawka w lot pojął co się musiało stać. Szczerbatek poszedł sobie gdzieś tutaj, by dać im chwilę prywatności. Wtedy właśnie ktoś postrzelił go w nogę. Nocna furia zaczęła ryczeć, by nas zawołać, więc dostało jej się w brzuch. Wódz Berk rzucił się ku tułowiu przyjaciela i ściągnął koszulkę. Starał się zatamować nią krwawienie na brzuchu smoka, podczas gdy blondynka uspokajająco gładziła go po szyi i sprawdzała oddech. W trakcie tej walki o życie prawdopodobnie ostatniej nocnej furii na świecie, Astrid rozglądnęła się naokoło szukając potencjalnego zagrożenia. Kiedy Czkawka zaczął opatrywać Szczerbatka wojowniczka zdjęła mu siodło i zabrała topór. Teraz trzymając go w gotowości przyglądała się wnikliwie okalających ich kamieniom. Były one na tyle duże, że za nimi bez problemu zmieściłby się dorosły Gronkiel. Nie zauważywszy nic niepokojącego dziewczyna podeszła do brzucha smoka i pomogła Czkawce. Zdjęła pasek, który od zawsze okalał jej wąską talie i podała go wikingowi. Jak na kogoś kto nigdy w życiu nie miał ziół, które umie rozpoznać w ręce, musiała przyznać, że radzi sobie całkiem nieźle. Pasek co prawda nie miał szans objąć całego smoka, ale gdy przyczepiło mu się siodło, bez problemy można go było zaczepić o popręg tak, by przytrzymywał koszulkę, wciąż tamującą krwawienie.Smok był nieprzytomny, ale jego oddech robił się stabilniejszy. Wojowniczka wpatrywała się we wciąż sterczące z jego ciała strzały z całkowitym zrozumieniem dla wodza, który nie chciał ich ruszać. Gdyby spróbowali Szczerbatek mógłby wykrwawić się na śmierć zanim zdążyliby zdjąć części ubrania służące za prowizoryczny opatrunek. Po dłuższym namyśle zostawili łapę w spokoju. Nie mieli pomysłu co mogliby zrobić skoro przestała krwawić. Siedzieli z niepokojem wpatrując się w nieprzytomną nocną furię.
-Co teraz robimy?-spytała cicho blondynka, na co chłopak zmarszczył czoło.
-Mógłbym iść i spróbować znaleźć jakiś przepływający statek i dać mu znać-zaproponował bez przekonania.
Wojowniczka pokręciła głową.
-A jaki normalny statek pływa w tej okolicy.
Brunet wzruszył ramionami i jeszcze raz wpatrzył się w strzały sterczące z przyjaciela. Podniósł się na nogi i rozejrzał czujnie.
-Pójdę zobaczyć kto to mógł być.
Astrid kiwnęła głową i została przy smoku. Głaskając go po głowie i szepcząc uspokajająco patrzyła jak jej chłopak zbliża się do kolejnych kamieni z mieczem gotowym do ataku. Nagle znieruchomiał. Wzrok miał utkwiony w czymś na krawędzi skarpy na której przed chwilą stali.
-Witamy ponownie, Astrid Hofferson-rozległ się złowieszczy głos, po czym z nieba spadły na nich czarne jak smoła sieci, oplatając ich ciasno, bez możliwości ucieczki.
      
Wiem, że trochę późno ale jest dzisiaj xd. Tak jak obiecałam. Na drugiego bloga niestety już nie zdążę bo niedawno wróciłam, ale jutro rano będzie. 
Do środy ;)
~Pass

czwartek, 2 czerwca 2016

Jak wódz

 Astrid i Czkawka siedzieli na grzbiecie Szczerbatka, wtuleni w siebie nawzajem. Nie odzywali się. Nie było im to do niczego potrzebne. Jednostajny łopot skrzydeł nocnej furii był uspokajający wręcz usypiający. Lecieli już dość długo, a wojowniczka wciąż nie wiedziała gdzie wódz ją zabierze. Mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem widząc jego zielone oczy wpatrzone w nią z uwielbieniem, brązowe włosy, które rozwiewał wiatr...Mogłaby tak siedzieć godzinami, ale Czkawka przerwał tę chwilę oznajmiając, że są na miejscu. Zsiedli ze Szczerbatka z jednakową wprawą i zaśmiali się kiedy ten gdzieś się ulotnił. Najwidoczniej chciał zostawić ich sam na sam. Astrid rozejrzała się po malutkiej wysepce na której wylądowali. Była rzeczywiście cudowna. Stojąc na piaszczystej plaży miała okazję podziwiać piękny błękit morza malującego się po jednej stronie i tajemniczość zielonego lasu po drugiej. Nad wyspą górowała jedna jedyna góra która nie obrośnięta była żadnymi roślinami. Pięła się wysoko ponad szczyty najwyższych drzew i wydawać by się mogło, że dosięga chmur.
-Pięknie tu- jeźdźczyni zwróciła się do chłopaka.
Wojownik pokiwał głową w odpowiedzi i uśmiechnął się do dziewczyny. Usiedli na rozgrzanym przez promienie słońca piasku. Czkawka objął blondynkę silnym ramieniem i przyciągnął do siebie.
-Musimy się tak wymykać częściej-stwierdził.
-Gdyby to tylko było możliwe-westchnęła Astrid opierając głowę na jego piersi. 
-Jest. Postaram się żeby było.
-Nie możesz zaniedbywać wioski i obowiązków-przypomniała mu ze znużeniem.
-Dla ciebie wszystko mogę zaniedbać-szepnął w jej włosy.
Dziewczyna podniosła się i spojrzała mu w oczy uradowana.
-Ty na prawdę wróciłeś.
Nie zdążył nawet odpowiedzieć, bo dziewczyna wplotła palce w jego ciemne włosy i przyciągnęła do siebie, składając na jego usta długi, pełen miłości pocałunek. Kiedy się od siebie oderwali blondynka uśmiechnęła się do niego.
-A więc...-zaczęła okręcając sobie jego włosy wokół palca.-Ile tu będziemy?
-Ile tylko będziesz chciała-odparł wódz Berk., kładąc się na piasku. Blondynka położyła się obok niego i oboje wpatrzyli się w błękitne jak jej oczy niebo. Mogliby leżeć tak całymi dniami...Astrid przymknęła oczy, czując się wyśmienicie w objęciach ukochanego, kiedy nagle ich sielankę przerwał jeden przerażający ryk.



Ian siedział w twierdzy i trzymał się za głowę. Czkawka wysłał mu szybkiego Straszliwca z prośbą o zastępstwo. Nawet gdyby brunet nie postawił go przed faktem dokonanym, chłopak i tak by się zgodził, choćby ze wzgląd na przyjaciółkę. Mimo wszystko przekonał się na własnej skórze, jak bardzo ciężko jest być wodzem. Oparty o stół wysłuchiwał kłótni Sączysmarka z Mieczykiem, dotyczącej obowiązków. Obok niego siedziała rozbawiona bezsilnością wikinga Kora, trzęsąca się ze śmiechu.
-To ty miałeś zagonić te owce jaczy łbie!-wrzeszczał Smark.
-Ale to ty masz przydział w tamtej części wyspy! Ja byłem zajęty!
-Ciekawe czym?!
-Domyśl się-rzucił Mieczyk i stało się jasne, że na siłę szuka argumentów dla swojej niewinności.
-To przez ciebie wszystkie uciekły!-oskarżał go kuzyn Czkawki.
-Wcale nie, bo przez ciebie!
-Nie kłam!
-To ty kłamiesz!
-Wcale nie ja, bo ty!
-Ja nie kłamię!
-Widzisz Ian, on nawet teraz kłamie!
-Zamknij się, bo jak ci....
I tak dalej i dalej.... Zastępca wodza nie miał siły ani ochoty słuchać ich wzajemnych, bezsensownych kłótni. Poznawał pracę wodza Berk od czasu wylotu przyjaciół więc mniej więcej od jakiś 4 godzin i podczas nich nabrał niebywałego szacunku do Czkawki za ogarnięcie tego wszystkiego ale też zaczął jeszcze bardziej rozumieć jego chęć wyrwania się stąd na choćby jeden dzień. Gdyby była na wyspie Valka-mama Czkawki- na pewno pomogłaby ciemnowłosemu wikingowi, ale poleciała odnowić pakty do kilku innych wysp z Archipelagu i miało jej nie być jeszcze przez kilka dni. w końcu Ian nie wytrzymał i wstał od stołu z hukiem.
-Zamknijcie jadaczki, obaj!-wrzasnął-Owce uciekły. Winni jesteście obaj. Teraz OBAJ pójdziecie je znaleźć. Do wieczora chce widzieć całą sześćdziesiątkę w zagrodzie Wiadra. Jasne?!
Obaj wikingowie stali z rozdziawionymi ustami w całkowitym szoku, jakiego doznali po zobaczeniu tego władczego wcielenia wojownika. Kora wręcz dusiła się ze śmiechu, który potrząsał jej ciałem w spazmatycznych drgawkach. Ian'owi nie było do śmiechu. Przynajmniej na razie....Dopiero kiedy Smark i Mieczyk wolno kiwnęli głowami i dalej w szoku, spowodowanym albo stanowczością zastępcy wodza, albo małą ilością szarych komórek w ich mózgach, wyszli z twierdzy, a ciemnowłosy wiking ciężko usiadł na ławce i odetchnął.
-Duszę się-wysapała rudowłosa, trzymając się za brzuch, z zabawnym grymasem na twarzy.
Ian spojrzał na nią rozbawiony i pokręcił głową.
-To nie było śmieszne. Ja nie wiem jak ten Czkawka to znosi każdego dnia...
-Jakoś musi. A poza ty, tak. to było śmieszne. I dobrze o tym wiesz-dziewczyna powoli się uspokajała.
-Może byłoby gdybym to nie ja musiał to rozstrzygać.
-Dobrze sobie poradziłeś.
-Przecież takie sprawy mogliby sami załatwić! To nie miało sensu!-wykrzyknął wiking z miną cierpiętnika.
-No faktycznie, logiki w tym było mało-przyznała mu rację dziewczyna, po czym znowu się roześmiała-ale jakbyś widział swoją twarz! Cały byłeś czerwony, ze złości!
Ian teatralnym gestem odrzucił ciemne włosy wpadające mu do oczu i westchnął.
-I tak ci się podobałem.
-Tego nie możesz wiedzieć-odparła Kora mrużąc oczy.
-Ale wiem. Zaprzeczysz?
Wojowniczka przewróciła oczami.
-Jesteś strasznie pewny siebie. Trzeba to ukrócić.
-Zaprzeczysz?-powtórzył wiking zmuszając ją do patrzenia mu w brązowe jak żyzna ziemia oczy.
Kora westchnęła i przytuliła go.
-Nie-wyszeptała mu do ucha i zaczęła bawić się jego włosami.
-To dobrze, bo ja też nie zaprzeczę.
Rudowłosa trzepnęła go w ramię, na co chłopak pocałował ją znienacka. Właśnie taką nieprzewidywalność lubiła w nim najbardziej. Z rozkoszą rozpłynęła się w jego pocałunku, ale po chwili wiking oderwał się od niej.
-Muszę iść.
Dziewczyna, lekko rozczarowana kiwnęła głową. Ian pocałował ją w policzek, rzucił jej ostatnie tęskne spojrzenie i wyszedł. Kora nie miała ochoty zostać sama w ciemnej twierdzy więc wyszła za nim i udała się do Chmury. Smoczyca z radością przyjęła pomysł małego treningu i już po chwili obie wzbijały się w powietrze. Lot wokół wyspy był wspaniały. Obie nie miały czasu na podziwianie różnorodnego krajobrazu wyspy, tętniącej zielenią, ani wzburzonego przez wiatr morza. Jak szalone kręciły beczki w powietrzu i  ćwiczyły slalom między drzewami. Chmura jak na przedstawicielkę Gronkli była całkiem szybka. Postanowiły wracać na ziemię, po niespełna dwóch godzinach. Miały właśnie opadać na ziemię przy najbliższym lesie, kiedy jakiś cień przemknął nad nimi, w miejscu gdzie przed chwilą znajdowała się głowa Kory i czarna jak wnętrze jaskini strzała wbiła się z potężną siłą w pień najbliższego drzewa
                
W terminie! 
Jupiiiii!! Udało się! No więc standardowo mam nadzieję, że się podobało. Następny next planuję na sobotę. Dziękuję, że jesteście ;)
~Pass